autor: Krzysztof Sobiepan
CoD, Battlefield – dominacja marki nad koncepcją?. KRYZYS TRWA – czy PUBG da się uratować?
Spis treści
CoD, Battlefield – dominacja marki nad koncepcją?
Spójrzmy prawdzie w oczy, kolejne miesiące przesądzą o tym, czy PUBG utrzyma się na rynku, czy stopniowo osunie w niszę. Na horyzoncie mamy dwie produkcje AAA, które dość łatwo mogą podkraść graczy PUBG, jeśli tytuł będzie podążać obecną drogą.
Na początek zajmijmy się trybem Blackout, zapowiedzianym do Call of Duty: Black Ops 4. Ta marka ma ogromną liczbę fanów, co daje jej spore szanse, by odebrać PUBG graczy. Owszem, z niepotwierdzonych informacji wynika, że jednocześnie zagra jedynie 60 osób. Blackout może jednak bardzo łatwo skusić tych fanów gatunku, które nie poszukują drobiazgowej szczegółowości PUBG i nie przepadają za cukierkowym stylem Fortnite’a. Dość realistyczne, lecz szybsze battle royale, z prostszym, ale nadal satysfakcjonującym systemem strzelania może przyciągnąć bardziej mainstreamową publiczność. Nie w tym upatruję jednak nemezis Battlegrounds.
Własne battle royale ma bowiem zawierać także Battlefield V, który nawet w klasycznej, niezmienionej wersji posiada już praktycznie wszystkie fundamentalne elementy tego trybu. Seria od lat jest pionierem dużych map w strzelankach. Nigdy nie osiągały one wprawdzie wielkości 8x8 km, ale doświadczonemu zespołowi dość łatwo byłoby nieco powiększyć zwykłą skalę. Liczba graczy także nie stanowi problemu, różnica między 64 zawodnikami a okrągłą setką to zapewne kwestia optymalizacji. Battlefield zawsze zapewniał też okazały arsenał z wieloma opcjami długodystansowymi.
W grach battle royale ważne są także pojazdy, które od początku były obecne również w serii Battlefield. Aktualny system czteroosobowych zespołów bezstresowo przekłada się na drużynowe battle royale, a w „piątce” udostępniono nawet możliwość podnoszenia postrzelonego kolegi przez niewyspecjalizowanych żołnierzy.
Na koniec warto przypomnieć, że PUBG jako takie nie jest mocną marką. Siłą tego tytułu była świeżość pomysłu, po raz pierwszy zrealizowanego na komercyjną skalę i w przyzwoitej jakości. Dzięki temu, jak innowacyjna wydawała się rozgrywka, społeczności łatwiej było przymknąć oko na potknięcia, daleką od ideału optymalizację i wolniejszy rozwój. Co jednak się stanie, gdy w ręce graczy zostaną oddane produkcje, za którymi stoją dużo większe, bardziej doświadczone i dysponujące monstrualnymi budżetami korporacje? Czy widząc tytuły o wiele staranniej dopracowane już w dniu premiery, o lepszej optymalizacji i z bardziej zadowalającą szatą graficzną, gracze nie opuszczą PUBG na dobre?
W mojej osobistej opinii całość rozbije się o właściwe relacje ze społecznością. Jeśli fani tego tytułu nie będą mieć kontaktu z twórcami ani wpływu na rozwój gry, z czasem odejdą, żeby poszukać czegoś lepszego. Wydaje się więc, że jedyną szansą na przetrwanie „ataku mainstreamu” byłby nagły zwrot w stronę użytkowników i postawienie na dialog z prawdziwego zdarzenia.
O AUTORZE
Z PUBG jestem związany od marca 2017 roku. Od tego czasu drobiazgowo śledzę każdą aktualizację i ruchy dewelopera, z jednej strony jako fan tego tytułu, z drugiej jako redakcyjny ekspert od tej produkcji. Obecnie ciężko mi zachować neutralność w obliczu coraz gorszych wyników Battlegrounds. Tak dobry fundament rozgrywki zasługuje bowiem na długie życie na rynku, a obecne okoliczności i problemy wydają się popychać grę w nie do końca dobrą stronę.
Powyższy tekst nie jest bezstronnym artykułem publicystycznym, a felietonem przedstawiającym punkt widzenia jego autora.