autor: Adam Bełda
Czy cyberpunk jest możliwy? Kopiowanie umysłu to trudna sprawa
Johnny Silverhand zapisany na „pendrivie” stał się główną osią fabuły polskiego erpega Cyberpunk 2077. Czy jednak przenoszenie świadomości do chipa kiedyś będzie w ogóle możliwe?
Spis treści
Kurz po premierze Cyberpunka 2077 już opadł i większość z tych osób, które miały w niego zagrać, ma już tę przygodę za sobą. Nieliczni czekają na patch 1.3, 1.4, a może i 1.77, licząc na to, że kolejne aktualizacje poprawią błędy, albo wciąż wypełniają misje poboczne, jednak dla mnie sprawa jest już zamknięta – przynajmniej do czasu fabularnego dodatku. Pozostaje jednak sama idea tego, co może wydarzyć się w mrocznej przyszłości. Niezależnie od tego, jak rozczarowujące (lub satysfakcjonujące) było rozwinięcie wątków transhumanistycznych w fabule produkcji CD Projektu RED, problemy te są żywo dyskutowane zarówno w środowiskach naukowców czy filozofów, jak i fanów science fiction.
Cyberpunk 2077 opowiada historię Johnny’ego Silverhanda, rockmana wyrwanego ze swoich czasów, którego umysł został zapisany na eksperymentalnym chipie (wynalezionym według lore’u gry w roku 2020, a w 2077 nadal pozostającym eksperymentalnym... metakomentarz do stanu technicznego samej gry?). W świecie nakreślonym przez „Redów” taka sytuacja jest co prawda ewenementem, ale w gruncie rzeczy nie dziwi. Cyfrowe życie powoli staje się dostępne dla najbogatszych – Arasaka, po przetarciu szlaków przez jej prezesa, rozpoczęła program Secure Your Soul oferujący digitalizację świadomości, inne korporacje na pewno też nie będą chciały zostać w tyle. V jest więc pionierem, ale w jego rzeczywistości to, czego doświadcza, stanowi naturalne rozwinięcie zapoczątkowanych już trendów.
Pytanie o to, czy tak samo zadzieje się w naszej, jest w gruncie rzeczy kluczowe dla dalszego rozwoju człowieka. Jeśli transfer umysłu do komputera stanie się możliwy, z pewnością będzie to rewolucja nieporównywalna z żadną poprzednią.
Za kulisami umysłu
Zanim zagłębimy się w kwestię transferu umysłu, wypada najpierw zdefiniować, czym on właściwie jest. Z tego powodu pociąg hype’u wszystkich czekających na elektroniczne wniebowstąpienie wykoleja się, zanim na dobre się rozpędzi. Problem w tym, że nie mamy pojęcia, jak taką definicję sformułować. Owszem, istnieją dziesiątki koncepcji na temat tego, jak działa psychika i jak język neuronów tłumaczony jest na przeżycia, ale – podobnie jak w fizyce – brakuje tu spójnej teorii unifikującej psychologię z neurologią.
Co więcej, nawet gdyby taki Święty Graal psychiatrii został znaleziony, wciąż nie rozwiązuje to problemu. Poznanie zasad funkcjonowania umysłu nie dostarcza bowiem odpowiedzi na najważniejsze pytanie – czym jest i jak powstaje samoświadomość. Co sprawia, że mózg nie jest tylko biologicznym komputerem, a centrum dowodzenia czującej istoty? To problem o tyle fundamentalny, że w zasadzie od jego rozwiązania zależy, czy w ogóle jest sens zabierać się za digitalizację ludzkiego umysłu. Może okazać się, iż świadomości nie da się emulować przez komputer, a transferowane osobowości to jedynie bardzo dokładnie odwzorowujące procesy poznawcze programy komputerowe.
Załóżmy jednak optymistyczną wersję, że dokładne odwzorowanie w komputerze procesów zachodzących w ludzkim mózgu dałoby de facto cyfrową nieśmiertelność, a istota, która w ten sposób powstanie, byłaby naturalnym przedłużeniem osoby poddającej się digitalizacji.
Założenie, że szczegółowe odwzorowanie funkcjonowania mózgu spowoduje powstanie w takiej symulacji świadomości, opiera się na idei emergencji. Emergencja jest zjawiskiem, w którym interakcje wielu prostszych elementów prowadzą do powstania jakościowo odmiennego fenomenu. Przykładem może być kolor – pojedyncze cząstki elementarne nie mają takiej właściwości, dopiero ich oddziaływanie w ramach atomów i związków chemicznych sprawia, że odbijają światło o konkretnej długości fali. Bardziej abstrakcyjnym przykładem może być socjologia. Indywidualni ludzie tworzą społeczeństwa, których dynamika jest z pewnością czymś więcej niż sumą relacji składających się na nie osób.
W odniesieniu do świadomości – miałaby ona być właśnie w taki sposób wytwarzana przez nasze mózgi. Prowadzi to oczywiście do kolejnych problemów, jako że bardzo trudno jest znaleźć moment, w którym zjawisko emergentne ma swój początek – pytanie, w którym dokładnie momencie konstrukt staje się świadomy, może na zawsze pozostać bez odpowiedzi.
Stworzenie cyfrowej wersji mózgu człowieka musiałoby zacząć się od uzyskania jego dokładnego obrazu. Sensownie byłoby, gdyby dało się to zrobić bez zabijania osoby digitalizowanej (chociaż w świecie Cyberpunka 2077 jest to warunek – Soulkiller uśmiercał biologiczną personę swojej ofiary), co obecnie wydaje się dość problematyczne.
Nie ma tutaj zastosowania klasyczna tomografia używająca promieni X do uzyskania obrazu. Sama struktura (a mapę tejże dostarcza tomografia komputerowa) mózgu daje zdecydowanie za mało informacji – do stworzenia modelu umysłu potrzebne jest dokładne zbadanie jego funkcji. To nie problem – już dzisiaj mamy kilka metod umożliwiających podejrzenie live streamu z wnętrza głowy. Nie będę tu tłumaczyć, jak działają – dość powiedzieć, że większość niespecjalizujących się w radiologii lekarzy uważa, iż obraz w tomografii rezonansu magnetycznego powstaje dzięki zjawiskom magicznym, a maszynę uruchamia się słowami „Avada Kedavra”. Niemniej zarówno wspomniane fMRI, jak i tomografia z zastosowaniem radioizotopów (medycyna nuklearna) pozwalają na przyjrzenie się mózgowi w działaniu. Problemem jest, niestety, zdecydowanie zbyt niska jak na potrzeby digitalizacji umysłu zdolność rozdzielcza takich technologii. Grubość warstwy – trójwymiarowe modele w medycynie powstają na bazie serii przekrojów – w badaniach jest o całe rzędy wielkości za duża i nie da się dostrzec niezbędnych dla symulowania osobowości szczegółów.
JESTEŚ STANEM TWOICH SYNAPS
Nikt jeszcze nie zdigitalizował ludzkiej osobowości, więc nie wiadomo, jak bardzo drobiazgowy musiałby być model mózgu w takiej symulacji. Wydaje się jednak, że niezbędna byłaby co najmniej taka dokładność, aby znać stan poszczególnych synaps.
Synapsy, czyli połączenia pomiędzy komórkami nerwowymi, to miejsca, w których zachodzi większość wymiany informacji w mózgu. To od tego, jak dużo neuroprzekaźnika wpuszczone zostanie do szczeliny synaptycznej, zależy, czy neurocyt będzie przekazywał i przetwarzał sygnał. Pojedyncza komórka łączy się z innymi za pośrednictwem kilku tysięcy synaps. Połączenia mają szerokość kilkudziesięciu nanometrów. Współczesna diagnostyka nieinwazyjna pozwala rozróżnić elementy o wielkości liczonej raczej w milimetrach, stąd stworzenie symulacji mózgu na bazie obrazu tomografii jest dziś niemożliwe.
Na większą dokładność mogą pozwolić osiągnięcia optogenetyki. Modyfikacja genetyczna komórek nerwowych teoretycznie umożliwia dość precyzyjne obrazowanie nawet poszczególnych białek. Aby to uzyskać, łączy się peptydy ze specjalnymi znacznikami fluorescencyjnymi. Te po odpowiednim naświetleniu emitują własne światło o konkretnych parametrach. Niestety i w tym przypadku zastosowanie tej technologii do mapowania umysłu człowieka jest raczej melodią przyszłości. Pomijając już fakt, że modyfikacja genetyczna ludzkich komórek stanowi przedsięwzięcie niebywale trudne i ryzykowne (przypadki indukowania nowotworów przez terapię genową są jedną z przyczyn powolnego i bardzo ostrożnego rozwoju tego obiecującego sposobu leczenia), obecnie metody takie stosuje się do obserwacji mózgów dużo prostszych zwierząt. Na przykład danio pręgowanego – w 2013 roku dokonano obserwacji 80% ze 100 000 neuronów rozwijającej się larwy tej ryby.
Niestety, do dzisiaj jedyną metodą, która może pozwolić na uzyskanie odpowiednio dokładnych obrazów, jest oldskulowe cięcie mózgu na plasterki i oglądanie ich pod mikroskopem. Nie muszę wspominać, że procedura ta ma jedną, cóż... śmiertelnie poważną wadę. Oczywiście gdyby świadomość, którą mamy nadzieję odtworzyć na nośniku elektronicznym, miała być przedłużeniem świadomości osoby, którą przed chwilą rozczłonkowaliśmy, byłaby to gra warta świeczki. Problem w tym, że nie da się tego sprawdzić. Nawet gdyby znalazł się odważny, który pozwoliłby się zdekapitować pierwszy ku chwale nauki, a uzyskana w komputerze istota zarzekałaby się, że jest tym samym człowiekiem, i tak nie mielibyśmy pewności, czy to prawda. Ba, ona sama nie mogłaby tego wiedzieć – z pewnością miałaby wspomnienia oryginału i czuła się jak on, ale jej subiektywne wrażenie to żaden dowód. Pozostaje więc podłożyć głowę pod topór i liczyć na obudzenie się w wirtualnym habitacie, przygotowanym przez dział obsługi klienta Arasaki. A jeśli nie? Cóż, przypał.
Jakkolwiek odcinanie głowy w celu zachowania informacji zapisanej w mózgu może wydawać się procedurą dość makabryczną, praktykowane jest już dzisiaj. Instytucje takie jak Alcor Life Extension Foundation zajmują się krioprezerwacją dopiero co zmarłych osób w nadziei, że przyszła technologia pozwoli na przywrócenie ich do życia. Ze względu na to, że zamrożenie całego ciała jest niemal dwa razy bardziej kosztowne (mówimy o setkach tysięcy dolarów, czyli kwotach niebagatelnych), a wszystkie najważniejsze rzeczy i tak trzymamy w głowie, istnieje opcja zachowania tylko jej. Tak, rzeczywistość bardziej przypomina Lolipop Chainsaw niż Cyberpunka 2077.