autor: Adam Bełda
Czy ludźmi naprawdę da się sterować przy użyciu technologii?
Spisek możnych kontroluje wszystkich i wszystko. Czy to możliwe, żeby garstka ludzi kierowała światem? Odpowiedź na to pytanie jest dość złożona.
Spis treści
Jestem fanem dobrych teorii spiskowych. Dobrych, to znaczy takich, które nie szerzą szkodliwych treści (jak na przykład teorie antyszczepionkowe), a jednocześnie mają w sobie ten kreatywny element, iskierkę boskiego geniuszu, która sprawia, że człowiek czytając je myśli sobie: „to jest zbyt głupie, by ktoś mógł to wymyślić”. W tej kategorii pomiędzy historiami o reptylianach infiltrujących światowe rządy, a alternatywną wiedzą o tym, że Finlandia nie istnieje, znajduje się cała masa iście paranoicznych pomysłów. Wiele z nich dotyczy tego, że na każdym kroku jesteśmy sterowani, szpiegowani, a wszystko – włącznie z naszymi danymi osobowymi i zainteresowaniami – jest na sprzedaż (choć nie chcemy, to świat nas zmusza).
O ile kosmiczne jaszczury, które przejęły rząd dusz można raczej włożyć między bajki (znaczy… przecież nawet gdyby było inaczej, nie przyznałbym tego, bo mają mój adres), tak teorie dotyczące inwigilacji społeczeństw czy ich sterowania, które jeszcze 10 czy 20 lat temu wydawały się zabawne, dzisiaj nabierają niepokojącej realności.
Tak – jesteśmy szpiegowani, jesteśmy sterowani, jesteśmy jedynie cyferką w arkuszu kalkulacyjnym osób potężniejszych od nas. Intrygujące? Zapraszam do lektury.
Współczesna technologia daje wpływowym instytucjom iście przerażające możliwości, które momentami mogą wydawać się wręcz nierealne. Oczywiście rzeczywistość ma pewne limity, w przeciwieństwie do teorii spiskowych – przytoczę tutaj tak zwane zjawisko mind control. Zjawisko, ma się rozumieć, całkowicie fikcyjne, którego idea oparta jest na założeniu, że pewne osoby – najczęściej powiązane z wojskiem lub, a jakże, służbami specjalnymi z czasów PRL – mają dostęp do technologii, która pozwala dosłownie sterować ludźmi.
Najczęściej miałaby ona być wykorzystana do nękania przypadkowych osób (bo do tego wykorzystuje się wynalazki wyprzedzające rozwój technologii o dziesiątki lat, prawda?). Niestety, środowisko związane z „walką” z mind control nie jest tylko zbiorowiskiem nieszkodliwych dziwaków – osoby z prawdziwymi problemami somatycznymi czy psychicznymi mogą uznać, że ich dolegliwości spowodowane są mind control, a nie chorobą, przez co nie otrzymują profesjonalnej pomocy, zamiast tego zgłaszając się do wątpliwej wiarygodności (za to dużej niezależności) internetowych telewizji.
Uncle Sam does the best he can
Skoro zacząłem od teorii spiskowych, które okazały się prawdą, wstydem byłoby nieprzytoczenie bodajże najbardziej spektakularnej z nich. Projekt MKUltra, bo o nim mowa, był tajną operacją CIA przeprowadzoną w latach 50. i 60., która obejmowała trudną do oszacowania, ale idącą w setki, liczba pomniejszych programów mających zbadać, czy możliwa jest kontrola nad myśleniem i zachowaniem przeciwnika.
Projekt utrzymywany był w tajemnicy przez cały czas swojego trwania, jednakże w społeczeństwie amerykańskim krążyły plotki – być może spowodowane zimnowojenną paranoją, a być może jakimś niejasnym przeciekiem – o tym, że USA może prowadzić tego rodzaju eksperymenty. Sprawa zaczęła wychodzić na jaw w latach 70., kiedy to na skutek dziennikarskiego śledztwa New York Timesa powstała rosnąca presja na administrację rządową, aby zbadać domniemane przypadki łamania praw człowieka przez CIA.
Łamania praw człowieka? Tak, bo projekt MKUltra nie tylko zajmował się opracowaniem technologii, które potencjalnie mogły naruszać podstawowe wolności jednostki, ale także stosował metody ocierające się o tortury (czy też, w pewnych przypadkach, będące nimi wprost).
Pełne śledztwo dotyczące tych wydarzeń nie jest możliwe z racji na to, że w związku z aferą Watergate i późniejszą paniką w szeregach tajnych służb, zniszczono większość dokumentacji eksperymentów, mimo to na podstawie ponad 20 tysięcy dokumentów, które przetrwały (co dobrze oddaje skalę przedsięwzięcia), odtworzono prawdę tyleż niesamowitą, co przerażającą.
AFERA WATERGATE
Aferą Watergate nazywane są wydarzenia, które miały miejsce w latach 1972–1974 w Stanach Zjednoczonych i doprowadziły do ustąpienia z urzędu prezydenta Richarda Nixona. Richard Nixon, chcąc zapewnić sobie kolejną kadencję, zdecydował się na podjęcie serii nielegalnych działań w celu zdyskredytowania przeciwników politycznych.
Miał on na przykład wykraść dokumentację psychiatryczną ekonomisty Daniela Ellsberga celem znalezienia na niego „haków” czy zakładać podsłuchy aby szpiegować nieprzychylne mu osoby. Od nieudanej próby umieszczenia pluskwy w sztabie wyborczym Partii Demokratycznej znajdującym się w kompleksie Watergate pochodzi zresztą popularne określenie afery.
Wydarzenia te odbiły się szerokim echem nie tylko w świecie polityki, ale i kultury, a porównania do Watergate pojawiają się co jakiś czas, kiedy na jaw wychodzą nieuczciwe czy wręcz niezgodne z prawem działania rządów lub innych wpływowych instytucji. W Polsce tego typu analogie stosowane są ostatnimi czasy niestety dość regularnie.