Co obejrzeć: Ghost in the Shell. Cyberpunk 2077 – co obejrzeć i w co zagrać
Spis treści
Co obejrzeć: Ghost in the Shell
NA STRONIE ZNAJDZIESZ
- Co obejrzeć: Ghost in the Shell
- W co zagrać: Satellite Reign
- Co przeczytać: Akira
- Czego posłuchać: Carpenter Brut
W 2017 roku Ghost in the Shell doczekało się aktorskiej adaptacji – wzbudzającej zresztą niemałe kontrowersje, bo obsadzenie Scarlett Johansson w roli głównej bohaterki sprowokowało oskarżenia o „wybielanie” obsady. I niestety, ta przedpremierowa afera była jedynym momentem, w którym obraz Ruperta Sandersa wzbudził większe emocje – bo to zaledwie poprawny (choć imponujący wizualnie) i nieco dłużący się film, który nie ma w sobie nic ze świeżości i szczerości pierwowzoru.
Ghost in the Shell jest jednym z tych filmów, które potrafią docenić nawet osoby zazwyczaj alergicznie reagujące na specyfikę japońskiej kultury. To bowiem science fiction najcięższej kategorii – skomplikowane, osadzone we w pełni skomputeryzowanym świecie, a jednocześnie nasycone filozoficznymi pytaniami. Nie zabrakło tu oczywiście klasycznego dla gatunku miejskiego molochu, jednocześnie gromadzącego w swoich blokach niezliczoną masę ludzi i izolującego ich od siebie nawzajem.
To obraz o ponurym klimacie, potęgowanym przez fenomenalnie wykadrowane ujęcia i niesamowitą ścieżkę dźwiękową, robiącą doskonały użytek z żeńskich chórków. A przy tym – ciekawy dreszczowiec, podążający za major Motoko Kusanagi, niemal całkowicie zrobotyzowaną agentką ścigającą superhakera o ksywce Władca Marionetek. W japońskim kinie to prawdziwie rewolucyjny obraz, pod przykrywką złożonej intrygi zadający pytania o naturę człowieka. Nic dziwnego, że gdy w końcu ukazał się w zachodnich kinach, mocno wpłynął na amerykańskich i europejskich filmowców – do inspiracji Ghost in the Shell przyznawały się m.in. siostry Wachowskie, a więc twórcy Matrixa.
W co zagrać: Satellite Reign
Oryginalny Syndicate otrzymał oficjalny remake w 2012 roku za sprawą studia Starbreeze. Nowa wersja niczym (oprócz klimatu) nie przypominała swojego pierwowzoru. Produkcja ta została bowiem zmieniona w... liniową strzelankę z mocnym naciskiem na zabawę w kooperacji. Nie była to z pewnością gra zła i w duecie ze znajomym potrafiła sprawić masę frajdy, fani oryginału wyrywali sobie jednak włosy z głowy, że rozbudowaną strategię wykorzystano jako fundament dla FPS-a niewyróżniającego się niczym poza ciekawym światem.
Gdyby nie inny tytuł, Satellite Reign można byłoby uznać za pełnoprawny remake Syndicate’a – kultowej w niektórych kręgach produkcji z 1993 roku. Studio 5 Lives zapożyczyło z tamtej klasyki wszystkie najlepsze elementy, usprawniając jednocześnie te aspekty, które przez dwie dekady zdążyły się mocno zestarzeć. W efekcie otrzymaliśmy świetną strategię, mocno skupiającą się na swobodzie podejścia gracza do poszczególnych misji, kolejności wykonywania zadań i rozwijania umiejętności każdego z czterech oddanych nam do dyspozycji agentów.
Dodatkowo to projekt pod wieloma względami dość oldskulowy, co akurat fanom oryginalnego Syndicate’a bynajmniej nie powinno przeszkadzać. Przede wszystkim jednak Satellite Reign przypadnie do gustu miłośnikom cyberpunku. Ta gra po prostu tonie w tym klimacie, pokazując miasto poskładane z klisz klasyki gatunku. Moknące w deszczu ulice, odbijające się w kałużach światła reklam, złowrogie korporacje trzymające w garści wszystko i wszystkich... Zapuszczanie się w zaułki tej metropolii to sama przyjemność, nawet jeśli poza wykonywaniem misji nie ma tu zbyt wiele do roboty.
Co przeczytać: Akira
Nie sposób pisać o cyberpunku bez spojrzenia w stronę Kraju Kwitnącej Wiśni. Japońska wersja tej estetyki jest zdecydowanie inna niż amerykańska, a składająca się z sześciu tomów manga Akira autorstwa Katsuhiro Otomy doskonale te różnice pokazuje. Historia obdarzonego potężnymi i potencjalnie niszczycielskimi mocami Tetsuo oraz jego niegdysiejszego przyjaciela Kanedy porusza problematykę nadużyć władzy, izolacji dorastającej młodzieży, politycznych intryg oraz natury buntu przeciwko autorytetom. Tematyka uniwersalna – ale Akira przedstawia ją na tle futurystycznej megametropolii Neo-Tokio, wybudowanej na gruzach byłej stolicy Japonii, nękanej przez antyrządowe zamieszki, wojny gangów i terroryzm.
Charakterystyczna kreska, pełne szczegółów otoczenie oraz przemyślane kadry podkreślają pesymizm i beznadzieję tego nowego, ponurego świata, przekazując osamotnienie i brak celu w życiu młodych bohaterów. To trudne, dojrzałe dzieło – i nic dziwnego, że była to jedna z mang, które pozwoliły japońskim komiksom zyskać tak gigantyczną popularność na Zachodzie.
Czego posłuchać: Carpenter Brut
Franck Hueso – bo tak naprawdę nazywa się artysta ukrywający się pod pseudonimem Carpenter Brut – praktycznie sam wepchał się na tę listę. Nie dość, że w swoich utworach wykorzystuje przede wszystkim dźwięki syntezatorów, jakby żywcem wyjęte z horrorów i filmów science fiction z lat 80., to jeszcze sam posługuje się wizualną stylistyką jednoznacznie kojarzącą się z cyberpunkiem – neonami, jaskrawą kolorystyką i dziwaczną symboliką. Nie można też zapominać, że muzyk ten użyczył swojego talentu twórcom Dredda z 2012 roku – obrazu wyjątkowo mocno osadzonego właśnie w tym nurcie. W jego utworach słychać wyraźne wpływy ścieżek dźwiękowych autorstwa Johna Carpentera czy twórczości Lazerhawka, College bądź Justice, a jednocześnie mocne perkusyjne tło i brutalnie szybka warstwa elektroniczna nasuwają skojarzenia z metalem. I być może właśnie ze względu na tę dynamikę z jego muzyki skorzystali producenci takich gier jak Furi, Hotline Miami 2: Wrong Number czy The Crew. Nie obrazilibyśmy się, gdyby w ich ślady poszedł też CD Projekt RED.