Ceny gier w Polsce – dlaczego granie na PC jest u nas coraz droższe?
Spisek Iluminatów? Wpływ konsol? A może wina Denuvo? Od jakiegoś czasu wielu graczy zachodzi w głowę, jak to się stało, że w Polsce wersje PC gier dobiły już cenami do 200 zł. Postanowiliśmy przeanalizować sytuację na rynku i wyjaśnić tę zagadkę.
Spis treści
Wielu z Was zauważyło to już dawno temu, inni zdali sobie z tego sprawę dopiero teraz. Ceny gier na PC z segmentu AAA rosną w Polsce w zawrotnym tempie, przez co pudełkowe wersje produktów dostępnych na terenie naszego kraju są coraz mniej atrakcyjne w stosunku do ich cyfrowych odpowiedników. Z każdym rokiem musimy coraz więcej wydawać na pecetowe nowości, a ostatnie doświadczenia pokazują, że trend ten w kolejnych latach zostanie utrzymany. Dlaczego tak się dzieje? Co ma na to bezpośredni wpływ? Czy jest to świeża tendencja, czy też sukcesywnie wprowadzany od lat plan? Na wszystkie te pytania postaramy się odpowiedzieć w niniejszym artykule.
Tanie premiery na PC to przeszłość
Kilkanaście lat temu sytuacja na polskim rynku gier komputerowych przedstawiała się zupełnie inaczej niż teraz. Rodzimi dystrybutorzy chcieli zachęcić fanów elektronicznej rozrywki do zakupu legalnego oprogramowania, dlatego chętnie inwestowali w pełne lokalizacje, a same produkty były wydawane w atrakcyjnej formie i za stosunkowo niewielkie pieniądze. Przez długi czas nowy tytuł AAA w dniu premiery kosztował w pecetowej wersji ok. 100 złotych, a w detalicznej cenie Fallouta 4 z 2015 roku (199,90 zł w dniu premiery) można było kupić nawet maksymalnie wypasioną edycję kolekcjonerską. Dobrym tego przykładem jest prezentowany na obrazku Gothic 3, którego najbogatsza wersja została wyceniona na 179,90 złotych.
Trzeba też wziąć pod uwagę fakt, że znany dziś problem odsprzedawania tytułów w zaniżonych cenach w zamożniejszych krajach praktycznie nie istniał. Produkcje oferujące polską wersję językową były tanie, ale na ich kupno nie decydował się Niemiec czy Francuz, gdyż nie znali oni naszego języka. Dzięki temu najwięksi wydawcy chętnie pozwalali sprzedawać Polakom gry w obniżonych – w stosunku do zachodnich rynków – cenach, koło się zamykało.
NA ZACHODZIE BEZ ZMIAN
W krajach zachodnich problem podwyżek cen gier nie istnieje. Od wielu lat za tytuł z segmentu AAA trzeba zapłacić 50 lub 60 euro, niezależnie od tego czy mamy do czynienia z wersją na PC czy konsole. Wydawcy nauczyli się drenować portfele graczy w inny sposób – przygotowując przepustki sezonowe, których zawartość znana jest jeszcze przed premierą tytułu, wstawiając nieobowiązkowe mikropłatności nawet do produkcji single player (tzw. płatne cheaty) lub wypuszczając multum DLC, zarówno tych bardziej, jak i mniej wartościowych. Tego typu praktyki teoretycznie zwiększają koszt nabycia „kompletnej” gry, ale z drugiej strony do kupowania dodatków nikt nas przecież nie zmusza.
Sytuacja zaczęła się zmieniać, kiedy na pecetowy rynek gier z impetem wjechał Steam. Przede wszystkim zatarły się terytorialne granice – dziś Polak może kupić tę samą wersję cyfrową gry w niemal każdym miejscu na świecie (choć od tej reguły są oczywiście wyjątki) i korzystać z wszystkich wersji językowych, nawet tych najbardziej egzotycznych. Znaczenie przestały mieć również same wydania pudełkowe. Kupione w stacjonarnym sklepie produkty i tak przypisujemy do jakiegoś konta (Origin, Uplay, Steam), a dołączona do zestawu płytka spełnia swoje zadanie jedynie częściowo, bo sporo danych (np. patche wydawane już pierwszego dnia po premierze) musimy pobierać z Internetu, czy nam się to podoba, czy nie.
Konieczność przypisywania gier do wirtualnych kont byłaby jeszcze przez wielu akceptowana, gdyby ceny pecetowych produkcji mocno odbiegały od kosztu ich konsolowych odpowiedników. Sytuacja wskazuje jednak na to, że niedługo wszystko się wyrówna. Trzeba przy tym pamiętać, że osoby posiadające PlayStation 4 czy Xboksa One mają tu ewidentną przewagę. Choć gry na konsole od wielu lat utrzymują „zachodnie” ceny (ok. 250 złotych za nowość w pudełku), wielu użytkowników odsprzedaje je niedługo po premierze, odzyskując większą część zainwestowanych wcześniej środków.