Nowa gra za 360 zł? To może zmienić wszystko
Dowiedzieliśmy się, ile będą kosztowały nowe konsole, i to odwróciło naszą uwagę od tego, co jest jeszcze ważniejsze - od cen gier.
Na prezentacji Sony padła informacja, że gry na PS5 będą kosztowały nawet 80 euro, czyli około 360 złotych. To bardzo, bardzo dużo. Nawet będący w zasadzie samodzielnym dodatkiem nowy Spider-Man został wyceniony na 70 euro, czyli około 320 złotych. Możemy założyć, że na Xboksach i PC-tach ceny także pójdą w górę, a portfele będą bolały.
Zacznę od tego, że dawno w branży mówiło się, iż budżety gier rosną, a ich ceny nie. Wielu wskazywało na to, że właśnie przez to wydawcy upychają w swoich produkcjach mikropłatności i stawiają przede wszystkim na gry-usługi. Jak widać, doszliśmy do punktu, w którym utrzymywanie dawnej ceny nie było już opcją. Bardziej zorientowani wiedzieli, że to musi nastąpić. Pytanie brzmi, do czego to doprowadzi? Odpowiedzi może być przynajmniej parę.
Mam to gdzieś, kupuję abonament
Jeśli nowe gry będą kosztować ponad 350 zł za sztukę, to zakup abonamentu za 40 złotych miesięcznie zaczyna brzmieć kusząco. Jedna gra czy osiem (ponad) miesięcy dostępu do sporej kolekcji? Co wybierzecie?
Możliwe, że właśnie tego Microsoft i Sony by chcieli. Abonament to stałe przychody, a nie zastrzyki gotówki po premierze dużych hitów. Niskie ceny konsol pozbawionych napędów optycznych także wskazują na to, że koncerny kuszą nas, byśmy przeszli na abonamenty i zakupy cyfrowe.
O, Epic, mój przyjacielu
Ceny nowych gier na PC są na świecie mniej więcej takie jak na konsolach. Tu jednak mamy wyprzedaże na Steamie (acz na konsolach też się zdarzają świetne promocje), darmowe gry od Epica, Humble Bundle, masę niedrogich „indyków”, no i jeszcze, niestety, piractwo. Możliwe, że część graczy zwyczajnie odpuści sobie konsole, bo na pecetach wyjdzie taniej. Czy to będzie zauważalny trend? Trudno powiedzieć.
Stare i używane gry nie są takie złe
Może się także okazać, że gracze przestaną kupować nowe gry. W końcu kto z nas nie ma długiej listy tytułów, w które by w sumie zagrał, ale do tej pory nie zagrał. One są akurat na promocji, po 40–50 zł, albo używane za pół ceny, to akurat sobie kupię. To nie jest złe wyjście, pozostaje tylko pytanie, co zrobią duzi wydawcy, jak sprzedaż nowych gier w pełnej cenie spadnie o 50 procent? Więcej reklam? Więcej mikropłatności? Tylko sprawdzone, popularne pomysły i żadnego twórczego ryzyka? Kto wie.
A może nic się nie stanie
Możliwe, że ci z nas, którzy „łykali” gry po 250 złotych, łykną je i za 350 i nic wielkiego się nie stanie. Pozostali będą handlowali „używkami”. Może nawet rynek gier z drugiej ręki stanie się jeszcze większy niż teraz? Albo będziemy kupowali na promocjach i będzie tak, jak było. Niewykluczone, że tak się zdarzy. Czuję jednak, że w tej generacji zmieni się wiele, a największym „wygranym” może okazać się ten z najfajniejszym abonamentem.
ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA
Jeśli spodobał Ci się ten tekst i chcesz otrzymywać go przed wszystkimi, zapisz się do naszego newslettera.