Nie ma świata, skończył się. Absurdy postapokalipsy w grach
Spis treści
Nie ma świata, skończył się
W mediach szokowały nas zdjęcia zdeformowanych dzieci, natomiast gry zaludniły swoje światy całymi gatunkami nowych, nieprawdopodobnych bytów: od naświetlonych ghuli, przez wściekłe, ogromne bestie czy mięsożerne rośliny, na niewidzialnych, mrocznych i psionicznych istotach pochodzących wprost z odmętów stopionych rdzeni nieczynnych reaktorów kończąc. Trochę przy tym lubimy zapominać, że promieniowanie niekoniecznie powoduje nagły przyrost tkanki mięśniowej. Wywołuje natomiast raka i ciężką chorobę popromienną, skazując człowieka na przegraną wieloletnią walkę ze stopniowo obumierającym ciałem.
Jasne, to wszystko przecież tylko gra – musimy do czegoś strzelać, dlaczego więc nie do przerośniętych drapieżników? Wydaje mi się jednak, że strach przed atomem oraz popkulturowe źródła – w tym właśnie gry – oswoiły nas z tą wizją do tego stopnia, że bezrefleksyjnie i bez sprzeciwu przyjmujemy wspomniane wyżej fotograficzne rewelacje z ukraińskich ziem. W jakiś niesamowity sposób mylimy też mutacje z magicznymi zaklęciami, które jak za sprawą czarodziejskiej różdżki obdarowują delikwenta supermocami. Jednak zdecydowanie lepiej nam oswajać swoje lęki z popkulturą niż mierzyć się z medycyną i prawdziwie przerażającą chorobą, która nie ma w sobie ani niczego zadziwiającego, ani efektownego.
Gry, filmy i literatura przyzwyczaiły nas, że koniec świata zwykle wywołują zwaśnione nacje, które z zadziwiającą łatwością odpalają setki pocisków wymierzonych w najludniejsze miasta. Tymczasem historia pokazuje, że do katastrof nie dochodzi tylko z powodu międzynarodowych konfliktów, ale również zwykłej gonitwy za pieniędzmi i czasem. To zdecydowanie mniej efektowne dla gier historie, stąd nieeksploatowane, ale za wszelkimi badaniami i przemysłem nuklearnym stoją nie (tylko) frakcje, które kłócą się o ropę, ale też potężne korporacje, które kłócą się o pieniądze. To one budują infrastrukturę, kontrolują ją, a następnie maksymalizują zyski, wykorzystując przy tym w nierzadko brutalny sposób ludzki zasób.
W 1942 roku reaktorów nuklearnych w Hanford (część Projektu Manhattan, obiekt na zdjęciu) nie budowała amerykańska armia, lecz DuPont, korporacyjny gigant, istniejący zresztą do dzisiaj i działający również w Polsce. Zaniedbania, których się dopuszczono, rezygnując z wielu procedur bezpieczeństwa, wynikały z – co niektórzy mogą uznać za zabawne – korporacyjnego deadline’u. Historia budowy infrastruktury w zachodnim stanie Waszyngton to przerażająca opowieść o wyzysku, kłamstwie, rasowej segregacji, wysiedleniu i brudnej polityce, którą steruje pieniądz. Więcej o tamtych czasach dowiecie się z książki Kate Brown – Plutopia. Atomowe miasta i nieznane katastrofy nuklearne.
Postapokaliptyczne światy to również opowieści o naszych lękach, a przyczyny upadku tamtych cywilizacji to w gruncie rzeczy dobrze znane z naszej rzeczywistości sprawy, choć przepuszczone przez efektowny pryzmat cyfrowej rozrywki. Niewidzialna siła promieniowania – skutek ekologicznej katastrofy lub nuklearnej wojny między mocarstwami – przeraża nas do tego stopnia, że potrzebujemy na jej temat kojącej opowieści. Sprowadzamy apokalipsę do rangi pięknego, estetycznego zjawiska nie dlatego, że taka jest w swojej istocie, tylko dlatego, że przeraża nas wizja zrujnowanych metropolii, po których snują się wyjące człekokształtne istoty.
Rozumiem to przerażenie. Na Ziemi od 1945 roku zdetonowano około 2000 bomb atomowych. To przynajmniej dwa tysiące powodów do strachu. Konwencja postapo, żywiąc się naszymi lękami, zdołała stworzyć ciekawą wizję, w której takie pojęcia jak „natura”, „władza” czy „społeczeństwo” nie dają się już w prosty sposób wytłumaczyć. A przy tym apokalipsa to jednak również zjawisko estetyczne – światy kończą się pięknie, budynki walą spektakularnie, a odzyskująca przewagę zmutowana natura powoli pokrywa zrujnowane miasta. Pamiętajmy jednak, że strach przed końcem nie wziął się znikąd. Lubimy go wyolbrzymiać i dlatego stworzyliśmy postapokalipsę. Z drugiej strony... czy jest cokolwiek wyolbrzymionego w historii pewnych dwóch japońskich miast, które 6 i 9 sierpnia 1945 roku w ułamku sekundy zrównano z ziemią?