autor: Adamus
Pozdrowienia z Norwegii
Bergen przywitało nas deszczem, ale byłem na to przygotowany. Jeszcze przed wyjazdem koledzy mnie ostrzegli, że pada tu przez 280 dni w roku, więc szybko wyjąłem z torby kurtkę przeciwdeszczową i od tamtej pory rzadko się z nią rozstaję.
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.
Jednym z ciekawszych elementów miejscowego krajobrazu jest zabudowa. Poza centrum miasta, gdzie w większości domy są zrobione tak jak u nas z cegły, to wszędzie indziej budynki są drewniane a niektóre chałupki wyglądają wręcz jak z bajki, ale tylko z zewnątrz. Niestety w środku już nie jest taka bajka. Nasze akustyczne domy z wielkiej płyty są przy nich wręcz oazą ciszy i spokoju. Może jak ktoś jest przyzwyczajony od dziecka, ewentualnie głuchy jak pień, to mu to nie przeszkadza, mnie jednak te cienkie ściany, skrzypiące podłogi i odgłosy niosące się po całym domu doprowadzały momentami do białej gorączki. Może gdyby wykleić je wytłoczkami od jajek byłoby lepiej? Nie wiem, czy następnym razem nie spróbuję tego przetestować. Na razie jednak chodzę spać z kołkami w uszach i staram się nie słyszeć pojazdów jeżdżących wieczorem po ulicach. Żeby było weselej, ciemno tu zaczyna się robić dopiero przed 24, wiec dodatkowo zalepiam sobie plastrem oczy, żeby mi w nie światło nie świeciło. Nic to, przynajmniej się człowiek nie nudzi :-P.
W jedną z niedziel zrobiliśmy sobie wycieczkę samochodową do innego miasteczka – Floro, 300 km górskimi drogami od Bergen (to dopiero była dziura – może ze 2-3 tys. mieszkańców, a jest na mapie jako duże miasto i ma nawet swoje lotnisko :-P). Widoki po drodze były ciekawe, momentami wręcz niesamowite, a w połowie trasy czekał nas przewóz promem przez jeden z największych fiordów (podobnie jak w Świnoujściu, ale za to płatny :-/). Zresztą tu sporo rzeczy jest płatnych. Przejazdy tunelami (których jest tu mnóstwo, w końcu jakoś trzeba się przez te skały przepchać), albo mostami, często kończą się opłatą. Za jeden z tuneli o długości ponad 5 km też musieliśmy zapłacić (podejrzewam, że to sprawka tutejszych trolli, wyraźnie czułem ich zapaszek podczas jazdy – pewnie sobie każą słono płacić za wydrążenie takich dziur :-P). W sumie niesamowita sprawa te tunele, bo wjeżdża się do jednego na poziomie ponad 500 mnpm a wyjeżdża równo z wodą w fiordach (w końcu wyjaśniła się ich tajemnica, są to wcinające się wszędzie w ląd nieraz ponad dwustukilometrowe wąskie zatoki otoczone wysokimi i bardzo stromymi skałami i niestety z ręki jeść nie chcą).
Wróciliśmy do Bergen katamaranem, całkiem przyzwoicie zasuwał, z kilkoma przystankami po drodze trasę około 150 km pokonał w 3 godziny i 10 min. Pogoda się po drodze zepsuła i deszcz lał jak oszalały, więc wrażeń za dużych nie było. Niestety pogoda jest tu zmienna i nigdy nie wiadomo, czy na drugi dzień nie będzie padało. Ale z drugiej strony, dla wszystkich, którzy nie lubią upałów, jakie ostatnimi czasy nawiedziły Polskę, to prawdziwy raj. Jak nie pada (czyli w lato co drugi tydzień, jesienią i wiosną leje tu prawie cały czas) to temperatura utrzymuje się w granicach 20-25 stopni, a podczas deszczów spada do 15-18. Wystarczy więc zabrać ze sobą namiot (z potrójnym tropikiem) i worek konserw (oraz podręczny zestaw małego bimbrownika i większą ilość cukru), a spędzimy tu całkiem przyjemnie urlop, pod warunkiem, że lubimy deszcz i nie będziemy niczego, co tu kupimy przeliczać na złotówki.
Bergen – Norwegia 25.07.2006
Adam „Adamus” Bilczewski