autor: Adamus
Pozdrowienia z Norwegii
Bergen przywitało nas deszczem, ale byłem na to przygotowany. Jeszcze przed wyjazdem koledzy mnie ostrzegli, że pada tu przez 280 dni w roku, więc szybko wyjąłem z torby kurtkę przeciwdeszczową i od tamtej pory rzadko się z nią rozstaję.
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.
Tu w jednym dniu można odbyć wyprawę morską i wjechać kolejką linową na szczyt górski 660 metrów ponad powierzchnię morza. Dwa w jednym, góry i górskie wycieczki (warto mieć dobre buty do chodzenia po górach, bo skałki są ostre i można sobie kuku zrobić) i morze, ale raczej bez kąpieli, bo woda trochę za zimna, ale za to jaka czysta (słyszałem, że jak jeden z tubylców kąpał się w tej zimnej wodzie, to później żona przez tydzień z niego pożytku nie miała – lepiej, więc nie ryzykować). No i raj dla miłośników wędkarstwa, ryby łapią się same na pusty haczyk (podobnież też, same wchodzą na patelnię, ale tego to już nie sprawdziłem).
Jest tu kilka muzeów, trochę zabytków, małe akwarium z rybkami, pingwinami i fokami, oraz niesamowite krajobrazy wszędzie, gdzie tylko się nie popatrzy. Mimo tego wszystkiego, to jednak Bergen jest straszną dziurą (osobiście widziałem, jak dwa psy ogonami wodę piły). Tyle tylko, że jednak coś się tu dzieje (w przeciwieństwie do naszych miast). W połowie lipca był koncert Stinga, nie poszedłem, bo bilety były dosyć drogie jak na występ na otwartym terenie (300 zł). Można było stanąć pod płotem i też wszystko było słychać. Półtora miesiąca temu przyjechała tu legenda bluesa Buddy Guy. Znajomy, wielki fan tego gatunku muzyki poszedł i był zachwycony, tym bardziej że dostał miejsce w pierwszym rzędzie (w sali koncertowej – naprawdę super – żeby w moim Szczecinie taka była) i widział swojego idola z odległości 5 metrów. W niedługim czasie mają przyjechać Rolling Stonesi, więc ruch w interesie jest. Pomyśleć, że odbywa się to w miasteczku niewiele większym od Pacanowa :-/. A u nas w stolicy jest jeden koncert na pół roku.