Test sprzętu firmy Razer do StarCrafta II
Razer znany jest z najwyższej jakości sprzętu komputerowego dla graczy. Jak prezentują się jego najnowsze dzieła sygnowane logiem StarCrafta II? Czas to sprawdzić.
Jak cały system sprawdza się w praktyce? Cóż… Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że jest to jedynie efektowny bajer, którego praktyczne zastosowanie jest raczej znikome. O ile jeszcze śledzenie APM może przydać się początkującym graczom w trakcie treningu, to patent z ostrzeżeniami wydaje się absolutnie nietrafiony. Informacje na temat ważnych wydarzeń na mapie gra i tak przekazuje w formie dźwiękowych komunikatów, a poza tym trudno sobie wyobrazić granie w StarCrafta ze wzrokiem skierowanym na klawiaturę czy myszkę, nie mówiąc już o patrzeniu na noszone na głowie słuchawki.
Opis poszczególnych elementów zestawu rozpocznę od jego najmocniejszej części, czyli słuchawek Banshee. Podobnie jak w przypadku myszki i klawiatury, nazwa tego sprzętu pochodzi od jednej z występujących w grze jednostek. Pierwsze, co rzuca się w oczy zaraz po wyciągnięciu sprzętu z pudełka, to ich rozmiar. Słuchawki są naprawdę olbrzymie. Zarówno nauszniki, jak i pałąk są niemal dwa razy większe od tych znanych z popularnych na rynku Creative Fatal1ty. W przypadku komputerowego headsetu nie jest to jednak wada. Wręcz przeciwnie. Duży pałąk stabilnie trzyma całość na głowie, a wielkie nauszniki zapewniają niesamowity komfort. Nacisk na małżowiny uszne został ograniczony do minimum, dzięki czemu nawet po wielu godzinach grania, nie odczuwa się żadnego dyskomfortu. U mnie ból pojawił się dopiero po 6-7 godzinach, a i tak był dużo mniejszy niż podczas używania wspomnianych wyżej słuchawek firmy Creative. Jakość dźwięku, który emitują słuchawki, jest równie wysoka jak komfort ich użytkowania. Testowałem Banshee podczas grania, słuchania muzyki oraz rozmowy na Ventrilo i w żadnym przypadku mnie nie zawiodły. Dźwięk jest czysty, basy mocne, a maksymalny poziom głośności zdecydowanie zadowalający. W segmencie headsetów jest to zdecydowanie jeden z najlepszych dostępnych modeli.
Oprócz słuchawek w pudełku znalazł się oczywiście mikrofon, który podłączany jest do jednego z nauszników. Jego jakość również nie budzi wątpliwości, że mamy do czynienia ze sprzętem najwyższej klasy. Jeżeli do tej pory korzystaliście z tanich mikrofonów za 20 – 30 złotych, to gwarantuję, że Wasi koledzy i koleżanki ze Skype’a czy Ventrilo będą nieźle zaskoczeni czystością Waszego głosu. Jeśli chodzi o konstrukcje „mica”, wykonano go z dwóch rodzajów tworzywa. Srebrne końce są twarde, a czarny środek miękki i elastyczny, dzięki czemu można go nieznacznie wyginać na boki. Poza tym istnieje możliwość regulacji góra-dół w zakresie 360 stopni, nie powinno więc być żadnych problemów z jego dopasowaniem.
Headset został również wyposażony we własny interfejs, umożliwiający regulację głośności i szybkie wyciszenie (tzw. mute) zarówno słuchawek, jak i mikrofonu. Jest to szczególnie przydatne przy korzystaniu podczas rozmowy z funkcji Voice Activation. W ten sposób możemy ustrzec pozostałych członków naszej drużyny/gildii przed wysłuchaniem sprzeczki z rodzicami czy żoną. Wspomniany interfejs umieszczony jest na tyłach obydwu nauszników i obsługiwany przy pomocy sześciu małych przycisków. Choć nie jest to złe rozwiązanie, wydaje się, że zastąpienie przycisków pokrętłem czy „zębatką” i ulokowanie ich na kablu sprawdziłoby się jeszcze lepiej. Na koniec mam niestety złą wiadomość dla wszystkich osób, które chciałyby używać Banshee do słuchania muzyki z iPoda czy podczas grania na konsoli. Słuchawki są niestety podłączane przez złącze USB i współpracują jedynie z komputerami PC i Mac. Niepowodzeniem zakończyły się moje próby podłączania ich do Playstation 3, Xboksa 360 czy telewizora. Trochę szkoda, że producent nie pomyślał o kompatybilności z innym sprzętem, co znacznie podniosłoby atrakcyjność wycenionego na 459 złotych headsetu.