FTL: Faster Than Light Recenzja gry
autor: Łukasz Znojek
Recenzja FTL: Faster Than Light - kosmicznej gry RPG typu roguelike
Stworzone przez dwuosobowe studio Subset Games FTL: Faster Than Light udowadnia, że niszowe produkcje finansowane przez Kickstarter bez problemu potrafią zawalczyć o odbiorcę, a przy okazji – robią to z klasą.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- klimat, któremu towarzyszy wrażenie zaszczucia;
- interesujący i dobrze zrealizowany model walki;
- rozwinięta warstwa taktyczna;
- załoga i wyposażenie potrafiące diametralnie zmienić charakter rozgrywki;
- decydujący wpływ czynnika losowości;
- każda partia jest inna;
- masa rzeczy do odblokowania.
- wyjątkowo krótka kampania;
- pewna powtarzalność – rozgrywka ogranicza się niejako do „dwóch ekranów”.
Kiedy na początku tego roku Justin Ma i Matthew Davis z pomocą serwisu Kickstarter rozpoczęli zbiórkę pieniędzy na swój nowy, debiutancki projekt o nazwie FTL: Faster Than Light, nie ustawili poprzeczki zbyt wysoko. Podczas gdy koledzy z branży niejednokrotnie na starcie proszą o setki, a nawet miliony dolarów, dwójka młodych deweloperów oszacowała, że do ukończenia tytułu potrzebuje „jedynie” dziesięciu tysięcy. W tamtej chwili chyba nikt nie spodziewał się, że w międzyczasie uda się im zgromadzić wierną tej produkcji społeczność i zebrać ponad 2000% zadeklarowanej kwoty.
FTL to pozycja wyjątkowa. Zrealizowana w ascetycznej oprawie wizualnej, która przywodzi na myśl raczej starsze dzieła, nie tylko należy do niezbyt popularnych w dzisiejszych czasach gier roguelike, ale dodatkowo umiejscawia akcję w przestrzeni kosmicznej. Znajdziemy tu wszystkie elementy typowe dla gatunku z ponadprzeciętnym poziomem trudności i olbrzymim wpływem losowości na czele. Niejednokrotnie, nawet na samym początku przygody, przyjdzie nam walczyć o przetrwanie, a pechowy dobór odwiedzanych sektorów i dostępnego w rozgrywce wyposażenia zaowocuje widmem tak zwanego permadeath – unicestwienia, od którego nie ma odwrotu. Tytuł pod tym względem jest niezwykle surowy – system zapisu rozgrywki w dowolnym momencie właściwie nie istnieje. Przegrałeś? Zacznij od nowa.
Fabuła stanowi tylko wyjątkowo subtelne tło wydarzeń – jesteśmy ostatnią nadzieją dla Galaktycznej Federacji, trwającej w odwiecznym konflikcie z Rebeliantami. Nasz statek wszedł w posiadanie kluczowych dla Federacji danych i musi jak najszybciej dostarczyć je do dowództwa. Problem w tym, że Rebelianci są w pełni świadomi sytuacji, dlatego też każdy nasz ruch przybliża widmo nadchodzącego przeciwnika i potęguje zagrożenie. Tym sposobem rozpoczyna się śmiertelny wyścig z czasem, który towarzyszy nam przez całą rozgrywkę, stając się przy okazji gwarantem, że nie zabawimy w jednym sektorze zbyt długo, grindując radośnie co popadnie.
Rozgrywce towarzyszy niespotykany klimat i właściwie od pierwszych minut nasuwają się skojarzenia z takimi pozycjami jak Star Trek, Firefly czy Battlestar Galactica. Wcielamy się w kapitana kosmicznego statku i obejmujemy pełną kontrolę nie tylko nad załogą, ale również nad każdym podzespołem i elementem uzbrojenia, a nawet śluzami, otwarcie których w jednej chwili powoduje dehermetyzację pokładu. Zarządzanie własnym statkiem do łatwych, niestety, nie należy, dlatego też stosunkowo szybko doceniamy aktywną pauzę. Zatrzymywanie rozgrywki to sztuczka, którą będziemy stosować stale, bowiem niemal każda potyczka wymaga dużego skupienia i doskonałej synchronizacji wykorzystywanego przez nas uzbrojenia. Nie wystarczy, że wystrzelimy, ważny jest też odpowiedni moment, a właściwie momenty, zważywszy, że niejednokrotnie pukawek jest więcej, a do przebicia się przez tarczę ochronną przeciwników potrzeba sporej siły ognia. Oczywiście każdy wystrzał został odpowiednio udźwiękowiony, co niejednokrotnie ratuje nam skórę, ostrzegając np. przed rakietami. Warstwa audio sprawdza się zresztą znakomicie, alarmując o każdym wydarzeniu, które wymaga uwagi, i umilając eksplorację kosmosu kawałkami typowymi dla klimatów SF.
W gestii gracza leży odpowiednie rozdysponowanie dostępnych zasobów, wśród których znajdziemy służący do rozwoju podzespołów złom, amunicję w postaci rakiet potrzebnych do zainstalowanych na pokładzie wyrzutni oraz zdalne drony. Każdy z wykorzystywanych podzespołów do prawidłowego funkcjonowania wymaga określonej ilości energii, którą w każdej chwili możemy dynamicznie przydzielać. Sęk w tym, że początkowo reaktor statku nie jest zbyt wydajny, w związku z czym niewykluczone, że będziemy musieli zdecydować, czy ważniejsze jest uaktywnienie kolejnego działka laserowego i wykończenie przeciwnika, czy może jednak nieustanna produkcja tlenu na naszym pokładzie? Wszystkiego naraz oczywiście mieć nie można, dlatego też odpowiednie zarządzanie zasobami odgrywa tu piekielnie ważną rolę.
Walka stanowi główną atrakcję, a zarazem jedną z najmocniejszych stron FTL. Przy każdej potyczce mamy bezpośredni wgląd w wyposażenie wroga. Przy odrobinie wprawy – uczymy się rozpoznawać jego uzbrojenie po samym tylko wyglądzie. Baczna obserwacja zapalających się na jego broni kontrolek pozwala z kolei na odpowiednie rozłożenie energii, skutkujące wzmocnieniem tarczy czy też zwiększeniem szansy na unik poprzez przekierowanie większej mocy do silników. Prawidłowa ocena zagrożenia i odpowiednie przeprowadzenie kontrataku są o tyle ważne, że mamy tu naprawdę sporo możliwości. Do naszej dyspozycji (a także przeciwnika) oddano bowiem między innymi szybkostrzelne lasery przebijające osłony rakiety, których specjalne odmiany mogą wzniecić pożar na pokładzie wroga, działka jonowe czasowo dezaktywujące trafiane podzespoły i wiele innych. Odkrywanie kolejnych konfiguracji sprawia nie lada satysfakcję, kiedy w praktyce sprawdzamy ich skuteczność.
Warstwa taktyczna jest niebywale rozbudowana i każdy gracz z pewnością znajdzie coś dla siebie. Ja na przykład niezwykle dobrze wspominam konfigurację, w której używałem dwóch szybkostrzelnych dział jonowych, z czasem wzmocnionych zaawansowanym laserem, pomagającym przebić się przez tarczę wrogiego statku. Przełączając własne uzbrojenie na automatyczny ostrzał kluczowych komponentów, teleportowałem wyszkolonych w walce przedstawicieli wojowniczej rasy insektów, którzy rozprawiali się z załogą nieprzyjaciela niejako „od środka”. Do jednej z powszechnych taktyk należy też umiejętne wykorzystywanie zdalnych dronów, z pomocą których wzmocnimy własną obronę (potrafią zestrzelić pocisk przeciwnika), a także przeprowadzimy skuteczny atak. Przy odrobinie szczęścia uda się dokupić dodatkowe usprawnienie, dzięki któremu każda z wykorzystanych dronek zostaje po walce przechwycona i przetransportowana z powrotem na nasz pokład, a tym samym ich zasoby nigdy się nie kurczą.
Nasza załoga, nieoceniona w starciach kontaktowych i wszelkiej maści naprawach pokładowych, przydaje się jeszcze z jednego powodu. Większość z kluczowych komponentów statku potrzebuje bowiem operatora. Generator tarczy, do którego przydzielimy zarządzającą nim postać, z czasem zacznie szybciej regenerować naszą osłonę. Z kolei uzbrojenie sterowane przez specjalistę cechuje się krótszym czasem oczekiwania na kolejną salwę. Ponieważ umiejętności naszych ludzi rosną z każdym użyciem przez nich danej „zdolności”, ich wyszkolenie może chwilę potrwać, co dodatkowo zwiększa wartość wyspecjalizowanej jednostki. Rolę profesjonalnej załogi doceniamy szczególnie w późniejszych etapach gry, kiedy każdy dodatkowy procent zwiększający skuteczność podzespołów jest na wagę złota.
Sama rozgrywka okazuje się mocno zróżnicowana – to, co przy danym podejściu udało nam się upolować i jaką załogę mamy na pokładzie, warunkuje nie tylko model walki, ale i opcje dialogowe czy raczej możliwe warianty postępowania, które stają się dostępne przy losowych wydarzeniach. Bo chociaż to, czy podjęta przez nas decyzja będzie mieć skutek pozytywny, czy też nie, zależy w dużej mierze od szczęścia, to opcje, które pojawiają się z racji spełnienia określonych czynników, oferują zazwyczaj pomyślny rezultat. Tym sposobem – natrafiając na trawioną epidemią osadę ludzi – udzielimy skutecznej pomocy poprzez przydzielenie do zadania jednego z przedstawicieli rasy odpornej na infekcje obcych. Innym razem w ostatnich sekundach wykorzystamy świeżo zainstalowany teleport i uratujemy od rychłej zguby załogę rozpadającego się wahadłowca. Autorzy postarali się, żeby podejmowane przez nas decyzje – dotyczące doboru załogi i wyposażenia – cały czas znajdowały odzwierciedlenie w możliwościach, którymi dysponujemy, dzięki czemu zabawa nabiera charakteru.
Oprócz szeregu podzespołów, które da się zdobyć, i ulepszeń instalowanych na pokładzie statku gra oferuje łącznie dziewięć różnych typów pojazdów, którymi możemy dowodzić. Zważywszy, że każdy z nich dzieli się na dwa kolejne, różniące się uzbrojeniem, ekipą oraz rozstawem pomieszczeń, przyjąć można, że ich rodzajów jest łącznie osiemnaście, z których każdy faworyzuje odmienne podejście do rozgrywki. Raz poprowadzimy do boju statek pilotowany przez tylko jedną osobę (!), a główny nacisk położymy na zautomatyzowane drony naprawczo-bojowe, z kolei innym razem przyjdzie nam ruszyć w kosmos bez jakiegokolwiek uzbrojenia, za to z doskonałym do abordażu czteroosobowym teleportem. Smaczku całości dodaje kilkadziesiąt nagradzających dany styl zabawy osiągnięć, które poprzez ustanawianie dodatkowych wyzwań, jeszcze bardziej motywują do gry.
Zróżnicowanie przebiegu rozgrywek, a także brak możliwości zapisu i permanentna śmierć bezsprzecznie decydują o sile tytułu. Z drugiej strony – FTL nie mógłby się bez nich obejść, zważywszy, że kampanię da się ukończyć w około dwie, góra trzy godziny. Zakładając, że nigdzie nam się nie śpieszy (nie licząc oczywiście ścigającej nas chmary Rebeliantów) i zwiedzamy dokładnie każdy z sektorów, inwestując przy tym w rozwój statku. Struktura rozgrywki zorientowana jest na wiele krótkich sesji i wymusza naukę metodą prób i błędów. Poziom trudności do chwili opanowania mechaniki i poznania świata gry daje popalić i niejednokrotnie nawet w dalszych etapach rozwoju jeden mały błąd decyduje o naszym losie. FTL należy do grona tytułów, które oferowaną rozrywkę opierają nie tylko na sukcesach, ale i na porażkach. A robi to na tyle konsekwentnie, że z przyjemnością spędzę z nim kolejne dziesiątki godzin.