Fez Recenzja gry
autor: Przemysław Zamęcki
Fantastyczna Eksplozja Zmysłów na Xbox LIVE Arcade – recenzja gry FEZ
FEZ funduje fanom fantastyczną formę terapii. Odpręż się, otwórz umysł i przeniknij do klimatycznego świata pełnego tajemnic, zagadek, sześcianów i pikseli.
- cudny pixel art, świetna oprawa dźwiękowa;
- pomysłowa, wciągająca, fantastyczna, miodna, głęboka i z niepokojącym klimatem;
- znakomite, zróżnicowane zagadki;
- jedna z niewielu gier, które co krok potrafią zaskakiwać czymś nowym.
- brakuje możliwości szybszego przemieszczania się pomiędzy oddalonymi lokacjami.
Druga dekada XXI wieku w branży gier jest niezmiernie interesująca. Okazuje się, że doszliśmy do etapu, w którym twórca niezależny, niedysponujący zapleczem nikomu niepotrzebnych gryzipiórków, może dać światu coś, od czego ten nie tylko nie dostanie wysypki, ale wręcz oniemieje z zachwytu. FEZ nie miał łatwej historii – premiera gry, kilkakrotnie przekładana, znacznie się opóźniła. Stąd zastosowane w niej rozwiązania już tak nie szokują świeżością, jednak dzisiaj, po premierze FEZ-a, przestaje mieć to jakiekolwiek znaczenie. Nie myślałem, że znów to napiszę, ale w tym roku (a minął zaledwie kwartał) to już drugi tytuł, którego nie wahałbym się przyrównać do dzieła sztuki. PlayStation 3 otrzymało niezwykłą i szalenie emocjonalną Podróż, a Xbox 360 może pochwalić się właśnie FEZ-em.
Czym właściwie jest FEZ? W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że dwuwymiarową platformówką, której główny bohater o imieniu Gomez potrafi manipulować trzecim wymiarem poprzez dziewięćdziesięciostopniowe obroty kamery zmieniające perspektywę dwuwymiarowego tła. Dzięki takiemu zabiegowi tworzymy przejścia i skróty umożliwiające eksplorację lokacji. FEZ oferuje jednak znacznie więcej niż tylko samą zabawę perspektywą. W rzeczywistości to mocno skomplikowana gra nafaszerowana inteligentnymi zagadkami, w której zwiedzanie na poły otwartego świata to igraszki z graczem polegające na składaniu w całość, cegiełka po cegiełce historii owego uniwersum. Co – zapewniam – sprawia nie mniejszą frajdę niż rozwiązywanie zagadek.
FEZ składa się z dziesiątków mniejszych i większych lokacji, do których dostęp otrzymujemy wraz z odnajdywaniem kolejnych złotych sześcianów. Co zresztą jest naszym głównym celem, w większości przypadków niestanowiącym jakiegoś wielkiego wyzwania intelektualnego. Sześciany porozrzucane są w różnych miejscach i jedynym problemem w dotarciu do części z nich jest odpowiednie ustawienie perspektywy. Zebranie trzydziestu dwóch dużych kostek, z których każda składa się z ośmiu mniejszych, kończy właściwą grę. Jednocześnie stanowi wstęp do faktycznego poznania tej produkcji, bowiem rozłożenie jej na czynniki pierwsze oznacza odnalezienie także wszystkich sekretów, prowadzących do skarbów map, dodatkowych artefaktów oraz trzydziestu dwóch tzw. antykostek. Ich zlokalizowanie jest znacznie trudniejsze niż tych zwykłych i w niemal wszystkich przypadkach okupione koniecznością rozwiązania zagadek, do których nawet nie wiadomo jak się zabrać. Autorzy nie zawracali sobie bowiem głowy naprowadzaniem graczy na trop i zostawili ich samym sobie. Co sprawdza się fantastycznie, bowiem okazuje się, że dzięki temu świat nabiera głębi, zaczyna nas fascynować samo odnajdywanie tropów i celebracja cudownego projektu gry. Jako żywo przypomniało mi to czas spędzony na poznawaniu tajemnic Mysta, a przecież te dzieła dzieli gatunkowa przepaść. W trakcie przygody z FEZ-em nie opuszczało mnie także wrażenie, że jego świat i część z zaproponowanych przez autorów rozwiązań nawiązuje do wspaniałej serii The Legend of Zelda. Wszystkie te tytuły reprezentują inne gatunki, inne rozwiązania techniczne, ale posiadają przynajmniej jeden wspólny mianownik – w każdym z nich za kolejnym rogiem czeka coś zupełnie nowego.
W odnalezieniu się w owym miniuniwersum pomaga mapa, która z początku może wydawać się mało czytelna. To pierwsze, niezbyt dobre wrażenie mija po kilkudziesięciu minutach, kiedy nagle okazuje się, że prościej panujących w FEZ-ie zależności naprawdę nie da się przedstawić. Po kilku godzinach orientujemy się dopiero, że ów niewielki świat rozrasta się do rozmiarów utrudniających bezproblemowe przemieszczanie się pomiędzy oddalonymi od siebie lokacjami, przez co powrót do konkretnego miejsca może wymagać nawet kilkunastu minut przechodzenia przez już odwiedzone obszary. Spokojnie, pomimo że FEZ jest platformówką, nie da się w nim zginąć, bo po nieudanym skoku natychmiast odradzamy się w miejscu, z którego go wykonywaliśmy. Przeciwnicy w grze także nie występują, więc jedyną trudnością w drodze powrotnej może być odnalezienie właściwego przejścia. Mimo to, szkoda trochę, że autorzy nie zdecydowali się na jakąś szybszą formę podróży. Być może takie rozwiązanie odarłoby FEZ-a z aury tajemniczości?
Nie sposób szaty graficznej FEZ-a określić inaczej niż mianem genialnego pixel artu. Co prawda nieustająca moda na wielkie piksele może się już wydać nużąca, ale to, co zrobili ludzie z Polytronu, zwala z nóg smakiem, jakością wykonania, pomysłowością i zróżnicowaniem. Wioski, wysepki, wodospady, neony, zacinający deszcz, cmentarz – długo by wymieniać miejsca i zjawiska wywołujące niekontrolowane „wow”. Nie inaczej jest z oprawą dźwiękową, za którą odpowiedzialny jest Rich Vreeland, młody kompozytor specjalizujący się w chiptune'ach. Muzyka do FEZ-a jest znakomita i dodaje grze charakteru.
FEZ powstawał w bólach przez kilka lat. Warto było czekać - to w tej chwili zdecydowanie najlepsza gra przygodowo-platformowa dostępna na Xboksa 360 w usłudze Xbox LIVE Arcade. Tytuł ten może spóźnił się jakieś dwa lata, aby móc nazwać go kamieniem milowym dla rozwoju sceny gier niezależnych czy gier w ogóle, ale za to bez obaw da się przypiąć mu etykietkę dzieła sztuki. Co niniejszym czynię i zachęcam do przekonania się o tym osobiście wszystkich czytelników.