Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 19 stycznia 2007, 16:33

autor: Borys Zajączkowski

World of Warcraft: The Burning Crusade - recenzja gry

Krótka wersja recenzji brzmi: Blizzard, WoW, Burning Crusade – i wszystko jasne. Bardziej dociekliwych z Was zapraszam do podsłuchania nie byle jakiej rozmowy. Rozmowy o Burning Crusade.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Czy recenzowanie gier Blizzarda ma głębszy sens? Lubimy wprawdzie czytać o tym, o czym już wiemy i przyznawać wyższą inteligencję autorowi, którego przemyślenia są zbieżne z naszymi, niż takiemu, który argumentuje inaczej. Umówmy się zatem, że dopóty, dopóki czerpiemy z czegoś przyjemność, owo coś ma *jakiś* sens. Dla tych z Was, którzy na tę umowę nie przystają, przygotowałem krótką wersję recenzji: Blizzard, WoW, Burning Crusade – i wszystko jasne. Nie po to jeden z najlepszych deweloperów na świecie przez dwa lata pracował nad dodatkiem do jednej z najpopularniejszych gier kiedykolwiek wydanych, żeby coś istotnego miało wyjść nie tak. Resztę z Was zapraszam do podsłuchania nie byle jakiej rozmowy. Rozmowy o Burning Crusade.

Udział biorą:

  • Hellmaker (gra w World of Warcraft od pierwszej open bety);
  • Solnica (3 i pół roku w Anarchy Online, World of Warcraft od closed bety);
  • Switcher (gra w MMO począwszy od Ultimy Online, poprzez ponad 3 lata spędzone w Dark Age of Camelot, po półtora roku w World of Warcraft).

Shuck: Blizzard dołożył dużych starań, by stworzyć świat, który spodoba się jak największej liczbie graczy, który będzie możliwie różnorodny i jednocześnie będzie nawiązywać do zakorzenionego w umysłach graczy Warcrafta. Na dodatek gra jest płynna i niewiele traci na słabszych maszynach. Wszystkich zadowolić się nie udało – umowność grafiki World of Warcraft razi część graczy. Czy nowe tereny – Outland – w Burning Crusade kontynuują kolorowy, bajkowy styl WoW-a?

Hellmaker: Tak, kontynuują. I są różnorodne.

Solnica: Jest las duchów, jest pustynna kraina, a wszystko zawieszone w przestrzeni, jakby na wyspach, coś w stylu Shadowlands z Anarchy. Zresztą Outland podobnie znajduje się innym wymiarze.

Hellmaker: W każdym razie nie jest to kolejna wyspa-kontynent w świecie Azeroth, pomiędzy którymi gracz może fruwać.

Skąd mam takie bicepsy? Od zbierania grzybów.

Solnica: Jest tam fantastyczny Netherstorm ze swoimi technologiczno-magicznymi urządzeniami połączonymi ‘rurociągami’, którymi płyną strumienie energii. Netherstorm jest zniszczony, spalony, pozbawiony roślinności, ale znajdują się w nim swego rodzaju szklarnie-oazy, do których gracz wchodzi przez pola siłowe – a w środku znajduje tropikalną dżunglę, na przykład. Jest siedem nowych map w Outland, a do tego dochodzą jeszcze mapy obu terenów startowych nowych ras.

Switcher: Tak jak było w podstawowym WoW-ie – jest tych krain trochę, są zmyślnie zaprojektowane i różnią się od siebie bardzo.

Shuck: Czy wymagania sprzętowe nowych terenów są wyższe? Czy zainstalowanie dodatku zmienia wygląd dotychczasowego świata?

Hellmaker: Dodatek wprowadził kosmetyczne zmiany w całym WoW-ie, tu jakaś ładniejsza tekstura się trafi, indziej efekty czarów są poprawione. Wymagania Outland ciężko obecnie określić, gdyż na pierwszym terenie w jego obrębie – Hellfire Peninsula – jest jakiś miliard graczy ;-) i wchodząc tam, jest się skazanym na pokaz slajdów, niezależnie od swojego sprzętu.

Solnica: W dalszych krainach, gdzie już nie ma takiego tłoku, wszystko chodzi normalnie i prezentuje się podobnie pod względem złożoności – upgrade sprzętu pod kątem dodatku nie wydaje się potrzebny.

Shuck: Jak się dostać do Outlandu, w ten inny wymiar?

Solnica: Portal, który wiedzie do Outlandu istniał od zawsze w Blasted Lands, choć był nieczynny.

Hellmaker: Początkowo przeszły nim orki ze swojego ginącego świata, potem tamtędy zaczęły przychodzić demony, co pamiętamy z drugiej części Warcrafta. Gracze mogą tam wchodzić postaciami od 58 poziomu wzwyż.

Solnica: W WoW-ie ten portal zaczął funkcjonować na jakiś tydzień przed wprowadzeniem dodatku w ten sposób, że zaczęły nim przenikać demony i atakować miasta – był to taki event z mini-fabułą. Ludzie się przed demonami bronili, a w pewnym momencie portal został otwarty dla graczy i wszyscy rzucili się na Outland.

Switcher: Ów Dark Portal znajduje się na samym południu Eastern Kingdoms, krainy opanowanej przez ludzi.

Dark Portal – od niego zaczyna się cała nowa przygoda.

Shuck: Czy zatem graczom Przymierza nie będzie się tam łatwiej dostać?

Solnica: Może ciut łatwiej, ale dzięki gryfom i wiwernom to w zasadzie nie ma znaczenia. Horda ma swoją wiwernę dosłownie troszkę dalej.

Shuck: Jak duży jest Outland w porównaniu z obszarem Kalimdoru i Eastern Kingdoms?

Solnica: Mniej więcej trzy-czwarte jednego z dotychczasowych kontynentów. A do tego dochodzą oba tereny startowe – każdy zawierający po dwie krainy plus miasto. W sumie 11 nowych map, 3 nowe miasta i jeden nowy battleground – sporo.

Shuck: Co nowego na swoją obronę dostają gracze w Burning Crusade?

Hellmaker: Przede wszystkim dalsze 10 poziomów doświadczenia (do liczby 70), z czym wiąże się 10 dodatkowych talentów. Nowych czarów i umiejętności można zaś uczyć się częściej, niż to miało miejsce dotychczas, bo co każdy zdobyty poziom doświadczenia.

Shuck: Jak czas potrzebny na awansowanie od 60 do 70 poziomu ma się do czasu, który przeciętny gracz poświęca na osiągnięcie poziomu 60?

Solnica: Jeden gość zrobił 70 poziom w 28 godzin – tylko że z drużyną i cokolwiek oszukując przy okazji.

Hellmaker: On zaznaczał moba i leciał zaznaczyć następnego, a w tym czasie jego kumple rozprawiali się z tamtym. Doświadczenie szło w całości na niego, gdyż nie był z nimi w drużynie.

Solnica: U zarania WoW-a najszybsi gracze robili poziom 60 w jakieś 6 dni.

Hellmaker: Abstrahując jednak od graczy z Korei, podejrzewam, że czasowo jest to odpowiednik awansowania od poziomu 30 do 60. Przeciętnemu graczowi powinno to zająć jakieś 2 tygodnie.

Shuck: Jedną z cech World of Warcraft, która bodaj w największym stopniu przyczyniła się do jego bezprecedensowej popularności na tle konkurencyjnych morpegów, jest prostota rozgrywki – szczególnie w początkowej fazie gry. To ona pozwoliła dobrze bawić się rzeszom graczy, którzy nie mieli wcześniej do czynienia nie tylko z morpegami, ale nawet z klasycznymi erpegami. Burning Crusade przewidziana jest przede wszystkim dla graczy, którzy osiągnęli już 60 poziom w WoW-ie. Czy questy, które otrzymują po wejściu do Outland, również wpisują się w schemat: przynieś 30 ziółek, zabij 10 wilków?

Solnica: Większość tak. Ale są i inne, nawet bardzo zabawne questy. Na przykład gracz zostaje zamieniony w kruka i musi oblecieć i obejrzeć kilka jezior. Innym razem wsiąść musi na latającego mounta i razić z powietrza przeciwników wielgachnymi bombami. Czy absurdalny quest, w którym w świńskich kupach trzeba odnaleźć połknięty przez jedno ze zwierząt kluczyk...

Switcher: Tak jak w podstawce zdarzały się zadania odbiegające od schematu pozbieraj/pozabijaj. Tam gracz musiał zaminować wskazane lokacje wroga dla przykładu.

Hellmaker: Innym razem dostajesz klatkę, do której masz złapać pieska. Z tym, że gdy go łapiesz, wyjeżdża na ciebie cały pluton piesków z bossem włącznie.

Solnica: Przy czym odnoszę wrażenie, że questy w Burning Crusade są ułatwione – w taki sposób, że mając zadanie zabicia jakiegoś bossa, można liczyć na to, że on tam będzie, że zrespawnuje się na wejście gracza. Parę razy tak mi się zdarzyło i nie wyglądało to na przypadek.

Wejście do Hellfire Penisula – pierwszy widok, jaki ukazuje się oczom śmiałków, którzy przeszli przez Dark Portal.

Switcher: Generalnie wykonywanie questów w WoW-ie było od zarania bardzo ułatwione w porównaniu z konkurencyjnymi grami. Takie patenty jak wykrzykniki czy pytajniki nad głowami interesujących gracza NPC-ów stają się już standardem. Z tym sumuje się śledzenie postępów wykonania questów. Z drugiej strony wciąż nie ma w Burning Crusade lokalizacji questów, jak to było z początku w drugim EverQueście – tak by gracz był prowadzony jak po sznurku we właściwe miejsce. Przez to bywa, że wykonanie questu w WoW-ie bywa bardziej skomplikowane od analogicznej misji w EQ2.

Solnica: Przy czym w WoW-ie bardzo dobre i precyzyjne są opisy questów. Trzeba je czytać po prostu. Owszem, bywają questy zakręcone.

Hellmaker: Trzeba również wspomnieć o line-questach, w których jedno wykonane zadanie owocuje kolejnym. Bywa w Burning Crusade, że przeprowadzają one graczy przez kilka krain. Jeden z nich zaczął się niewinnie: od pozbierania krwi 12 zwariowanych orków. Potem należało próbki zawieźć do gościa, który zlał je w jedną fiolkę, następnie obgonić z fiolką do alchemika, od alchemika do czarodzieja po stosowny urok itd.

Solnica: Pojawiło się jeszcze ułatwienie w samym nazewnictwie questów. Do tej pory mieliśmy takie questy elitarne choćby, w przypadku których niekoniecznie było wiadomo, jak silnym trzeba być lub z jaką drużyną się wybrać, by sprostać niebezpieczeństwom. Burning Crusade wprowadza questy grupowe, w których opisie jest wyraźnie zaznaczone, czy są rekomendowane dla drużyny dwóch, czy pięciu graczy.

Shuck: Czy gracze posiadający dodatek będą w jakikolwiek sposób uprzywilejowani wobec tych, którzy wciąż posługują się klientem z podstawowej wersji? Czy rozpoczynając swoją przygodę z World of Warcraft w tej chwili jest sens zabierać się za grę bez dodatku?

Solnica: Tak, tak, tak, będą bardzo uprzywilejowani, tak, tak, tak, bez dodatku guzik zrobią. :-)

Switcher: To znaczy... Burning Crusade dodaje dwie rasy – Draenei oraz Blood Elves – i jeśli chcesz którąś z nich zagrać, to oczywiście musisz dodatek mieć. Ale jeśli chcesz dopiero teraz zacząć swoją przygodę w WoW-ie, to do 60 poziomu doświadczenia nie ma konieczności posiadania dodatku.

Shuck: A jak dodatek zmienia szanse graczy w PvP? Czy niżej lewelowi gracze dostają jakieś dodatkowe czary czy inne pomoce?

Hellmaker: Nie, dodatek zajmuje się jedynie najwyższym poziomem rozwoju graczy – no, z poprawką na nowe rasy, oczywiście, które rozwija się od podstaw. A battlegroundy i tak wpuszczają walczących na zbliżonym poziomie doświadczenia.

Solnica: Samo lewelowanie postaci jest bardzo przyjemne w WoW-ie, ale nawet nie sprężając się bardzo 60 poziom można zrobić w 1-2 miesiące. I wtedy zaczyna być wyraźnie widać, jak WoW jest nastawiony na przedmioty, gdyż dalsze rozwijanie postaci polega na znajdywaniu i kolekcjonowaniu przedmiotów, które wzmocnią postać.

Switcher: Lewelowanie nie jest celem tej gry, jest to swego rodzaju szkółka przygotowująca do dalszej gry. Dopiero zyskawszy maksymalny poziom rozpoczynamy tak naprawdę grę, skupiamy się na rozwijaniu umiejętności rzemieślniczych, zbieraniu kompletów zbroi.

Solnica: No i PvP, dla tych co lubią. Koniec końców, po to się te wszystkie wysokolewelowe przedmioty zbiera, żeby stać się od innych graczy silniejszym.

Blood Elf – krwiożercza wersja tolkienowskich strażników porządku świata.

Shuck: Wspominaliśmy już, że dla graczy, którzy chcą rozpocząć zabawę w Burning Crusade od nowa, Blizzard przygotował dwie nowe rasy: Krwawe Elfy wspomogą siły Hordy, Draenei znajdziemy w szeregach Przymierza. Co wyróżnia te rasy? Co zachęca graczy do rozpoczęcia zabawy właśnie nimi?

Solnica: Horda potrzebowała ładnej rasy, a przymierze masywnej. :-)

Hellmaker: Horda potrzebowała nie tyle ślicznej rasy, co przede wszystkim rasy mocnych chłopców, czyli paladynów, a paladynem może być właśnie Krwawy Elf. Nie bez powodu według oficjalnych statystyk po stronie Przymierza gra 3 i pół razy więcej graczy niż po stronie Hordy. No a skoro Horda tych paladynów dostała, Przymierze musiało dostać szamanów (nimi z kolei mogą być Draenei). Nowe rasy różnią się nie tylko budową i charakterystyką, ale również animacjami postaci, ładnie się poruszają.

Solnica: I nowe mounty mają. Draenei jeżdżą na niby-słonikach, a Krwawe Elfy jeżdżą na takich... na takich...

Hellmaker: ... tęczowych kurczakach.

Solnica: Ani jeden, ani drugi mount mi się nie podoba.

Switcher: Szkopuł w tym, że teraz wszyscy mają wszystkie klasy postaci, zamiast zachować zróżnicowanie stron i przyłożyć się do lepszego ich zbalansowania. Zamiast paladyna Horda mogła otrzymać jakiegoś dark knighta, na przykład.

Shuck: Gdzie znajdują się tereny startowe nowych ras i jak łączą się z resztą lądów? Jak się prezentują na tle pozostałych?

Solnica: Tereny Krwawych Elfów zajmują północny kraniec Eastern Kingdoms, a wydostać się stamtąd najbezpieczniej jest za pomocą portalu. Draenei okupują zaś dwie nowe wyspy znajdujące się na północny-zachód od Kalimdoru – połączenie ze stałym lądem zapewniają statki.

Hellmaker: Silvermoon City Krwawych Elfów jest śliczne. Co mnie uderzyło to fakt, że w stosunku do dawnych stolic obie nowe są znacznie bardziej bajkowe. Dotychczas miasta były typowo warcraftowate. Silvermoon jest zaś bajkowo-shrekowe. Krwawe Elfy są przy tym uzależnione od magii, same są magią. Dzięki temu mają one bonusy do magii (racial) – niewielkie bo niewielkie, ale zawsze. Dla przykładu odporność na wszystkie szkoły magii mają nieco wyższą, czary obszarowe nieco mocniejsze.

Solnica: Draeinei mają zaś miasto cokolwiek science-fiction. Oni przylecieli z kosmosu, ich statek rozbił się i wbity w ziemię stanowi centrum ich miasta, część którego znajduje się nad ziemią, a część pod – we wnętrzach zniszczonego statku.

Tereny zamieszkane przez Draenei wyglądają jak nie z tego (wowowego) świata, bo i po części nie z niego pochodzą.

Shuck: Jakie Blizzard przygotował nowości w kwestii rozwoju postaci, istniejących profesji, pozostałych możliwych do zdobycia mountów?

Hellmaker: Przede wszystkim pojawia się jewelcraft, czyli tworzenie tego wszystkiego, co do tej pory można było jedynie zdobyć w wyniku questów – pierścieni, amuletów, a na najwyższych poziomach można robić nawet gemy, służące udoskonalaniu zbroi (socketed armour). Niektórzy rzemieślnicy otrzymali zaś specjalizacje. Alchemik może się specjalizować dla przykładu w eliksirach, miksturach lub transmutacjach, co zwiększa szansę otrzymania podwójnej liczby produktów z tej samej ilości surowców.

Solnica: Ponadto wszystkie istniejące profesje poszły w górę, pojawiły się nowe recepty dla alchemika itp. To, co się zawsze wiąże z dodaniem wyższych poziomów doświadczenia.

Hellmaker: Latające mounty, które się pojawiły w Burning Crusade są do wykorzystania wyłącznie w Outlandzie, a kupowane są dopiero na najwyższym 70 levelu. Przy czym zwykły mount wymaga riding skill 225 i kosztuje 800 sztuk złota, a mount epicki odpowiednio: riding skill 300 i 5 tysięcy sztuk złota. Szczęśliwie pieniądze w Outlandzie zarabia się naprawdę szybko, więc zarobienie na epickiego mounta nie jest bardziej skomplikowane niż dotychczas. Istotne jest, że są w Outlandzie strefy, do których można dotrzeć tylko za pomocą latającego mounta.

Switcher: Druid będzie mieć pod tym względem pewną przewagę, bo na 68 poziomie otrzymuje czar pozwalający zamienić mu się w kruka.

Shuck: Koniec końców, jak się w Burning Crusade gra? Spełnia oczekiwania? Daje więcej tego samego, czy zaskakuje? A może coś, co w WoW-ie było dobre i lubiane, tu zostało zepsute?

Solnica: Do tej pory dodatki do WoW-a – te drobne, bezpłatne – oprócz jednej krainy, którą zmieniły – Silithus – skupiały się na nowych instance’ach, nowych przedmiotach. Burning Crusade to przede wszystkim dużo całkowicie nowych krain do zwiedzania.

Hellmaker: Docenić trzeba spore poczucie humoru Blizzarda, które przejawia się w wielu elementach gry. Znajdziemy, dla przykładu, w Outlandzie elfkę, blondynkę, która nazywa się Haris Pilton. Innym razem przyjdzie nam wykonać quest pt. Outland sucks.

Solnica: Istotnym jest, iż Outland zaprojektowany został z myślą o casual players. Dotychczas wysokolewelowe przedmioty spadały z trudnych do pobicia bossów – gracz musiał być w grupie 40 osób, żeby w ogóle móc marzyć o zabiciu takiego bossa, a przy tym jeszcze mieć sporo szczęścia, bo prawdopodobieństwo zdobycia takiego przedmiotu wynosiło na przykład 1%. Teraz większość tych doskonałych przedmiotów możesz kupić za punkty reputacji, a te zdobywasz bez pomocy innych graczy. Podobnie rozmiary raidów (prowadzonych na terenach Outlandu) zostały zmniejszone – z dotychczasowego ograniczenia na 40 osób do 25.

W każdej szanującej się grze RPG musi gdzieś być pentagram.

Na koniec warto wspomnieć o systemie aren, na których można walczyć dwóch na dwóch, trzech na trzech, czy pięciu na pięciu. Nieco przypomina to styl PvP z Guild Wars. Walczyć na nich można po osiągnięciu 70 poziomu, a wiąże się to ze zdobywaniem jeszcze jednego rodzaju punktów, za które można kupić niesamowite wręcz przedmioty.

Potok myśli rozpalonych ognistym dodatkiem uczesał

Borys „Shuck” Zajączkowski

PLUSY:

  • fantastyczne, różnorodne nowe krainy, razem 11 nowych map, 3 nowe miasta i 1 battleground – dużo ciekawych pomysłów na projekty nowych lokacji;
  • dwie ciekawe nowe rasy;
  • wysokolewelowe bonusy, przedmioty, umiejętności, czary – wszystko, co się wiąże z dodaniem dziesięciu poziomów doświadczenia;
  • nowe rzemiosło – jewelcraft – które pozwala tworzyć magiczne przedmioty dotychczas możliwe do zdobycia wyłącznie w walkach;
  • latające mounty;
  • poczucie humoru;
  • areny przeznaczone do walk dla mniejszych drużyn i wiążące się z nimi punkty, służące do zakupu szczególnie interesujących przedmiotów;
  • uwzględnienie oczekiwań graczy szukających mniej regularnej i czasożernej rozrywki;
  • wciąż bardzo przyzwoite wymagania sprzętowe;
  • więcej i obficiej tego wszystkiego, co uczyniło z WoW-a najpopularniejszą grę na świecie.

MINUSY:

  • obciążenie serwerów w pierwszych dniach po premierze dodatku ponownie owocuje pokazem slajdów i strasznymi lagami;
  • wylewelowanie postaci do nowego maksimum w średnio 2 tygodnie to mało, nawet jak na przyjęte przez WoW-a tempo;
  • szukanie balansu pomiędzy Hordą a Przymierzem mogło przybrać inną formę niż dodanie pierwszej paladynów a drugiemu szamanów.
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.

Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę
Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę

Recenzja gry

Kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie planuje przekazać kodów do Shattered Space przed premierą, zacząłem zadawać sobie pytania. Czy stan techniczny jest zły? A może historia jest zwyczajnie nudna? Moje obawy były uzasadnione, choć tylko częściowo.