Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 6 listopada 2003, 11:00

autor: Piotr Deja

Commandos 3: Kierunek Berlin - recenzja gry

Commandos 3 to kolejna odsłona taktycznej strategii osadzonej w realiach II Wojny Światowej. W ponad 20 misjach, w kilku kampaniach (Londyn – kampania treningowa, Normandia, Francja i Niemcy, Stalingrad) do wykonania czekają najróżniejsze misje...

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Uczucie?

Porozmawiajmy o uczuciach. Jest takie jedno ciekawe uczucie, które często w nas - graczach komputerowych - wstępuje, choć nie jestem do końca pewien, czy każdy to zauważa. Związane jest z serią lub seriami gier wyjątkowo nam bliskimi... Objawy? Proszę bardzo. Czy zdarzyło się wam kiedyś ukończyć niesamowitą grę, przy której spędziliście wiele nocy i dni (to już ranek, czy wczesne popołudnie?), przez którą zawaliliście szkołę lub pracę, nie mogąc się w żaden sposób oderwać? Potem, czy dotknęło was uczucie niedosytu i żalu, gdy czytaliście napisy końcowe i nazwiska autorów? Jedźmy dalej. Później przez chwilę był spokój, aż do momentu pojawienia się wzmianki o kontynuacji... Nazwa tytułu, ale już z inną cyferką, bezustannie krążyła w głowie, podtytuł natomiast ciągle przywodził na myśl coraz to nowe hipotezy jaka i o czym będzie gra... Następnie więcej i więcej informacji, zapowiedzi, odliczanie dni do premiery, kupno gry, rozpakowywanie pudełka drżącymi rękami, instalacja...

No cóż, później może być albo rozczarowanie, albo zagrywanie się do nieprzytomności (praca? szkoła? - co to takiego?). Czemu o tym piszę? Wszystko, o czym napisałem dotyczyło mnie, czekającego na trzecią część Commandosów. Jestem także pewien, że niejeden z was czuł to samo, wszak dzieło hiszpańskich twórców zyskało rzeszę fanów (którzy kolejny akapit recenzji mogą sobie spokojnie odpuścić).

Trochę historii

Jeśli natomiast, drogi graczu, nie wiesz co to jest Commandos, jeśli ktoś cię nieopatrznie zahibernował kilka lat temu lub też jesteś po prostu „nowy” w tej branży – już spieszę z wyjaśnieniem. W 1998 roku światło dzienne ujrzała gra Commandos: Behind Enemy Lines mało znanej firmy Pyro Studios. Ujrzała – i od razu stała się hitem. Wiele nagród, wyśmienite recenzje, podobne do nich opinie graczy. Wszystko było jak najbardziej uzasadnione. Rozgrywająca się podczas II wojny światowej gra oddawała nam do dyspozycji oddział sześciu komandosów, których zadania były przeróżne – wysadzanie ważnych budynków lub urządzeń, ratowanie więźniów, zabijanie wysokich rangą oficerów niemieckich... Nie można było ot tak sobie wejść do obozu wroga i zabijać / niszczyć wszystko w zasięgu wzroku. Trzeba było pomyśleć. Nie dało się także zakwalifikować komandosów do jakiegoś gatunku, gdyż ostre główkowanie razem z szybkimi paluszkami były gwarancją sukcesu. Nie jest to jednak ważne, gdyż gra niosła ze sobą ogromny ładunek miodu, którego starczało na wiele dni zabawy. Potem wyszedł dodatek, a następnie kontynuacja (o niej szerzej w recenzji: Commandos 2: Men of Courage). Dla ułatwienia dodam, że gra jest taką komputerową adaptacją wojennym książek i filmów: „Tylko dla orłów”, „Złoto dla zuchwałych”, „Działa z Nawarony” itp.

Mocne uderzenie

W grze oddano nam do dyspozycji cztery kampanie (razem z treningową), co daje w sumie czternaście misji. O tym, czy to dużo, czy mało, powiem na końcu. Nawet doświadczonym komandosom radzę zacząć od treningu, który dokładnie omawia zastosowanie interfejsu i nowych umiejętności naszych podopiecznych. Opanowanie tego pierwszego może zająć kilkanaście minut, choć nie można mu nic zarzucić. Pierwsza, „właściwa” kampania zanosi nas do Stalingradu. I tu chciałbym o czymś wspomnieć – lubię, jak gra zaczyna się od tzw. „mocnego uderzenia”. Nie rozczarowałem się w przypadku komandosów. Pierwsza misja, która polega na zabiciu wyszkolonego wrogiego snajpera, od razu przykuwa do ekranu monitora. Rosyjski żołnierz informuje nas o sytuacji, o tym, że „wrogiem jest morderca, nie człowiek”... Już po rozpoczęciu co chwila giną jacyś sprzymierzeńcy, którzy nieostrożnie podnieśli głowę ponad niski murek lub stos worków z piaskiem. Nie jest dobrze... Trzeba się spieszyć! I to spieszyć się powoli, gdyż jeden pochopny ruch, jedno wychylenie się poza bezpieczne miejsce – i już zamiast twarzy naszego komandosa pojawia się urocza czaszeczka. Szybkie rozeznanie sytuacji, zasięg wzroku przeciwnika, popatrzenie na mapę w celu poznania możliwości, zapisanie gry... Stawiamy pierwszy krok, giniemy, load i kolejna próba. Cóż, nie ma sensu opisywać dalej, gdyż każdy woli własne doświadczenia. Powiem tylko jedno – Pyro Studios nadal wie, jak sprawić, by gra była diabelnie grywalna.

Kierunek: Berlin, ale nie tylko...

Wracając do kampanii – jak już wspomniałem, są cztery. Pierwsza, treningowa, rozgrywa się w Londynie. W drugiej, prócz Stalingradu zwiedzimy także Berlin. Trzecia rozgrywa się w Europie Środkowej, czwarta natomiast wykorzystuje motyw lądowania w Normandii. Nie zamierzam omawiać dokładnie fabuły tychże kampanii, gdyż zepsułoby wam to tylko zabawę. Najważniejsze, że nie będziemy się tu nudzić ani chwilę. Najciekawsza moim zdaniem jest kampania, w której za zadanie mamy wykraść dzieła sztuki z pędzącego pociągu. Pociąg sobie jedzie, wokół teren przesuwa się szybko, a my penetrujemy wagony oczyszczając je z Niemców... Wszystkie kampanie są dynamiczne – cele misji zmieniają się tu bardzo szybko, przyjaciele stają się wrogami, co chwila komandosi zostają złapani w ręce wroga, a pozostali przygotowują akcję ratunkową. Najbardziej byłem ciekaw, czy zapowiedzi twórców okażą się prawdą – wszak obiecywali, że w każdą misję będzie się grać inaczej (gdyż, jak mówili, w poprzednich wystarczył jeden sposób grania). I tak też jest w istocie. Niektóre misje wymagają sprytu i cichego podejścia. Trzeba naprawdę martwić się, gdzie zostawiać ciała wrogów i czy eliminując jednego strażnika nie zostanie się zauważonym przez drugiego. Wykalkulowane i chłodne podejście do sprawy to podstawa, nie można podejmować nieprzemyślanych działań. Inne zadania zrywają z tym zupełnie – w nich liczy się tylko siła ognia. W misji z udaremnieniem podłożenia bomby trzeba jak najszybciej zdobyć granaty i jakiś dobry karabin maszynowy, a potem po kolei eliminować Niemców, zapominając o czymś takim jak „niewywoływanie hałasu”. Jedna z misji polega na przygotowaniu zasadzki na wrogi konwój – prócz komandosów mamy także oddział alianckich żołnierzy, których umiejętne rozstawienie jest sprawą kluczową.

Niemcy atakują niezwykle sprytnie – a to podeślą cichego snajpera, który przedostanie się na tyły i zdejmie nas, zanim zdążymy się zorientować, a to użyją czołgu lub wozów pancernych, wyślą małe oddziały w kilka miejsc jednocześnie... Tu orientacja jest najważniejsza. Alianci będą dostępni także w misji, w której wraz z zielonym beretem lądujemy na plaży w Normandii. W tym zadaniu należy jak najwytrwalej szukać słabych punktów w obronie przeciwnika, by móc dostać się w głąb bazy. Czasami mamy dostęp do kawałka mapy, a w następnej misji dołączany jest do niego kolejny, innym razem oba zadania rozgrywają się na tej samej mapie (pierwsza – oczyszczenie terenu, druga – przygotowanie zasadzki). Zwykle jednak inna plansza równa się innej misji.

Zmiany kadrowe

Ci, których ulubieńcem był Sid „Tread” Perkins (potocznie zwany „kierowcą”), będą zawiedzeni – nie spotkamy go w żadnej misji. Podobnie jak Natashy oraz psa. Dostępni są tylko: zielony beret, złodziej, szpieg, saper, snajper i nurek. Nie można nie wspomnieć, że w poszczególnych misjach jest mniej komandosów, niż w poprzednich częściach. Pamiętacie, jak 80% misji wykonywało się zielonym beretem, bo tylko on mógł przenosić ciała? Teraz ogłuszanie i związywanie wrogów, a także przenoszenie ciał dostępne jest dla wszystkich. Rzucać nożem może tylko nurek, strzykawka szpiega nie ma nieograniczonej ilości trucizny – trzeba ją znajdować. W ogóle wykonując misję należy pamiętać o tym, by szukać ekwipunku – z granatami, apteczkami, koktajlami Mołotowa staje się ona o wiele łatwiejsza. Na jedno zadanie przypada w sumie dwóch komandosów. To dobre posunięcie ze strony twórców, gdyż teraz nikt z elitarnego oddziału nie stoi przez lwią część misji bezczynnie. Dodano trochę nowego ekwipunku: granaty usypiające wraz z maską (komandos, który wejdzie w chmurę gazu, nie zaśnie jak dziecko), wyrzutnię rakiet (najlepsza na wrogie pojazdy), jednak nie jest tego dużo w porównaniu do zmian w części drugiej.

Oprawa

Grafika w poprzednich częściach była niezwykle mocną stroną – i tak jest też tutaj. Każdy najdrobniejszy szczegół mapy jest wykonany perfekcyjnie. Będąc na zewnątrz możemy podziwiać widoki z czterech rzutów, więc żaden podopieczny nie zgubi nam się za drzewem lub budynkiem. We wszelkich wnętrzach możemy dowolnie obracać kamerę, dzięki czemu dostrzeżemy pełnię piękna każdego z pomieszczeń, które ilością szczegółów naprawdę zachwycają. Wszelkie postacie są modelami 3D, poruszają się z gracją, po prostu jak ludzie. Tak samo realistycznie wyglądają pojazdy. Dodano efekty pogodowe w postaci deszczu i śniegu. Zamieć w Stalingradzie sprawia, iż naprawdę robi się zimno, a ulewa na stacji kolejowej przypomina błotną i mokrą jesień. W lewym dolnym rogu pojawiły się twarze komandosów, taki mały szczegół umilający grę. A już genialne są animacje, wykonane na enginie gry pomiędzy misjami. Widowiskowe lądowanie w Normandii, gdzie 2/3 transporterów nie dopływa nawet do plaży, tylko kończy w eksplozji, wybuchy łodzi podwodnych w misji z nurkiem, „nieudane” lądowanie pociągu w przepaści albo świetny marsz żołnierzy niemieckich na początku misji w Berlinie (to się nazywa trzymanie szyku!) – długo można by wymieniać. Z dźwiękiem podobnie. Wojenne motywy zmieniają się co misję, są doskonałym tłem do zapierającej dech w piersiach rozgrywki. Dźwięki, głosy postaci, odgłosy broni czy wybuchów – tu także wszystko stoi na wysokim poziomie.

Strzały w komandosa

Niestety, trzeci komandos nie ustrzegł się błędów. Są małe (np. strzelając w środku pomieszczenia mamy 100% pewności, że nikt nas na zewnątrz nie usłyszy, albo związując żołnierza, możemy anulować akcję, tym samym kończąc animację wiązania, czyli po prostu: wiązać przeciwników w ułamek sekundy), jednak są też większe. Ogromne nawet. Strzał pierwszy – ilość misji. Jest ona podobna do tej z drugiej części, ale zadania są o wiele mniej skomplikowane! W dwóch kampaniach mamy po trzy, w jednej – sześć. Jest to cholernie mało, doświadczony komandos może grę skończyć (nie spiesząc się) w 2-3 dni! Misji powinno być trzy razy tyle. Przykładowo, nurek dostępny jest TYLKO w jednej! Aż żal bierze, jak pomyśli się, ile możliwości zostało zmarnowanych. Weźmy np. problem psa – jak wiadomo, można go uśpić mięsem zmieszanym z tabletkami nasennymi. Ale taką możliwość dostajemy tylko w jednym zadaniu, a w dodatku można się obejść bez tego. Pamiętacie, jak wspaniale jeździło się czołgiem po bazie wroga, rozwalając wszystko co popadnie? To lepiej zapomnijcie, bo w tej części żadnym pojazdem nie będzie można kierować. Najbardziej boli jednak fakt, że według twórców to ostatnia część komandosów... Czemu nie mogli się postarać, by produkt wieńczący serię był doskonały w każdym calu?

Strzał drugi, grafika. Owszem, jest ona świetna, ale maksymalna rozdzielczość wynosi 800x600 i nie można jej zmienić. Na większych monitorach wygląda to... pikselowato. Co więcej, jedyne opcje, jakie zostały nam udostępnione, to zmiana detali (na wysokie lub niskie). Cóż, u mnie gra strasznie zwalniała podczas deszczu i szczerze mówiąc chętnie bym go wyłączył, lecz próżno szukać takiej możliwości w opcjach. Nie można też zmienić jasności obrazu, nie ma wyboru trudności gry (może gdyby był poziom „Extremely hard”, grałbym dłużej?), nie można zdefiniować klawiszy... Ech, wydaje mi się, że autorzy za bardzo polegali na tym, że „gra i tak się będzie podobać”. I znów, tu także można było się bardziej wysilić (z drugiej strony posiadacze piętnastek wreszcie będą mogli z dumą spojrzeć na tych, co grają na 21’’:))

Może apteczkę?

Nie mogę pozwolić, by końcowe rozczarowanie wzięło górę nad trzeźwą oceną. Produkt nadal jest świetny, gra się wyśmienicie, przykuwa do komputera... no właśnie, stwierdzenie „na długie godziny” tu raczej nie pasuje. Gdyby tylko było więcej misji... Po strzałach stwierdzam, że trzeciemu komandosowi trochę zdrowia ubyło. Zostało jakieś 87% życia – i taką też ocenę wystawiam.

Piotr „Ziuziek” Deja

Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego

Recenzja gry

Nie, Ara: History Untold - wbrew hasłom marketingowym - nie będzie kolejną alternatywą dla serii Civilization. Jednak nie jest to wada, bo gra ma na siebie własny pomysł i realizuje go sprawnie, choć nie zawsze konsekwentnie.

Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki
Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki

Recenzja gry

Po 20 godzinach, które spędziłem z 63 Days, miałem w sobie mnóstwo sprzecznych emocji. Z jednej strony uważam, że to przeciętna gra z aspiracją do ponadprzeciętnej – z drugiej zaś liczba błędów i nielogicznych rozwiązań przeraża.

Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy
Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy

Recenzja gry

Gdy pierwszy raz uruchomiłem Frostpunka 2, byłem pełen obaw. Twórcy ewidentnie chcieli poeksperymentować z konwencją, zmienić formułę i zaoferować coś nowego. Czy jednak wyszło to grze na dobre?