Wargame: Zimna Wojna Recenzja gry
Zimna wojna na gorąco - recenzja gry Wargame: Zimna wojna
Wargame: Zimna wojna to gra, która zaskakująco sprawnie balansuje na granicy pomiędzy poważną militarną strategią a wciągającym nowoczesnym RTS-em. Twórcy R.U.S.E. nie zawiedli.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- długa i satysfakcjonująca kampania single player;
- wciągający tryb multiplayer;
- 361 przydatnych jednostek i system talii;
- urzekająca oprawa graficzna;
- liczy się strategia, nie szybkość klikania.
- niedopracowany matchmaking;
- brak kilku przydatnych rozkazów;
- niektóre dźwięki odstają poziomem od reszty;
- brak rozbudowanego samouczka.
Niedoszłe starcie między NATO a sowietami przedstawiano w grach już wielokrotnie. W naszej pamięci szczególne miejsce zajmują takie tytuły jak Operation Flashpoint: Cold War Crysis czy World in Conflict, teraz do tego grona ma okazję dołączyć Wargame: Zimna wojna francuskiego studia Eugen Systems.
Twórcy R.U.S.E i Act of War: Direct Action mają ogromne doświadczenie w gatunku RTS-ów, jednak Wargame można uznać za ich najambitniejszy i najbardziej ryzykowny projekt. Korzystając ze sprawdzonego w R.U.S.E silnika IRISZOOM, postanowiono stworzyć pozycję, która testuje granicę między przystępnym RTS-em a realistyczną grą wojenną czasu rzeczywistego. Deweloperzy sami przyznają, że ich inspiracją były stare strategie pokroju Steel Panthers i symulatory tworzone przez Microprose w latach 90., zapomnijcie więc o rozbudowie bazy czy supermocach-fortelach. Trzeba przyznać, że efekt tego eksperymentu okazuje się zadziwiająco udany.
Single player przenikający multiplayer
Wargame: Zimna wojna to tytuł stawiający na multiplayer, dlatego obawiałem się, jak w ostatecznej wersji potraktowany zostanie użytkownik, którego nie interesuje taka forma współzawodnictwa. Eugen może nie stworzyło ogromnej dynamicznej kampanii z mapą Europy, jaka marzyła się wielu z nas, ale i tak tryb single nie został potraktowany po macoszemu. Gracza czekają cztery kampanie, podzielone na 22 misje, osadzone w okresie 1975-1985, a przedstawiające różne scenariusze konfliktu Wschód-Zachód.
Mamy więc kryzys w stosunkach NRD-RFN, sowiecką interwencję w Polsce czy też atak wojsk Układu Warszawskiego podczas manewrów NATO. Tak, Polska odgrywa w grze dość znaczącą rolę, co jest powodem do radości, z drugiej strony fakt, że wcielamy się w dowódcę wojsk sowieckich walczącego przeciwko Ludowemu Wojsku Polskiemu, to akurat nie najmilsze zadanie.
Pierwsze misje w kampanii pełnią rolę samouczka i niestety, nie sprawdzają się w tym za dobrze. Krótkie komunikaty nie odkrywają przed nami niuansów rozgrywki, a ponadto już w trakcie nauki musimy szybko podejmować decyzje, ponieważ wróg nie śpi. Do tego zdarzają się błędy merytoryczne, klawisz M bynajmniej nie jest skrótem, który spowoduje szybsze poruszanie się jednostki po drogach. Wargame to gra na tyle rozbudowana, że zasługuje na porządny tutorial, wyjaśniający mechanikę rozgrywki. Nie pomaga tu tryb bitwy 1 na 1 z AI, który aż się prosi, aby dodać możliwość walki kilku graczy z komputerowym przeciwnikiem.
Poziom trudności kampanii jest wysoki, nieraz zdarzy Wam się trzymać kciuki za własne oddziały uparcie trwające na ostatniej linii obronnej. Za każdą misję przyznawane są gwiazdki dowodzenia, jeden z najważniejszych elementów gry, pozwalający odblokować kolejne jednostki. Zazwyczaj otrzymujemy je, zdobywając następne poziomy w trybie multiplayer, jednak twórcy Wargame zdecydowali się premiować również graczy, którzy poświęcili swój czas na przejście kampanii. W efekcie nikt, gdy zaczyna grę w sieci, nie jest skazany na używanie tylko podstawowych jednostek.
Same zmagania multiplayer to esencja Wargame. Gra śledzi nasze postępy, pozwala organizować się ze znajomymi i rozgrywać mecze rankingowe i nierankingowe. Zabawa polega na niszczeniu wrogich sił do ustalonej wartości lub jak największej ich ilości w określonym czasie. Istotna jest więc odpowiednia konstrukcja armii, zajmowanie punktów, które pozwolą nam wzywać posiłki, i ostrożne dysponowanie drogimi jednostkami. Rozgrywka na 11 dostępnych mapach okazuje się dzięki temu niezwykle wciągająca. Pewną niedogodnością jest brak matchmakingu w zwykłych starciach i wątpliwa jakość doboru poziomu graczy w matchmakingu rankingowym.
Generał i jego mapa
Dobry i intuicyjny interfejs to w przypadku RTS-a rzecz niezwykle ważna, a w przypadku strategii takiej jak Wargame, w której walczą całe kompanie, to element kluczowy. Panowie z Eugen dzięki możliwości szybkiego przybliżania i oddalania widoku, jaką oferuje silnik IRISZOOM, sprawili, że po kilku potyczkach w pełni ogarniamy, co dzieje się na mapie.
W Wargame nie zdecydowano się na użycie jaskrawych kolorów, mających zwrócić uwagę i pomóc graczom w zorientowaniu się, co jest czym, tu dominuje niebieski, czerwony i szarość. Czołgi nie zostały oznaczone ikoną małego czołgu – postawiono na symbolikę NATO. W efekcie mamy wrażenie, że siedzimy nad mapą sztabową, a nie placem zabaw. A trzeba zaznaczyć, że pola bitew bywają ogromne.
Istotną bolączką tego tytułu jest brak kilku przydatnych rozkazów, jakie moglibyśmy wydać jednostkom. Praktycznie każda współczesna gra strategiczna pozwala wybrać kierunek, w którym zwróci się oddział, nikt nie chce przecież, aby jego czołg stał tyłem do wroga. Niestety w Wargame takiej funkcji nie znajdziemy. Podobnym problemem jest niemożność zmiany formacji czy wydania rozkazu odwrotu na wstecznym biegu lub dodania jednostki do zaznaczonej już grupy.
Skróty klawiszowe jak zwykle ułatwiają zabawę, jednak dobór niektórych z nich jest nie do końca trafiony. Średnik jako przejście do rozkazu szybkiego ruchu po drogach? Wybór wątpliwy i – co najgorsze – nie mamy możliwości szybkiej modyfikacji klawiszologii z poziomu gry.
M1A1 Abrams kontra hordy T-72A
Twórcy Wargame: Zimna wojna chwalą się, że w ich produkcji znajdziemy 361 autentycznych jednostek i pojazdów bojowych z lat 70. i 80. Trzeba przyznać, że ich liczba oraz jakość wykonania robią niesamowite wrażenie. Warto jednak zaznaczyć, że w grze nie uświadczymy samolotów czy broni jądrowej, czyli sprzętu, który zdaniem Eugen Systems nie pasuje do skali tego tytułu.
Jednostki w Wargame dzielą się na kilkanaście kategorii, takich jak np. zwiad, piechota czy czołgi. Nie mamy tu jednak do czynienia z systemem kamień, nożyce, papier jak w serii Total War. Strony nie są również swoimi lustrzanymi odbiciami jak w World in Conflict. Pojazdy w Wargame mocno bazują na rzeczywistych statystykach i możliwościach. Niepozorny śmigłowiec zwiadowczy OH-58 Kiowa Warrior jest doskonały w swojej roli, ale nie przeszkadza mu to dodatkowo masakrować sowieckich czołgów przy pomocy pocisków Hellfire.
Oczywiście pewne uniwersalne prawdy znajdują w grze swoje potwierdzenie: piechota dominuje w lasach i miastach, dobra artyleria może przesądzić o losach bitwy, a brak obrony przeciwlotniczej boleśnie się na nas zemści.
Każda jednostka wymaga więc specjalnego podejścia i jeśli mamy rzeczywistą wiedzę w temacie wojskowości, to połapiemy się w grze o wiele szybciej niż osoba, która takowej nie posiada. Ma to dodatkowe znaczenie, gdy konstruujemy własną talię. Talia to w Wargame zbiór jednostek, które dobieramy z puli tych odblokowanych za gwiazdki dowodzenia. Po skompletowaniu talii w bitwie mamy dostęp tylko do wybranych, maksymalnie 25, typów jednostek.
Nieraz stajemy przed dylematem – odblokować czołg T-80 za 6 gwiazdek czy całą rodzinę tanich T-55? Dodatkowo możemy pokierować się własnymi upodobaniami. Nic nie stoi na przeszkodzie, by stworzyć talię złożoną np. wyłącznie z jednostek brytyjskich czy też dołożyć do czeskiej artylerii wsparcie dla polskich spadochroniarzy.
W samej rozgrywce dochodzą jeszcze tak ważne czynniki jak morale żołnierzy czy doświadczenie. Doświadczona załoga czołgu strzela celniej, ale i nie załamuje się tak szybko pod ostrzałem artylerii jak koledzy świeżo po szkoleniu. Nasze wojsko okaże się bezużyteczne, jeśli nie zapewnimy mu odpowiedniego wsparcia logistycznego. Paliwo dla czołgów to podstawa, artyleria nie postrzela bez amunicji – wszystkie te czynniki trzeba mieć na uwadze przy planowaniu natarcia lub obrony.
Płonące wraki i eksplodujące pociski
Większość czasu w Wargame: Zimna wojna spędzamy w dużym oddaleniu z kamerą wiszącą nad polem bitwy. Kiedy jednak zechcemy zbliżyć się do akcji, czy to w czasie potyczki, czy oglądając jej powtórkę, oprawa graficzna Wargame pokazuje swe prawdziwe oblicze. Mamy do czynienia z piękną strategią – widok pocisków smugowych, wraków i czołgów sunących pod osłoną śmigłowców jest naprawdę imponujący. Eugen System stworzyło grę, w której każdy pecet może się wykazać, mamy tu obsługę wielordzeniowych procesorów, DirectX 9 i 11 oraz sporą listę opcji graficznych. Przy wszystkich tych wodotryskach trzeba dodać, że gra została bardzo dobrze zoptymalizowana.
Konflikt Układu Warszawskiego z NATO został umiejętnie przedstawiony przez Toma Clancy'ego w książce Czerwony sztorm. Wydana w roku 1986 pozostaje do dziś inspiracją dla twórców takich gier jak World in Conflict czy właśnie Wargame. Czerwony sztorm zawiera scenariusz konwencjonalnej III wojny światowej na różnych płaszczyznach. Clancy opisał w swojej książce m.in. starcia pancerne na niemieckich polach bitew, potyczki na Oceanie Atlantyckim oraz sowiecką inwazji na Islandię.
Oprawa dźwiękowa nie robi już takiego wrażenia jak graficzna, dobre odgłosy pola bitwy zaburzają czasami powtarzające się, monotonne dźwięki karabinów maszynowych. Kiedy każde działko automatyczne brzmi tak samo, a M-16 wydaje identyczny dźwięk jak karabin AK, nasuwa się oczywiste spostrzeżenie, że Eugen zdecydowało się najwięcej zaoszczędzić na tej właśnie części gry.
Nietypowy RTS
Wargame: Zimna wojna wydaje się być produkcją zrobioną z zamiarem połączenia dynamiki RTS-ów z realizmem gier wojennych pokroju Combat Mission. Mimo to twórcy nie starali się za wszelką cenę trafić do jak największego grona odbiorców. Stworzyli coś wyjątkowego – Wargame nie jest superrealistyczne ani uproszczone do bólu, jest za to niesamowicie wciągające, gdy już połapiemy się w zasadach rządzących rozgrywką.
Ostatnim RTS-em osadzonym w niefikcyjnym świecie, który oferował taką porcję dobrej zabawy, było dla mnie Company of Heroes. Deweloperzy z Eugen System stworzyli niezwykłe dzieło, w które sami chcieliby grać i co najlepsze – ja też mam nieodpartą ochotę spędzić z nim jeszcze wiele godzin.