Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 19 marca 2004, 12:30

autor: Jacek Hałas

X2 The Threat - recenzja gry

Kontynuacja przebojowego symulatora kosmicznego X-Beyond the Frontier, stworzonego przez niemiecką firmę Egosoft. Podobnie jak poprzednio akcja przenosi nas do olbrzymiego wszechświata X, gdzie czekają nas nowe przygody i niebezpieczeństwa.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Dawno temu, w odległej galaktyce, powstał „Elite”. Analogicznie do „Wolfensteina 3D”, który przez wiele osób był uważany za pioniera gatunku FPS, stał się on zalążkiem do powstania czegoś, co określono mianem space-sima. Akcja tych gier osadzana była oczywiście w kosmosie, one same zaś były odpowiednikami tradycyjnych symulatorów. O ich końcowym sukcesie przesądziło jednak coś zupełnie innego. Było to poczucie swobody. Gracz mógł (w zależności od tytułu) zająć się handlem, walką czy po prostu podążać utartą przez producentów ścieżką (choć tej niekiedy nawet nie wyznaczano). Gatunek ten doczekał się wielu świetnych pozycji, że wspomnę o seriach „Frontier”, „Wing Commander”, „Privateer”, „Freespace” i pojedynczych tytułach takich jak „Starlancer”, „Battlecruiser 3000AD”, czy „Freelancer”. Niektórzy gracze mogą również pamiętać wydanego kilka lat temu „X-Beyond The Frontier”, nawiązującego do kultowej serii czymś więcej niż tylko słowem w tytule. Pomimo tego, że „XBTF” nie odniósł miażdżącego sukcesu i w wielu krajach nie ukazał się nawet w wersji rozszerzonej, to doczekaliśmy się jego kontynuacji. Zobaczmy więc, co takiego ma do zaoferowania.

Fabuła „X2: The Khaak Threat” nie sprawia wrażenia przesadnie skomplikowanej, przynajmniej nie na początku. Główny wątek „ujawnia się” stosunkowo późno, bo po 3-4 godzinach zabawy i to przy założeniu, iż gracz od razu zapragnie poznać jego szczegóły. Bohaterem „X2” jest niejaki Julian. Wraz ze swym kumplem Bratem zajmuje się... powiedzmy, mniej legalnymi interesami :-) Podczas jednej z takich eskapad zostają oni złapani. Ciekawe jest jednak to, iż Julian nie trafia do więzienia. Po odpracowaniu części kary spotyka Ban Dannę. Otrzymuje propozycję pracy dla korporacji TerraCorp. Jako że wizja spędzenia reszty życia za kratkami niespecjalnie go cieszy, zgadza się na postawione warunki. Dziwi go jednak to dlaczego został wybrany. W miarę zaliczania misji kolejne karty są przez grę sukcesywnie odsłaniane. Obawiam się jednak, iż wielu graczy może do tego momentu nie dotrwać i zajmą się czymś innym. Trzeba jednak zaznaczyć, iż główny wątek jest ciekawy, a psują go tylko koszmarne cut-scenki (o nich później).

Ano właśnie, nic nie stoi na przeszkodzie, aby ofiarowany przez TerraCorp statek wykorzystać do innych celów. Swoboda jest jednym z największych atutów gry. Liczba czynności i zadań, których można się podjąć, niejednego współczesnego gracza może początkowo zaskoczyć (w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Znajdą tu coś dla siebie zarówno urodzeni awanturnicy, jak i Ci gracze, którzy pragną zajmować się handlem czy tworzeniem własnego gwiezdnego miniimperium. Generalnie jednak można to wszystko rozdzielić na działania pokojowe i o podłożu militarnym. Do tych pierwszych zalicza się przede wszystkim wspomniany już handel. Sama liczba surowców (w całej grze jest ich kilkadziesiąt) dobitnie ukazuje jak bardzo rozwinięty jest ten element gry. Możemy się więc zająć sprzedażą komputerowych podzespołów, różnorakich surowców naturalnych, a nawet futurystycznego fast-foodu. Kluczem do sukcesu jest, jak zwykle, zdobycie danego surowca po możliwie jak najniższej cenie, a następnie sprzedanie go tym firmom czy zakładom, które będą skłonne zapłacić za niego możliwie jak najwięcej. Aby nie było zbyt łatwo, uwzględniono stale zmieniający się popyt na dane dobro.

Przykładowo, jeśli kilka razy pod rząd dostarczymy do danej stacji potrzebny surowiec, to na pewien czas cena skupu (z powodu przepełnienia magazynu) drastycznie spadnie. Konieczność nieustannego poszukiwania nowych dostawców i odbiorców jest jednym z przyjemniejszych zadań jakie przyjdzie pokojowo nastawionym graczom wykonywać. Dochodową czynnością może też być transport ludzi lub określonych surowców. Dodatkowo odpada wtedy konieczność szukania stacji, która byłaby zainteresowana zakupem załadowanych towarów. Kolejny ciekawy sposób pozyskiwania cennych kredytów, to samodzielne wydobywanie surowców naturalnych. Nie jest to już jednak takie proste. Należy mieć odpowiednio duży i zaopatrzony w niezbędne urządzenia statek. Mniej problemów sprawia znalezienie miejsc wydobywczych. Nadaje się do tego praktycznie każda asteroida. Różnych ciekawych ofert można też szukać na tablicach ogłoszeniowych. Szkoda tylko, że przeważają na nich bezsensowne wiadomości, np. informujące o wydarzeniach na drugim końcu galaktyki. Na szczęście zdarzają się prawdziwe perełki. Ba! Można nawet zagrać w futurystyczną loterię! Najciekawiej prezentuje się jednak możliwość założenia własnego biznesu. Tak jest, gra momentami przypomina rasową strategię pokroju „Industry Giant”. Najważniejsza sprawa to posiadanie odpowiednich fabryk do wytwarzania bądź przetwarzania określonych surowców. Bardzo szybko zaczynają powstawać ciągi produkcyjne. Inne surowce i części będą potrzebne do procesu produkcji podzespołów komputerowych, a inne na przykład przy konstruowaniu kosmicznych dział. Fabryki kupuje się na specjalnych stacjach. Można je rozlokować w dowolnych rejonach wszechświata. Istotną rolę odgrywa też posiadanie własnej floty - w końcu ktoś musi transportować potrzebne dobra z jednej fabryki do drugiej czy sprzedawać je na kosmicznych stacjach. Szkoda tylko, że procesu tego nie da się zautomatyzować. Przydałby się jakiś pomocnik, który nadzorowałby prawidłową produkcję, wysyłał statki po potrzebne surowce, a następnie sprzedawał gotowe dobra. A tak mamy pełen chaos. Nie ma mowy o jednoczesnym wykonywaniu zwykłych misji i prowadzeniu własnych fabryk. Trzeba się na coś zdecydować. Dużym minusem jest to, że obiekty te są drogie i zdecydować się na nie można dopiero w dalszej części zabawy (po około 7-10 godzinach intensywnej gry). Brakuje wreszcie możliwości łączenia sił z innymi korporacjami, negocjowania cen czy zaciągania pożyczek. To trochę dziwne, że autorzy założyli, iż w przyszłości nie będzie miejsca dla banków. Miłośnicy siłowego rozwiązywania spraw również nie powinni być zawiedzeni. W każdej chwili można zostać kosmicznym piratem; no, może nie na samym początku, gdy ma się jeszcze malutki stateczek, który co najwyżej popieści atakowane jednostki. Co ciekawe, można również stanąć po drugiej stronie barykady i stać się czymś w rodzaju kosmicznego szeryfa. Aby jednak móc czerpać z tego profity (tzn. kredyty, nie wliczam zdobytych dóbr) należy zaopatrzyć się w specjalną „odznakę”. Wśród dostępnych ofert można wyłowić takie, które wymagają bezpiecznego przewozu kilku osób czy, na przykład, ochrony wyjątkowo ważnych obiektów.

Mechanika gry to stary, dobrze znany „Frontier”, przy czym warto zaznaczyć, iż gra jest znacznie prostsza w obsłudze. Nie oznacza to oczywiście, iż można ją opanować w 15 minut. Co to, to nie. Liczba potrzebnych do zapamiętania klawiszy jest całkiem spora. Dodatkowym utrudnieniem są marne tutoriale, które w znikomym stopniu pomagają w zrozumieniu zasad gry. Poza kilkoma szczegółami nie znalazłem tam nic interesującego, cała istotna reszta znajduje się w instrukcji obsługi oraz wbudowanej pomocy. Do dyspozycji gracza oddano niemały wszechświat. Liczba dostępnych systemów jest więcej niż zadowalająca. Na każdy z nich przypada co najmniej pięć stacji kosmicznych. Te największe mają ich nawet 4-5 razy więcej. Jest więc co zwiedzać. Szkoda tylko, że nie udostępniono możliwości lądowania na powierzchniach planet. Przypuszczam, że byłoby to jednak zbyt trudne do ukazania i musiałoby opierać się na czymś w rodzaju filmiku pokazującego wchodzenie w atmosferę. Na szczęście gracz nie ma prawa się nudzić. Różnorodność odwiedzanych stacji jest ogromna, możemy dokować w specjalnych punktach handlowych, aby wymienić się towarami czy też poszukać centrów militarnych gdzie czekają nowe typy broni, upgrade’ów oraz samych statków. Te, podzielono na kilka klas (dodatkowo ułożonych pod względem wielkości i przeznaczenia). Nikogo nie powinno dziwić to, że bardziej zaawansowane uzbrojenie można domontować tylko do tych najdroższych modeli. A te kosztują nawet po kilkadziesiąt milionów kredytów, będzie więc na co zbierać. Na stacjach kosmicznych eksploracja kosmosu się jednak nie kończy. Istotną rolę odgrywają wspomniane już asteroidy, częstym widokiem są również piraci. Szczególnie mocno zachodzą oni za skórę na samym początku zabawy, kiedy to jakakolwiek próba wdania się w walkę jest skazana na druzgocącą porażkę. Warto również wspomnieć o Jumpgates, czyli bramach umożliwiających przeskakiwanie do sąsiednich systemów. W dalszej części gry mogą być one zastąpione przez specjalne napędy. Mnie osobiście zabrakło natomiast obiektów o charakterze typowo odkrywczym, na przykład opuszczonych stacji kosmicznych, które skrywają w sobie wyjątkowo cenne skarby. Jest to szczególnie widoczne jeśli grę postawi się obok słynnego „Freelancera”. Ciekawostką jest natomiast możliwość chwilowego opuszczenia statku i poruszania się w kombinezonie astronauty. Szkoda tylko, że z tej opcji korzysta się stosunkowo rzadko. Zdecydowanie na plus trzeba zaliczyć obecność elementów rodem z gier RPG, a raczej ich niewielkiego wycinka (lepsze to niż nic). Kolejne akcje są nagradzane punktami reputacji, co pewien czas (zbliżone jest to do wskoczenia na wyższy poziom doświadczenia) otrzymuje się specjalne odznaczenia. Reputacja przydaje się szczególnie wtedy, gdy myśli się o podjęciu misji z tablic ogłoszeń. Wiele osób nie będzie nawet chciało rozmawiać z pilotem, który niczym szczególnym się jeszcze nie wykazał.

Trochę lepiej mogło natomiast wypaść samo sterowanie aktualnie oblatywanym statkiem. Nie jest tragicznie, ale do pełni szczęścia sporo jeszcze brakuje. Zdecydowanym atutem „X2” jest brak konieczności posiadania joysticka. Konfiguracja „klawiatura + mysz” w zupełności wystarcza. Wyjątkiem są zażarte, dynamiczne bitwy. Wtedy na wierzch wychodzą liczne niedoskonałości.

Namierzenie przeciwnika, szczególnie takiego, który dysponuje szybkim myśliwcem jest niełatwe. Co więcej, wrogowie mają irytującą tendencję do nagłego zawracania. Momentami odnosi się wrażenie jak gdyby w sterowanym przez nich statku „ześwirował” komputer pokładowy. Niektóre „akrobacje” są wręcz śmieszne. Obawiam się, że to błąd gry, wątpię żeby to było celowe posunięcie ze strony twórców „X2”. Niestety, lista minusów recenzowanej produkcji jest znacznie szersza. W większości przypadków są to drobnostki. Nieciekawie rozwiązano „model uszkodzeń”, jest to szczególnie widoczne przy mniejszych stłuczkach. Najczęściej traci się wtedy jeden z pokładowych systemów (np. nawigacji czy wspomagania w walce). Idiotyczne jest to, że zniszczonego upgrade’u nie można w żaden sposób naprawić. Jedyne wyjście to zakup nowego. Doskwiera brak możliwości automatycznego namierzenia najbliższego przeciwnika. Gra nie przeskakuje na kolejny atakowany statek po zniszczeniu tego, który był na celowniku. Wszechświat momentami sprawia wrażenie wyludnionego. Co z tego, że na największych stacjach dokuje kilkanaście statków, skoro wokół nich ruch jest znikomy? Dziwi też brak oficjalnej gwiezdnej policji.

Oprawa graficzna gry stoi na bardzo przyzwoitym poziomie. Co ciekawe, „X2” może zainteresować zapalonych miłośników benchmarków, którzy lubią wyciskać ze swej karty graficznej ostatnie soki. Istnieje specjalna opcja pozwalająca na uruchomienie gry w tym trybie. Kosmos wygląda przepięknie, ale do tego przyzwyczaiły nas już inne podobne gry, jak chociażby „ORB” czy „Homeworld 2”. Mieni się on różnymi barwami, kolejne systemy dość znacznie się od siebie różnią i to nie tylko zastosowaną kolorystyką, ale i częstotliwością występowania różnorakich obiektów. Mnie osobiście przeszkadzały tylko wszechobecne mgławice (nebule). Zrozumiałbym ich obecność w 10-15 systemach, ale żeby od razu wpadało się na nie na każdym kroku? Projekty statków, a w szczególności stacji kosmicznych, budzą podziw. Szkoda tylko, że gra ma stosunkowo wysokie wymagania sprzętowe. W szczególności tyczy się to procesora oraz karty graficznej (absolutne minimum to GF3/Radeon8500), lepiej jest z pamięcią, tu wystarczy już 256MB. Tyle chociaż dobrze, że rozgrywka jest wyjątkowo stabilna. W zestawieniu z tak zabugowionymi tytułami jak „Frontier” czy „Battlecruiser 3000AD”, recenzowany tytuł wypada świetnie. Zdarzają się co prawda pojedyncze błędy i zwisy, ale można to tak rozbudowanej grze wybaczyć. Nie mogę natomiast zrozumieć, po co autorzy „X2” umieścili w nim scenki przerywnikowe. Są one KOSZMARNE i to nawet dla osoby, która na co dzień nie ma kontaktu z grami komputerowymi. Nie doszukałem się w nich ani jednego pozytywnego aspektu. Kuleje wszystko - animacja, ujęcia kamery, dialogi, aktorzy. Osobiście wolałbym aby w ogóle ich nie było, a pojawiał się sam tekst (bez kwestii mówionych!).

„X2: The Khaak Threat” to solidny reprezentant gatunku, który powinien zaciekawić każdego miłośnika „Frontiera” czy „Privateera”. Nie da się ukryć, iż do poziomu tych gier produktowi Enlight dużo jeszcze brakuje. Mimo wszystko warto się nim zainteresować, dodatkową zachętą powinien być fakt, iż w Polsce będzie on sprzedawany po bardzo atrakcyjnej cenie.

Jacek „Stranger” Hałas

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Recenzja gry Farming Simulator 25 - Giants Software, nie można tak było od razu?
Recenzja gry Farming Simulator 25 - Giants Software, nie można tak było od razu?

Recenzja gry

Choć Farming Simulator 25 nie przynosi wszystkich zmian, o jakie prosili fani, to dzięki takim funkcjom jak deformacja terenu i GPS jawi się jako najlepsza dotychczas odsłona cyklu. Odsłona, która daje mnóstwo frajdy - a z modami będzie jeszcze lepiej!

Recenzja gry MechWarrior 5 Clans - dla fanów uniwersum BattleTech ta gra jest jak gwiazdka
Recenzja gry MechWarrior 5 Clans - dla fanów uniwersum BattleTech ta gra jest jak gwiazdka

Recenzja gry

MechWarrior 5: Clans zapowiadał powrót serii do motywów, które stanowiły o jej świetności w połowie lat 90. XX wieku. O grze było jednak dość cicho przed premierą, co wzbudzało moje obawy. Czy studio Piranha Games stworzyło w końcu tytuł godny przodków?

Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE
Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE

Recenzja gry

Expeditions: A MudRunner Game to powolna jazda w terenie dla cierpliwych kierowców. Świetną mechanikę jazdy ze SnowRunnera opakowano tu jednak w nudną otoczkę ekspedycji naukowych, które głównie irytują prymitywnymi minigrami.