Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

The Darkness II Recenzja gry

Recenzja gry 15 lutego 2012, 12:41

autor: Wojciech Mroczek

Wszystkie barwy ciemności - recenzja gry The Darkness II

Po pięciu latach przerwy na nasze ekrany powrócił Jackie Estacado - nowojorski mafiozo, opętany przez przedwieczną istotę zwaną Ciemnością. The Darkness II jednak bardzo różni się od pierwowzoru...

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PC, PS3

PLUSY:
  • wciągająca fabuła i sprawnie poprowadzona narracja;
  • masa znakomitych, dobrze zagranych dialogów;
  • estetyczny, spójny styl graficzny;
  • szybka, dynamiczna i efektowna walka;
  • galeria ciekawych postaci ze świrem okultystą Johnnym Powellem na czele;
  • fabularny tryb kooperacji uzupełniający wątki głównej kampanii;
  • ciekawe i świetnie przeczytane opisy reliktów.
MINUSY:
  • liniowa akcja bez pobocznych misji;
  • mało finezyjny model walki i wszechobecne skrypty;
  • główną kampanię da się przejść w 4 godziny, jeśli nie interesują nas dialogi;
  • ograniczony udział Mike’a Pattona w dubbingu.

Na kontynuację The Darkness, wydanej w 2007 roku strzelaniny FPP szwedzkiego Starbreeze Studios, czekaliśmy pięć lat. Jej produkcją zajęli się Kanadyjczycy ze studia Digital Extremes, znanego m.in. z dobrze przyjętego Dark Sectora. Oczekiwania były spore, bo „jedynka”, dzięki swej oryginalności i ciężkiemu klimatowi, dorobiła się sporej rzeszy fanów. Nowy deweloper zaserwował jednak coś zupełnie innego od pierwowzoru. Jak przedstawia się Ciemność po zmianach?

Jackie Estacado, nowojorski gangster związany z „rodziną” Franchetti, nosi w sobie przekazywaną z pokolenia na pokolenie Ciemność – przedwieczną demoniczną istotę lubującą się w przemocy i chaosie. Opętanie przez demona daje mu dostęp do nadludzkich mocy, lecz stale zagraża utratą wolnej woli i człowieczeństwa. Pierwsze The Darkness to historia zemsty, jakiej bohater dokonuje z pomocą Ciemności, oraz walki, jaką toczy z nią o swoją duszę. Walki, która – wydawałoby się – musi zakończyć się nieuchronną porażką Jackiego.

Nowa, komiksowa grafika naprawdę może się podobać… ale nie musi.

Zarówno ta, jak i wcześniejsza odsłona cyklu nawiązują do komiksowej serii The Darkness wydawnictwa Top Cow. Zaczerpnięto z niej postać głównego bohatera i wiele wątków fabuły. Gry nie są jednak bezpośrednią adaptacją komiksu.

The Darkness II nie podejmuje wątku tam, gdzie skończyła się poprzednia część. Dużo wydarzyło się poza ekranem. Jackie, z pomocą zdziwaczałego okultysty Johnny'ego Powella, zdołał zamknąć w sobie Ciemność i odzyskać panowanie nad swoim życiem. Został powszechnie szanowanym bossem nowojorskiej włoskiej mafii. Z metra przesiadł się do limuzyny i wprowadził do luksusowej rezydencji Franchettich, na szczycie wieżowca. Udawało mu się trzymać Ciemność w ryzach i nie dać się jej objawić ani na chwilę. Spokój nie może jednak trwać wiecznie... Ktoś przeprowadza zamach na życie Jackiego, a ten – by wyjść z niego cało – zmuszony jest uwolnić swojego demona. I tu zaczyna się The Darkness II.

Pierwsza zmiana, jaka rzuca się w oczy, to nowy styl graficzny. O ile „jedynka” stawiała – z przeciętnym skutkiem – na realizm, tak tu mamy do czynienia z wyraźnie komiksową kreską, zbliżoną trochę to tej, którą znamy z Borderlands. W The Darkness II Nowy Jork jest kolorowy, a lokacje – choć niezbyt rozbudowane – wręcz przeładowane dekoracjami. Wszechobecny komiksowy wystrój daje się zauważyć zwłaszcza w spokojniejszych momentach gry, kiedy mamy czas rozejrzeć się wokoło i docenić efekt pracy grafików. Porzucenie realizmu wyszło tytułowi na dobre. Styl wizualny jest spójny, estetyczny i bardzo sugestywny. Nie najlepsze wrażenie robi jednak wygląd interfejsu – zwłaszcza drzewka rozwoju talentów.

Uroki bycia mafijnym bossem – dobrze wyposażony domowy bar z wiernymi zbirami w komplecie.

Druga warta odnotowania zmiana dotyczy samego protagonisty. Jackie Estacado nie jest już tym samym młodym mężczyzną, jakiego poznaliśmy w poprzedniej grze. Obrósł w piórka – zmężniał, nabrał ogłady i przyzwyczaił się do dostatniego życia mafijnego bossa. Jego ludzie traktują go z niemałym respektem, a z niektórymi – najbardziej zaufanymi – wyraźnie łączą go więzy przyjaźni. Kilka lat wcześniej był zdanym na siebie wyrzutkiem, za którego mało kto gotów byłby nadstawiać karku. Teraz może liczyć na lojalność „rodziny” – większość gotowa jest pójść za nim w ogień. Szacunek własnych ludzi i odpowiedzialność za nich działają na gracza bardzo motywująco.

Blaski i cienie

W samym rdzeniu rozgrywki The Darkness II jest mocno uproszczoną, oskryptowaną strzelaniną, której kolejne etapy przechodzimy z punktu A do punktu B, siekąc po drodze bez opamiętania wszystko, co się rusza. „Jedynka” starała się dać złudzenie wolności – nieliniowe mapy, poboczne misje, możliwość zakradania się do przeciwników lub unikania konfrontacji. Tu możemy o tym zapomnieć. Jackie Estacado napotykane przeciwności pokonuje w stylu Rambo. Szkoda, bo osoby, które zaliczyły poprzednią grę, kryjąc się w cieniu i unieszkodliwiając przeciwników z bezpiecznej odległości, zostały tej opcji pozbawione. Osobiście wolę skradanie i dywersję od frontalnej ofensywy. Mimo to z The Darkness II bawiłem się znakomicie. Dlaczego?

Za pomocą macek wykonujemy na wrogach efektowne, krwawe egzekucje. Nie dla samej zresztą sadystycznej satysfakcji. Poszczególne metody wykańczania przeciwników pozwalają uzyskiwać różne premie – uleczenie, uzupełnienie amunicji czy stworzenie tarczy.

Tytuł, którego akcja skupia się w tak dużym stopniu na walce, nie może pozwolić sobie na niedociągnięcia w jej mechanice. Tu na szczęście The Darkness II broni się całkiem dobrze. Jednoczesne kontrolowanie czterech kończyn – rąk Jackiego i macek - zostało dobrze przemyślane i nie sprawia problemu. Dłonie operują bronią palną, często nawet dwiema jej sztukami naraz (tracimy wtedy możliwość dokładnego wycelowania). Macki chwytają zaś lub tłuką i sieką wrogów, podnoszą z ziemi przedmioty, miotają zaimprowizowanymi pociskami i rozbijają elementy otoczenia. Dynamika i efektowność starć są wspaniałe i odwracają uwagę od faktu, że przeciwnicy nie grzeszą inteligencją i zagrażają nam głównie dzięki przewadze liczebnej. Bardzo dużą rolę odgrywają światło i cień. Moce Ciemności do funkcjonowania wymagają mroku. Schwytany w blask reflektora bohater jest oślepiony, wystawiony na cios i prawie bezbronny. Strzelanie do źródeł światła szybko wchodziło w krew podczas gry w „jedynkę”. Tutaj nie wszystkie lampy da się wyeliminować – niektóre stanowią stały element planszy. Inne możemy unieszkodliwić, znajdując i niszcząc zasilający je generator. Silnymi reflektorami, niesionymi na ramionach, oślepiają nas też niektórzy przeciwnicy.

W kolejnych misjach zajmujemy się przeważnie efektownym mieleniem mięsa armatniego.

Do boju nie ruszamy sami. Towarzyszy nam pomniejszy demon Ciemności – Darkling. Tym razem tylko jeden, ale za to wszędobylski, lojalny i obdarzony punkową duszą oraz brytyjskim akcentem. Pomaga w walce, wspiera radą, a kiedy przychodzi co do czego, potrafi udowodnić, że gotów jest dla nas zrobić wszystko. Światło jest dla niego śmiertelnym zagrożeniem – obraca go natychmiast w proch. Jednak chwilę później nasz towarzysz, cały i zdrowy, pojawia się znowu.

Fabuła i narracja – najmocniejsze strony gry

Walka walką, ale urok i siła The Darkness II leżą gdzie indziej. Dzięki fabularnej otoczce produkcja Kanadyjczyków wznosi się chwilami na wyżyny. Daleko posuniętą liniowość rozgrywki wynagradza z nawiązką intensywna, budząca emocje narracja. Kolejne misje polegające na walce przeplatają się ze spokojniejszymi etapami, w których mamy możliwość zagłębić się w przedstawiony świat. To wtedy wczuwamy się w rolę mafioza, angażujemy w poszukiwanie utraconej miłości lub poznajemy kolejne sekrety Ciemności. Staramy się też odróżnić rzeczywistość od kłamstw podsuwanych przez demona, który próbuje odzyskać panowanie nad protagonistą. Nie chcę zdradzać szczegółów, bo samodzielne śledzenie rozwoju akcji to w The Darkness II największa frajda. Powiem tylko, że każde z możliwych zakończeń gry robi duże wrażenie, a jedno z nich powinno wejść do kanonu kultowych scen z gier wideo.

Gra zawiera niezliczoną liczbę fajnych „smaczków” i nie boi się nawet autoparodii.

Opowieści szalonego okultysty

The Darkness pozwalało graczowi zboczyć ze ścieżki głównej kampanii i spędzić nawet kilka godzin na wykonywaniu misji pobocznych i szukaniu setek ukrytych bonusów. Zdarzały się wśród nich perełki – na przykład cyfrowe, pełne wydania komiksów. Większość jednak nie była warta zachodu. „Dwójka” stawia na jakość, a nie ilość. W lokacjach gry ukrytych zostało 29 reliktów związanych z Ciemnością. Rezydujący w bibliotece posiadłości Jackiego okultysta – Johnny Powell – z wielkim przejęciem opowiada historię każdego z artefaktów. Mówiący z prędkością karabinu maszynowego Johnny nie tylko dostarcza rozrywki, ale pełni też funkcję przewodnika po rozbudowanej mitologii Ciemności. Jest to postać genialna i zapadająca w pamięć! Można przekonać się o tym już na początku zabawy, gdy wprowadza nas w jej realia.

Jedną z największych zalet pierwszego The Darkness był udział wokalisty Faith no More, Mike’a Pattona, który brawurowo podłożył głos samej Ciemności. Niestety fenomenalny głos Mike’a rozbrzmiewa w „dwójce” dużo rzadziej. Z napisów końcowych wynika, że w roli demona jednocześnie wystąpił też Brian Bloom, aktor dubbingujący również Jackiego Estacado.

Johnny Powell to chyba najciekawsza, lecz nie jedyna z interesujących postaci występujących w grze. Powiem więcej – The Darkness II pełne jest barwnych bohaterów niezależnych, z których każdy wnosi coś szczególnego do świata tej produkcji. Mają wyraźnie – jak to w komiksie – zarysowane charaktery, swoje powiedzonka, manieryzmy, zwyczaje, przekonania. Chętnie podejmują konwersację z graczem. Nawet gosposia, wycierająca z kurzu meble w rezydencji rodziny Franchetti, może powiedzieć coś, co sprawi, że lepiej wczujemy się w klimat gry. Trochę rzadziej niż w „jedynce” przemawia sama Ciemność. Rolę dyżurnego komentatora przejął za to towarzyszący nam Darkling.

Nie angażując się w niuanse fabuły i elementy poboczne, główny wątek The Darkness II da się ukończyć w 4-5 godzin. Gra jest więc naprawdę krótka. Tak jak w większości współczesnych produkcji sytuację ratuje tryb gry wieloosobowej. Dostajemy do dyspozycji dodatkową kampanię uzupełniającą wątki trybu jednoosobowego. Zawiązanie akcji przypomina początek dowcipu. „Agentka Mosadu, Irlandczyk, ninja i kapłan voodoo wchodzą do baru, gdzie spotykają włoskiego mafioza…” Sytuacja ta to punkt wyjścia do wykonania szeregu misji dziejących się za kulisami głównej historii.

Bohaterowie kampanii wieloosobowej. Każdy z nich dysponuje własną bronią Ciemności i osobnym drzewkiem talentów do rozwinięcia.

Czwórka nowych bohaterów na zlecenie rodziny Franchetti wspiera walkę Jackiego z Bractwem. Każdy z nich ma w tym własny interes – sami również znaleźli się nieraz na celowniku tajnego stowarzyszenia. Każdego kontroluje się trochę inaczej, ze względu na zróżnicowanie broni i talentów Ciemności, jakimi dysponują.

Grać można jednocześnie maksymalnie w cztery osoby. Jeśli jednak brakuje nam chętnych znajomych, dodatkową kampanię możemy też zaliczyć sami. Gra proponuje tryb fabularny oraz szereg pojedynczych misji. Nawet jednokrotne samodzielne ich przejście przedłuża zabawę o ładnych kilka godzin.

Werdykt

The Darkness II nie jest grą wybitną. Warstwa fabularna okazuje się doskonała, jednak sama akcja – mimo że dynamiczna i efektowna – drażni uproszczeniami i schematycznością. Ci, którzy szukają strzelaniny wymagającej czegoś więcej niż zręczność, będą tym tytułem zawiedzeni. Szkoda też, że gra ukazała się bez spolszczenia. Bariera językowa nie pozwoli wielu osobom w pełni docenić opowiedzianej historii i zawartych w niej rozlicznych smaczków.

Call girl imieniem Venus. W grze pojawia się zaledwie na chwilę, ale jakoś tak zapada w pamięć.

Jednak wszystkim, którzy dobrze radzą sobie z angielskim, lubią komiksowe klimaty, cenią barwnych bohaterów niezależnych i błyskotliwe dialogi, a do tego nie mają nic przeciwko wyrywaniu serc i chlapiącej na ekran posoce – grę z całego serca polecam. Będziecie bawić się świetnie.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...