autor: Andrzej Jerzyk
Worms Blast - recenzja gry
Worms: Blast to kolejna odsłona niezwykle popularnej serii gier strategiczno-logicznych stworzonej przez Team17. Jest to pierwsza gra z serii, w której nasze robaki stały się trójwymiarowe, a rozgrywka toczy się w czasie rzeczywistym.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Recenzji „robaczanej” gry nie sposób nie rozpocząć od odniesienia do tak licznej już gromady gier z tejże rodziny. Seria „Worms” jest już niemal tak długa, jak najdłuższe sagi cRPG, mimo iż charakter gry nie wskazywałby na tak duże możliwości ewolucji gry. Takie długie serie opierają się na jednej z dwóch zasad: albo każda kolejna gra jest tym samym co poprzedniczka, tyle że z ulepszoną oprawą (seria Heroes of Might & Magic, Need for Speed itp.); albo jest po prostu kontynuacją poprzedniczki (przede wszystkim serie cRPG). Wormsy, a powstało ich już chyba koło dziesięciu wersji na wszystkie możliwe platformy, dotychczas bez wahania można było zakwalifikować do tej pierwszej grupy. Między pierwszymi robakami a „Worms World Party” (ostatnią wersją) nie było znaczących różnic, poza kolosalną dyferencją oprawy graficznej, oczywiście in plus dla „WWP”. Jednak „Worms Blast” wyłamuje się z tego schematu – owszem, mamy znanych nam bohaterów, arsenał broni i pamiętne okrzyki bitewne, jednak na tym kończy się podobieństwo do wcześniejszych edycji. Przyznam, że taka zmiana spowodowała w pierwszym odruchu pytanie: „co to w ogóle ma być ?”. I moim zadaniem jako recenzenta tej gry, jest właśnie odpowiedź na to, wcale niełatwe, pytanie...
„Worms Blast” jest grą po prostu inną niż wcześniejsze robaki. Powstaje pytanie, czy należało zmieniać tak znakomity pomysł na grę, by zastąpić go nowym, wcale nie wiadomo czy równie atrakcyjnym ? Jedno trzeba przyznać – kolejnych gier z serii takich jak „Worms” nie kupujemy przez rewolucyjne zmiany, jakie wprowadzają (no może poza Worms 2, które wykonało znaczący krok do przodu), ale przez zwykłą chęć pogrania w grę o tak oryginalnej koncepcji. Bo w zasadzie nie potrzeba nam było kupować „Worms World Party” – przecież w robaczanym „Armageddonie” było praktycznie to samo ! Kupujemy nową grę nie dlatego, że jesteśmy ciekawi co za zmiany wprowadza; kupujemy ją przede wszystkim dlatego, że stęskniliśmy się za samymi robakami (ich ideą, jakby to powiedział Platon ;).
I gdy zmianie ulega ten podstawowy element gry, jakim jest jej sens, robi się niebezpiecznie. „Worms Blast” zmienia sens robaków w zasadniczy sposób. W grze poruszamy się na łodziach i walczymy raczej z czasem niż przeciwnikiem (w zależności od trybu gry), postacie są znacznie większe, jednak na ekranie nie uświadczymy więcej niż dwóch zawodników, wreszcie strzelamy nie do wrogich robaków, a do różnokolorowych cegiełek. Żeby nie było za wesoło, od czasu do czasu spadnie na nas dziesięciotonowy odważnik czy inne cudo, w grze dwuosobowej za to możemy zostać trafieni pociskiem nieprzyjaciela... I dzięki temu nie jest jeszcze tak źle. Bohaterowie (jak ciężko przy Wormsach nie pisać „robaki”) posiadają wskaźnik energii, który pod wpływem uszkodzeń obniża się, aż do zgonu delikwenta. Tak więc gra jest inna. Te „Robaki” są chyba teraz bardziej grą logiczną, a co za tym idzie też nieco mniej ekscytującą.
Strzelanie do cegiełek (czy też wyprawianie z nimi różnych innych rzeczy) to w grach logicznych pomysł stary jak świat. Różne były jego realizacje, „Worms Blast” jednak jest o tyle przyjemne, że w zabawie towarzyszą nam przepięknie narysowane (jak zawsze zresztą) robaczki i ich przyjaciele z poprzednich części. Tak więc uświadczymy tu zarówno gołębia, owcę, skunksa, staruszkę, no i oczywiście parkę klasycznych dżdżownic. Żeby było jeszcze ciekawiej, zadbano o to, żeby gołąb skunksowi równy nie był. I tak różne postacie posiadają różne cechy: owca jest bardzo zwrotna, skunks wytrzymały, a gołąb popisuje się znakomitą celnością (sic !). Również cegiełki posiadają różnorakie cechy. Podstawowa zasada jest jedna – cegiełkę danego koloru można zniszczyć tylko bronią tego samego koloru. Przyznam, że ciężko jest się do tego przyzwyczaić, jednak po pewnym czasie radzimy sobie już całkiem dobrze. Oprócz standartowych cegieł, występujących bodajże w pięciu kolorach, występują też cegły specjalne, o barwach nie odpowiadających żadnej broni. I tak np., cegły szare trzeba najpierw zabarwić na odpowiedni kolor, a dopiero potem zniszczyć. Cegły tęczowe można niszczyć dowolnym kolorem broni, inne jeszcze cegły odbijają nasze pociski. Występują także dobrze nam znane z wcześniejszych części skrzynki, zawierające różne przydatne drobiazgi.
Do dyspozycji mamy kilkanaście trybów gry, zarówno misje dla jednego gracza (puzzle), jak i rywalizację na podzielonym ekranie (taki mały deathmatch). Przyznam, że ta druga opcja jest znacznie ciekawsza, chyba że mało nam wytężania umysłu w pracy, w szkole czy na uczelni. W „kampanii” pokonujemy szereg misji, poruszając się po mapce, skacząc z miejsca na miejsce. Misji jest sporo, do ukończenia gry wystarczy przejść tylko część z nich. Jednak wykonanie wszystkich zadań wiąże się z odblokowaniem szeregu ukrytych możliwości (postaci i trybów gry). W związku z tym warto przejść jak największą część gry. Przyznam, że takie rozwiązanie jest niekiedy denerwujące – często chciałoby się mieć pod ręką wszystkie możliwości rozgrywki, a tu musimy najpierw przejść całą grę... A tym bardziej może to denerwować przy np. drugiej instalacji gry, po jakiejś przerwie – po raz kolejny będziemy zmuszenie do odblokowywania raz już otwartych bonusów. Dużą zaletą najnowszych Robaków jest właśnie tak duże zróżnicowanie trybów gry (razem naliczyłem czternaście, a należy pamiętać, że we większość z nich możemy zagrać z kolegą lub z komputerem). Równie imponująco wygląda wachlarz broni, jakim przyjdzie się nam posługiwać. Obok klasycznych broni (bazooka, granat, dynamit, strzelba), pojawiły się nowe, zarówno zwyczajne (promień lasera, balon pogodowy), jak i ściśle związane z wodnym środowiskiem, w jakim toczy się gra (miny głębinowe, torpedy, atak morskiego potwora etc.).
Warto jeszcze wspomnieć o oprawie, bo grafika jak z kreskówki wygląda naprawdę znakomicie przy robakach. Zaczęło się właściwie od „Worms 2” (wcześniejsze części były raczej przeciętne pod względem oprawy wizualnej) i od tego czasu jest co raz lepiej. Ładnie zostały wykonane animacje, a i wszystko, co poza zasadniczą rozgrywką, wygląda naprawdę dobrze. Trójwymiarowa grafika widać wyjątkowo dobrze służy robakom. Oprawa dźwiękowa też jest niczego sobie, wszelkiej maści jęki i okrzyki bitewne zostały pieczołowicie przygotowane. Przy tym wymagania sprzętowe są całkiem przyjemne: do gry wystarczy komputer z procesorem o częstotliwości 350 Mhz i 64 mb pamięci, a taką konfigurację ma prawie każdy komputer domowy. Pod tym względem niczego grze zarzucić nie można.
Team 17 to marka znana i lubiana, wiele lat temu nie było lepszego producenta gier zręcznościowych na Amigę. Teraz, przy tak dużej konkurencji, zarówno ze strony konsol, jak i na samym rynku gier PC, gry te nie są już tak wspaniałe. Jeżeli te Robaki miały być nowym wcieleniem gry na XXI wiek, to chyba nie o to chodziło. „Worms Blast” nie jest już niestety grą, przy której spędzamy bez opamiętania godziny, dni i tygodnie. W związku z tym mam nadzieję, że jest to tylko gra postawiona jakby „obok” klasycznych Robaków, nie mająca aspiracji zastąpienia ich na stałe. Wyrok nie może być inny – oddajcie nam stare robaki !!!
Jeśli jednak przyjmiemy, że ta gra to zupełnie inny produkt, korzystający tylko z popularności bohaterów wspaniałej serii gier o robakach, to otrzymamy całkiem przyjemną grę zręcznościowo-logiczną. Może nieco mniej efektowną od klasycznych „Worms”, ale także ciekawą, zwłaszcza zważywszy na fakt, jak niewiele gier tego typu powstaje. Twórcy gier w XXI wieku mają chyba zbyt wygórowane ambicje i za każdym razem próbują tworzyć niesamowite super-produkcje. Zapominają, że cały urok gry komputerowej, jej esencja, to zaledwie ułamek pracy włożonej przez nich w samą oprawę gry. Bo liczy się idea. I dlatego takie tytuły jak „Tetris” czy „Minesweeper” na zawsze pozostaną w kronikach, podczas gdy o tak „wspaniałych” grach, jak „Max Payne” szybko zapomnimy... Pierwsze robaki były właśnie takim znakomitym pomysłem (choć nie do końca oryginalnym, niemniej jednak świetnym). „Blast” modyfikuje ten pomysł, jest nieco inną propozycją. I jednym się ta gra spodoba bardziej, innym mniej.
Andrzej „Jeż” Jerzyk