Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 22 maja 2006, 12:43

autor: Jacek Hałas

Tom Clancy's Ghost Recon: Advanced Warfighter - recenzja gry

Ghost Recon: Advanced Warfighter jest tytułem, któremu daleko jest jeszcze do ideału. O ile jednak czwarta odsłona serii Rainbow Six zawiodła oczekiwania fanów, o tyle recenzowana gra miłośnikom pierwszej części powinna przypaść do gustu.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Pierwsza część gry Ghost Recon była jedną z moich ulubionych taktycznych strzelanek. Nie ukrywam, iż spędziłem przy niej mnóstwo czasu, podchodząc do dobrze poznanych misji na coraz to wyższych poziomach trudności i opracowując niesprawdzone wcześniej typy zagrań. Nieźle bawiłem się również przy dwóch oficjalnych dodatkach, których ta gra w najbliższym czasie się doczekała. Nie były to pozycje przełomowe, ale misje miały na tyle ciekawe, iż zbytnio tego się nie odczuwało. Niestety, w kolejnych latach koncern UbiSoft wyraźnie zaczął rezygnować z zaspokajania potrzeb posiadaczy komputerów osobistych. Dość powiedzieć, iż druga część Ghost Recona trafiła wyłącznie na konsole. Pod wieloma względami zbliżony Rainbow Six doczekał się natomiast licznych uproszczeń, o których możecie dokładniej przeczytać w recenzji czwartej części tej gry (R6: Lockdown).

Nie zdziwiłbym się, gdyby wielu zagorzałych fanów pierwszej części do informacji na temat planowanego wydania Advanced Warfighter na PC podeszło nieco sceptycznie. Teraz, po premierze finalnej wersji, można jednak stwierdzić, iż gra jest nieporównywalnie lepsza, niż można by się było początkowo spodziewać. Wyjadacze gatunku w dalszym ciągu będą oczywiście mieli liczne powody do narzekań. Sądzę jednak, iż z czasem wielu z nich spróbuje się przełamać. Advanced Warfighter potrafi bowiem zaoferować całkiem przyjemną zabawę przy stosunkowo wysokim (jak na obecne czasy) poziomie skomplikowania rozgrywki.

Ładnie to tylko teraz oprawić i pocztówka gotowa. :-)

O ile w pierwszej części Ghost Recon wątek fabularny schodził niejako na dalszy plan, ustępując tym samym miejsca wielu złożonym czynnościom, w przypadku recenzowanej trzeciej części serii odgrywa on istotną rolę. Przygotowane przez producentów misje są w dość oczywisty sposób ze sobą powiązane. Nie odczuwałem znużenia związanego z eksploracją niektórych lokacji. O ile w przypadku konkurencyjnych pozycji jest to dość powszechne, o tyle Advanced Warfighter potrafi zaciekawić na tyle żeby „chciało się” odkrywać kolejne szczegóły fabuły.

Właściwa akcja została osadzona w niedalekiej przyszłości. Mamy rok 2013. W stolicy Mexico City zorganizowany został szczyt z udziałem przywódców trzech krajów – Stanów Zjednoczonych, Meksyku oraz Kanady. Atak rebeliantów doprowadza jednak do dość nieoczekiwanego przebiegu wydarzeń. Przedstawiciel Kanady zostaje zamordowany. Przywódcy dwóch pozostałych państw znikają natomiast w niewyjaśnionych okolicznościach. Jak można się łatwo domyślić, wcielamy się w postać dowódcy tytułowego oddziału „duchów” i wyruszamy do jednej z największych aglomeracji świata z celem uratowania porwanych VIP-ów, a także powstrzymania dalszych działań rebeliantów.

Przygotowana przez producentów kampania single player składa się z jedenastu właściwych misji. Mogłoby się wydawać, iż jest to niewiele. Zapewniam jednak, iż poziomy (szczególnie te początkowe) są bardzo długie. Niejednokrotnie jest tak, iż w trakcie rozgrywania misji przemierza się spory wycinek aktualnie wybranej dzielnicy. Co więcej, etapy posiadają zróżnicowane cele, które niejednokrotnie wymagają staczania wielu walk. W efekcie czas zabawy oceniłbym na około 15-20 godzin. Spora różnica wynika między innymi z wybranego przez siebie poziomu trudności. Istotny wpływ ma też w tym przypadku preferowany styl gry, znajomość pierwszej części Ghost Recon, czy też konieczność częstego powtarzania wybranych fragmentów misji. Szerzej o tych elementach powiem nieco później.

Warto natomiast zauważyć, iż wszystkie misje osadzone zostały w stolicy Meksyku. Ci z Was, którzy sądzili, iż zaowocuje to monotonnym przebiegiem rozgrywki, byli na całe szczęście w błędzie. Początkowe poziomy rozgrywane są w centralnych dzielnicach miasta. Z czasem jednak zaczynają pojawiać się inne lokacje. Mnie osobiście najbardziej przypadł do gustu jeden z miejskich parków, w którym samodzielnie musimy likwidować kolejnych przeciwników i wykonywać powierzone przez dowództwo zadania.

Same misje rozgrywają się o różnych porach dnia i nocy. Niejednokrotnie trzeba więc korzystać z noktowizorów, bądź też liczyć się z ograniczoną widocznością. Na uwagę zasługuje obecność wielu zabytków meksykańskiej stolicy, którym z całą pewnością warto jest się bliżej przyjrzeć. Pomiędzy kolejnymi misjami odwiedzamy ekran wyposażenia, na którym dobieramy odpowiednie giwery. Szkoda tylko, iż wyboru należy dokonać jeszcze przed poznaniem specyfiki kolejnego etapu gry. Po zakończeniu każdego z poziomów wyświetlane są ponadto ciekawe statystyki.

Say Cheese!

Osoby, które w przeszłości miały do czynienia z pierwszą częścią Ghost Recona, powinny doskonale wiedzieć, czego po Advanced Warfighter należy się spodziewać. Miłośników mniej realistycznych pozycji czeka natomiast spore zaskoczenie. Obawiam się, iż gracze przyzwyczajeni do produkcji, w których miarę sprawnie pokonuje się kolejny sektory mapy zginą za pierwszym rogiem. Advanced Warfighter, podobnie jak pierwsza część tej serii, stawia przede wszystkim na ostrożną eksplorację planszy, połączoną z umiejętną eksterminacją napotykanych przeciwników. Nawet na najniższym poziomie trudności o przypadkową śmierć nie jest trudno.

Prawdziwa zabawa zaczyna się jednak na poziomie Normal, w którym najmniejszy nawet błąd może doprowadzić do utraty głównej postaci lub całej drużyny. Dodatkowym utrudnieniem, poniekąd wynikającym z „konsolowości” recenzowanej produkcji, jest brak możliwości dokonywania zapisów stanu gry w dowolnym momencie. W ściśle określonych miejscach dokonywane są jedynie autosave’y. Co więcej, należy zadbać o to żeby sektor, w którym wykonywany jest taki zapis był w miarę bezpieczny. Ponowne odczytanie może bowiem doprowadzić do natychmiastowej śmierci całej drużyny. W ramach ciekawostki warto natomiast dodać, iż wczytując stan gry regeneruje się jednocześnie paski zdrowia członków drużyny. Niekiedy nie jest to jednak zbyt pożyteczne, gdyż jedno celne trafienie jest przeważnie jednoznaczne z utratą danego członka ekipy. Denerwujące jest natomiast to, iż autosave’y nie pojawiają się w regularnych odstępach czasu. W niektórych misjach trzeba pokonywać spory wycinek mapy, w innych z kolei save’y wykonywane są co kilkadziesiąt sekund.

W przeciwieństwie do pierwszej części serii, w której dowolnie mogliśmy przełączać się między członkami drużyny, tym razem nie dostajemy takiej możliwości. Przejmujemy bowiem kontrolę nad dowódcą tytułowego oddziału. Nie oznacza to oczywiście, iż nad podległymi żołnierzami nie będziemy mogli sprawować żadnej kontroli. Gra przede wszystkim oferuje bardzo czytelne menu, podobne do tego, z którym mieliśmy do czynienia w czwartej części SWAT. Pomimo tego, iż menu obsługuje się głównie przy użyciu rolki, kolejne opcje na moje oko wybierane są trochę zbyt wolno. Generalnie jednak nie można na ten element gry zbytnio narzekać. Podległym żołnierzom możemy wydawać dość standardowe polecenia – podążanie za sterowaną postacią czy chociażby atakowanie wybranego celu. Nie ma również żadnych problemów z wydawaniem rozkazów pojedynczym osobom, jak na przykład snajperowi, z usług którego korzystałem nadzwyczaj często. Świetnie rozwiązano też sterowanie. Nie sprawiało mi ono najmniejszych problemów. Na uwagę zasługuje możliwość szybkiego przechodzenia do innej pozycji, np. kucającej. Jeśli sterowana postać była aktualnie w biegu, to wykona wtedy efektowny wślizg. Manewr ten jest bardzo przydatny, w wykonaniu przeciwników czy innych członków ekipy wygląda jednak dość komicznie. :-)

Uwielbiam zapach płonącej ambasady o poranku.

Jednym z podstawowych usprawnień omawianej trzeciej części serii jest dodanie nadzwyczaj pożytecznej mapy taktycznej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, iż zamiast statycznego obrazu oferuje ona przekaz... odświeżany w czasie rzeczywistym!! Nie muszę chyba dodawać, do jakich sytuacji może to prowadzić. Producentom omawianej gry udało się w bardzo sprytny sposób zachęcić mnie (w Waszym przypadku będzie zapewne podobnie ;-)) do częstszego spoglądania na mapę. O ile w przypadku innych produkcji element ten nie odgrywał zazwyczaj istotnej roli, o tyle tu niejednokrotnie ratował mi życie. Warto jednocześnie dodać, iż mapa ma dość duży zoom, tak więc dostrzeżenie większości jednostek nie sprawia najmniejszych problemów. W szczególności mam tu na myśli poukrywanych na dachach snajperów. Jedynym ograniczeniem są oczywiście przeciwnicy stojący pod przykryciem lub wewnątrz budynków. Na całe szczęście w wielu misjach działa się na dość otwartej przestrzeni. Mapa jest w znacznym stopniu interaktywna. Pozwala bowiem dowodzić całą drużyną. Do naszej dyspozycji oddane zostają identyczne polecenia. Istnieje także możliwość wyznaczania kolejnych checkpointów. Co więcej, poszczególne oddziały wyruszą do boju dopiero w momencie wydania odpowiedniego rozkazu.

Warto jest również wspomnieć o sondach, z których możemy korzystać w kilku etapach. Pomagają one szybciej dojrzeć poukrywanych przeciwników. Są oni bowiem automatycznie zaznaczani na mapie. Należy jednak pamiętać, iż sonda nie każdego wroga może wyłapać, tak więc mimo wszystko trzeba się bardzo pilnować.

Najwyższa już chyba pora przejść do kwestii związanych ze sztuczną inteligencją członków drużyny oraz napotykanych w trakcie misji przeciwników. Niestety, jest to zdecydowanie najsłabszy element recenzowanej gry. Zacznijmy może od naszych podopiecznych. Na samym początku wypadałoby zaznaczyć, iż koledzy z ekipy zazwyczaj świetnie radzą sobie z likwidacją rebeliantów. W rezultacie więc rzadko chce się rezygnować z ich usług. Niestety, zdarzają się sytuacje, w których na własne życzenie wystawiają się na ogień wroga. Podstawowy problem związany z wydawaniem poleceń polega na tym, iż drużyna tak na dobrą sprawę nigdy nie potrafi dokładnie podążać zgodnie z wyznaczoną ścieżką. W moim przekonaniu winę za to w pewnym stopniu ponoszą osoby odpowiedzialne za upiększenie rozgrywki. Wygląda bowiem na to, iż chcieli „uatrakcyjnić” zachowania drużyny. W efekcie koledzy z ekipy zamiast „grzecznie” przejść do wyznaczonego punktu, idą slalomem, rozglądają się, czy też – o zgrozo – próbują wybrać inne, niezbadane jeszcze ścieżki.

Niewiele lepiej jest po dotarciu na miejsce. Niejednokrotnie zdarzały mi się sytuacje, w których podlegli żołnierze przesuwali się jeszcze bardziej do przodu, w wyniku czego wystawiali się na ogień wroga (i zazwyczaj ginęli). W efekcie wiele trudniejszych momentów zmuszony byłem przechodzić w pojedynkę, a resztę drużyny prosiłem o pomoc w tych sytuacjach, w których wiedziałem, iż razem będziemy mogli sobie poradzić. Niewiele lepiej wypada pod tym względem wyszukiwanie prawidłowej ścieżki. W niektórych misjach wystarczy na kilkanaście metrów odsunąć się od drużyny, tak aby miała one spore problemy z dotarciem na miejsce. Co więcej, w pewnych sytuacjach wybrani żołnierze zacinali się na moich oczach (krzaki, nierówności itp.), w wyniku czego musiałem powtarzać dany fragment misji.

Benzyna drożeje, ludzie się denerwują...

Niewiele lepiej wypadają pod tym względem przeciwnicy, aczkolwiek wiele ich akcji jest w pełni wyreżyserowanych. Napotykani oponenci najczęściej dość żywiołowo podchodzą do kolejnych pojedynków. W kilku misjach przytrafiły mi się również sytuacje, w których bandyci próbowali zaskoczyć moją drużynę od flanki, bądź też wykonać jednoczesny atak z kilku różnych stron. Nie zawsze wygląda to tak ładnie. W niektórych sytuacjach przeciwnikom zdarza się biec na oślep, w rezultacie czego praktycznie nie mają najmniejszych szans w starciu z dowodzoną przez nas drużyną.

Uzbrojeni w broń maszynową rebelianci są oczywiście najczęstszym widokiem. Niejednokrotnie pojawiają się oni w dość licznych grupach. O snajperach już nieco wspomniałem. Dodam tylko, iż odpowiednio wcześnie ich nie zauważając można wpakować się w niezłe tarapaty. Jeszcze trudniejsi do pokonania są operatorzy lokalnych stanowisk maszynowych. Są oni bardzo czujni, w wyniku czego należy ich błyskawicznie zdejmować, atakować od flanki lub dzielić drużynę na dwie grupy. W grze pojawiają się również pojazdy opancerzone, czołgi oraz śmigłowce. Większość z tych maszyn można zniszczyć przy użyciu wyrzutni rakiet. W przypadku śmigłowców większą frajdę sprawia jednak zwykły ostrzał z karabinu. Należy jednak zadbać o to, żeby nie znaleźć się wtedy na otwartej przestrzeni. Załoga śmigłowca spróbuje bowiem skorzystać z rakiet lub potężnego działka.

Tak jak już wcześniej wspomniałem, pomiędzy misjami jesteśmy przenoszeni na ekran wyposażenia. Giwer nie ma właściwie zbyt dużo. Są one jednak na tyle zróżnicowane, żeby było w czym wybierać. Co więcej, większość broni może być zaopatrzona w jeden lub kilka komponentów. Może to być na przykład celownik optyczny czy przydatny w nocnych misjach tłumik. Komponenty w wyraźny sposób (zmiany ukazywane są na charakterystycznych słupkach) wpływają na poszczególne parametry broni. Jednocześnie trzeba mieć na uwadze wagę wszystkich przedmiotów. Objuczony żołnierz z całą pewnością nie będzie zbyt efektowny na polu walki, tak więc trzeba zazwyczaj iść na jakiś kompromis. Oprócz broni podstawowej można ze sobą zabrać drugą giwerę (pistolet lub lekki karabin), a także dodatkowe przedmioty – wspomnianą już wyrzutnię rakiet, nowe granaty czy też kolejny magazynek do głównej broni. Z amunicją przeważnie nie ma większych problemów, szczególnie jeśli ma się przy sobie „popularny” karabin. Wtedy można podnosić amunicję poległych przeciwników. Gorzej jest ze snajperką. W tym przypadku trzeba już starannie wybierać kolejne cele.

Tutaj mieliśmy tę pizzę dostarczyć?

Recenzowana produkcja posiada oczywiście pełnoprawny tryb multiplayer, przy czym w moim osobistym przekonaniu nie został on należycie dopracowany. W szczególności mam tu na myśli ubogi wachlarz dostępnych trybów zabawy. Możemy wybierać wyłącznie pomiędzy dwoma typami rozgrywek. Miłośników klasycznych shooterów bardziej zainteresuje tryb Domination, w którym na jednej mapie może spotkać się maksymalnie 32 graczy. Jak sama nazwa wskazuje, cała zabawa opiera się na zdobywaniu i utrzymywaniu określonych stref znajdujących się na mapie. W przeciwieństwie do wielu innych strzelanek, nie ma tu jednak ściśle wyznaczonego punktu, obok którego musimy się znaleźć. Należy bowiem zlikwidować wszystkich członków przeciwnej drużyny, którzy okupują daną strefę. Jak można się łatwo domyślić, rozwiązanie to premiuje pozostawanie w ukryciu, szczególnie jeśli przeciwna drużyna ma sporą przewagę liczebną. W nagrodę za kolejne osiągnięcia otrzymuje się punkty, dzięki którym można odblokować dostęp do nowych giwer lub upgrade’ów. Szkoda natomiast, iż w finalnej wersji gry pojawiło się zaledwie pięć map dla tego trybu. Niewiele zmienia też fakt, iż są one bardzo złożone.

Drugi tryb multiplayer to kooperacja. W tym przypadku możemy przystąpić do jednej z poznanych już w kampanii singleplayer misji. Trzeba przyznać, iż zabawa z żywymi graczami sprawia dużo frajdy, tym bardziej, iż w przypadku nieskompletowania całej drużyny kontrolę nad wybranymi żołnierzami przejmuje AI. W trybie tym istnieje również możliwość wydawania poleceń drużynie, na podobnych zasadach jak w single playerze. Jedyna rzecz, do której mógłbym się przyczepić, związana jest ze śmiercią dowódcy danej drużyny. Powoduje to bowiem zawalenie całego zadania.

Przedstawieniu samej oprawy wizualnej Advanced Warfighter można byłoby w zasadzie poświęcić cały ten artykuł. Lepiej jest jednak spojrzeć na screeny czy materiały prezentujące tę grę w akcji, żeby osobiście o wielkości tego elementu gry się przekonać. Mnie najbardziej przypadło do gustu otoczenie, które momentami zostało wykonane wręcz perfekcyjnie. Jednocześnie mamy do czynienia z licznymi uproszczeniami, które jednak zaprezentowane zostały w takiej formie, iż nie zwraca się na nie uwagi. W szczególności mam tu na myśli wspaniałą panoramę miasta, widoczną choćby z pokładu śmigłowca. Końcowy efekt jest zniewalający.

Na słowa uznania zasługują również same mapy. Są one duże. Niejednokrotnie do celu prowadzi kilka różnych ścieżek, tak więc nie można powiedzieć, iż gra jest w stu procentach liniowa. Bardzo ładnie wykonano również modele poszczególnych członków drużyny. Niewiele gorzej wypadają pod tym względem przeciwnicy, aczkolwiek atakuje się ich zazwyczaj z większej odległości.

Flar mi zabrakło... ;-)

Przy okazji zwrócę jeszcze uwagę na wyśmienicie zrealizowane eksplozje, a także ładną animację ruchomych jednostek. Widok zgniatającego zaparkowany wóz czołgu, który jednocześnie zmierza w stronę naszej drużyny musi wywoływać ogromne wrażenie. Przyczepić muszę się jedynie do wspomnianych już wcześniej zachowań członków drużyny, którym od czasu do czasu zdarza się zacinać na elementach otoczenia. Bardzo fajnie wykonano fizykę świata gry, nawet jeśli nie posiada się karty firmy AGEIA. Widać to w szczególności na przykładzie często spotykanych drewnianych płotków, za którymi nie warto nawet próbować się ukrywać. :-)

Wszystkie te graficzne wodotryski mają oczywiście swoją cenę. Generalnie jednak Advanced Warfighter w moim przekonaniu działa lepiej, niż można by się było początkowo spodziewać. Równie dobrze wykonano warstwę dźwiękową. Mam tu głównie na myśli odgłosy dobiegające z pola walki – okrzyki, liczne eksplozje, przelatujące nad miastem śmigłowce czy chociażby wystrzały z różnych typów karabinów.

Ghost Recon: Advanced Warfighter jest tytułem, któremu daleko jest jeszcze do ideału. O ile jednak czwarta odsłona serii Rainbow Six zawiodła oczekiwania fanów, o tyle recenzowana gra miłośnikom pierwszej części powinna przypaść do gustu. Nie jest to oczywiście rasowy symulator, przy którym tylko wyjadacze gatunku mogliby się świetnie bawić. Nie oznacza to jednak, iż mamy tu do czynienia z maksymalnie uproszczoną pozycją, w której przez cały czas panujemy nad sytuacją na polu bitwy. W Advanced Warfighter grało mi się bardzo przyjemnie. Szkoda tylko, iż multiplayer jest niezbyt rozbudowany, a inteligencja znajdujących się na mapie jednostek bardzo często szwankuje. Nie zmienia to jednak faktu, iż gra ta zasługuje na uwagę i powinna znaleźć się na półce każdego miłośnika taktycznych strzelanin.

Jacek „Stranger” Hałas

PLUSY:

  • wyśmienita oprawa audiowizualna;
  • stosunkowo wysoki poziom trudności (wymagane spore zaangażowanie ze strony gracza);
  • świetnie przygotowane mapy w kampanii single player;
  • bardzo przydatna, prosta w obsłudze, a na dodatek przejrzysta mapa taktyczna;
  • spore zróżnicowanie spotykanych na mapie jednostek (snajperzy, czołgi, śmigłowce itp.);
  • możliwość przechodzenia wybranych plansz w trybie kooperacji.

MINUSY:

  • mocno niedopracowanie AI członków drużyny oraz napotykanych przeciwników;
  • stosunkowo ubogi multiplayer;
  • gra wymaga bardzo mocnego sprzętu, tak aby można się było w pełni nacieszyć przygotowanymi przez producentów wizualnymi atrakcjami;
  • brak możliwości dokonywania zapisów stanu gry w dowolnej chwili.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!