The Sims: Historie z życia wzięte - recenzja gry
Od pewnego czasu zafascynowani tworzeniem wirtualnych rodzin gracze zadają sobie ważne pytanie – jakich ciekawych pomysłów nie użyto jeszcze w dodatkach do obu części The Sims?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Od pewnego czasu zafascynowani tworzeniem wirtualnych rodzin gracze zadają sobie ważne pytanie – jakich ciekawych pomysłów nie użyto jeszcze w dodatkach do obu części The Sims? Za każdym razem, gdy nowe rozszerzenie trafia na rynek, wydaje się, że producent wykorzystał wszystkie opcje i nic ciekawego nie mogłoby już powstać. Zazwyczaj pół roku później okazuje się, że byliśmy w błędzie. Pewien bardzo ważny składnik był jednak do teraz całkowicie pomijany. Mowa tu oczywiście o zawarciu jakichkolwiek elementów fabularnych. Do tej pory było tak, że dysponowaliśmy ogromną swobodą działania, tworząc i rozwiązując problemy wedle ustalanych przez siebie reguł. Widocznie sporej grupie osób takie coś nie do końca podobało się, skoro producent zauważył tę lukę na rynku i postanowił ją sprytnie wykorzystać. Można sobie zadać pytanie – dlaczego posunięcie to jest sprytne? Ano właśnie dlatego, że pod pretekstem zawarcia szczątkowej fabuły właściwie nie poczyniono żadnych większych zmian, przeobrażając Historie z życia wzięte w zupełnie odrębny i niezależny od The Sims 2 produkt. Jaki jest tego efekt? Można się chyba domyślać...
Sądzę, że to właśnie zawarcie różnych wątków fabularnych, a nie przyjaznego dla użytkowników laptopów otoczenia może przesądzić o podjęciu decyzji o ewentualnym zakupie tej gry. Warto więc już teraz składnikom tym przyjrzeć się z bliska. Dla nikogo zaskoczeniem nie powinno być to, że gra nie jest przesadnie rozbudowana. Po dotarciu do menu głównego okazuje się, iż do rozegrania mamy zaledwie dwa scenariusze. W historii Reni przenosimy się do domu cioci głównej bohaterki, licząc na świeży start po niedawnej utracie pracy oraz mieszkania. Wybierając z kolei drugi scenariusz (początkowo jest on zablokowany) mamy okazję pokierować postacią Wincentego. Co ciekawe, jest on milionerem, tak więc zabawę rozpoczynamy w luksusowo wykonanej i wypełnionej najdroższym sprzętem willi. Nie musimy również martwić się o pozyskiwanie dodatkowych funduszy, a to dlatego, że na koncie widnieje już spora sumka. Każdy ze scenariuszy składa się z dwunastu rozdziałów. W celu przejścia do następnego rozdziału musimy wykonywać stawiane przed nami zadania, które ułożono w ściśle ustalonym ciągu. Myślę, że może to przeszkadzać, szczególnie tym osobom, które miały w ostatnim czasie do czynienia z grą Desperate Housewives. Sterując postacią jednej z amerykańskich gospodyń domowych mogliśmy bowiem w pewnym stopniu wpływać na dalszy rozwój wydarzeń. Liniowość Historii z życia wziętych nie do końca z kolei pasuje do otwartego charakteru rozgrywki, z czego od zawsze słynęła cała seria The Sims.
Właściwie wszystkie problemy można rozwiązać wyłącznie na jeden sposób, podążając zgodnie z przedstawionymi na ekranie wskazówkami. Mimo wszystko pochwalić należy to, że wyzwania zostały bardzo dokładnie opisane. Gra jest więc przyjazna w stosunku do tych graczy, którzy nie mają na co dzień do czynienia z bardziej złożonymi przygodówkami czy grami z gatunku role-playing. Jeśli chodzi o same zadania, są one dość zróżnicowane. Najbardziej ciekawie przedstawiają się wyzwania, wymagające podróżowania po okolicy. Możemy wybrać się na siłownię, do niewielkiego butiku, luksusowej restauracji czy też nieco większego parku. Większość zadań rozgrywa się jednak na terenie zamieszkiwanej przez nas posiadłości. Może się okazać, iż musimy przywitać nowych gości, rozwinąć określone umiejętności (np. kondycję), przygotować odpowiedni posiłek, urządzić nowy pokój, czy też polepszyć swoje stosunki z wybranymi osobami. Niektóre z zadań są niestety trywialne, co zauważą nawet te osoby, które z grami komputerowymi nie mają na co dzień do czynienia. Można też czasami odnieść wrażenie, jak gdyby producentom nie chciało się zbytnio wysilać. W rezultacie niektóre misje wielokrotnie pojawiają się, w bardzo zbliżonej do siebie formie.
Jak już wspomniałem, w każdym ze scenariuszy do rozegrania mamy 12 rozdziałów. Początkowo może wydawać, iż jest to całkiem sporo. Dla gracza obeznanego z zasadami rządzącymi światem The Sims ukończenie wszystkich wyzwań nie będzie jednak stanowiło dużego problemu. Średni czas gry można oszacować na około 7-10 godzin. W grze zawarto ponadto kilka innych uproszczeń, wpływając w dość znaczny sposób na obniżenie poziomu trudności zabawy. Jeszcze przed przystąpieniem do pierwszego zadania możemy ukończyć pełnoprawny samouczek. Sterowana przez nas postać (Wincenty lub Renia) na potrzeby aktualnie rozgrywanego scenariusza nie starzeje się, dzięki czemu z wykonywaniem zadań nie musimy się śpieszyć. Zapobiegawczo zablokowano również tryb budowy domu, tak aby nie wykasować potrzebnych do wykonania określonych zadań pomieszczeń. Po ukończeniu obu scenariuszy nie musimy na szczęście kończyć zabawy. Pojawia się możliwość przystąpienia do klasycznej gry. Opcję tę można też wybrać w menu głównym. W tym przypadku mamy już do czynienia z typowymi Simsami. Zaczynamy więc od utworzenia (lub wybrania) rodziny oraz przeniesienia się na planszę, na której postawimy swój pierwszy dom. Dla posiadaczy The Sims 2 nie będzie to jednak żadna rewelacja. Należy także wyraźnie zaznaczyć, iż recenzowana gra NIE JEST kompatybilna z wydanymi wcześniej dodatkami. Nie planuje się też do niej żadnych nowych rozszerzeń.
Sporą nowinką miało być wprowadzenie opcji, które uczyniłyby grę bardziej przyjazną dla użytkowników laptopów, lecz w tym przypadku mamy raczej do czynienia z typowym marketingowym mydleniem oczu. Tak na dobrą sprawę wszystkie te usprawnienia (automatyczne pauzowanie po zamknięciu ekranu, możliwość zabawy w oknie itp.) można byłoby przemycić w formie niewielkiej łatki... Posunąłbym się natomiast do stwierdzenia, że niektóre z tych ułatwień mogą być dla posiadaczy stacjonarnych jednostek odrobinę irytujące. Przykładowo, ustawienia graficzne można zmieniać dopiero po wejściu do właściwej gry. Podobna kwestia dotyczy przełączenia widoku pełnoekranowego. Wizualnie Historie z życia wzięte właściwie nie różnią się od drugiej części The Sims. Przez ten czas gra troszeczkę się oczywiście postarzała, choć nie powiedziałbym, że grafika musi wywoływać obrzydzenie. Z całą pewnością jest ona ładniejsza od Gotowych na wszystko.
Nowości jest tu niestety niewiele. Właściwie wszystkie usprawnienia związane z dodaniem scenariuszy wykonano w taki sposób, że początkowo nie można się doszukać większych różnic. Okno celów misji znajduje się na pasku pragnień. Od czasu do czasu mamy też okazję przeczytać pojawiające się na ekranie informacje. Zawierają one przeważnie komentarz sterowanej przez nas postaci, bądź też wskazówki odnośnie tego, co musimy w danym momencie zrobić. Ponadto w prawym górnym rogu ekranu wyświetlane są okienka z kwestiami wypowiadanymi przez poszczególne postaci. Także i tu należy zwrócić uwagę na ogromną liniowość rozgrywki. Nigdy nie mamy okazji do tego, żeby zdecydować się na jedną z kilku opcji dialogowych. Nasza rola ogranicza się jedynie do czytania zawartych w oknach informacji, co nie jest zresztą obowiązkowe. Warstwa dźwiękowa prezentuje się właściwie identycznie. Simy w dalszym ciągu rozmawiają zrozumiałym tylko dla siebie językiem. Nie dokonano też żadnych poważniejszych zmian w muzyce, która pojawia się głównie przy ładowaniu gry lub korzystaniu z wieży stereo.
Wydanie The Sims: Historii z życia wziętych nie było w moim przekonaniu słusznym posunięciem. Gra ta w większym stopniu mogłaby przysłużyć się rozwojowi całej serii, gdyby przygotowano ją jako pełnoprawny dodatek do Sims 2. Dodanie fabuły mimo wszystko też nie do końca spełnia swoją rolę. Scenariusze są zbyt krótkie, a niektóre z wykonywanych przez nas zadań banalnie proste (lub przeraźliwie nudne). Lepszym rozwiązaniem byłoby przygotowanie kilkuset losowo generowanych lub wybieranych z jakiejś określonej puli misji. Przyczyniłoby się to też do zwiększenia nieliniowości rozgrywki. W recenzowanej grze idziemy jak po sznurku, co niekoniecznie musi się podobać. Producent podąża jednak wyznaczoną wiele lat temu ścieżką. Koncern EA znalazł kolejną kurę znoszącą złote jaja i w planach ma już dwa nowe produkty z tej serii. Historie z życia wzięte nie są tytułem nieudanym, lecz jak na zupełnie odrębną grę do zaoferowania mają stosunkowo niewiele. Warto się więc zastanowić, czy nie lepiej byłoby za podobne pieniądze nabyć Desperate Housewives lub jeden z bardziej rozbudowanych dodatków do The Sims 2.
Jacek „Stranger” Hałas
PLUSY:
- możliwość rozegrania dwóch scenariuszy i poznania kilku ciekawych postaci;
- grafika w dalszym ciągu może się podobać;
- prosta w obsłudze, nie wymaga absolutniego żadnego przygotowania ze strony gracza;
- niski poziom trudności (dla niektórych to minus ;-));
- rozsądne wymagania sprzętowe.
MINUSY:
- niewykorzystany potencjał!
- scenariusze są niestety bardzo liniowe;
- niektóre zadania są nieciekawe lub ewidentnie dodano je na siłę;
- stosunkowo krótki czas zabawy (z pomocą przychodzi jednak tryb klasycznego prowadzenia rozgrywki).