autor: Szymon Błaszczyk
The Settlers - recenzja gry
Po latach druga część przygód Osadników nadal ma się świetnie i nawet spartolona konwersja nie jest w stanie nadto negatywnie wpłynąć na jej grywalność.
Recenzja powstała na bazie wersji NDS.
Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę – powiedziałem sobie, gdy tylko dowiedziałem się o rozpoczęciu prac nad konwersją drugiej części Settlersów dla Nintendo DualScreen. W końcu przed laty była to gra, przy której jako mały szkrab doskonale się bawiłem. Z tym większą niecierpliwością czekałem na konkretne informacje, aż wreszcie nadeszła ta wielka chwila – ogłoszono datę premiery. Niestety, po kilku tygodniach przełożono ją na inny termin. Społeczeństwo graczy zaczęło się poważnie irytować, a przede wszystkim martwić o losy Osadników. Wiele osób już naprawdę straciło nadzieję, kiedy Ubisoft ogłosił kolejną obsuwę. I tak ciągnęło się to przez dobre kilka miesięcy. Ale już nie ma się co martwić! Wszak kartridże z The Settlers DS trafiły na półki sklepowe, zatem nareszcie możemy cofnąć się o te kilkanaście lat i powspominać nieprzespane noce, spędzone z gryzoniem w ręce. Tylko czy było warto czekać? Póki co troszkę potrzymam Was z niepewności. Nie mogę jednak nie uchylić rąbka tajemnicy, wtrącając, że nie całkiem tak miało to wyglądać...
Na wstępie wita nas ładne, nowoczesne logo Ubisoftu, które jednak średnio komponuje się z pojawiającym się po nim stareńkim menu. Cóż – wydawca płaci, wydawca żąda. Na szczęście chwilę potem było już tylko lepiej. Pojawiło się to charakterystyczne, kiepskiej jakości intro. Wspomnienia powróciły.
Co ciekawe, w tej grze w zasadzie nie ma żadnej fabuły. Jedynie tryb Roman Campaign zawiera w sobie zalążek historii. Ot, dowiadujemy się, że trafiliśmy na prawdopodobnie niezamieszkaną wyspę i musimy na jakiś czas na niej pozostać, by odbudować rzymską potęgę. A więc najprościej mówiąc zaczynamy od Tutorialu, który solidnie wprowadza nas w tajniki rozgrywki. Jeżeli jakimś cudem po postawieniu pierwszych kroków w tym świecie Settlersi Was nie pochłoną, zawsze możecie spróbować swych sił w trybie World Campaign lub Freeplay Game. Zachęcająco prezentuje się zwłaszcza ten drugi – jest to niczym nieograniczona gra. Obecność takiego trybu w dowolnej grze strategicznej lub ekonomicznej, niezależnie od jej jakości, to ogromna zaleta. Pozostaje pochwalić twórców za to, że nie skrócili żywotności The Settlers DS poprzez zabieg jego usunięcia.
W ostatnich latach zaobserwowałem, że na PeCety pojawia się coraz mniej gier strategiczno-ekonomicznych. To smutne zjawisko, a więc moje oczekiwania w stosunku do mobilnych Settlersów były naprawdę spore. Nim jednak zacznę marudzić i torpedować zespół Blue Byte, napiszę kilka słów na temat mechaniki rozgrywki, która swego czasu była po prostu genialna. Co sprawiało, że druga część Osadników potrafiła wessać na długie godziny? Wówczas kluczem do sukcesu było zgrabne połączenie działań militarnych oraz gospodarczych – zabawa nie ograniczała się tylko i wyłącznie do rozbudowania królestwa oraz drastycznego zwiększenia armii, a następnie przeprowadzania zmasowanego ataku na włości przeciwnika. Najpierw trzeba było powolutku rozwinąć gospodarkę (w ostatnich misjach porządne przygotowania zabierały nawet kilka godzin!), a dopiero potem myśleć o łupieniu wroga, co również zabierało mnóstwo czasu. I właśnie to było wspaniałe. Ale nie tylko ten element zadecydował o sukcesie sequela Osadników.
Niezwykle ważną rzeczą był rozbudowany, a przede wszystkim logiczny system zależności pomiędzy rzemieślnikami oraz farmerami. Czegoś takiego próżno szukać i nowych produkcjach, i w tych bardziej wiekowych. A Settlersi to mieli. Weźmy na przykład takiego płatnerza. Skądś musi wziąć surowce potrzebne do wytwarzania mieczy oraz tarcz. W tym celu budujemy kopalnie (jednakże najpierw w odpowiedni górzysty obszar wysyłamy geologów), by górnicy wydobyli węgiel oraz rudę żelaza. Ale to jeszcze nie koniec. Jako że przebywają oni daleko od królewskich spiżarni, trzeba im dostarczyć jedzenie. A w jaki sposób wytworzyć pożywienie? Należy choćby postawić kilka chatek rybackich... I tak dalej, i tak dalej. W praktyce proces ten jest jeszcze bardziej złożony. Istotną rolę odgrywał też właściwy układ ścieżek, niemniej jednak nie zagłębiajmy się już w takie szczegóły. Jednego możecie być pewni – to, co miał Amigowy lub PC-owy pierwowzór, ma też NDS-owa edycja – reszta może zawieść.
Na pierwszy ogień leci jakość konwersji. Napiszę krótko: pod tym względem jest kiepsko. Dlaczego wielokrotnie przekładano premierę Settlers DS? Co zrobiono w ciągu prawie pół roku, żeby gra działała znośnie? Zdaje się, że dosłownie nic. Przesuwanie ekranu jest skokowe, a co za tym idzie – dosyć wolne. To samo tyczy się obsługi interfejsu. Na samym początku grało mi się naprawdę ciężko – trzeba na przykład krótko przytrzymać stylusa na TouchScreenie, żeby program zaakceptował nasze polecenie. NDS jest w stanie pociągnąć trójwymiarowego Metroid Prime: Hunters, a nie potrafi poradzić sobie z dwuwymiarową gierką ekonomiczną?
Co z tego, że interfejs jest w miarę wygodny, a sterowanie nie pozostawia zbyt wiele do życzenia, skoro niektóre okienka są kompletnie nieprzystosowane do rozdzielczości wyświetlanej przez ekraniki konsolki? Z tego powodu stawianie budynków jest mocno utrudnione, choć to jeszcze da się przeboleć. Znacznie gorsze są ograniczone możliwości wyświetlania nazw i statusów poszczególnych warsztatów, zakładów bądź kopalń. To znaczy da się coś takiego włączyć, lecz wyłącznie na zbliżeniu. Tylko kto grałby dłużej w takim trybie? Cóż, że sytuację odrobinę ratuje dostępny ekran statystyk.
Niestety wierność konwersji ma nie tylko dobre strony. Pomimo że mechanika rozgrywki nadal jest naprawdę świetna, wydaje mi się, że można było ją nieco podreperować. Po pierwsze, denerwuje fakt, że do wyeksploatowanych kopalń nadal przynoszone jest jedzenie. Trzeba na bieżąco obserwować dziennik i w odpowiedniej chwili reagować na niepokojące sygnały, żeby nie marnować mięsa czy chleba. Po drugie, opcja dostarczania monet potrzebnych do powtórnego treningu żołnierzy jest domyślnie włączona. To spora niedogodność, bowiem te cenne przedmioty bez sensu trafiają do strażnic, które znajdują się z dala od obszarów zagrożonych atakiem. Okazyjne znikanie ikonki przybliżania po załadowaniu stanu gry, to już drobiazg.
Oprawa graficzna nie zmieniła się ani trochę, lecz to akurat nie jest niespodzianką. Pomimo upływu lat nadal prezentuje się ona całkiem dobrze na przenośnej maszynce do grania. Wielka szkoda, że twórcom nie udało się osiągnąć sensownej płynności animacji. To psuje ogólne wrażenie.
Próbę czasu umiarkowanie dobrze przetrwały dźwięki. Ich jakość nie jest imponująca, lecz trzymają klimat. Rąbanie drzewa, wytwarzanie oręża, ćwierkanie ptaków – to wszystko doskonale słychać. Brakuje jedynie pohukiwania sowy, która dostarczała nam wiadomości.
Ze smutkiem napisałem wiele cierpkich słów o The Settlers DS, niemniej wciąż jest to kawał dobrej produkcji, która mogłaby być jeszcze lepsza, gdyby programiści z Blue Byte mieli więcej doświadczenia w konwersjach. Czy w takim razie warto wydać sporo kasy na wiekowy tytuł w nowym, mobilnym wydaniu? Jeśli nigdy nie miałeś do czynienia z The Settlers II, nawet się nie zastanawiaj, tylko leć do sklepu po swój egzemplarz. Starzy wyjadacze również mogą zajrzeć do portfela – gwarantuję, że sentyment powróci.
Szymon „SirGoldi” Błaszczyk
PLUSY:
- starzy, dobrzy Osadnicy na handheldzie;
- rewelacyjna mechanika rozgrywki;
- rozbudowany system zależności pomiędzy rzemieślnikami wciąż sprawdza się wspaniale;
- doskonałe zbalansowanie działań gospodarczych i militarnych;
- wszystkie inne zalety The Settlers II.
MINUSY:
- słaba konwersja;
- płynność działania pozostawia wiele do życzenia;
- zbyt duże niektóre okienka;
- charakterystyczne dziury w mechanice rozgrywki nie zostały załatane;
- tylko jeden slot save;
- oddaleniu nie wyświetlają się nazwy oraz statusy budynków.