Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 6 grudnia 2006, 13:48

autor: Jacek Hałas

The Mark - recenzja gry

Autorzy The Mark wyraźnie postawili na jedną kartę, wkładając cały swój wysiłek w efektowną grafikę. Nie można go jednak postawić na równi z najpopularniejszymi strzelankami ostatnich miesięcy.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Od wydawanych współcześnie strzelanek FPP oczekuje się coraz większej ilości wypływających z ekranu atrakcji. Możliwość bezstresowego wymordowania całej wioski wielu graczom już nie wystarcza. Żądamy zazwyczaj czegoś więcej. Może to być mroczny klimat, sprawiający, iż przymkniemy oczy na ewentualne niedoróbki (F.E.A.R.). Do wzrostu popularności gry może się przyczynić nietypowa tematyka, czego świetnym przykładem jest rodzimy Call of Juarez. W wielu przypadkach istotnym dopełnieniem staje się także pełnoprawny multiplayer, który powinien jednak stanowić smaczny deser, a nie zastępować główne danie. Autorzy The Mark wyraźnie postawili na jedną kartę, wkładając cały swój wysiłek w efektowną grafikę. Omawianego produktu nie można jednak postawić na równi z najpopularniejszymi strzelankami ostatnich miesięcy. Wyraźnie widać też, że zastosowanie najnowszych technologii sprawiło autorom mnóstwo problemów. Czyżby kolejna porażka (za produkcję The Mark odpowiedzialne są te same osoby, które grzebały przy obu częściach Mortyra)? Wszystkie znaki na niebie i ziemi zdają się na to wskazywać.

Błagam! Zabierzcie mnie stąd!!

Przebieg całej rozgrywki dałoby się właściwie podsumować w jednym krótkim zdaniu – brnij przed siebie i likwiduj wszystko, co się rusza. O postrzelenie sojuszników nie musimy się martwić, gdyż całkowicie ich pominięto. Jedyny wyjątek stanowi kolega z drużyny, o którym szerzej powiem później. Praktycznie cała gra opiera się na tym samym schemacie, który (jak można się domyślić) bardzo szybko może się przeciętnemu graczowi znudzić. Najczęściej wygląda to tak, iż eksplorujemy większe pomieszczenia, które przedzielone są korytarzami. W obu przypadkach należy się oczywiście liczyć z obecnością wrogo nastawionych jednostek. Rzadko kiedy do pokonania mamy jednego przeciwnika. Najczęściej są to większe, ale w ogóle niezorganizowane grupy. Bardzo często byłem świadkiem sytuacji, gdy terroryści (to ich mamy ukatrupić) wpadali do okupowanego przeze mnie pomieszczenia pojedynczo, przez co mogłem ich bezproblemowo likwidować, martwiąc się jedynie o konieczność przeładowywania broni. Bardziej to przypominało strzelanie do kaczek w parku rozrywki, a nie mogących nam w realny sposób zagrozić istot. Poziom trudności zabawy zachęca zresztą do bardziej widowiskowych akcji, gdyż większość poległych wrogów pozostawia po sobie amunicję oraz apteczki (znajdujemy je też na stołach, przy szafkach itp.), dzięki którym możemy regenerować aktualny stan zdrowia.

The Mark jest wyjątkowo liniową strzelanką. Do celu ZAWSZE prowadzi wyłącznie jedna ścieżka. Nie ma więc sensu z niej zbaczać, gdyż wpadnie się na ślepy zaułek lub niewidzialną ścianę, nie pozwalającą nam na przykład przeskoczyć nad pozornie niewielkim murkiem. Nie przygotowano też żadnych sekretnych komnat, dzięki którym moglibyśmy na przykład zdobyć większą ilość amunicji. Wszystkie starcia należy rozwiązywać w sposób siłowy. Dzieje się tak dlatego, iż najczęściej to my jesteśmy atakowani, gdyż przeciwnicy jakimś cudownym sposobem potrafią nas zawczasu przyuważyć. Miłośnicy przeprowadzania ataków z ukrycia będą niepocieszeni. Ja się natomiast dziwię, dlaczego w inwentarzu znalazł się nóż. Broń ta jest całkowicie nieprzydatna, podobnie jak opcja pozwalająca uderzyć wroga kolbą karabinu. Na koniec trzeba jeszcze wspomnieć o braku większej liczby zagadek, nawet takich bardzo prościutkich. Właściwie nie trzeba tu używać szarych komórek, a jedynie namierzać pojawiające się na ekranie cele. W całej grze doszukałem się może z trzech-czterech zagadek. W celu ich rozwiązania należało jedynie wykonać parę skoków, tak aby dotrzeć do charakterystycznej konsoli czy dźwigni.

Najładniejsza lokacja z kampanii dla pojedynczego gracza (wg autora recenzji).

Do pokonania jest stosunkowo niewielka liczba poziomów. W rezultacie całą grę można ukończyć w jeden dłuższy wieczór, nawet wtedy gdy do najbardziej wymagających walk (bawiąc się na wyższych poziomach trudności) będzie się podchodziło po kilka razy. Uniknięcie utraty zdrowia jest zresztą w niektórych sytuacjach niemożliwe, gdyż przeciwnicy zaczynają strzelać dokładnie w tym samym momencie, w którym wychylili się zza rogu. Producenci recenzowanej strzelanki zapomnieli niestety o jednej bardzo istotnej kwestii, a mianowicie zapewnieniu pewnej różnorodności odwiedzanych poziomów. Świetnym przykładem mogą być dwa dalsze rozdziały The Marka. Po zaliczeniu etapu na lotniskowcu (dodajmy – z bardzo frustrującym zakończeniem, wymagającym namierzania wrogów w ciemnościach i powracania do znanych lokacji) lądujemy na... tankowcu. W rezultacie działamy w bardzo zbliżonym otoczeniu, co tylko przyczynia się do pogłębienia znudzenia wynikającego z kontaktu z tą grą. Pozostałe etapy nie wypadły tu lepiej. W trakcie zabawy odwiedzamy na przykład Irak, który w pewnym momencie zaczyna jednak bardziej przypominać Tunele Afganistanu”, doskonale znane wiernym fanom pewnej kultowej strzelanki. Nie mogło także zabraknąć ogromnego zamku, przypominającego niektóre z poziomów Mortyra. Niestety, na ładniej wykonany dziedziniec wychodzimy tylko parę razy, operując głównie w ciasnych, zamkniętych pomieszczeniach.

Oprawa wizualna The Mark miała zapewne przyczynić się do uzyskania przychylności wśród... hmm... mniej wymagających graczy. Nie udało się. Szczerze mówiąc mam problem z doborem „ciekawostek”, o których chciałbym Wam już teraz powiedzieć. Rozpocznę może dość nietypowo, bo od poruszenia kwestii wymagań sprzętowych gry. Muszę się niestety powstrzymać w tym miejscu od przekleństw. W bardziej kulturalny sposób mogę Wam przekazać, iż są one kompletnie nieadekwatne do oferowanych przez grę wizualnych atrakcji. Świetnym przykładem może być opcja pozwalająca na uzyskanie tekstur w wyższej rozdzielczości. Jest ona zarezerwowana dla posiadaczy kart z 256 (lub więcej) megabajtami na pokładzie. OK... załączone. I co? Hmm... kolejne przekleństwo. ;-) Początkowe poziomy kampanii potrafią porazić rozmazanymi na cały ekran teksturami. Później jest już nieco lepiej (szczególnie na obu statkach), ale mimo wszystko można się czuć oszukanym. Inna ciekawa kwestia dotyczy cieni, które przedstawiają się doprawdy koszmarnie. Widać to między innymi na przykładzie dużych obiektów, a także zawieszonych przy suficie lamp, w bardzo sztuczny sposób oświetlających daną część pomieszczenia.

Prawie jak FEAR.

Idziemy dalej. Niektóre efekty pogodowe wołają o pomstę do nieba. W kilku miejscach możemy na przykład zaobserwować wielgachne płatki śniegu. Nieco lepiej wykonano deszcz, choć i tu nie ma się czym zachwycać. Jedyny wyjątek stanowi poziom rozgrywany na tankowcu. Możemy bowiem zaobserwować świetnie wykonany „mokry” pokład statku. Powierzchnie niektórych tekstur również wykonano nadspodziewanie dobrze. The Mark pod tym względem zdaje się przypominać takie gry jak chociażby F.E.A.R. Należy jednak wyraźnie zaznaczyć, iż ładnie wykonane lokacje można policzyć na palcach obu rąk, a wszystkie te atrakcje błyskawicznie odbijają się na liczbie wyświetlanych klatek.

Wiele poziomów rozgrywanych jest w kompletnych ciemnościach, przez co dojrzenie niektórych przeciwników graniczy z cudem. Z latarki można korzystać, ale jest ona przymocowana tylko do kilku rodzajów broni. W pozostałych przypadkach musimy zadowolić się celownikiem laserowym. Badane pomieszczenia bywają pustawe. Zdecydowanie ważniejsze jest jednak to, iż nie można wchodzić w interakcję z widocznymi obiektami. Krzesła, stoły, a nawet mniejsze przedmioty są na stałe „przyklejone” do otoczenia! Producent próbował zastosować kilka ciekawych filtrów, włącznie z popularnym ostatnio rozmywaniem ekranu. Efekt ten pojawia się między innymi przy przeładowywaniu broni, skutecznie utrudniając przygotowanie się do ponownego ostrzału. Na koniec wypadałoby jeszcze wspomnieć o przenikaniu się przez siebie obiektów (np. ciał wrogów), a także beznadziejnym ragdollu, przywodzącym na myśl dwu-trzyletnie shootery.

Napotykani w trakcie zabawy przeciwnicy są mało zróżnicowani i nie grzeszą inteligencją. Jesteśmy świadkami wielu skryptowanych akcji, gdy np. dany terrorysta próbuje przeskoczyć przez barierkę, czy wykonać fikołek w naszą stronę. Przez znaczną część zabawy wrogowie ograniczają się do wyjścia na otwartą przestrzeń i prowadzenia ciągłego ostrzału. Miły wyjątek stanowili jedynie przeciwnicy, którzy wzorem Sama Fishera skrywali się przy suficie (skutecznie potrafiąc zaskoczyć sterowaną przez nas postać) oraz samobójcy, których likwidowało się z dystansu. Niewiele lepiej prezentuje się pomocnik, choć zdarzają się mu przebłyski geniuszu. Niekiedy jest wręcz tak, że kolega z drużyny zaczyna zabijać za nas wszystkich okolicznych terrorystów! Przed przystąpieniem do każdego rozdziału (kilka powiązanych ze sobą etapów) możemy zdecydować się na jedną z dwóch możliwych postaci. Różnice nie są znaczące i ograniczają się do wyboru specjalnej umiejętności. Możemy zdecydować się na system pomagający w namierzaniu wrogów lub klasyczne spowolnienie czasu. Ciekawsza jest oczywiście ta druga opcja. Można się tu bawić w likwidowanie wrogów pojedynczymi strzałami, tym bardziej że po skończeniu poziomu wyświetlane są dokładne statystyki. Tryb ten jest tylko w niewielkim stopniu limitowany.

Esencja gry...

Arsenał broni przedstawia się dość standardowo. Mamy różnorakie pistolety, karabiny, granatnik, a nawet pewną futurystyczną giwerę, przydatną w starciach z żołnierzami wyposażonymi w potężne zbroje. Zabrakło natomiast środków transportu czy scenek, dzięki którym moglibyśmy chociaż na chwilę przejąć kontrolę, np. nad stacjonarnym działkiem maszynowym. Pojawiają się natomiast laserowe pułapki, w wyraźny sposób wzorowane na obu odsłonach serii Half-Life.

Porażka na całej linii? Zdecydowanie tak. Mógłbym jeszcze oczywiście powiedzieć o wielu innych rzeczach, jak chociażby sztampowym multiplayerze. W tym konkretnym przypadku znalezienie większej liczby chętnych do zabawy osób będzie graniczyło jednak z cudem. The Mark to gra nudna, prosta, krótka, stosunkowo brzydka, a na dodatek z wymaganiami sugerującymi, iż powinniśmy mieć do czynienia z tytułem porównywalnym graficznie do Call of Juarez czy Ghost Recon: Advanced Warfighter. Osoby szukające mniej wymagającej strzelanki lepiej uczynią inwestując w UberSoldiera czy dowolny klasyczny shooter (np. RTCW). The Mark kompletnie się na tym polu nie sprawdza, tym bardziej iż do komfortowej zabawy w wysokich detalach wymaga posiadania mocnego komputera za kilka tysięcy złotych.

Jacek „Stranger” Hałas

PLUSY:

  • hmm...
  • hmm...
  • tak na oko z 10 lokacji wykonano całkiem przyzwoicie;
  • pojedynki z użyciem spowolnienia czasu przez krótki czas mogą sprawiać frajdę;
  • na brak ciekawych giwer nie można narzekać;
  • można szybko ukończyć, odinstalować i sprzedać/spalić/zakopać w ogródku. ;-)

MINUSY:

  • paskudna grafika, pomimo użycia najnowszych technologii (czy – jak kto woli – nieumiejętne ich zastosowanie);
  • kosmiczne wymagania sprzętowe;
  • okropna muzyka oraz nędzne dialogi;
  • „zabawa” może się znudzić już po kilku minutach gry;
  • gra krótka, a na dodatek BARDZO liniowa;
  • niewielkie zróżnicowanie poziomów, duża liczba podobnie wyglądających pomieszczeń i korytarzy;
  • nienajlepsza inteligencja przeciwników oraz sojusznika;
  • brak pojazdów, zagadek, mini-gier i innych atrakcji, które mogłyby uprzyjemnić masową eksterminację terrorystów.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!