Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 26 lutego 2009, 10:06

autor: Mikołaj Królewski

Street Fighter IV - recenzja gry

Stary mistrz powraca i jednym shoryukenem niszczy całą konkurencję. Kombatanci wyciągajcie zakurzone Arcade Sticki i rozprostowujcie palce. Czeka Was długa walka.

Recenzja powstała na bazie wersji PS3. Dotyczy również wersji X360

Ile to już lat minęło od czasu, kiedy bijatyki były najbardziej popularnym gatunkiem w świecie elektronicznej rozgrywki. Dziś wybór jest bardzo niewielki, a rynek stawiający na nowych, mniej doświadczonych graczy jest niechętny mordobiciom. Brak zainteresowania i niewielka ilość tytułów sprawiają, że nikogo już nie obchodzi rywalizacja Tekkena i Virtua Fightera, a o bijatykach takich jak King of Fighters czy Fatal Fury nikt, a w szczególności wydawcy, nie pamięta. Na szczęście jest taki kraj jak Japonia, który – mimo że przegrywa z firmami z zza oceanu i nie pozyskuje nowych graczy przez swój przestarzały system rozgrywki, nie trafiający do osób oczekujących nowych rozwiązań i innowacyjnych pomysłów – potrafi robić naprawdę świetne gry. Przywiązanie do „korzeni” w przypadku firmy Capcom i jej kultowego Ulicznego Wojownika było strzałem w dziesiątkę.

Walka jest bardzo dynamiczna i szalenie widowiskowa. Każdemu z ciosów specjalnych towarzyszy eksplozja kolorów.

Street Fighter to klasyka mordobicia. Skupia się on na walce toczonej w dwóch wymiarach. Przez lata system rozgrywki ewoluował i przybierał różne formy, ale zasada pozostawała taka sama. Wybieramy jednego z kilkunastu/kilkudziesięciu wojowników i za pomocą różnego rodzaju specjalnych ataków, zwykłych ciosów oraz combosów staramy się zmniejszyć energię przeciwnika do zera. Do dyspozycji mamy trzy uderzenia rękoma i taką samą ilość kopnięć. Poruszamy się w przód, do tyłu, w górę i dół. Nie możemy uciec w bok przed ciosem, na skutek czego walka jest szybka i bardzo intensywna. Piękno Street Fightera polega głównie na tym, że jest to gra do masterowania. Podstawy możemy ćwiczyć na ośmiu różnych poziomach trudności, powoli podnosząc sobie poprzeczkę i próbując łączyć ataki w długie i potężne combosy.

Seth jest bez wątpienia jednym z najgorszych bossów w historii bijatyk.Nie posiada własnego stylu, a poszczególne techniki zapożycza odinnych postaci.

Wielkie brawa należą się panom z Capcomu za to, że graczom, którzy mieli już kontakt ze Street Fighterem, nie kazali uczyć się ciosów na nowo. Wszystkie kombinacje robi się tak samo jak dawniej, dzięki czemu doświadczony gracz w niedługim czasie wykonuje wszystkie niezbędne czynności, potrzebne do odblokowania dziewięciu z dwudziestu pięciu wojowników. Do wyboru mamy tradycyjnie Kena i Ryu, Chun Li, Dhalsima, Zangiefa, Bisona, Sagata, Balroga, Vegę, Japończyka imieniem Edmund, Guile’a, Blankę, słowem prawie wszystkie gwiazdy ze sławnej drugiej części Ulicznego Wojownika. Zawiedzeni będą jednak gracze, którzy poświecili sporo czasu i uwagi T Hawkowi i Dee Jay’owi. Tych postaci zabrakło w czwórce, ale Capcom nie wyklucza wypuszczenia kilku dodatków, uwzględniających brakujących fighterów. Nowych zawodników jest pięciu i są to kolejno: Abel – ogromny facet mający w arsenale potężne rzuty, Crimson Viper – rażąca prądem i wykonująca ogniste kopnięcia laseczka, Rufus – tłusty, ale paradoksalnie szybki wojownik, El Fuerte – meksykański zapaśnik lubiący gotowanie oraz Seth – główny boss. Ukryci fighterzy to zbieranina postaci z różnych części Ulicznego Wojownika (Fei Long, Cammy, Sakura, Rose, Dan, Gen, Akuma, Gouken). Jedni są silniejsi od drugich, a balans pomiędzy postaciami nie jest zachowany. Taka już specyfika serii. Zaprawiony w boju gracz, który poświęcił sporo czasu na trening, może być równie niebezpieczny co player kierujący silniejszą postacią.

Street Fighter IV nie jest jednak kolejną częścią kultowej serii z podrasowaną grafiką, kilkoma nowymi wojownikami i trybem online. Tradycyjny system walki został rozbudowanym, dając zawodowcom pole do popisu. System Focus np. pozwala graczowi na wyprowadzenie ataku, który ogłuszy przeciwnika i otworzy go na combo. Początkującemu graczowi nie jest on potrzebny do zwycięstwa. Za pomocą fireballi i specjalnych ataków jest on w stanie pokonać przeciwników na dwóch najłatwiejszych poziomach trudności. Focus Attack wykonuje się niezwykle prosto – trzymając dwa przyciski odpowiedzialne za średnie uderzenie pięścią i nogą. Jest to nie tylko technika ofensywna, ale przede wszystkim defensywna. Gracze grzebiący głębiej w systemie prowadzenia walki, szybko odkryją, że jest ona w stanie „wchłonąć” energię pojedynczego ciosu wyprowadzonego przez przeciwnika. W tym momencie kończy się zabawa, a zaczyna jazda dla zawodowców, gdyż tryb Focus może być wykorzystywany także do przerywania wyprowadzanych przez nas ataków i wpuszczania wroga w pułapkę. Jest to jednak bardzo trudne, a kombinację przycisków trzeba wklepać w ułamku sekundy. Nie ma się co oszukiwać, Street Fighter jest megaskillowy!

Pod koniec trybu Arcade, każdy z zawodników mierzy się ze swoim rywalem. Ken najwyraźniej wspomniał coś o tuszy Rufusa i teraz za topłaci.

To nie koniec nowości. Przy rozgrywaniu pierwszego pojedynku na pewno zwrócimy uwagę na dwa paski widoczne na dole ekranu. Super Meter ładujemy, zadając przeciwnikowi obrażenia. Gdy jego cztery fragmenty zaczną się świecić i pojawi się napis „Super”, możemy wyprowadzić tzw. Super Combo, czyli kombinację specjalnych ataków powodującą dotkliwą stratę energii. Z drugiej strony możemy też wyprowadzić tzw. Ultra Combo. Odpowiedzialny za nie pasek ładuje się, gdy otrzymujemy obrażenia. Jest to morderczy i bardzo widowiskowy atak, który może obrócić przebieg starcia na naszą korzyść.

Ze wspomnianych kombinacji możemy korzystać w różny sposób. Możemy czekać, aż cały pasek się naładuje i wyprowadzić cios lub też wykorzystać jego 1/4 część i zadać tzw. EX Attack. Jest to forma specjalnego ataku, który w tej wersji nabiera nowych właściwości.

Technik do nauczenia się jest więc sporo, ale gra wyciąga do nas przyjazną dłoń, oferując nie tylko rozbudowany Training Mode, w którym możemy rozegrać sparing, a nawet nagrać nasze własne kombinacje i kazać partnerowi je wykonać, ale także Challenge Mode. Tryb ten dzieli się na Time Attack, w którym musimy pokonać odpowiednią ilość przeciwników w odpowiednim czasie, Survival, gdzie walczymy z oponentami, mając cały czas ten sam pasek energii (po walce odnawia się on o 20-30%). Najbardziej pomocny wydaje się jednak Trial Mode, w którym uczymy się ciosów i kombinacji dla wybranej przez nas postaci. Jeśli nie wiemy, jak przerwać wyprowadzony przed momentem cios czy „przygotować” sobie przeciwnika na Ultra Combo, powie nam to ten tryb. Widać, że Capcom chce pomóc next-genowym graczom i sprawić, by konfrontacja z weteranami nie była aż tak bolesna.

Street Fighter bez wątpienia zachwyca oprawą graficzną. Na trójwymiarowe obiekty, zostały nałożone cel-shadingowe tekstury. Dzięki takiemu zabiegowi gra wygląda jak anime bardzo wysokiej klasy. Wszystkie efekty towarzyszące projectilom i combosom są niesamowite. Dbałość o szczegóły także zasługuje na najwyższe uznanie. Sposób, w jaki wyświetlane są napisy, animacja twarzy zawodnika, otrzymującego cios w brzuch, turyści, dzieci na poszczególnych arenach, wszystko to jest dopieszczone do granic możliwości. Ogromne wrażenie robi także kamera, pokazująca każdy z dwudziestu pięciu Ultra Combosów.

Oprócz trójwymiarowej grafiki czwarta część ulicznego wojownika posiada także tryb online. Ucieszy on każdego gracza, który poszukuje nie tylko „lokalnych” wrażeń. Za każdą wygraną walkę zarabiamy tzw. Battle Points, jednak – by nie było za łatwo – za każdą porażkę są one odejmowane. W zależności od tego, jak sobie radzimy i ile pojedynków rozegraliśmy, otrzymujemy różnego rodzaju ikony oraz tytuły, które możemy umieszczać obok naszego nicka. Łącząc się z innym graczem, widzimy stan jego połączenia, oznaczony kolorami. Wybierając przeciwnika minimum z trzema „kreskami”, możemy rozegrać pojedynek, nie obawiając się o zwolnienia czy skoki animacji. Przed walką oraz w trakcie niej możemy z nim porozmawiać za pomocą headsetu. Warta uwagi jest także opcja „dostępności” w sieci, po wybraniu której możemy zostać wyzwani na pojedynek, tocząc walkę w trybie Arcade lub Challenge.

Jedyny minus nowej części Ulicznego Wojownika.

Dopełnieniem całego niesamowitego wrażenia, jakie robi na graczu Street Fighter IV, jest kapitalna oprawa dźwiękowa, która przywodzi na myśl jedno słowo – arcade. Wszystkie jej aspekty, począwszy od muzyki towarzyszącej starciom, poprzez głos narratora, mówiącego K.O lub zapraszającego na pojedynek dwóch najwspanialszych zawodników na świecie, sprawiają, że gracz czuje się jak w salonie z automatami. Capcom zadbał nawet o taki detal, jakim jest możliwość ustawienia japońskich głosów postaci. To jeszcze bardziej potęguje klimat. Muzyka, która w bijatykach jest najmniej istotna i często denerwująca na dłuższą metę, tutaj zupełnie nie przeszkadza, a japońskie instrumenty w połączeniu z elektroniką lat dziewięćdziesiątych oddają w pełni dawny klimat mordobić.

Jedynym minusem Street Fightera są cut-scenki prezentowane w formie anime. Każda z postaci ma je dwie, na początku i na końcu trybu Arcade. Animacja w przeciwieństwie do gry jest tragiczna, a co gorsza – nie spełnia swojego podstawowego zadania. Nie mówi nic o relacjach pomiędzy postaciami i powodach, dla których stają one do walki. Wszystko jest wyjaśnione w dłuższym filmie anime, dołączonym do kolekcjonerskiej edycji gry, która wraz z figurkami, soundtrackiem i miniprzewodnikiem kosztuje prawie dwa razy tyle co wersja podstawowa. Nowi gracze raczej się na nią nie zdecydują, a to właśnie im należałoby przedstawić historię postaci i zależności pomiędzy nimi.

Innym problemem Ulicznego Wojownika wydaje się być jego długowieczność. Brzmi to trochę dziwnie, ale jeśli gracz zwyczajnie znudził się tą samą formułą gry (lub całym gatunkiem, jakim są mordobicia), nie zmieniającą się właściwie od 1991 roku, może nie dostrzec wszystkich zalet nowej części. Dla niego będzie to płytka bijatyka z niewielką ilością ciosów i przerysowaną grafiką. Oprócz tego scena Street Fightera, zrzeszająca teraz dzięki trybowi online setki tysięcy graczy z całego świata, szlifujących swoje umiejętności od lat, stoi na wysokim poziomie, który może się okazać nie do przeskoczenia nawet dla ambitnych nowicjuszy.

Street Fighter jest genialnym, dopracowanym w najdrobniejszych szczegółach dwuwymiarowym mordobiciem. System walki wydaje się nieskomplikowany, ale wymasterowanie go zajmie ogromną ilość czasu i będzie opłacone bólem nadgarstka oraz palców. Brawa należą się firmie Capcom za wykreowanie mordobicia trafiającego nie tylko do zaprawionych w boju weteranów, ale także do nowych graczy. Radzę dać szansę tej części Ulicznego Wojownika, nawet jeśli jesteś nowy w świecie bijatyk. Głębia zawarta w tej grze jest ogromna i wynagradza każdą minutę spędzoną przy konsoli. Shoryuken!

Mikołaj „MiKaS” Królewski

PLUSY:

  • oprawa audiowizualna;
  • system walki;
  • arcadowy klimat.

MINUSY:

  • brak niektórych postaci;
  • cut-scenki.
Street Fighter IV - recenzja gry na PC
Street Fighter IV - recenzja gry na PC

Recenzja gry

Gracze pecetowi nareszcie doczekali się wyśmienitej bijatyki, którą można odpalić bez konieczności korzystania z emulatorów innych platform. Street Fighter IV to najlepsza obecnie gra walki na PC.

Recenzja gry Dragon Ball Sparking! ZERO - czysta, niezobowiązująca frajda z masą fanservice’u
Recenzja gry Dragon Ball Sparking! ZERO - czysta, niezobowiązująca frajda z masą fanservice’u

Recenzja gry

Im bliżej premiery Dragon Balla Sparking! ZERO, tym gra coraz bardziej sprawia wrażenie produkcji, do której fani Goku będą wzdychać przez lata. Ogromna liczba postaci, świetnie wystylizowana grafika oraz klasyczna rozgrywka - sprawdźmy, czy to wystarczy.

Recenzja gry Tekken 8 - żarty się skończyły
Recenzja gry Tekken 8 - żarty się skończyły

Recenzja gry

Tekken 8 zaprasza na ring, a sam walczy o miano najlepszej bijatyki obecnej generacji. Ma duże szanse na zwycięstwo – twórcy nie idą na żadne kompromisy. Pora więc kolejny raz stanąć do rywalizacji o tytuł Króla Żelaznej Pięści – tym razem naprawdę warto.