autor: Radosław Grabowski
Street Fighter IV - recenzja gry na PC
Gracze pecetowi nareszcie doczekali się wyśmienitej bijatyki, którą można odpalić bez konieczności korzystania z emulatorów innych platform. Street Fighter IV to najlepsza obecnie gra walki na PC.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Zdawałoby się, że pecet nie wyposażony w dodatkowe akcesoria nie nadaje się do grania w bijatyki. Na pewno klawiatura w przypadku produkcji z tego gatunku sprawdza się gorzej niż pad od tej czy innej konsoli, nie wspominając już o arcade sticku. Niemniej jednak to właśnie użytkownicy popularnych komputerów osobistych mają obecnie dostęp do najszerszego spektrum mordobić – głównie za pośrednictwem rozmaitych emulatorów. Dzięki tym ostatnim na PC można odpalić prawie wszystkie dotychczas wypuszczone odsłony słynnej serii Street Fighter i prześledzić w ten sposób spory kawał historii rozwoju gier walki. Taka powtórka z rozrywki jest bardzo wskazana, jeśli chce się w pełni docenić walory najnowszego rozdziału zmagań Ulicznych Wojowników. Bowiem Street Fighter IV nareszcie został oddany przez japońską firmę Capcom w ręce posiadaczy pecetów – cztery miesiące po premierze na PS3 i X360 oraz rok po debiucie na automatach coin-op.
Cykl Street Fighter, którego początki datowane są na rok 1987, kojarzony jest z komiksową dwuwymiarową grafiką. Wyjątki do niedawna były dwa. Pierwszy z nich to Street Fighter: The Movie z postaciami a la pierwsze gry z serii Mortal Kombat. Produkcja ta okazała się równie mizerna co film z pewnym belgijskim mistrzem sztuk walki, na kanwie którego została stworzona. Najlepiej w ogóle o tym wszystkim zapomnieć – o grze, filmie i karatece z Belgii także. Drugim odstępstwem od kanonu była miniseria Street Fighter EX, powstała w czasach gwałtownie rosnącej fascynacji deweloperów trzecim wymiarem. Niestety to, co wtedy wyglądało może i efektownie, teraz jest tylko zbiorem brzydkich kanciastych modeli bohaterów, słabych tekstur etc.
Natomiast w przypadku Street Fighter IV mamy również do czynienia z tytułem nietypowym dla serii, ale jakże pozytywnie nietypowym. Łączy on bowiem grafikę 3D z komiksowym stylem, właściwym staroszkolnym przygodom Ulicznych Wojowników spod znaku 2D. Zatem postacie i lokacje są przestrzenne, ale przedstawione przy pomocy oprawy wizualnej przywodzącej na myśl kreskówki z najwyższej półki. Na dodatek przebieg akcji zaprezentowano w sposób tradycyjny – kamera przesuwa się prawie wyłącznie w lewo lub w prawo, a inne ujęcia pojawiają się w pewnych specyficznych sytuacjach (np. wprowadzenie do walki czy wykonywanie niektórych ciosów). Ponadto pomimo wspomnianej trójwymiarowości bohaterzy poruszają się dokładnie tak samo jak przed laty, czyli w jednej płaszczyźnie. „Czwórka” jest więc starym dobrym SF w wyjątkowej szacie graficznej.
Pomysłowo zaprojektowana oprawa wizualna to jednak nie wszystko, co – moim zdaniem – czyni z SF IV najlepszą odsłonę cyklu od czasów pamiętnej „dwójki” (pomijając poboczną trylogię Street Fighter Alpha). O ile Street Fighter III był bardzo elegancko wykonany pod względem graficznym we wszystkich swoich trzech wcieleniach z lat 1997-1999, to poważną wpadkę zaliczył w temacie obsady. Nieśmiertelny duet Ryu-Ken, rzecz jasna, pojawił się, ale zdecydowanie zbyt duża ilość nowych dziwolągów w ogóle nie przypadła mi do gustu. Na szczęście, przygotowując „czwórkę”, deweloperzy z firmy Capcom poszli po rozum do głowy i w efekcie zaserwowali triumfalny powrót największych gwiazd spośród Ulicznych Wojowników. Jest więc oczywiście wspomniana dwójka karateków, a obok nich m.in. Cammy, Chun-Li, Guile, Blanka i Sagat. Gościnnie występuje też trzyosobowa ekipa spod znaku SFA, czyli Sakura, Dan i Rose. W gronie ponad dwudziestu grywalnych bohaterów są również debiutanci, ale na szczęście jest ich tylko czworo. Skład pierwsza klasa i tego wrażenia nie psuje nawet finałowy boss w osobie Setha, pożyczającego sobie umiejętności innych zawodników. Odkrywcze to w żadnym wypadku nie jest – już Shang Tsung z pierwszego MK robił podobne sztuczki. Demoniczny M. Bison na szczycie streetfighterowej drabinki to jednak niedościgniony wzór.
Nie tylko plejada znanych i lubianych bohaterów stanowi ukłon w stronę długoletnich miłośników cyklu Street Fighter. Taką rolę pełni także część aren, nawiązująca do klasycznych lokacji. Jest wśród nich chociażby pamiętna azjatycka uliczka z przejeżdżającym w tle rowerzystą, który teraz na dodatek wywraca się za każdym razem w innym miejscu. W ogóle w tle zawsze dużo się dzieje. Podskakują kibice, migają światła, faluje roślinność etc. Dzięki temu ma się wrażenie walki w tętniącym życiem środowisku. Towarzysząca zabawie muzyka stanowi również dość często jakąś wariację na temat soundtracków z przeszłości. Miło jest znowu usłyszeć znajome dźwięki.
Ludzie z Capcomu nie byliby sobą, gdyby w najnowszej odsłonie zmagań Ulicznych Wojowników nie wprowadzili pewnych zmian w systemie walki. Podstawy są wprawdzie te same od lat, więc mamy osiem kierunków ruchu oraz sześć przycisków (słabe, średnie i silne uderzenie pięścią/kopnięcie). Ciosy standardowe i specjalne uzupełniają trzy rodzaje ataków, wykorzystujących energię z pasków, widocznych u dołu ekranu. Dłuższy, poziomy wskaźnik pozwala po częściowym naładowaniu na odpalanie ciosów EX (wzmocnione wersje zwykłych „specjali”) oraz typowego streetfighterowego Super Combo (gdy dojdzie do maksimum). Silniejszy i na dodatek niemożliwy do zablokowania (pod warunkiem czystego wejścia pierwszego uderzenia) wariant tego ostatniego stanowi Ultra Combo, które wyprowadza się po napełnieniu wskaźnika w kształcie odwróconej litery U. Ładowanie go następuje w wyniku otrzymywania obrażeń – odwrotnie niż w poprzednim przypadku, gdzie dzieje się to poprzez wykonywanie ciosów. Całość uzupełnia jeszcze nowinka, czyli Focus Attack – umożliwia zaabsorbowanie ciosów przeciwnika i natychmiastowe wykonanie kontrataku. Przydaje się.
Rewolucji w dziedzinie systemu walki więc nie ma. Bez problemu połapie się w tym każdy weteran serii. Mnie jednak mimo wszystko tęskno do rozwiązań, zastosowanych w Street Fighter Alpha 3. Tam to dopiero była zabawa z trzema rozmaitymi stylami dla każdej postaci. Tutaj aż tak wielkiej różnorodności brak i odczuwa się to boleśnie po stoczeniu kilkudziesięciu walk – robi się po prostu zbyt powtarzalnie i w związku z tym nieco nudno.
Grafice w stosunku do wersji konsolowej nic nie ubyło. Na rekomendowanej przez producenta konfiguracji sprzętowej animacja śmiga w stałych 60 klatkach na sekundę. Nie ma też żadnego problemu z ustawieniem wyższej rozdzielczości ekranowej niż konsolowe 720p. Dodatkowo możemy uaktywnić jeden z trzech specjalnych filtrów niedostępnych na PS3 i X360, nadających oprawie wizualnej np. efekt malunku akwarelowego. To jednak tylko taki bajer – dla mnie zupełnie zbędny, gdyż standardowy wygląd grafiki uważam za najlepszy.
W pecetowej wersji Street Fighter IV mam już na swoim koncie grubo ponad sto rozegranych pojedynków, z których gros to starcia z żywymi przeciwnikami. Wszystko dlatego, że produkcja firmy Capcom oferuje w multiplayerze zdecydowanie większą frajdę niż w singlu. Bawiąc się samemu, można co najwyżej powalczyć trochę w trybie Arcade, by uaktywnić ukryte postacie i obejrzeć krótkie animowane filmiki, związane z bohaterami. Są jeszcze, co prawda, wyzwania (m.in. znane skądinąd Time Attack i Survival), ale służą one co najwyżej do trenowania i odblokowywania pomniejszych bonusów (np. dodatkowych kolorów strojów). Faktyczna zabawa zaczyna się dopiero wtedy, gdy z menu zostanie wybrana opcja o dumnie brzmiącej nazwie Games for Windows – LIVE BATTLE. Pozwala ona na toczenie pojedynków z graczami z całego świata, a wyniki starć mogą wpływać lub nie na globalny ranking wojowników (w zależności od wybranego uprzednio rodzaju walki). Miłym akcentem są dwie opcje personalizacji internetowego profilu użytkownika. Do wyboru mamy liczne awatary i przydomki – odblokowuje się je w trakcie gry. Niestety wyjątkowo denerwujący jest system, odpowiedzialny za wyszukiwanie rywali. Nie dość, że jednorazowo na ekranie wyświetlają się tylko trzy propozycje dołączenia do zabawy, to jeszcze nierzadko nawiązanie połączenia z przeciwnikiem okazuje się z niewiadomych powodów niemożliwe (nawet pomimo teoretycznie sprzyjających ku temu warunków, symbolizowanych przez kontrolkę w kolorze żółtym lub zielonym). Na deser pozostaje drugi tryb rywalizacji wieloosobowej, czyli pojedynek na wspólnym ekranie z osobą siedzącą obok. Emocje potrafią być w takich starciach naprawdę spore, jak to zresztą zwykle w bijatykach.
Jak natomiast wypada w SF IV konfrontacja klawiatury z padem. Ogólnie ta pierwsza wcale nie sprawuje się źle. Zazwyczaj gram jako Ken i potrafię bez problemu wykonać wszystkie jego akcje na klawiszach. W przypadku innych postaci problematyczne są właściwie tylko ciosy, opierające się na klasycznych streetfighterowych półokręgach i okręgach. Po prostu klawiatura niezbyt nadaje się do kręcenia młynków – na tym polu zwycięża pad. Prawdziwi fanatycy bijatyk mogą rzecz jasna podpiąć sobie arcade stick (np. xboksowy Street Fighter IV FightStick od MadCatz). Mimo wszystko na klawiaturze da się grać i nawet odnosić jakieś tam sukcesy. Pochwalę się: przy pomocy kursorów i sześciu liter stoczyłem online 100 walk rankingowych, zwyciężając w 73 z nich.
Gdy dokonywałem powyżej przeglądu trybów rozgrywki, wspomniałem o Games for Windows – Live. Tak, Street Fighter IV wchodzi w skład tego, ciągle stosunkowo nielicznego, grona tytułów, korzystających ze wszystkich dobrodziejstw bliźniaka systemu Xbox Live. Można więc m.in. stworzyć listę znajomych oraz zbierać punkty za Osiągnięcia. Co ciekawe, te ostatnie występują w polskiej wersji (nazwy i opisy). Również ustawiając w grze preferowany język komunikacji przy wyszukiwaniu rywali online, można wybrać naszą ojczystą mowę – i to wcale nie z katalogu, obejmującego dziesiątki pozycji (opcji jest zaledwie kilka). To wszystko jest o tyle interesujące, że „czwórka” nie została przecież poddana polskiej lokalizacji – gra nie posiada obecnie oficjalnego dystrybutora w naszym kraju, podobnie zresztą jak pozostałe nowości ze stajni Capcom. Mimo wszystko nasi rodacy grają przez Internet w SF IV na PC. Pojedynkowałem się z kilkoma, chociaż zdecydowanie częściej trafiałem na Niemców, Rosjan, Anglików czy Amerykanów. Ogólnie pecetowych partnerów do gry w sieci nie brakuje. Zatem, jak widać, nawet tak mocno związana z konsolami marka jak Street Fighter podoba się posiadaczom komputerów.
Street Fighter II nareszcie doczekał się godnego następcy. Japońscy deweloperzy spisali się na medal, łącząc najciekawsze elementy dawnych zmagań Ulicznych Wojowników z równie interesującymi nowościami. W przemyślany sposób nie oderwali efektownej trójwymiarowej grafiki od dwuwymiarowych korzeni oraz wprowadzili tak potrzebny w dzisiejszych czasach tryb rywalizacji online etc. Jednocześnie, przenosząc swoje dzieło z konsol na komputery, nie pokpili sprawy, co w przypadku niegdysiejszych produkcji Capcomu wcale nie było normą. Wielka szkoda, że mieszkaniec naszego kraju, by móc kupić pecetową „czwórkę”, musi skorzystać z zagranicznego sklepu lub jednego z systemów dystrybucji elektronicznej. Niemniej jednak Street Fighter IV to najlepsza obecnie bijatyka na PC.
Radosław „eLKaeR” Grabowski
PLUSY:
- powrót znanych i lubianych bohaterów;
- ciekawie zaprojektowana oprawa graficzna;
- bezbłędna konwersja z konsol;
- da się z powodzeniem grać na klawiaturze;
- pojedynki za pośrednictwem Games for Windows – Live.
MINUSY:
- wyszukiwanie przeciwników online;
- nie tak rozbudowany system walki jak np. w Street Fighter Alpha 3.