autor: Daniel Sodkiewicz
Rome: Total War - recenzja gry
„Rome: Total War” to bardzo rozbudowana gra, której detale i z pozoru nieznaczące niuanse świadczą o jej wielkości. Każdy aspekt gry można by opisać w osobnym artykule... Nie bez kozery recenzja do najkrótszych nie należy.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Total War to symbol specyficznego i gustownego połączenia strategicznej gry turowej z fenomenalnym ujęciem wielkich starć w trójwymiarowym środowisku graficznym, których rozmach nie ma sobie równych w konkurencyjnych strategiach czasu rzeczywistego. Creative Assembly, twórcy serii Total War udowodnili swój geniusz w prekursorskim Shogun:TW, potwierdzili go przy wydaniu Medieval:TW i przypieczętowali w najnowszym ROME:TW. Ojcowie tych dzieł z poświeceniem tworzyli każdy bit swoich dzieci, w konsekwencji wracając z tarczą i przekonaniem o nieomylności słów pewnego Aleksandra, zwanego przez niektórych Wielkim, który lubował się mawiać: I would rather live a short life of glory than a long one of obscurity (wolałbym żyć życiem krótkim, ale w chwale, niż długim, lecz w zapomnieniu).
Gloria victis
Oczekiwanie na Rome: Total War to ból i cierpienie wiernych, których oczy sycone pięknem (screeny, filmiki) dziecka Creative Assembly nie mogły zaspokoić rąk i umysłów materialną postacią maleństwa (grywalną wersją programu). Jeszcze przed wstąpieniem w szeregi świata zewnętrznego, Rome: Total War, dorastając w wewnętrznej strefie narodzin, pozyskał umiłowanie i szacunek wśród wyznawców jego braci. Wykarmiony wilczym mlekiem programistycznych mistrzów, nasz chojrak wyrósł na wspaniałego młodzieńca, który strąci zapewne dotychczasowych bogów z „panteonu wspaniałych” współczesnego Olimpu wirtualnej rozrywki.
Ab hoc et ab hac
Akapit ten poświęcę niewiernym, którzy ni razu nie mieli okazji zasmakować dobrodziejstw wcześniejszych dokonań Creative Assembly. Otóż, rozgrywka w grach Total War została podzielona na dwie odrębne części, którym pozwolę sobie nadać miana: turowa i bitewna. Pierwsza, udostępnia graczom mapę podzieloną na prowincje, po których przemieszczamy nasze wojska i administrujemy porozrzucanymi po nich osadami. Gdy nasi żołnierze napotkają wrogich wojowników, program przenosi nas do drugiego trybu, na trójwymiarowe pole bitwy, aby w iście epickim stylu pozwolić na poprowadzenie ku chwale lub klęsce tysięcy zaprzysiężonych oddać życie za naszą świetność bojowników. Tak w skrócie można opisać ogólny zarys tej wspaniałej serii gier.
W praktyce wszystko jest oczywiście bardziej złożone i rozbudowane, a ogrom opcji i zależności, jakie odkrywamy z każdą chwilą spędzoną z tymi grami, może niejednego przytłoczyć. Jak mawiał Wergiliusz: tempus fugit (czas ucieka), pozostawmy więc przeszłość na kartach historii, zainteresowanych poprzednimi częściami cyklu Total War odsyłam do poświeconych im artykułom w serwisie Gry-OnLine, tymczasem rozpocznijmy igrzyska. Rzym domaga się krwi!
Ave, Caesar, morituri te salutant
Pierwsze, co rzuca się w oczy po uruchomieniu gry to fenomenalne menu. Niby nic nadzwyczajnego, ruchome obrazki w tle to przecież nic nowego, a jednak. Walczące, czarne zarysy wojowników na czerwonym tle robią piorunujące wrażenie, które podniecone fenomenalną muzyką, świetnie wprowadza gracza w klimat świata Imperium Rzymskiego. Tak, to właśnie w lata od 270 p.n.e. do 14 n.e. przenosi nas najnowsza gra o Totalnej Wojnie. Na program ten czekałem ponad 2 lata, nie omieszkałem więc czym prędzej rozpocząć kampanię. Na dobry początek przywitał mnie świetnie wykonany tutorial (Prolog). Klarowne przedstawienie zasad gry zostało tutaj połączone z interaktywnymi działaniami pod okiem komputerowego nauczyciela.
Po zapoznaniu się z tym, co czeka nas w prawdziwej kampanii, otrzymujemy upragnioną możliwość własnoręcznego rozegrania, największego w historii, podboju Europy. W opcjach kampanii możemy wybrać m.in. poziom trudności całej rozgrywki, jak i oczekiwane przez nas wymagania względem AI przeciwnika podczas bitew. Grę możemy rozpocząć jako jedna z trzech rodzin rzymskich: Dom Juliuszów, Brutusów i Scypionów. Na tym etapie rozgrywki mamy też możliwość wybrania celów określających nasze zwycięstwo. Możemy rozegrać standardową kampanię, w której zadaniem jest podbić Rzym i zapanować nad minimum 50 prowincjami, lub rozpocząć krótszą wersję batalii, stawiającej przed nami zadanie unicestwienia określonego wroga i podbicia 15 prowincji.
Signum temporis
Mapa taktyczna, na której dokonujemy wyborów w trybie turowym, to bardzo kruchy aspekt, o którego ostateczny kształt wszyscy (fani serii) nie omieszkali się martwić. Ku chwale, obawy okazały się bezpodstawne. W Shogunie i Medievalu, mapa ta miała postać płaskiego kawałka płótna, po którym przesuwaliśmy figurki symbolizujące nasze armie; co trzeba tutaj przyznać miało swój urok i klimat, dający poczucie wcielenia się w prawdziwego wodza, siedzącego w zakamarkach sztabu dowódczego. Rome daje odmienną perspektywę spojrzenia na naszą władzę. Tym razem mapa świata (a dokładnie Europy, wraz z Bliskim Wschodem i północnymi krańcami Afryki) to tętniąca życiem, ruchoma makieta, symulująca oglądany z lotu ptaka urywek planety Ziemia.
Znajdziemy tutaj karawany przemieszczające się po poplątanych wstęgach dróg łączących miasta, wypukłą, trójwymiarową rzeźbę terenu z porastającymi równiny drzewami i zaśnieżonymi wierzchołkami górskich szczytów, nietrudno odnaleźć również słynne wulkany takie jak Etna i Wezuwiusz, które w dni melancholii wyrzucają z siebie gorące łzy smutku. W całym tym pięknie da się również zauważyć, iż bojownicy stąpający po planszy (reprezentujący armie), nie są ołowianymi, bezdusznymi figurkami, lecz żywymi przedstawicielami dzielnych wojów. Podczas przemieszczania się wykonują bardzo realistyczne kroki, a stojąc w jednym miejscu nie pozostają w bezczynności. Każda z jednostek na planszy ma określony limit ruchu, który podobnie jak w typowych grach turowych (np. słynni Heroes), jest przedstawiony w postaci punktów do wykorzystania na jedną turę. Sama zaś plansza została podzielona na kwadraty, które nie są wyznacznikiem zakresu ruchu naszych wojsk (jednostki możemy przemieszczać bardzo dowolnie), a jedynie określają obszar pól bitewnych, na jakich rozgrywane są walki w tym trybie. Można więc rzec, iż cały obszar lądowy składa się z dziesiątek starannie odwzorowanych stref, których wygląd jest zgodny w obu trybach.
Autorzy gry nie zapomnieli też o zmianie pór roku. Na mapie głównej widoczne są także wszelkie zmiany dokonywane przez nas w miastach (budowle i stopień rozwoju osady zauważalne są już z widoku planszy turowej), a zamieszki w miastach i spowodowane tym pożary, to oczywiście kłębiący się nad grodami dym. Kamerę w trybie turowym możemy oddalać i przybliżać, niestety nie dano nam możliwości jej obrotu (co z drugiej strony, mogłoby przecież wprowadzić pewien zamęt). Ten aspekt gry został wykonany wyśmienicie i jest to o tyle dobra wiadomość, iż większość czasu spędzonego przy Rome poświęcimy właśnie na decyzje dokonywane w trybie turowym, na mapie świata. Nie odstawiajmy jednak w zapomnienie trybu bitewnego, do którego dochodzi podczas spotkania się dwóch wrogich sił militarnych.
Jeśli brakuje ci wszystkiego z wyjątkiem wrogów, to znaczy, że bitwa trwa
Jak wspomniałem, obszar mapy głównej i mapy bitew, jest ze sobą ściśle powiązany. Decydując się więc na walkę w danym miejscu, z góry wiemy, w jakich warunkach przyjdzie nam dowodzić. To jednak nie koniec wspaniałości. Jeżeli walka rozpocznie się nieopodal pól uprawnych, wulkanu, drogi, czy plaży, wszystkie te elementy będą uwzględnione na obszarze bitwy i każdy z nich będzie nie tylko widoczny, ale obecny w krwawych starciach i niezbędny w uwzględnieniu go przy ustalaniu strategii walki (może z wyjątkiem wulkanów, które jedynie widać w oddali, jako tło; szkoda też, że nie można walczyć np. przy piramidach, co miało być możliwe według przedpremierowych zapowiedzi).
Jak to bywało w poprzednich częściach serii, tak i w Rome, możemy powierzyć rozegranie starcia komputerowi, który automatycznie przeliczy i rozstrzygnie konflikt. Jest to jednak dobry sposób jedynie na niewielkie bitwy w początkowej fazie gry, przy dużych starciach, o wielkim znaczeniu nie warto ufać samoczynnemu rozgrywaniu bitew. Istnienie jednak takiej możliwości, pozwala na świetną zabawę graczom preferującym jedynie tryb turowy. Rome bez wielkich starć to jednak nie ta sama gra. Każda bitwa rozpoczyna się bowiem od prezentacji naszych wojsk i przemówienia wodza do swoich żołnierzy. Wszystko to zostało wykonane w iście hollywoodzkim stylu, w formie nie ustępującej scenom z filmów pokroju tak wspaniałego obrazu jak choćby Braveheart. Wspaniale wypowiedziane przemówienia dowódców do swoich żołnierzy, ze wzbudzającymi podziw i pobudzającymi do walki słowami, dodatkowo wzniecane okrzykami bojowymi naszych wojsk, połączone z rytmicznymi uderzeniami oręża o tarcze, tworzą wspaniałą otoczkę bitwy, która skutecznie zagrzewa gracza do podjęcia się dowództwa w krwawych starciach z udziałem kilkutysięcznych armii.
Pole bitwy to kraina stojących trupów – Wu Chi
Walki na otwartym terenie w najnowszej odsłonie serii Total War wyglądają fenomenalnie, co wyjaśnia przedpremierowe informacje, jakoby silnik gry Rome miał posłużyć do przedstawiania przebiegu bitew w historycznych programach telewizyjnych. Kamera, którą dowolnie manewrujemy, pozwala nam spojrzeć na całe zajście z lotu ptaka, aby w chwilę później zajrzeć, niczym śmierć, w oczy naszych wojowników. Po wydaniu rozkazów (podczas bitwy dostępne jest oczywiście zatrzymanie jak i przyspieszenie upływu czasu), możemy spokojnie oddać się przyjemności oglądania walki z widoku pseudo pierwoszoosobowego. Dotychczas widziane z oddali jednostki, zlewające się w plamy poszczególnych oddziałów, możemy oglądać z bliska, podziwiając kunszt walki poszczególnych żołnierzy.
Szczególnie efektownie wyglądają pościgi za uciekającym wrogiem oraz atak rozpędzonej kawalerii lub słoni bojowych na piechurów, którzy siłą uderzenia wroga, nie tylko zostają wgniecieni w podłoże, ale ich ciała często efektownie zostają podrzucane na sporą wysokość ponad ziemię. Wszystko to dzieje się oczywiście w granicach realizmu i wygląda bardzo przekonywująco. Nie można też nie wspomnieć o nowej jakości w przedstawieniu militarnych zmagań o zamki. Efektowne walki mają teraz miejsce nie tylko przed i na murach warowni, ale i na ulicach miasta. Dzięki intuicyjnemu interfejsowi nie ma także problemów z opanowaniem tak ogromnych armii, co jest zresztą znakiem rozpoznawczym gier ze stajni Creative Assembly.
Wojna jest najgorszym sposobem gromadzenia wiedzy o obcej kulturze...
... Zatem samą walką gracz w Rome: Total War wiele nie zwojuje. Ekonomia to ważny element programu, który w stosunku do poprzednich odsłon serii uległ widocznym zmianom i zadowalającemu poszerzeniu. Na znaczeniu zyskał handel, który występuje zarówno w formie lądowej jak i wodnej. Co ważne, wszystko jest bardzo dobrze widoczne już na pierwszy rzut oka na mapie głównej, bez konieczności zagłębiania się w statystyki państwa. Statki pomiędzy portami kursują wzdłuż łączących je linii, będących trasami handlowymi, zaś pomiędzy osadami, na drogach roi się od wozów kupieckich.
Gdy zajrzymy do menu danego miasta, dowiemy się dwóch ważnych rzeczy. Gra jest zbudowana na zasadzie ogromnej ilości zależności, a rozwój osady jest bardzo nieliniowy i zależy od wielu czynników. Do niuansów wpływających na rozkwit danego miasta ma wpływ m.in.: odległość od stolicy, ilość stacjonujących w mieście żołnierzy, postawione na terenie metropolii budynki czy wreszcie charakter zarządzającego grodem przywódcy. Dowódcy (członkowie naszej rodziny) to w Rome jedyne osoby mogące zasiąść na stanowisku gubernatora miasta. Wraz ze wstąpieniem takiej osoby w progi osady, staje się ona automatycznie rządcą danego grodu. Gdy administrator opuści mury miasta, tracimy możliwość samodzielnego wpływania na decyzje dotyczące wznoszenia nowych budynków, czy szkolenia jednostek wojskowych w danej osadzie.
Pozostawiona sama sobie metropolia będzie się rozwijać samodzielnie w wybranym przez nas kierunku: np. militarnym czy mającym na celu zwiększenie populacji (dość mało realistyczne, ale na dłuższą metę dość zrozumiałe rozwiązanie. Inna sprawa, iż można to wyłączyć w opcjach przed rozpoczęciem kampanii i zarządzać miastem nawet bez rządcy). W praktyce stawia to przed graczem dylemat, czy danego dowódcę wysłać na front, czy pozostawić w mieście, aby swoją obecnością wpłynął na jego rozwój. Każdy z członków naszej rodziny jest opisany charakterystykami określającymi jego umiejętności przydatne przy zarządzaniu miastem i dowodzeniu wojskami podczas bitew. Do naszej familii (ładnie przedstawionej w formie drzewa genealogicznego) możemy przyłączyć nowych członków poprzez ożenek wybitnych dowódców z naszymi córkami. Na dobrą zresztą sprawę, całą ekonomię i zarządzanie państwem możemy powierzyć komputerowemu doradcy, samemu zajmując się jedynie sprawami militarnymi.
Dyplomacja jest to sposób na powiedzenia komuś, że jest durniem w taki sposób, aby wziął to za komplement
Aspekt dyplomatyczny nabrał w Rome nowego wymiaru. Możemy tutaj, prócz wywoływania wojen i zawierania sojuszy oraz umów handlowych, posługiwać się takimi środkami jak: upominek w postaci złota, lenno, danina, przymierze, wymiana map, wspólny atak na wybraną nację itd. Wszystkie możliwości są podzielone na oferty i żądania, a całość jest bardzo przejrzysta i wygodna w użyciu. Za nasze stosunki dyplomatyczne odpowiadają dyplomaci, którzy jako osobne jednostki podróżują po mapie strategicznej (aby negocjować z daną nacją, wystarczy podejść do jakiejkolwiek jej jednostki). Duża ilość opcji i możliwość rozmów w wielu kwestiach, tworzy z politycznej części gry bardzo rozbudowaną broń, która zaawansowanym graczom daje ogromne możliwości dyplomatyczne. Nie można też nie zapomnieć, o bardziej brutalnej formie negocjacji: zabójcach i szpiegach, którzy odgrywają w Rome jak zwykle dość ważną i ciekawą dla gracza rolę.
Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu
Frakcja Rzymska składa się z trzech wspomnianych już wcześniej rodów, nad którymi pieczę trzyma Senat, funkcjonujący w Rome podobnie jak papiestwo w Medievalu. Grając jedną z rodzin, senat co pewien czas proponuje nam zadania do wykonania (np. zdobądź konkretne miasto wroga w przeciągu 10 tur, zablokuj jego port itd.), których spełnienie przynosi nam nie tylko nagrody (w postaci wojska czy pieniędzy), ale i wdzięczność Senatu, bez którego trudno jest odnosić większe zwycięstwa. W praktyce, okazuje się to świetnym rozwiązaniem, które jeszcze bardziej urozmaica rozgrywkę.
Jednak nie tylko Rzymianami przychodzi nam dowodzić. Po przejściu kampanii jedną z trzech, dostępnych na początku rodzin, odblokowuje się osiem nowych grywalnych nacji: Brytania (British), Galia (Gauls), Germania (Germanians), Koalicja Greckich Miast (Greek City States), Egipt (Egypthians), Kartagina (Carthaginians), Partia (Parthians) i Imperium Seleucydów (Seleucid Empire). To właśnie rozpoczęcie rozgrywki jedną z nich, pokazuje jak wielkim dziełem jest Rome. Kampania rozgrywana każdym z państw jest odmiennym przeżyciem i wyzwaniem, zarówno ze względu na zróżnicowane położenie geograficzne tych nacji, jak i posiadanie przez nie całkowicie indywidualnych budynków i jednostek wojskowych.
Warto tutaj zaznaczyć, iż każdy aspekt gry został odwzorowany zgodnie z historyczną prawdą i mimo, kilku wpadek (którymi przeciętny gracz nie powinien zawracać sobie głowy) całość prezentuje się w tej kwestii wyśmienicie. Jednostki wojskowe są w miarę dobrze wyważone, a wszelkie nieprawidłowości można w łatwy sposób załatać, poprzez bardzo obficie udostępniane w Internecie mody, poprawiające pewne niedociągnięcia i przekłamania twórców. Sama gra jest zresztą bardzo podatna na modowanie, nie ma więc większych problemów z dostosowywaniem jej do własnych potrzeb.
Homines potius oculis quam auribus credunt
Muzyka i odgłosy gry są wykonane perfekcyjnie; po zaspokojeniu uszu, czas jednak na wzrokową ucztę. Grafika w Rome stoi na skraju doskonałości. Wszystko wygląda tutaj wystarczająco dobrze, aby zachwycać, a jednocześnie na tyle normalnie, aby nie popadać w skrajne uwielbienie. Brzmi to absurdalnie, niemniej jednak rozmach, z jakim została stworzona gra, przechyla mnie ku gloryfikowaniu jej nie tylko ze względu na złożoność mechaniki jej działania, ale i graficzne przedstawienie akcji. Zarówno trójwymiarowa mapa taktyczna, jak i obrazy bitew, ukazane w środowisku 3D, z trójwymiarowymi jednostkami, drzewami i przeróżnymi obiektami (trawa, budynki itd.), a także bogactwem przedstawionego na mapach świata i świetnie wykonanymi tłami, pokazującymi oddalone od miejsca bitwy obszary, nie pozwala nie zachwycić się światem Rome: Total War. Jest po prostu to, na co wszyscy czekali.
Corvo rarior albo
Rome to bardzo rozbudowana gra, której detale i z pozoru nieznaczące niuanse świadczą o jej wielkości. Każdy aspekt gry można by opisać w osobnym artykule, dlatego nie jestem w stanie przytoczyć w tej recenzji wszystkiego, co w Rome: Total War dane mi było ujrzeć. Na tym zakończę wiec techniczny opis programu i skupię się w dalszej części tekstu na odczuciach i doznaniach z obcowania z grą.
„Śnij w kręgach. Tańcz w ciszy. Wsłuchaj się w wewnętrzny rytm życia. Tonąc w niegaszonym wapnie, łaknij. Nie ustawaj w walce, nie zatrzymuj się w tańcu, bo nie usłyszysz muzyki” – William Wharton.
Dawno już nie spotkałem się z grą, która w taki sposób potrafiłaby wciągnąć mnie w wir wirtualnej rozgrywki. Każda kolejna tura, każda decyzja i każda walka podczas gry w Rome jest niczym łyk wody dla zagubionego w piaskach pustyni wędrowca. Gdyby Stefan Żeromski żył w dzisiejszych czasach i lubował się w grach komputerowych zapewne napisałby: „Rome: Total War jest jak niezmierne morze [...] Im więcej go pijesz, tym bardziej jesteś spragniony”. Kolejne godziny spędzone z tym programem, to nowe odkrycia i ciekawostki, jakich dotychczas nie zauważałeś. Z każdą kolejną chwilą dochodzi się do wniosku, że ta skomplikowana machina to niesamowicie grywalny produkt, na który czekałeś od dawna i który jest rzadkością w dzisiejszym, szaroburym panteonie papierowych bogów multimedialnej rozrywki.
Cuiusvis hominis est errare, nullius nisi insipientis in errore perseverare
Kto sądzi, że Rome: Total War nie jest spełnieniem marzeń graczy na całym świecie jest głupcem. Rome to urzeczywistnienie modłów, niczym ulewa w okresie śmiertelnej suszy, mesjasz wśród legionów zacofania i obłudy.
- Quo vadis, homo?
- Do sklepu, po Rome: Total War. Bo powiadam, że warto.
Daniel „KULL” Sodkiewicz
PLUSY:
- rozmach i ogrom opcji oraz zależności, jakimi rządzi się świat gry;
- grafika;
- muzyka i odgłosy;
- nastrój przed bitwami – świetne przemowy dowódców;
- dyplomacja i ekonomia;
- mapa taktyczna (z mgłą wojny, zrobiona na podobieństwo Cywilizacji);
- grywalność!
- optymalizacja kodu;
- bitwy i oblężenia warowni;
- możliwość budowania fortec na mapie głównej;
- dbałość o detale;
- historyczne bitwy i możliwość stworzenia własnych starć;
- podatność gry na modowanie;
- lokalizacja kinowa, bez podstawiania głosów (te pozostały w niezmienionej, fenomenalnej wersji angielskiej);
- ogólnie wydanie PL in plus.
MINUSY:
- trochę nieścisłości historycznych i błędnych statystyk dla jednostek bojowych;
- kilka dziwnych jednostek (m.in.Walkirie i płonące świnie);
- marna inteligencja wroga na polu bitwy;
- niepoważne podejście do gry multiplayer (tylko potyczki w kilka osób, brak kampanii MP);
- bitwy morskie – rozstrzygane tylko automatycznie;
- często spóźniona reakcja naszych jednostek na wydane im rozkazy;
- wersja 1.0 gry jest trochę za bardzo zabugowana, na szczęście wydanie PL to dużo lepsza wersja 1.1;
- lakoniczna instrukcja i literówki w tekstach, w polskiej wersji gry;
- lokalizacja nie objęła wszystkich obcojęzycznych przemówień.