Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 14 września 2009, 16:01

autor: Przemysław Zamęcki

Resident Evil 5 - recenzja gry na PC

Pół roku po premierze edycji konsolowej Resident Evil 5 wylądował w końcu na pecetach. Przekonajmy się, czy warto było czekać.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Pewne porzekadło mówi, że lepsze jest wrogiem dobrego. Zatem skoro Resident Evil 4 okazał się być jednym z największych hitów konsolowych poprzedniej generacji, to należy nadal iść tym tropem i kolejną grę przygotować na tę samą modłę. Porzucamy na dobre rzut izometryczny, stawiamy kamerę za plecami barczystego jegomościa, dajemy mu do ręki kilka fajnie wyglądających spluw, a całość przyozdabiamy ładną las… koleżanką z pracy. Schemat stary jak świat, wszak bez niego nie może obejść się żaden film akcji, ale schemat, do którego jako widzowie przyzwyczailiśmy się na tyle, że właściwie przestaliśmy go zauważać. Zamiast wymyślać coś nowego, zmieńmy tylko dekoracje! – zakrzyknął ktoś z głową na karku. I wiecie co? Po raz kolejny się to sprawdziło, bo choć przygody Chrisa i Shevy znam już z wydanej pół roku temu wersji konsolowej, to na pececie od nowa dałem się wciągnąć zabawie. I nie żałuję ani minuty.

Dziś ten po prawej jest Spritem.

Macki korporacji Umbrella obejmują dosłownie cały świat. Leon Kennedy w poszukiwaniu córki prezydenta przedzierał się przez szaroburą Hiszpanię, a Chris Redfield, będący członkiem organizacji zajmującej się zwalczaniem bioterroryzmu, otrzymał zadanie przyjrzenia się pewnej afrykańskiej wiosce, w której sprawy mają się, delikatnie rzecz ujmując, nie najlepiej. Weterani serii protagonistę pamiętają zapewne z pierwszej części gry, kiedy to penetrował on wielką rezydencję, a media obiegła plotka, że promująca grę fotka zombiaka z otwartym okiem ma ponoć źrenicę prawdziwego truposzczaka. Nie licząc wszelkich „celowniczków”, po raz drugi poczynaniami Chrisa mieliśmy okazję pokierować w Resident Evil: Code Veronica, który nigdy nie trafił na blaszaki. „Piątka” jest więc trzecim poważniejszym podejściem do bliższego zaprezentowania graczom tego bohatera i jeśli przymknąć oko na kult otaczający część pierwszą, to jest to podejście chyba najlepsze z dotychczasowych.

Chris jako agent B.S.A.A. zostaje wysłany z misją do Afryki w celu skontaktowania się z pewnym handlarzem broni, który może wiedzieć to i owo na temat biozagrożenia. Nasz mięśniak do pomocy otrzymuje miejscową agentkę B.S.A.A. – Shavę Alomar. Dziewoję tyleż urodziwą co niezwykle pomocną w penetracji zwiedzanych terenów. Możliwość zabawy w dwie osoby w trybie kooperacji jest właściwie największym krokiem naprzód od czasu „czwórki”. Oczywiście, jeżeli nie mamy z kim zagrać, sterowanie nad Shevą obejmuje AI. Dziewczyna towarzyszy nam przez całą rozgrywkę, nierzadko ratując pomocną dłonią czy też targając dodatkowy ekwipunek. Sztuczna inteligencja sprawuje się tu całkiem nieźle, choć w razie konieczności chwilowego rozdzielenia lepiej mieć oczy i uszy dookoła głowy, bowiem partnerka nie zawsze jest w stanie poradzić sobie sama. W odwrotną stronę jest podobnie i jeżeli jesteśmy w sytuacji krytycznej, często przenoszony przez nią medykament w ostatniej chwili ratuje nam życie.

W trakcie gry zwiedzamy wspomnianą wyżej wioskę, opuszczoną stację kolejową, w której po raz pierwszy pojawiają się zarażone psy – będące niejako wizytówką serii – schodzimy do kopalni, przechodzimy przez mokradła, fabrykę na polu naftowym, zwiedzamy tajne (a jakże!) laboratorium, a nawet lądujemy w samym środku wulkanu. To całkiem spora lista atrakcji, jak na jeden tytuł, ale co najważniejsze, pierwsza próba przejścia gry na poziomie normalnym kończy się dopiero po kilku ładnych godzinach zabawy. A potem można do woli pokonywać jeszcze raz te same levele, ale w nieco inny sposób czy też z innym ekwipunkiem. Uzbrojenia i rodzajów amunicji do znalezienia jest całkiem sporo i raczej nie ma szans, aby wszystko to móc przetestować podczas jednokrotnego przejścia gry. A na odkrycie czeka jeszcze bonusowa broń czy dodatkowe kostiumy dostępne jedynie po spełnieniu odpowiednich warunków.

Krokodyl Dundee zzielenieje z zazdrości.

Nieco kontrowersyjną sprawą może być sam scenariusz. Choć nie jest zbyt skomplikowany, to jednak wielokrotnie odwołuje się do wcześniejszych wydarzeń. Na szczęście znajomość poprzednich części nie jest konieczna, aby zrozumieć, o co w grze chodzi, bowiem często natykamy się na różne akta, które w jasny i przystępny sposób wyjaśniają wątki fabularne.

Co innego konwencja. Do tej fani już dawno się przyzwyczaili i ją zaakceptowali. Niestety, niesamowicie drażni głupota głównego czarnego charakteru, który wzorem kiepskich filmów klasy B wciąż gdzieś się śpieszy i zamiast ostatecznie zakończyć zabawę, póki ma wyraźną przewagę, przeciąga wszystko w czasie i chwilami irytuje pustą gadką o tym, jak to mógłby nas zmiażdżyć jak skorupkę jajka, ale mu się nie chce. Oczywiście dzięki temu gracz ma więcej zabawy, kto bowiem kupiłby grę, w której bohater po pół godzinie nieodwołalnie ginie?

Szkoda, że autorzy nie zdecydowali się nieco usprawnić zarządzania ekwipunkiem. Chris może przenosić maksymalnie dziewięć przedmiotów, podobnie Sheva. Problem jednak w tym, że nieraz tracimy wiele minut, by to wszystko jakoś uporządkować i poupychać. Przykładowo: jeżeli brakuje miejsca, a znajdziemy nową broń, to musimy coś wyrzucić – taki przedmiot, niestety, znika zupełnie. Nieźle musimy się też nagłowić, jeżeli akurat przenosimy rzeczy niezbędne. Wówczas trzeba zamienić się na jakiś inny, mniej potrzebny przedmiot z Shevą, później go wyrzucić i dopiero podnieść to, co chcemy. Gorzej jak w międzyczasie partnerka postanowi samodzielnie dorzucić nam amunicji – całą zabawę będziemy zaczynać od początku. Z pomocą przychodzi możliwość korzystania z klawiszy od 1 do 9, niemniej jednak trzeba pamiętać, co kryje się pod którym numerem.

Rozczarowanie przeżyją niestety fani wspólnych kanapowych potyczek z przeciwnikami. Tryb kooperacji umożliwia jedynie połączenie LAN lub Games for Windows LIVE (na szczęście odpowiednie kody będą dołączone również do polskiej edycji gry) i próżno szukać w edycji na PC trybu gry na podzielonym ekranie.

Pecetowcy pół roku musieli czekać na własną wersję nowego Residenta i zależnie od punktu widzenia, z jednej strony czas ten można uznać za stracony, z drugiej zaś – dobrze się stało, że będący wydawcą gry Capcom zdecydował się na podobny krok. Jak pamiętamy, do pewnego czasu firma zupełnie nie radziła sobie z przenoszeniem swoich konsolowych hitów na platformę PC. Nie dosyć, że porty były brzydkie jak noc i nijak miały się do tego, co wcześniej można było podziwiać na ekranach telewizorów, to jeszcze Japończycy zupełnie nie potrafili udanie przełożyć sterowania z pada na klawiaturę i myszkę. Czarę goryczy przelała fatalna konwersja Resident Evil 4, w której takiego urządzenia jak myszka nie przewidziano w ogóle. Sterowanie było skopiowane wprost z konsoli i do normalnej zabawy wymagało pada, który jest po prostu najlepszym i niezastąpionym przyjacielem każdego prawdziwego gracza.

Tubylcza ludność jest wyjątkowo przyjaźnie nastawiona.

Niemniej jednak od jakiegoś czasu, wraz ze zmianą strategii, Capcom wyraźnie poprawił ten aspekt swoich produkcji i pecetowcy nie muszą już czuć się graczami drugiej kategorii. Sterowanie w Resident Evil 5 zostało przygotowane wyśmienicie i osoby na co dzień mające do czynienia z tytułami FPP lub TPP od razu poczują się jak w domu. Domyślnie postacią kierujemy klawiszami WSAD, F służy do podejmowania różnych kontekstowych czynności, prawym przyciskiem myszki celujemy, lewym strzelamy, trzymając wciśnięty klawisz Shift – biegamy. Standard. Jeżeli z jakichś powodów komuś to nie odpowiada, w każdej chwili może zmienić ustawienia klawiszy tak, jak mu wygodnie. Mało tego. Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem przy recenzji tego typu gry, ale celowanie myszką jest zarówno szybsze, jak i precyzyjniejsze niż padem. Pod względem sterowania Resident Evil 5 jest więc portem mało że perfekcyjnym, ale wręcz idealnym. Brawo Capcom.

Druga sprawa, to oprawa graficzna. W odróżnieniu od wersji konsolowej na PC możemy ustawić sobie dowolną rozdzielczość i jakość wyświetlanej grafiki. Sama gra, która już przed pół rokiem bez wątpienia prezentowała się świetnie, na pecetach za sprawą ostrych tekstur, wysokiej rozdzielczości i możliwości skorzystania z dobrodziejstw DirectX 10 jeszcze wypiękniała. Może nie jako całokształt, ale za sprawą licznych drobnych smaczków i kilku dodatkowych efektów. Również posiadacze starszych kart z DX 9 nie powinni czuć się zawiedzeni, a czas oczekiwania wynagrodzą im ładniejsze tekstury. Poza tym gra ma bardzo dobrze napisany kod, dzięki czemu w rozdzielczości 1920x1200 w DX 10 z wszystkimi ustawieniami na maksa właściwie nie zwalnia poniżej 40 klatek na sekundę na karcie graficznej GeForce 8800GT i procesorze Intel C2D E8400.

Osobną sprawą są przerywniki filmowe. Ich jakość jest momentami wprost oszałamiająca i nietrudno złapać się na syndromie przechodzenia gry tylko po to, by obejrzeć kolejną scenkę. Animacja twarzy i różnych grymasów autentycznie cieszy oko, a całości dopełnia świetne prowadzenie kamery.

Po zakończeniu gry w trybie fabularnym uzyskujemy dostęp do trybu „Najemnicy” i również tutaj nie obeszło się bez kilku poprawek. Oprócz znanych już z konsol możliwości rozprawiania się z hordami przeciwników solo lub w duecie gracze pecetowi otrzymali także specjalny trzeci tryb o nazwie „Bez litości”. Różni się on od pozostałych jeszcze większą rzeźnią na ekranie i dosłownie tabunami zarażonych wrogów. Ponadto warto wspomnieć o wsparciu dla specjalnych okularów Nvidia 3D Vision, dzięki którym niemal możemy dotknąć prażących piasków afrykańskiej sawanny. Jednak tak naprawdę technologię tę docenią jedynie osoby dysponujące monitorami 120Hz.

Jakby tego było mało, to półroczny okres dłuższego oczekiwania rodzimym graczom powinna wynagrodzić możliwość wyświetlania dialogów w języku polskim. Szkoda, że tłumaczenie nie jest idealne i zdarzają się takie kwiatki jak polecenie „idziemy” zamiast „jedziemy” (w sumie tłumacz niekoniecznie musiał znać kontekst, w jakim prowadzony jest dialog) czy nazwy przedmiotów, takie jak karta magnetyczna do mostu (a jesteśmy na statku, więc właściwy byłby mostek) czy przetłumaczenie proximity mine jako bomby. Ogólnie jednak nie ma się do czego przyczepić, a z racji sporej liczby dialogów polonizację docenić powinna spora część graczy. Cenega obiecuje ponadto, że przed premierą pojawi się łatka poprawiająca potknięcia w lokalizacji. Trzymamy za słowo.

Podsumowując, Resident Evil 5, pomimo kilku anachronizmów będących pozostałością po wcześniejszych częściach serii, jest świetnym następcą znakomitej „czwórki”. Niekoniecznie innowacyjnym, gdyż ten wyraz w słowniku japońskich deweloperów jest chyba obłożony jakimś ścisłym uregulowaniem wymagającym najwidoczniej zgody samego cesarza, niemniej jednak mamy tu do czynienia z grą bardzo, bardzo dobrą. Co prawda próżno doszukiwać się tutaj elementów horroru, co najwyżej w kilku miejscach można mówić o klimacie gore, bowiem zbryzganych krwią ścian i wariatów biegających z piłą spalinową nie brakuje, na dodatek można sobie obejrzeć króciutką scenkę, jak piła wrzyna nam się w szyję. Wygląda to całkiem sympatycznie.

Rozwiawszy obawy o jakość konwersji, chętnie raz jeszcze ogrzeje się w afrykańskim słoneczku. A nuż spod werandy wylezie jakaś pluskwa i cała zabawa zacznie się od nowa.

Przemek „g40st” Zamęcki

PLUSY:

  • świetna konwersja z konsol;
  • przemyślane i bardzo wygodne sterowanie myszką i klawiaturą;
  • nie wymaga kosmicznego sprzętu do przyjemnej zabawy;
  • ostre tekstury i nowe efekty graficzne pod Direct X 10;
  • polska wersja kinowa;

MINUSY:

  • anachroniczne zarządzanie ekwipunkiem;
  • irytujący główny czarny charakter;
  • brak możliwości gry na podzielonym ekranie;
  • małe niedoróbki w tłumaczeniu polskiej wersji.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

AntaresHellscream Ekspert 19 lipca 2014

(PS3) Piąta odsłona serii, traktującej o masowej eksterminacji efektów zabaw z bronią biologiczną, jeszcze bardziej oddaliła się od założeń pierwszych części. Tym razem mamy do czynienia z umiejscowioną w Afryce grą akcji nastawioną na dwuosobową kooperację. Przyjrzyjmy się zatem, co niesie ze sobą walka o przetrwanie w sercu Czarnego Lądu.

8.0
Resident Evil 5 - recenzja gry
Resident Evil 5 - recenzja gry

Recenzja gry

Jak wypada Resident Evil 5 w porównaniu ze swym głośnym poprzednikiem? Czy tak szeroko reklamowany tryb kooperacji jest faktycznie mocną stroną piątej części kultowej serii? Na te i inne pytania odpowiadamy w recenzji.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!