Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

The Last of Us: Remastered Recenzja gry

Recenzja gry 29 lipca 2014, 13:00

autor: Kacper Pitala

Recenzja The Last of Us Remastered – czy 60 klatek robi różnicę?

Kiedy w końcu przyzwyczailiśmy się do wydań HD kultowych tytułów, Sony postanowiło sprzedać nam reedycję gry, która na karku ma niecały rok. Czy weterani PS3 mają czego szukać w The Last of Us Remastered?

Recenzja powstała na bazie wersji PS4.

PLUSY:
  • wciąż jedna z najlepszych gier poprzedniej generacji;
  • stabilne 60 klatek na sekundę i rozdzielczość HD;
  • świetny dodatek Left Behind w pakiecie;
  • tryb fotograficzny.
MINUSY:
  • brak większych zmian – to nie jest konwersja na miarę nowego Tomb Raidera;
  • cutscenki w wydaniu 60 FPS wymagają przyzwyczajenia.

W Internecie ludzie walczą o różne ważkie rzeczy. Czasami chodzi o politykę, innym razem o sport, a zdarza się też, że ktoś zwyczajnie nie ma racji i musimy, po prostu musimy to biedakowi wytłumaczyć. Jeśli zaś chodzi o gry, to w sieci ludzie walczą o klatki na sekundę. I o rozdzielczość. Skala takich przepychanek zawsze mnie dziwiła, no bo ileż można ekscytować się paroma liczbami w każdym kolejnym tytule? Zdziwienie znikło jak ręką odjął, kiedy przyszło mi zagrać w odświeżoną edycję The Last of Us – ubiegłorocznego hitu z PS3, który teraz gości już na PlayStation 4. Jako że w grze możemy swobodnie przełączać się pomiędzy sześćdziesięcioma i trzydziestoma klatkami na sekundę, sporą różnicę łatwo było zauważyć.

O samym The Last of Us nie ma sensu rozprawiać. To wciąż ta sama gra, a do oryginalnej zawartości dorzucono jedynie dodatek Left Behind. Wstrzymałbym się jednak z zarzucaniem twórcom, że nie wzbogacając oryginału, zakpili z graczy. The Last of Us Remastered jest skierowane przede wszystkim do posiadaczy PS4, którzy w produkcję Naughty Dog nie mieli okazji zagrać. Wracając do zakpienia – można dopatrywać się go co najwyżej w braku jakiejkolwiek zniżki dla tych, którzy wersję na PS3 wciąż trzymają na półce. Chociaż w tej kwestii twórcy mieli zapewne mało do powiedzenia.

Co więc czeka nas w Remastered? Obowiązkowo, gra działa w rozdzielczości full HD, czyli 1080p. Im większy ekran, tym łatwiej zauważyć różnicę w stosunku do 720p z oryginału. Miejcie jednak na uwadze, że jeśli chodzi o technologię i wykonanie poszczególnych elementów, to nowe The Last of Us wygląda z grubsza tak samo jak stare. Twórcy postarali się wcisnąć parę poprawek, ale bez porównania niewiele zauważycie – jeśli w ogóle cokolwiek. Tylko co z tego? Mamy do czynienia z jedną z najlepiej wyglądających gier na PS3, która na nowej konsoli również startuje z wysokiego miejsca. Remastered nie tylko dobrze kamufluje się wśród dotychczasowych tytułów nowej generacji – niektóre z nich może zawstydzić swoim rodowodem.

60 klatek na sekundę pozwala na nieco większą precyzję.

Druga rzecz, obok rozdzielczości, to wspomniane wcześniej klatki. The Last of Us Remastered domyślnie działa w 60 FPS-ach, przy czym warto dodać, że radzi sobie z tym bardzo dobrze. Nieczęsto uświadczycie jakiekolwiek spadki, a jeśli już, to umówmy się – pięćdziesiąt klatek na sekundę dużo łatwiej przeżyć niż takie np. dwadzieścia.

Podczas rozgrywki wzmocniona płynność sprawdza się znakomicie. Zablokowanie gry na trzydziestu klatkach powoduje na początku lekki szok, bo choć wszystko działa wtedy stabilniej niż w oryginale, to i tak odnosi się wrażenie, jakby coś było nie tak. Przypadkowy widz może tego nie zauważyć, ale efekt odczuwa przede wszystkim gracz. Czując różnicę w zachowaniu kamery i jej reakcjach na nasz ruch, od razu widać, że 60 klatek oznacza większy komfort. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, które ustawienie tutaj zwycięża. Po co ono w takim razie jest?

The Last of Us, jest kolejną po Enslaved grą, która przedstawia apokalipsę w zielonych barwach.

Opcję zmiany sposobu wyświetlania wprowadzono w zasadzie na ostatnią chwilę. Wielu graczy, jak to w Internecie bywa, zaciekle o nią walczyło – a przyczyną walki była obawa o utratę „filmowych” doznań. No i faktycznie: cutscenki w trzydziestu klatkach na sekundę szoku już nie wywołują, zaś te w sześćdziesięciu wymagają przyzwyczajenia. Podkreślam, że wymagają przyzwyczajenia, bo jeśli widzieliście Hobbita w 48 FPS-ach, to tam przyzwyczaić się było ciężko. W The Last of Us również pojawia się wrażenie, że obraz jest szybszy, ale nie jest ono tak nienaturalne, jak w przypadku filmu. Niektórzy dopatrują się przyczyny w tym, że obraz jest generowany komputerowo, podczas gdy w kinie obnażana jest sztuczność prawdziwych ludzi i obiektów. Jakkolwiek by nie było, tutaj dałem radę się przestawić.

Drobną, a jednak zadowalającą, nowością jest tryb fotograficzny. Za pomocą jednego przycisku możecie w dowolnym momencie (za wyjątkiem filmików) zatrzymać grę i pobawić się w fotografa. Opcji znalazło się całkiem niemało, począwszy od ustawienia kamery, a skończywszy na głębi ostrości i filtrach kolorystycznych. Frajda jest spora, bo już zmieniając kadr, możemy nadać różnym scenom zupełnie inne znaczenie albo po prostu polować na piękne widoki – a tych nie brakuje. Funkcja jest oczywiście czysto społecznościowa i niewiele wnosi do rozgrywki, ale jeśli macie jakiekolwiek zapędy artystyczne, to ciężko będzie Wam powstrzymać się przed tego typu zabawą. Swoją drogą czuć, że za tą opcją stoi Sony. Zarówno Tearaway, jak i InFamous: Second Son takie tryby już miały, a nie muszę chyba wspominać, że przycisk Share to jedyna możliwość na zapisanie obrazka. Nie, żeby to było coś złego – takie narzędzie przyjmę z otwartymi ramionami w każdej kolejnej grze. GTA V, ktokolwiek?

Tryb fotograficzny, czyli artysta w akcji.

Podsumowania wypadałoby tutaj napisać trzy. Jeśli nie graliście jeszcze w The Last of Us, to wersja na PS4 jest właśnie dla Was. Dla wielu może to być spokojnie najlepsza gra dostępna obecnie na tę konsolę: świetna fabularnie, z wyważoną rozgrywką i wyjątkowo solidnym zapleczem technologicznym. Ci, którzy tę wyjątkową przygodę znają już na pamięć, nie mają tu raczej czego szukać – samo usprawnienie grafiki nie jest chyba wystarczającą świeżością, a gra ma na karku niecały rok. Z kolei jeśli po prostu macie ochotę na zanurzenie się w ten świat jeszcze raz... no cóż. Nie powiedziałbym, że posiadacze oryginału powinni się czuć, jakby właściwa i jedyna słuszna wersja gry była poza ich zasięgiem. Jeśli już zagracie, to pewnie ciężko będzie Wam wrócić, ale do tego czasu możecie zaufać swojej PS3.

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

kALWa888 Ekspert 15 grudnia 2021

(PS3) Rozgrywka ze swoją powtarzalnością strasznie męczy, zwłaszcza przy tak długim czasie trwania (robimy 3 rzeczy na przestrzeni 18 godzin). Zabrakło mi też lepszego poprowadzenia relacji, tym bardziej, że jest to focus gry. Nie odmówię jednak wartości produkcyjnych, bo brzmi i wygląda świetnie. Szkoda, że nie jest to ani dobra skradanka, ani udany survival, ani też coś wybitnego fabularnie. Ma jednak swoje momenty, ale niedużo tego.

6.0

Zmroku Ekspert 30 listopada 2017

(PS4) Grę przeszedłem chyba sześć razy. Za szóstym razem bawiłem się podobnie jak za pierwszym. Mocne story i niedościgniony ideał jeśli chodzi o reżyserię i głębie postaci. To system seller nie tylko PS3, ale również PS4.

10

GeneticsDDC Ekspert 10 sierpnia 2016

(PS4) Recenzja The Last of Us: Remastered.

9.5

Czarny Wilk Ekspert 19 października 2013

(PS3) O elementach growych wystarczy powiedzieć, że są solidnie zrealizowane. Siłę The Last of Us stanowi piękny świat i wpleciona w niego odważna historia.

9.0
Recenzja gry The Last of Us - niemal doskonały exclusive na PS3
Recenzja gry The Last of Us - niemal doskonały exclusive na PS3

Recenzja gry

Niebanalni bohaterowie w świecie pełnym przemocy, ale i nadziei na lepszą przyszłość. Niebanalni autorzy ze studia Naughty Dog, czyli jedna z najlepszych ekip tworzących gry na konsole marki PlayStation. Oto exclusive prawie doskonały.

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.