Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Mario Strikers: Battle League Recenzja gry

Recenzja gry 8 czerwca 2022, 15:00

autor: Karol Laska

Recenzja Mario Strikers: Battle League - świetnej gry zasługującej na żółtą kartkę

Żółta kartka to nie żarty, ale Mario Strikers, pomimo całej swojej fajności, w pełni na nią zasługuje. W tytuł ten naprawdę dobrze się gra, a z piłką przy nodze łatwo jest się zatracić, ale po końcowym gwizdku człowiek traci chęci do dalszej zabawy.

Recenzja powstała na bazie wersji Switch.

Po wielu latach Nintendo przypomniało sobie, że gdzieś na stosie zakurzonych marek leży pełne potencjału i energii Mario Strikers. Niektórzy nazywają ową serię FIF-ą dla najmłodszych, dla mnie to bardziej poważna wersja tych wszystkich przeciętniutkich gierek dołączanych kiedyś do tanich płatków śniadaniowych. W każdym razie zapewnia ona to, co w grach Nintendo liczy się najmocniej, czyli dobrą, bezpretensjonalną zabawę.

Battle League to udane uwspółcześnienie formuły chaotycznego piłkarskiego ping-ponga, gdzie z jednej do drugiej bramki można przemieścić futbolówkę w ułamku sekundy. Kopało mi się piłkę, jak i ciała rywali, bardzo przyjemnie – problem w tym, że przez pierwsze kilka godzin zabawy. Bardzo szybko bowiem rozgrywanie kolejnych spotkań staje się monotonne i nie pomagają tu jakoś szczególnie inne tryby rozgrywki. Jest ich zresztą mniej niż zawodników jednej drużyny na boisku (i bynajmniej nie chodzi mi o jedenastoosobowe składy spotykane w prawdziwym futbolu). Czy rozgrywka w Mario Strikers: Battle League broni się więc na tyle, by większość graczy mogła zignorować brak wciągającej treści udostępnionej na start przez twórców? Obawiam się, że na dłuższą metę nie ma na to szans.

FAQ – CO WARTO WIEDZIEĆ PRZED ZAGRANIEM W MARIO STRIKERS: BATTLE LEAGUE?

Gram dużo w FIF-ę. Czy Mario Strikers mi się spodoba? Jeśli potraktujesz nową grę z wąsatym hydrau… przepraszam, profesjonalnym piłkarzem jako relaksującą odskocznię od FIF-y, a nie jej pełnoprawny zamiennik, to jak najbardziej. To piłka nożna w trochę lżejszym wydaniu, podobna nieco do starszych odsłon FIF-y Street.

Nie lubię piłki nożnej. Czy powinienem mimo to dać szansę Mario Strikers? Tak, jak najbardziej, jeśli łykasz dzieła Nintendo, a radochę sprawiają Ci chociażby tytuły pokroju Mario Golfa czy Mario Tennisa, to i futbolowa gra w tym samym uniwersum powinna ci przypasować.

Czy mogę zagrać w Mario Strikers z kumplem? Tak, możesz grać nawet z trzema innymi osobami na jednej konsoli – zarówno w drużynie, jak i przeciw sobie. Ponadto masz okazję rzucić się ze znajomym w wir rozgrywki sieciowej, mierząc się z oponentami zamieszkującymi inne zakątki świata. Dla samotników pozostaje oczywiście gra singlowa z botami.

Czy w Mario Strikers: Battle League jest dostępna kampania fabularna? Nie, gra nie zawiera żadnego trybu fabularnego.

„W ułamku sekund strzał”

PLUSY:
  1. dynamiczny i oferujący dużo frajdy gameplay;
  2. zestaw dziesięciu postaci, każda o odmiennym stylu gry;
  3. pełna kolorów oprawa audiowizualna doprawiona efekciarskimi animacjami;
  4. dobry stan techniczny.
MINUSY:
  1. skromna liczba trybów rozgrywki, doprowadzająca do szybkiego wyczerpania się formuły zabawy;
  2. znikoma ilość elementów (poza customizacją postaci), które można kupić za cyfrową walutę;
  3. niemożność przewinięcia niektórych animacji w trakcie gry – stają się po jakimś czasie męczące.

Jeżeli nie interesują Was zasady dotyczące spalonych, rzutów wolnych, wyrzutów z autu i tak dalej, to Mario Strikers: Battle League jest grą, która wszystkie te zbędne zawiłości odstawia na bok. Reguły każdego spotkania można więc podsumować popularnym cytatem z Kazimierza Górskiego: „Piłka jest okrągła, a bramki są dwie. Albo my wygramy, albo oni”. Zamiast jedenastu na jedenastu gramy jednak piątkami, a przy okazji wszystkie zagrywki są dozwolone. Nawet te najbrudniejsze, równoznaczne ze spychaniem przeciwnika na barierę elektromagnetyczną, która boleśnie razi prądem.

Tak proste zasady w połączeniu z niedużymi pod względem liczebności składami i ciasnym boiskiem sprawiają, że cały czas coś się dzieje, a na timer odliczający czas do końca spotkania praktycznie nie zwraca się uwagi. No chyba że pozostało kilka sekund do zakończenia rywalizacji, a my przegrywamy jedną bramką. Wtedy emocje sięgają zenitu.

Pomimo dość szalonego tempa i kształtu rozgrywki, której bliżej do tej z Galactic Footballa niż Pro Evolution Soccera z czasów świetności, szkielet zabawy opiera się raczej na dość oczywistych fragmentach futbolowego elementarza. Strzelamy mocno bądź lekko, podajemy ziemią, górą lub na dobieg, sprintujemy i kreujemy kombinacyjne akcje. Tak, Battle League zmusza mimo wszystko do myślenia i szukania wolnej przestrzeni na zagęszczonym przez spoconych kumpli i kumpele Mario boisku. Liczy się tu gra z pierwszej piłki, odpowiedni timing zagrania, zdolność przerzucenia ciężaru akcji z jednej strony na drugą. Jeśli są to dla Was obce pojęcia, spokojnie, nie martwcie się. Duszenie na zmianę paru przycisków i sianie chaosu też przyniesie jakiś efekt, a przy okazji sprawi trochę frajdy. Należy jednak pamiętać, że nie jest to wcale taka prosta zabawa, co potwierdza dość złożony, wieloetapowy tutorial.

Z lotu ptaka wszystko wydaje się nieco mniej chaotyczne. - Recenzja Mario Strikers: Battle League - świetnej gry zasługującej na żółtą kartkę - dokument - 2022-06-15
Z lotu ptaka wszystko wydaje się nieco mniej chaotyczne.

Skillowy aspekt Mario Strikers przełamuje natomiast nieustannie jego arcade’owe oblicze. Jest ono widoczne w porozrzucanych po boisku skórkach od banana, żółwich skorupach wywracających oponentów, gwiazdkach nieśmiertelności czy świecących się kulach pozwalających na „hiper ekstra” strzał, swoją spektakularnością i mocą przebijający nawet przemianę Goku w Super Saiyanina. Takie dopakowane uderzenie liczy się nawet za dwa gole zamiast jednego. Niektórzy nazwą to niesprawiedliwym elementem gameplayu, ale właśnie takie dziwności czynią z piłki nożnej w świecie Nintendo coś więcej niż zwykłą piłkę nożną. To nieskrępowana żadnymi logicznymi zasadami zabawa, łącząca wyzwanie z losowością i fajerwerkami wszelkiej maści.

Mario i piłka nożna to mieszanka wybuchowa

Intensywność oraz pozytywna chaotyczność piłkarskich zmagań w Mario Strikers to jedno, ale nie sposób nie wspomnieć o ich niezaprzeczalnej widowiskowości. Nintendo słynie z tego, że stara się dopieścić wszystkie swoje exclusive’y od strony audiowizualnej. I tym razem wartość produkcyjna tytułu jest wyraźnie zauważalna.

W grze znajdziecie dziesięć różnych postaci (z aktualizacji na aktualizację ma być ich coraz więcej), w tym kultowego już Mariana, jego kuzyna Luigiego, księżniczkę Peach czy Bowsera. Każda z nich dysponuje masą odmiennych animacji ruchu, uderzeń, podań, przechwytów, cieszynek czy gestów żałobnych.

Po kilkudziesięciu rozegranych spotkaniach nadal odkrywałem nowe smaczki związane z tym, że a to Toad uderzył piłkę swoją muchomorową głową zaraz po tym, jak przyjął ją plecami, a to Wario inaczej złożył się do strzału (choć w jego przypadku powinienem raczej powiedzieć: do rzutu).

Oglądać tę twarz w co drugim meczu, w takim zbliżeniu, z diabolicznym śmiechem – czysta tortura. - Recenzja Mario Strikers: Battle League - świetnej gry zasługującej na żółtą kartkę - dokument - 2022-06-15
Oglądać tę twarz w co drugim meczu, w takim zbliżeniu, z diabolicznym śmiechem – czysta tortura.

Przyczepię się natomiast do wspomnianego „hiper ekstra” kopnięcia, którym dysponują zawodnicy. Jego sposób prezentacji robi wrażenie przy kilku pierwszych razach, a potem człowiek chciałby już po prostu ten krótki filmik pominąć, gdyż irytuje on graczy zarówno po jednej, jak i drugiej stronie sportowego konfliktu. Nie jest to jednak możliwe. Twórcy są tak zakochani w swoich animacjach, że postanowili chwalić się nimi niezwykle inwazyjnie. Niechaj gracze patrzą i podziwiają do znudzenia, bo dlaczego nie?

W żadnym wypadku nie odmówię jednak uroku i szczegółowości oprawie meczowej każdego spotkania. Boiska są pełne detali, różnią się od siebie klimatem (dżungla, magmowe zamki, stadiony stylizowane na poziomy z klasycznych gier z Mario), a okrzyki i reakcje widowni robią większe wrażenie od wszystkich tych papierowych, kilkubitowych imitacji kibiców z każdej odsłony FIF-y. Całości przygrywa jeszcze żywiołowa muzyka – mnie najbardziej wpadły w ucho partie rockowe, motywujące do zażartej walki o każdy metr kwadratowy murawy. Brakuje tylko jakiegoś humorystycznego komentarza czy speakera, który jakkolwiek relacjonowałby przebieg spotkań.

Puchar Tymbarku – to nawet nie jest on. - Recenzja Mario Strikers: Battle League - świetnej gry zasługującej na żółtą kartkę - dokument - 2022-06-15
Puchar Tymbarku – to nawet nie jest on.

Na stadionie wrzawa, poza nim mżawka

No właśnie, bo to wcale nie jest tak, że byłbym szczęśliwszy, gdybym o boiskowych akcjach Yoshiego słuchał z ust Dariusza Szpakowskiego czy Tomasza Smokowskiego. Chodzi bardziej o aspekt narracyjno-fabularny całej gry, a raczej o jego brak. Kampania zrobiłaby Mario Strikers bardzo dobrze, bo produkcja ta cierpi, niestety, na deficyt treści. A najlepszym sposobem na urozmaicenie tejże treści byłoby zapewnienie jakiejś przestrzeni do opowiedzenia prostej historii przeplatanej dynamicznymi meczami. Potrafili to zrobić twórcy Mario Golfa: Super Rusha, nie wspominając już o fenomenalnym Super Smash Bros. Ultimate, w którym to wraz z przebiegiem fabuły odblokowywaliśmy dziesiątki kolejnych postaci. Tutaj dostajemy po prostu dziesiątkę bohaterów na starcie i baw się, graczu, tym, co masz.

Wielka też szkoda, że nie uświadczymy tu jakichś bonusowych, pobocznych trybów, w stylu – powiedzmy – „last man standing” czy „capture the flag”, które spokojnie można by przedstawić w konwencji boiskowej bieganiny. Całość ogranicza się do rozgrywania prostych meczów z tym samym zestawem mechanik i zasad w nie do końca wciągającej na setki godzin formule. Offline, bez dostępu do Nintendo Switch Online, weźmiemy tu udział tylko w meczach towarzyskich oraz kilku powtarzalnych turniejach z mało atrakcyjnymi nagrodami. Trochę za mało jak na grę za grubo ponad dwie stówy.

Sytuację ratuje moduł online, bo rywalizacja z „żywymi” graczami to zupełnie inny poziom emocji niż zabawa w dziadka ze sztuczną inteligencją. Przez sieć miałem okazję pograć za sprawą specjalnych przedpremierowych okienek czasowych udostępniających wersję demo, i tu fun, co tu dużo mówić, był niepomiernie większy. Choć pamiętajcie też, że wzrost funu jest wprost proporcjonalny do skoków irytacji i wkurzenia. Dlaczego, do diaska, przeciwnicy zawsze muszą grać o wiele składniej od mojego sojusznika, co?

Uderzenie z błotka – stara taktyka futbolowych wyjadaczy. - Recenzja Mario Strikers: Battle League - świetnej gry zasługującej na żółtą kartkę - dokument - 2022-06-15
Uderzenie z błotka – stara taktyka futbolowych wyjadaczy.

Po premierze gry miałem też okazję sprawdzić tryb Strikers Club, czyli nintendowy odpowiednik modułu FIFA Ultimate Team. Możemy w nim założyć własny klub bądź dołączyć do już istniejącego, piąć się w rankingach czy customizować stadiony. To właśnie dzięki niemu rozgrywka w Battle League zyskuje trochę więcej barw i różnorodności, choć i tutaj po kilkunastu odbytych spotkaniach zacząłem odczuwać zmęczenie materiału. Grindowanie waluty umożliwiającej zakup bramki zbudowanej z klocków czy innego wzoru na murawie wcale nie daje poczucia wielkiej satysfakcji. Trzeba więc liczyć na to, że z sezonu na sezon Nintendo zwiększać będzie liczbę dostępnych w Strikers Clubie atrakcji. Na razie wygląda on biednie.

Powoli kończąc już narzekanie, chciałbym zgłosić kolejny niedobór contentu, tym razem jednak niedotyczący dostępnych w tym tytule form zabawy. Za każdy rozegrany mecz otrzymujemy określoną liczbę monet. Fajna sprawa, każdy lubi prezenty, nie? Złoto jednak przeznaczyć można jedynie na zestaw elementów kosmetycznych, zmieniających bazowy wygląd postaci i ich niektóre statystyki. Tymczasem sęk w tym, że po około pięciu godzinach grindu większość potrzebnego wyposażenia miałem już wykupioną, a zarabiane przeze mnie pieniądze po prostu kurzyły się w wirtualnej skrytce. Zaznaczę więc to głośno i wyraźnie – Mario Strikers potrzebuje więcej treści na wielu różnych płaszczyznach. Bo nawet najatrakcyjniejszy gameplay szybko wyczerpie swój potencjał, jeśli wpadnie w pułapkę powtarzalności i bezcelowości.

Żółta kartka, ale gramy dalej

Pracowałem kiedyś dorywczo jako sędzia piłkarski, więc pozwalam sobie upomnieć twórców Battle League. Zaliczyli oni po drodze parę przewinień, ale czerwonej kartki im na razie oszczędzę, tym bardziej że stworzyli naprawdę efektowną i zapewniającą dużo przyjemności grę sportowo-zręcznościową. Ograniczę się więc do żółci, słownej reprymendy i będę bacznie się przyglądał dalszemu rozwojowi sytuacji.

Jasne, doskonale widzę to, że już któryś raz w historii Nintendo podsunęło graczom produkt powierzchownie powabny, ale trochę pusty w środku, obiecując szereg nowości w przyszłości (tym razem na szczęście w postaci DARMOWYCH update’ów). Może kiedyś firma ta zrozumie, że za pełną cenę oczekujemy pełnej gry, ale cholibka, nie będę udawał, że nie spędziłem z Mario Strikers miło czasu. Problem w tym, że niekoniecznie mam chęć, by tego czasu jakoś wiele więcej owej grze poświęcić.

OD AUTORA

To mój pierwszy kontakt z serią Mario Strikers w historii mojego gamingowego żywota. Wcześniej nie miałem okazji zakosztować przyjemności związanej z futbolem totalnym mającym totalnie wywalone na wszelkie konwenanse. Bawiłem się dobrze, ale chciałbym bawić się dobrze nieco dłużej, a obawiam, że przy takich ilościach oferowanego contentu mój zapał zostanie ostudzony.

O grach, filmach, komiksach i innych czasoumilaczach poczytacie na moim koncie twitterowym – tu wejdziesz na profil.

Karol Laska

Karol Laska

Swoją żurnalistyczną przygodę rozpoczął na osobistym blogu, którego nazwy już nie warto przytaczać. Następnie interpretował irańskie dramaty i Jokera, pisząc dla świętej pamięci Fali Kina. Dziennikarskie kompetencje uzasadnia ukończeniem filmoznawstwa na UJ, ale pracę dyplomową napisał stricte groznawczą. W GOL-u działa od marca 2020 roku, na początku skrobał na potęgę o kinematografii, następnie wbił do newsroomu, a w pewnym momencie stał się człowiekiem od wszystkiego. Aktualnie redaguje i tworzy treści w dziale publicystyki. Od lat męczy najdziwniejsze „indyki” i ogląda arthouse’owe filmy – ubóstwia surrealizm i postmodernizm. Docenia siłę absurdu. Pewnie dlatego zdecydował się przez 2 lata biegać na B-klasowych boiskach jako sędzia piłkarski (z marnym skutkiem). Przesadnie filozofuje, więc uważajcie na jego teksty.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Zagrasz w Mario Strikers: Battle League?

Tak
50,6%
Nie
49,4%
Zobacz inne ankiety
Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi
Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi

Recenzja gry

EA Sports FC 25 dopracowuje sprawdzoną formułę, nie psuje zbyt wiele z tego, co dobrze działało, i dokłada od siebie kilka naprawdę fajnych nowości. Szkoda tylko, że stan techniczny wciąż pozostawia sporo do życzenia.

Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji
Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji

Recenzja gry

Wielki był mój smutek spowodowany tym, że po premierze Top Spina 4 w 2011 roku nie doczekałem się nigdy Top Spina 5 (a czekałem całe 13 lat). Dzisiaj zaś dostałem TopSpin 2K25 i… sam nie wiem, co o nim myśleć.

Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra
Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra

Recenzja gry

EA Sports FC 24 to duchowy spadkobierca serii FIFA, który na każdym kroku stara się podkreślać swoją odmienność od poprzednich odsłon serii. Nie jest to jednak rewolucja, EA Sports nie wywróciło gry do góry nogami – i dobrze.