Tropico 5 Recenzja gry
autor: Amadeusz Cyganek
Recenzja gry Tropico 5 - wciąż ładny, ale mocno odgrzewany kotlet
Choć nowe Tropico serwuje nam wiele godzin niezwykle wciągającej rozgrywki, to coraz bardziej z ekranu bucha tropikalnym żarem wszechobecnej wtórności – słaby karaibski wierszokleta rzekłby wręcz, że w tej grze palmy zaczynają zjadać własne kokosy.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- Wreszcie pojawił się tryb multiplayer;
- Moduł dynastii;
- Mimo wtórności gra nadal momentami niesamowicie wciąga;
- Muzyka;
- Wciąż ładna oprawa wizualna.
- Brak większych zmian w mechanice rozgrywki;
- System morskich węzłów handlowych;
- Błędy techniczne.
Po tylu buntach, rewoltach, przekrętach i lewych przelewach na konto w szwajcarskim banku wydawałoby się, że nawet najtwardszy dyktator, wręcz przykuty łańcuchem do swojego stanowiska, zostałby obalony bez najmniejszego problemu. A tu proszę – El Presidente kontynuuje rządy w tropikach, a jego poddani nadal muszą zdawać się na jego (nie)łaskę i liczyć na to, że żywność i warunki mieszkalne pozwolą na spokojne życie z dnia na dzień. Piąta odsłona przygód dyktatora bananowej republiki, choć niepozbawiona nowości, skłania jednak do bardzo znaczącej refleksji: nawet najlepiej sprawdzająca się dyktatura w pewnym momencie potrzebuje gruntownej przebudowy. W przypadku Tropico ten czas nadchodzi nieubłaganie.
Gdyby komuś, kto do tej pory miał ciągłą styczność z poprzednikiem, bez żadnego ostrzeżenia odpalono „piątkę”, to szczerze śmiem wątpić, czy udałoby mu się szybko zaobserwować zmiany w oprawie wizualnej i mechanice rozgrywki. Najnowsza odsłona tej lubianej strategii w sposób bardzo widoczny kontynuuje to, co widzieliśmy zarówno w ostatniej części, jak i w „trójce” wydanej pięć lat temu. Nie oznacza to, że Tropico 5 to gra zła – przeciwnie, koncept zarządzania bananową republiką nadal sprawdza się doskonale i potrafi wciągnąć na naprawdę długie godziny. Z drugiej strony ciężko zrozumieć, dlaczego od kilku lat w kółko dostajemy jedno i to samo z ciągle rozbudowywaną zawartością i nowymi pomysłami, które jednak w głównej mierze stanowią bardziej uzupełnienie gry aniżeli jej istotne przemodelowanie.
Niby ogólnie znana prawda głosi, że czegoś, co sprawdza się doskonale, raczej się nie zmienia, ale to już chyba przesada. Weterani serii mogą sobie spokojnie odpuścić samouczki i przewodniki po grze, bo w podstawowych mechanizmach rozgrywki próżno szukać jakichkolwiek większych zmian. Oczywiście głównym zadaniem gracza niezmiennie jest takie kierowanie własną bananową republiką, by jak najdłużej utrzymać się przy stołku miłościwie panującego dyktatora. To, w jaki sposób tego dokonamy, zależy już rzecz jasna tylko od naszego pomysłu na rządzenie. Współpraca z mieszkańcami kontra nieustanna inwigilacja i likwidowanie jakiegokolwiek przejawu nieposłuszeństwa za pomocą siły, zróżnicowanie posiłków lub ścisłe racjonowanie porcji żywieniowych, wolny rynek czy kontrolowany przepływ gotówki i reglamentacja cen – jak widać, dylematów w tej grze tradycyjnie nie brak. A, nie zapominajmy również o konieczności odprowadzania dolarów na konto w szwajcarskim banku – w końcu trzeba za coś żyć.
Przeżyliśmy kryzys, przeżyjemy i wojnę
Akcja głównej kampanii w „piątce” została umieszczona na przestrzeni ponad 100 lat – twórcy zdecydowali się na zastosowanie podziału na poszczególne fragmenty historyczne. Przyjdzie nam zatem budować swoją prywatną dyktaturę w trakcie dwóch wojen światowych, zimnej wojny czy kilku kryzysów gospodarczych. Wkroczenie do każdej z kolejnych epok umożliwia nam uzyskanie dostępu do nowego zestawu budynków czy edyktów odwołujących się do wybranego okresu z przeszłości – rzecz jasna by wybudować niektóre z konstrukcji, musimy przedtem poświęcić nieco czasu na ich wynalezienie. Drzewko technologiczne nie daje nam zbyt wielkiej możliwości modyfikacji ścieżki rozwoju – każde badania musimy poprzedzić wynalezieniem kilku nowych technologii, co w praktyce oznacza, że tak naprawdę konieczne staje się przeprowadzenie kompleksowych badań w każdej tematyce.
Niewiele zmieniło się w kwestii handlu i ogólnie pojętej wyspiarskiej gospodarki – jedyną wartą uwagi wzmianką jest pojawienie się węzłów handlowych, dzięki którym możemy sprecyzować i powiązać konkretne produkty z wybranymi przez siebie kontrahentami. Za ich pomocą dokonamy zarówno importu, jak i eksportu towarów, choć sporym ograniczeniem jest fakt, że statek pozwala na przewiezienie tylko jednego rodzaju ładunku. Prowadzenie handlu za pomocą tego rodzaju umów kupieckich to zadanie nieco karkołomne także z innego punktu widzenia – otóż w pojedynczych dokach możemy zacumować tylko jedną łajbę. Wyobraźmy sobie sytuację, w której zamierzamy oprzeć swoją gospodarkę na eksporcie kilku rodzajów pożywienia czy też minerałów – no tak, trzeba będzie wybudować kilka portów dookoła całej wyspy, co raczej mocno utrudnia prowadzenie efektywnej wymiany. Rzecz kolejna – nie ma możliwości zarezerwowania wybranego produktu dla wskazanego statku, co powoduje mało zabawny wyścig frachtowców i sytuacje, w których statek kupiecki regularnie pojawiający się w porcie zabiera cały zapas, a nasza jednostka odpływa z pusta ładownią. Konkluzja – ścieżki handlowe jak na razie słabo spełniają swoją rolę.
„Rodzina na swoim”
Dobrym pomysłem jest z kolei możliwość obsadzania ważnych rządowych stanowisk za pomocą osób należących do własnej rodziny. Zabawa w tropikalny nepotyzm opłaca się pod kilkoma względami – zatrudnienie ich w formie menedżerów w najważniejszych instytucjach czy też obsadzenie ich w roli naczelnika sił zbrojnych lub głównego dyplomaty pozwala na usprawnienie działania wojska i gospodarki za pomocą specjalnych umiejętności możliwych do rozwinięcia w trakcie rozgrywki. Posiadanie pobratymców na najważniejszych stanowiskach to także gwarant, że liderzy wrogich frakcji politycznych nie będą w stanie zbudować zbyt dużej i wystarczająco silnej siatki zbrojnej opozycji, co przy obronie przed atakami rebeliantów może mieć kluczowe znaczenie.
Tym, co tak naprawdę może stać się magnesem przyciągającym graczy do Tropico 5, jest tryb multiplayer, który wreszcie pojawił się po kilku latach oczekiwania przez fanów tej serii. Rzecz jasna trudno spodziewać się tutaj wyszukanych opcji rozgrywki – twórcy oferują nam zabawę w trybie kooperacji, gdzie możemy wspólnie budować potęgę tropikalnej dyktatury, jak również dają szansę zwalczania się nawzajem podczas wyspiarskich potyczek wojennych i działań mających na celu zdestabilizowanie sytuacji ekonomicznej przeciwnika. Tylko tyle, ale patrząc na to, ile czasu zajęło twórcom wprowadzenie do gry trybu sieciowego – raczej „aż tyle”.
Rum, błędy i piękne, tropikalne rzępolenie
Tradycyjnie przy premierze każdej kolejnej odsłony tej serii nie brak także pomniejszych błędów technicznych, które co prawda nie uniemożliwiają prowadzenia rozgrywki, ale czasami potrafią zdenerwować. Na czoło wysuwa się irytująca „zwiecha” podczas występowania zjawisk atmosferycznych – najwyraźniej erupcja wulkanu robi na tej grze takie wrażenie, że „zastyga” ona szybciej niż wirtualna lawa. Zaleca się także uważne planowanie swoich planów budowlanych – w razie anulowania budowy w trakcie jej wznoszenia gotówka czasami nie wraca na nasze konto, choć wyświetlany komunikat jasno wskazuje, że fundusze powinny powędrować z powrotem. Nie bardzo potrafię też zrozumieć, dlaczego przy zmianie uprawy na plantacjach… nagle pojawiają się dźwigi i rusztowania, a remont budynku gospodarczego rusza w najlepsze.
Oprawa wizualna Tropico 5 praktycznie nie zmieniła się w stosunku do poprzedniczki – owszem, odświeżono projekty budynków, dodano kilka nowych animacji i zaprojektowano kolejne archipelagi wysp, ale w kwestii grafiki ma do czynienia z tym samym silnikiem i z tą samą jakością. Nie zrozumcie mnie źle – „piątka” prezentuje się naprawdę bardzo ładnie i ma swój niezaprzeczalny urok, ale gdyby w tym momencie postawiono przede mną dwa monitory i pokazano obok siebie czwartą część serii oraz omawianą produkcję, to ciężko byłoby je odróżnić. Tradycyjnie brawa dla twórców za dobór klimatycznego soundtracku – na liście pojawiło się kilka nowych, wyspiarskich rytmów i przyśpiewek, które dopełniają klimatu całości.
Tym, którzy jeszcze nie mieli do czynienia z serią Tropico, nową produkcję studia Haemimont Games można śmiało polecić – to w końcu unikalna w swoim charakterze i tematyce produkcja z sensownym modelem ekonomicznym i politycznym, potrafiąca wciągnąć bez reszty. Dla pozostałych, a zwłaszcza dla fanów wirtualnej tropikalnej dyktatury, zakup „piątki” to już inwestycja mocno wątpliwa – po raz kolejny, humorystycznie rzecz ujmując, postawiono przed nami na stolę tę samą butelkę rumu, tylko z odświeżonym projektem etykiety. Tak naprawdę główną motywacją do zakupu kolejnej odsłony wyspiarskiej sagi jest tryb multiplayer, dzięki któremu wreszcie zaprowadzimy dyktatorskie porządki we współpracy z innymi graczami lub zwalczając zaborczych znajomych. To nadal stare, dobre Tropico, ale bez żadnych znaczących zmian w strukturze rozgrywki, z nietrafionym systemem węzłów handlowych, błędami technicznymi i delikatnie odświeżoną oprawą wizualną. Patrząc na zawartość, całość średnio nadaje się na pełnowartościową produkcję, a raczej na słusznych rozmiarów dodatek. Fani serii tak czy siak skuszą się na zakup, by rzucić się w odmęty sieciowej rywalizacji, a reszta niech poczeka na promocje i nie da się oskubać przez twórców – już wystarczy, że regularnie robią to wyspiarscy dyktatorzy, bezlitośnie obdzierając z pieniędzy swoich podwładnych. Oby kolejnym razem El Presidente patrząc na to, co się dzieje, mógł powiedzieć: „Idzie nowe”.