Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 8 września 2011, 14:30

autor: Amadeusz Cyganek

Recenzja gry Tropico 4

Tropikalna dyktatura od lat ma rzeszę swoich stałych zwolenników. Ile zmian do znanej formuły wprowadza czwarta część cyklu? Sprawdźmy.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Ach, być El Presidente! Trudno powiedzieć, co tak naprawdę jest fajniejsze: liczenie kolejnych dolarów ulokowanych na koncie w szwajcarskim banku (choć frank niepokojąco drogi!) czy wylegiwanie się na dachu rezydencji i podziwianie majestatu oceanu okalającego nasz prywatny wyspiarski zakątek. Co prawda czasami pod murami pałacu pojawia się kilkuosobowa grupka z dziwnymi postulatami na tablicach – obniżenie podatków, lepsze płace, brak karaluchów w mieszkaniach – ale kto by się tym przejmował? Grunt, że kontenerowce regularnie odpływają zapełnione po brzegi, a zaufana armia szybko likwiduje jakiekolwiek przejawy nieposłuszeństwa. W końcu porządek na wyspie musi być, prawda?

Choć od premiery pierwszej części Tropico minęło ponad 10 lat, idea i główne założenia gry pozostają niezmienne. Wcielając się w wyspiarskiego dyktatora, w cieniu chroniących od upalnego słońca palm próbujemy zbudować państewko będące przykrywką dla niezbyt uczciwych interesów, masy przekrętów i zasady „ręka rękę myje”. Nikt przecież nie powiedział, że wypracowanie kompromisu pomiędzy własnymi potrzebami a żądaniami wysuwanymi przez podległych nam mieszkańców będzie łatwe.

Brakuje miejsca, a to dopiero początek budowy!

Prowadzenie jednoosobowego rządu wymaga wysokich kwalifikacji w przeróżnych aspektach kierowania państwem – od finansów, poprzez politykę społeczną i mieszkaniową, na kontaktach z zagranicznymi mocarstwami skończywszy. Życie jednak dość szybko uczy, że ludzie, którzy uważają się za ekspertów we wszystkim, zazwyczaj nie nadają się do niczego – i tak właśnie jest w czwartym Tropico. Nie sposób nie zadłużyć państewka, odprowadzając jednocześnie solidne kwoty na swoje konto bankowe, tak samo jak niemożliwe jest szukanie poparcia u frakcji ekologów, w momencie gdy budujemy kolejną cuchnącą chemikaliami fabrykę. Najważniejsze staje się zatem wczesne określenie tego, co chcemy osiągnąć – czy będziemy trzymać naszych podwładnych krótko i eliminować jakiekolwiek przejawy nieposłuszeństwa, czy też damy mieszkańcom szereg swobód obywatelskich i mocno zaangażujemy się w gospodarkę.

Głównym punktem rozgrywki w produkcji studia Haemimont Games jest oczywiście kampania, na którą składa się 20 długich scenariuszy. Podczas naszej ekspansji na Karaibach zdążamy zaprzyjaźnić się z Keithem Prestonem, biznesmenem z USA i jednocześnie sprytnym graczem, chcącym zagarnąć dla siebie jak najwięcej ze smakowitego tortu, jakim jest mające ogromny finansowy potencjał wyspiarskie państwo. Swoje pięć minut ma także Generalissimus Santana, niegdysiejszy mentor naszego bohatera, teraz zaś jeden z jego głównych przeciwników i człowiek robiący wszystko, by zniszczyć karierę świetnie zapowiadającemu się dyktatorowi. Jak widać, droga do opanowania ogromnego archipelagu wysp nie jest usłana różami, niemniej podczas kilkudziesięciogodzinnej walki o swoje dobre imię korzystamy z całej gamy umiejętności, by w porę zażegnywać konflikty i wygrać zbliżające się wybory, choćby miało to sporo kosztować.

Z jednej strony pałac, z drugiej – slumsy.

Mechanika zabawy w stosunku do poprzedniej części nie zmieniła się w znaczącym stopniu. Osiągnięcie postawionych przed nami celów zależy w głównej mierze od sprytu i kombinowania – budując imperium, nie startujemy z grubymi milionami na koncie, lecz z kilkunastoma tysiącami zielonych i pełną pomysłów głową. Kilka nieudanych początkowych inwestycji może zmusić nas więc do ponownego rozpoczęcia gry. Mimo wszystko odnoszę wrażenie, że w „czwórce” powiększanie stanu konta przychodzi nam stosunkowo łatwiej. Dopiero w połowie kampanii zaczynają się schody – wyrwanie wysepki z finansowej zapaści czy też rywalizacja z walczącymi o wpływy państwami bez odpowiedniego planu stają się bardzo trudne.

W każdej misji mamy do wykonania kilka głównych zadań, zlecanych przez osoby rzekomo wspomagające nas w staraniach o miejsce w pałacu prezydenckim. Polegają one głównie na osiągnięciu odpowiedniego stanu konta czy wzniesieniu budynków, które udobruchają naszych kompanów. Nowością w stosunku do poprzedniej części są misje poboczne, otrzymywane podczas rozgrywki w dawkach iście hurtowych. Zlecają je głównie przedstawiciele kilku działających na wyspie i agitujących w imieniu swoich członków frakcji politycznych – ich postulaty nakłaniają nas do stawiania budynków odpowiadających ich potrzebom czy wprowadzania w życie dekretów ograniczających swobody innych ugrupowań. W zamian za to partie te oferują wzrost poparcia odczuwany w trakcie wyborów podczas zażartej walki o głosy. Często trafiają się również propozycje od naszych partnerów handlowych, dotyczące głównie eksportu interesujących ich produktów, za które otrzymujemy dodatkową gotówkę lub darmowy dostęp do niektórych obiektów.

Wraz z rozwojem gry sytuacja na mapie staje się coraz bardziej dynamiczna i jeszcze trudniejsza do opanowania – zewsząd atakują nas kontrahenci, a liczba budowli, które wznosimy, wzrasta drastycznie. Wprawdzie przybyło kilka nowych, jednak w większości są to mało użyteczne placówki – straż pożarną widzimy w akcji może kilka razy w przeciągu całej gry, z kolei Akademia Nauk w bardzo nieznacznym stopniu obniża koszty związane z wykupywaniem planów budowy. Ministerstwo chytrze powstrzymuje nas przed wydawaniem niezliczonej ilości dekretów – dopiero po mianowaniu danego urzędnika zyskujemy dostęp do rozporządzeń odpowiednio szybko wpływających na sytuację w państewku. Trafionym pomysłem okazuje się za to wprowadzenie wydobycia soli i ropy naftowej, choć z pozyskiwaniem „czarnego złota” są ogromne problemy – platformy wiertnicze możemy stawiać tylko na lądzie. Z kolei plany ulokowania pieniędzy w nieruchomościach mogą zakończyć się fiaskiem – wystarczy, by nad naszym terytorium przeszła seria trąb powietrznych, mogących zmieść z powierzchni ziemi nawet kilka budynków.

Straty finansowe to jedno – rośnie także niezadowolenie ludu, wszak utrata mieszkań z dnia na dzień nie należy do najprzyjemniejszych doświadczeń. Oprócz destrukcyjnej siły tornad może nas także spotkać wątpliwa atrakcja przeżycia m.in. trzęsienia ziemi, tsunami oraz erupcji wulkanu – najcięższego do okiełznania żywiołu. Z trudną sytuacją pomagają walczyć organizacje charytatywne – dzięki nim w razie kłopotów mamy zapewnioną żywność oraz tymczasowe lokum. Rozwiązywanie problemów (oczywiście w dalszej perspektywie nie do końca bezinteresownie) to również domena nowych partnerów – Chin, Bliskiego Wschodu oraz Europy.

Wyspiarski Świebodzin.

Nie da się jednak ukryć, że czwarta część serii wygląda niczym jej poprzedniczka w wersji rozszerzonej. Produkcja Węgrów czerpie pełnymi garściami z „trójki” i jej zagorzali fani, mający w posiadaniu również dodatek, mogą poczuć się nieco rozczarowani zbyt małą liczbą zmian. Te najprawdopodobniej nie objęły też warstwy technicznej gry – momentami oprawa wizualna prezentuje się gorzej niż we wcześniejszej odsłonie cyklu: tekstury i animacja postaci pozostawiają chwilami wiele do życzenia, a widok nieba i spowijających go chmur jest paskudny. Liftingu natomiast doczekał się interfejs i mam małe wątpliwości, co do słuszności tych zmian – w nadmiarze okienek można się czasami pogubić, a doszukiwanie się przydatnych informacji w opasłym almanachu zajmuje jeszcze więcej czasu.

Nowe Tropico niedoróbki techniczne wynagradza jednak ogromnymi pokładami grywalności – rządzenie wyspiarskim państewkiem wciąga bez reszty. Planowanie, budowanie, negocjowanie, likwidowanie przeciwników, robienie szemranych interesów – roboty znajdziemy tu na długie godziny. Już po chwili łapiemy się na syndrom „jeszcze jednego budynku”, jednocześnie zaglądając w każdą sferę życia mieszkańców i wysłuchując zabawnych komunikatów radiowych. Eksplorację tropikalnych klimatów umila fantastycznie skomponowana ścieżka dźwiękowa – kubańskie rytmy i skoczne utwory kapitalnie wpisują się w humorystyczny obraz gry.

Tropico 4 to strategia, której nie można odmówić dozy absorbującej rozgrywki i niepowtarzalnego klimatu bezwzględnej dyktatury. Szkoda tylko, że fani poprzedniej części mogą poczuć się zawiedzeni małą liczbą zmian w strukturze gry – owszem, cała kampania została napisana od podstaw, lecz dodanie kilku budynków i frakcji oraz nowych zadań to chyba niezbyt wiele. Z drugiej jednak strony twórcy nie zepsuli oryginalnie zaprojektowanej mechaniki i ponownie w bardzo dobry sposób skorzystali z gotowych wzorców. „Czwórka” to mus dla graczy niemających styczności z trzecią odsłoną, a uwielbiających spędzać długie godziny na budowaniu imperium niekoniecznie uczciwymi metodami. Dla fanów wirtualnej wyspiarskiej dyktatury z wcześniejszych wydań nie jest to już takie oczywiste, choć na pewno warto dać nowemu Tropico szansę.

Amadeusz „ElMundo” Cyganek

PLUSY:

  1. wciągająca rozgrywka;
  2. niezmiennie sprawdzające się schematy gry;
  3. długa kampania.

MINUSY:

  • stosunkowo mała ilość w zmian w stosunku do poprzedniej części;
  • oprawa graficzna;
  • kilka niedoróbek technicznych;
  • w porównaniu do „trójki” mniej intuicyjny interfejs.
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego

Recenzja gry

Nie, Ara: History Untold - wbrew hasłom marketingowym - nie będzie kolejną alternatywą dla serii Civilization. Jednak nie jest to wada, bo gra ma na siebie własny pomysł i realizuje go sprawnie, choć nie zawsze konsekwentnie.

Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki
Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki

Recenzja gry

Po 20 godzinach, które spędziłem z 63 Days, miałem w sobie mnóstwo sprzecznych emocji. Z jednej strony uważam, że to przeciętna gra z aspiracją do ponadprzeciętnej – z drugiej zaś liczba błędów i nielogicznych rozwiązań przeraża.

Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy
Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy

Recenzja gry

Gdy pierwszy raz uruchomiłem Frostpunka 2, byłem pełen obaw. Twórcy ewidentnie chcieli poeksperymentować z konwencją, zmienić formułę i zaoferować coś nowego. Czy jednak wyszło to grze na dobre?