The Witcher Battle Arena Recenzja gry
Recenzja gry The Witcher Battle Arena - Wiedźmin atakuje gatunek MOBA
Premierę jednego Wiedźmina przesunięto, a drugi właśnie zadebiutował. Przyglądamy się The Witcher Battle Arena, czyli mobilnej grze MOBA autorstwa CD Projekt RED i Fuero Games. Czy wiedźmin wywalczy sobie solidną pozycję na telefonach i tabletach?
Oto przed Wami pierwsza w serwisie gry-online.pl recenzja gry zaprojektowanej specjalnie na urządzenia mobilne i debiutującej wyłącznie na nich. Nie znaczy to oczywiście, że odtąd będziemy pochylać się nad każdą z tysiąca drobnych produkcji mobilnych. Po solidnej selekcji wybierzemy najciekawsze tytuły – takie, których poziom skomplikowania dorównuje pecetowym czy konsolowym odpowiednikom – i od czasu do czasu będziemy je Wam polecać lub – oby nie było to konieczne! – odradzać.
- Szybkie i dynamiczne pojedynki, nastawione na czyste PvP;
- W przeciwieństwie do wielu gier MOBA – postaci z ciekawymi historiami w tle;
- Spore możliwości modyfikowania umiejętności bohaterów;
- Klimatyczna muzyka;
- Uczciwy model free-to-play.
- Tylko jeden tryb rozgrywki i dwie mapy na starcie;
- Brak funkcji społecznościowych;
- Kilka innych, drobniejszych braków.
O tym, że rynek gier mobilnych nie jest już mało znaczącą częścią całej branży nie trzeba już chyba nikogo przekonywać. Można tych produkcji nie lubić, albo po prostu nie mieć z nimi do czynienia, ale na pewno nie można ich już dzisiaj lekceważyć. Tym bardziej, że polscy deweloperzy poczynają sobie na tym polu coraz śmielej i w zeszłym roku otrzymaliśmy np. niezłą grę logiczną Hellraid: The Escape, a na urządzenia mobilne z pecetów niedługo trafi nagradzane This War of Mine. Tym śladem podąża również marka Wiedźmina, która w ostatnim czasie – jakby wynagradzając fanom opóźnienie trzeciej odsłony głównego cyklu – wzbogaciła się o dwa tytuły, oba dostępne na urządzeniach mobilnych. O ile pierwszy z nich, czyli Wiedźmin: Gra Przygodowa, to po prostu konwersja planszówki, o tyle The Witcher Battle Arena jest produkcją stworzoną specjalnie na tablety i smartfony. Jak deweloperom ze studiów CD Projekt RED i Fuero Games wyszła próba przeniesienia mechanizmów rozrywki znanych z gier MOBA na urządzenia mobilne? Całkiem nieźle, choć nie obyło się bez kilku drobnych potknięć.
Niski próg wejścia na arenę
The Witcher Battle Arena został ogłoszony przez twórców jako gra z gatunku MOBA. I choć faktycznie wiele go z tymi produkcjami łączy, to dość szybko znaleźli się tacy, którzy wytknęli tytułowi złą klasyfikację. A jak jest naprawdę? Rozgrywka sprowadza się do meczy, w których o zwycięstwo rywalizują dwie trzyosobowe drużyny. W trakcie starcia kierowany przez nas bohater zdobywa doświadczenie oraz złoto (zależne od tego, jak nam idzie), rozwija swoje trzy umiejętności, a także kupuje sprzęt wzmacniający statystyki. Brzmi jak MOBA, czyż nie? Jest jednak kilka różnic, i to znaczących. Przede wszystkim w obecnej wersji gry dostępny jest tylko tryb „podboju”, w którym zadaniem graczy jest przejmowanie trzech punktów – im więcej obelisków kontrolujemy, tym szybciej maleje liczba punktów wrogiej drużyny – nie ma więc w TWBA ani wież do zniszczenia, ani stworów kierowanych przez SI (minionów) do pokonania. Przypomina więc ta zabawa wariant Dominion znany z League of Legends. Aby dopełnić obrazu dodajmy, że mecz, trwający w porywach do 10 minut, sprowadza się do serii intensywnych potyczek (zwanych przez graczy z angielska team fightami).
Takie nastawienie jest zupełnie zrozumiałe w przypadku urządzeń mobilnych – w końcu zazwyczaj chcemy na nich grać szybko i preferujemy tytuły bez wysokiego progu wejścia. Co jednak ciekawe, inni deweloperzy mobilni nie podzielają do końca takiego podejścia. Niedawno wydawana MOBA Vainglory oferuje dwudziestominutowe starcia, a więc trwające mniej więcej tyle, co w pecetowym Heroes of the Storm – a więc niemało. W tym sensie twórcy z CD Projekt RED wyłamali się z pewnych schematów i warto ich decyzję pochwalić. Pewnym problemem Vainglory, dopracowanej i rozbudowanej produkcji, jest właśnie fakt, że mamy do czynienia z pełnoprawną MOBĄ… na tablecie. W The Witcher Battle Arena brak takiego kłopotu, co nie znaczy, że mamy do czynienia z zupełnie casualową produkcją.
Bohaterowie krwiści i bez z góry przypisanych ról
Przejdźmy do istoty rzeczy, czyli bohaterów – w dniu premiery mieliśmy do wyboru dziewięciu bohaterów, a wśród nich nie mogło oczywiście zabraknąć tytułowych wiedźminów (Geralta i Letho), a także innych postaci doskonale znanych fanom twórczości Andrzeja Sapkowskiego oraz gier stworzonych na jej podstawie, takich jak krasnolud Zoltan Chivay czy czarodziejka Filippa Eilhart. Styl rozgrywki, inny niż w klasycznych MOBA-ch, sprawił, że w Battle Arena nie spotkamy typowych podziałów herosów na zabójców, tanków, bohaterów leczących etc. Zamiast tego wybór ograniczony jest bardziej pod kątem wizualnym na łuczników, wojowników i magów – każdy z tych śmiałków w zasadzie pełni kilka ról na raz, a ich głównym celem jest po prostu skuteczna likwidacja przeciwników.
Fakt, że w grze nie ma typowych klas postaci, nie znaczy, że nie możemy modyfikować bohaterów. Każdy z nich ma trzy umiejętności, a także swój własny poziom, zależny od tego ile spotkań nim rozegraliśmy i jak sobie radziliśmy. Awans pozwala nam wydawać punkty w dwóch kierunkach: przedmiotów (poziom w tej ścieżce pozwala na zakładanie lepszych gratów, jak i zwiększa szansę ich wypadania) oraz umiejętności. Dzięki tym ostatnim możemy modyfikować podstawowe skille – np. jeden z ataków Letho może mieć bonus +15%, a nawet +30% do obrażeń, musimy jednak w zamian coś zmniejszyć, np. czas trwania ogłuszenia, które ten cios wywołuje o odpowiednio ćwierć lub pół sekundy. Jest to o tyle ciekawe, że w ten sposób możemy dość znaczenie modyfikować styl grania daną postacią (można np. skupić się na ogłuszaniu kosztem zasięgu). W taki sposób twórcy Battle Arena rozwiązali problem symbolicznego sklepiku, z którego korzystamy w trakcie starcia – ogranicza się on bowiem do trzech przedmiotów - miecza, pancerza, pierścienia i ich rozwinięcia.
Przedmioty, balans i długie trwanie
Osobną sprawą są przedmioty, które dzielą się na trzy kategorie. Do pierwszej z nich należą itemy o charakterze wyłącznie estetycznym (pancerze i zbroje), które także możemy kupić w sklepiku za pomocą mikropłatności. Do drugiej kategorii zaliczają się rękawice, pasy i buty, które zdobywamy po każdym meczu – te wpływają na bazowe statystki bohaterów. Trzecia odmiana to mikstury i petardy, także uzyskiwane za osiągnięcia w danej potyczce. Po starciu otrzymujemy bowiem trochę gotówki do odblokowywania kolejnych bohaterów, punkty doświadczenia, a także losowe, opisane powyżej klamoty. Co ważne, te z nich, które wzmacniają bohaterów nie są na tyle mocne, by faktycznie stworzyć z nich maszyny do zabijania (np. rzadki pas dodaje 0,5% do bazowej prędkości ataku na poziom), ale pozwalają za to jeszcze mocniej sprofilować statystyki naszych herosów, dostosowując je do preferowanego stylu zabawy.
Gry MOBA reprezentują gatunek, który przyzwyczaił graczy do bardzo uczciwego podejścia do mikropłatności. Nie inaczej jest w przypadku The Witcher Battle Arena – za prawdziwe pieniądze możemy kupić sobie nowe skórki bohaterów (na szczęście brak wśród nich typowej dla tych gier feerii barw, kiczu i komiksowej przesady – to w końcu uniwersum Wiedźmina!), szybciej odblokować kolejnych wojowników czy dokupić im czysto estetyczny ekwipunek – a wśród niego takie perełki jak miecz Głos Kaer Morhen czy łuk Dzikich Driad.
Czy Battle Arena jest grą dobrze zbalansowaną? Na tym etapie ciężko jeszcze powiedzieć – zdecydują o tym gracze, zawsze szukający najlepszych buildów dla swoich ulubionych bohaterów oraz sami twórcy, którzy powinni z uwagą śledzić rozwój wydarzeń i w razie czego reagować łatkami poprawiającymi balans. W tym momencie nie dostrzegam jednak takiego problemu, choć na pewno znajdą się tacy, którzy uznają pewnych bohaterów za silniejszych od innych. Zjawisko to nie jest jednak obce żadnej grze MOBA.
Dlaczego wielokrotnie używam zwrotu „obecna wersja gry”? The Witcher Battle Arena należy do gatunku gier długożyjących, a więc regularnie uzupełnianych przez twórców o nowe treści. Pytaliśmy Tadeusza Zielińskiego z CD Projekt RED o plany na przyszłość – twórcy zarzekają się, że wiedźmińska MOBA będzie wspierana nie rzadziej niż co dwa miesiące – pojawią się w ten sposób m.in. nowi bohaterowie. Co pół roku ma także ukazać się większa aktualizacja wprowadzająca znaczniejsze zmiany, choćby dodatkowe mapy (prace nad dwoma są już zaawansowane) czy nowy, owiany jeszcze tajemnicą, tryb rozgrywki. Z perspektywy czasu sukces Battle Arena zależeć będzie od tego, jak mocno twórcy przyłożą się do tworzenia nowej treści.
Z dwóch dostępnych map mniejsze wrażenie zrobiła na mnie powyższa, czyli nilfgaardzka arena gladiatorów.
Osobnym tematem jest oprawa graficzna. Przyznam, że nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. Nie znaczy to, że jest słaba; stoi po prostu na poziomie, który można nazwać przyzwoitym. Po takiej marce oczekiwalibyśmy jednak więcej, stąd lekki niedosyt. Podobnie jest z kwestiami wypowiadanymi przez postaci: z racji tego, że nagrano ich niewiele, szybko zaczynają się osłuchiwać, co na dłuższą metę może lekko drażnić. Jako silną stronę The Witcher Battle Arena można za to uznać muzykę, podniosłą i posępną, dobrze wprowadzającą w klimat wiedźmińskiego świata – dość powiedzieć, że w trakcie zabawy na nowo zainstalowałem Wiedźmina 2, aby odświeżyć sobie aurę książkowej sagi. Na uwagę zasługuje również projekt wszelkich menusów, przypominających karty starej księgi, choć ta mogłaby działać troszkę płynniej.
Łyżka dziegciu
Było o zaletach gry, teraz kilka słów o jej słabszych stronach. Odnoszę wrażenie, że twórcy włożyli w pracę dużo wysiłku, ale nie dali rady wprowadzić w życie wszystkich swoich ambitnych planów. Pomijając kwestię tylko jednego trybu rozgrywki, brakuje mi m.in. większej interakcji między graczami. Nie mamy możliwości dodawania znajomych, więc nie możemy wspólnie bawić się ze przyjaciółmi. Oczywiście, to gra na telefony i tablety, więc nie wymagam przesadnie zaawansowanych opcji w tej dziedzinie – we wspominanej wcześniej MOB-ie Vainglory w trakcie meczu gracze rzeczywiście często sygnalizują sobie różne rzeczy na mapie. Drobna rzecz, a cieszy! W The Witcher Battle Arena nasi towarzysze przypominają trochę inteligentne (ech, żeby tak zawsze było!) boty – uważam, że nad tym aspektem gry twórcy mogą jeszcze popracować.
Doskwierają również problemy z czułością sterowania – i choć w przypadku gry MOBA mógłby to być gwóźdź do trumny, na szczęście tak nie jest, bo kłopoty są drobne i raczej nie psują zabawy. A czym się objawiają? Zdarzało mi się odczuwać chwilowe zdesynchronizowanie tego, co wdziałem na ekranie z tym co wydarzało się chwilę później (mowa np. o opóźnionej reakcji postaci czy nagłej jej śmierci). Ponieważ w trakcie meczu nie widać, jaki mamy ping, trudno mi orzec ostatecznie co może być problemem (czułość sterowania, łącze internetowe, a może sam sprzęt), ale podobne kłopoty zgłaszają w Internecie inni gracze i liczę na to, że twórcy wezmą tę kwestię pod lupę.
Ostatnią sprawą jest wspominany już niejednokrotnie jedyny tryb rozgrywki. Brak stworów kierowanych przez SI, krzaków pozwalających skryć się przed wzrokiem wrogów, a także małe mapy składają się na dość schematyczne mecze – gracze krążą wokół siebie zbici w dwie grupy, które co chwila ścierają się ze sobą. Na razie ten element jest równoważony przez ciekawy rozwój postaci i eksperymentowanie z ich umiejętnościami, ale gracze do niecierpliwych należą – kolejne mapy i tryby, na szczęście już nam potwierdzone, mogą wiele w tej kwestii zmienić na plus.
W The Witcher Battle Arena grałem na iPadzie Mini 2. Gra chodziła płynnie, choć zdarzały się drobne utraty płynności. Nie spotkałem się za to z żadnymi błędami czy zwieszeniami aplikacji, a sam tablet nie rozgrzewał się za bardzo. To ostatnie jest zasługą udanej optymalizacji, bo jeszcze w czerwcu, gdy mieliśmy okazję przetestować grę, sprzęty trzymane w rękach już po chwili były naprawdę bardzo gorące. W naszej redakcji znalazł się ochotnik, który odpalił grę na telefonie.
Zdaniem Solnicy - bo to on był naszym śmiałkiem - w TWBA można z satysfakcją bawić się na Samsungu Galaxy S4, choć zdarzają się spadki wyświetlanych klatek w co bardziej emocjonujących (a więc pełnych efektów) momentach meczu. Trzeba też dodać, że z racji niedużego ekranu wszystkie teksty (np. opisy umiejętności) są dość niewielkie, więc trudno je przeczytać, ale sama walka nie różni się wiele od tej na tablecie, co jest niewątpliwą zasługą projektantów.
Podsumowanie
Czy warto zainteresować się The Witcher Battle Arena? Oczywiście, że tak i to nie tylko dlatego, że gra jest darmowa. Wiedźmińska MOBA ma w sobie coś, co przyciąga i powoduje, że zabawa po prostu daje mnóstwo frajdy. Kuszą postaci, mające swoją bogatą, książkową historię czy też prosty i zarazem wciągający system walki, przypominający starcia z „dużych” gier, skondensowane do niezbędnego minimum. Spędziłem nad tabletem sporo czasu i nie uważam go za stracony, wręcz przeciwnie – do TWBA jeszcze wrócę i z ciekawością będę śledzić dalsze losy produkcji. Battle Arena, parafrazując słynne stwierdzenie Alfreda Hitchcocka, może nie rozpoczęła się absolutnym trzęsieniem ziemi, ale to od twórców zależy teraz, czy napięcie będzie systematycznie rosło – a jest do tego solidna podstawa w postaci niezłej gry i sporego kredytu zaufania od graczy.