Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Star Trek Recenzja gry

Recenzja gry 3 maja 2013, 13:00

autor: Szymon Liebert

Recenzja gry Star Trek - Kirk i Spock śmiało kroczą w kierunku katastrofy

Film Star Trek z 2009 roku przywrócił świeżość kultowej serii. Tegoroczna gra studia Digital Extremes ma kompletnie inny efekt. To kolejna mała katastrofa w tym roku, porównywalna z The Walking Dead: Survival Instinct

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PC, PS3

PLUSY:
  • Kirk i Spock z oryginalnymi głosami;
  • kampania jest dość długa i ma tryb kooperacji.
MINUSY:
  • toporne sterowanie – strzelanie, bieganie, skakanie;
  • sztuczna inteligencja komputerowych kompanów;
  • kiepska realizacja niemal każdego elementu mechaniki;
  • nierówna grafika – fatalne animacje postaci;
  • próba pobicia rekordu w liczbie błędów?

Tylko w grze Star Trek można wcielić się w Kirka i Spocka, którym głosu użyczają aktorzy Chris Pine oraz Zachary Quinto. Tylko tutaj można pokierować statkiem USS Enterprise. W niewielu innych tytułach akcji znalazło się też tyle zróżnicowanych elementów: wspinaczka, eksploracja, hakowanie, zabawa teleportacją, eksterminowanie hord obcych. Gdzie indziej traficie na scenę, w której Spock dźwiga na ramieniu rannego Kirka? W jakiej innej produkcji zamienicie parę zdań z Uhurą? „Gra marzenie!” – myślałem, czekając na kuriera. Rzeczywistość okazała się brutalna.

Trzeba przyznać, że Star Trek autorstwa studia Digital Extremes ma dziesiątki pomysłów, jak zachwycić gracza, utrzymać zróżnicowanie akcji i oddać klimat filmów J.J. Abramsa. Gdybym ograniczył recenzję tylko do ich wymienienia, pewnie od razu pobieglibyście do sklepów lub chwycili za karty kredytowe, aby kupić wersję cyfrową. Problem w tym, że praktycznie każda z wymienionych „atrakcji” została kompletnie położona, dając efekt co najwyżej przeciętny, a najczęściej koszmarny. Grę nie wysokobudżetową, lecz „wysoce budżetową”.

Zderzenie z rzeczywistością

Jest tego tyle, że od razu możemy zacząć krytyczną część recenzji. Najlepiej od tego, co najbardziej rzuca się w oczy, czyli grafiki. Pod tym względem Star Trek miewa swoje momenty, bo korzysta z podobnej stylistyki co filmy – jest tu dużo chłodnych barw i efektownie rozmytych świateł. Podobno na pecetach gra ma też niezłe tekstury. Nie wiem, nie byłem w stanie tego sprawdzić (dlaczego – sprawdźcie ramkę poniżej). Grając na PlayStation 3, często miałem jednak wrażenie, że cofnąłem się o generację. Produkcja straszy pustymi lokacjami, okropnymi powierzchniami, modelami postaci wyglądającymi, jakby wyciosało je z ziemniaków dziecko pozbawione talentów artystycznych, oraz animacjami, które wzbudziły we mnie prawdziwą nostalgię. Wspomnienie lat 90., kiedy bohaterowie gier obracali się i poruszali jak nadziani na drewniane kołki. To były piękne i znacznie prostsze czasy!

To chyba jeden z ładniejszych widoczków z gry. Niestety. - 2013-05-02
To chyba jeden z ładniejszych widoczków z gry. Niestety.
Recenzja gry Star Trek - Kirk i Spock śmiało kroczą w kierunku katastrofy - ilustracja #3

Dwa słowa o tym, w jakiej czasoprzestrzeni umieszczono grę. Akcja Star Treka ma miejsce po wydarzeniach znanych z filmu J.J. Abramsa z 2009 roku i stanowi opowieść kanoniczną. To oznacza, że nawiązania do niej prawdopodobnie znajdą się w nadchodzącym Star Trek Into Darkness, które trafi do kin w maju. Jak zapewne wiecie, J.J. Abrams „zrestartował” serię – pokazał jej nową, odświeżoną i znacznie bardziej widowiskową wersję.

Tej toporności i archaiczności wizualnej wtóruje dosłownie masa błędów oraz niedokładności. Postacie przenikają przez siebie i otaczające je obiekty, blokują się albo całkowicie odmawiają posłuszeństwa. Tego typu kwiatki zdarzają się nawet w pozornie bezpiecznych, bo wyreżyserowanych przerywnikach. Animacje kompletnie nie trafiają w cel, dając przezabawne scenki rodzajowe, kiedy na przykład Uhura obsługuje komputer, wklepując komendy w pustą przestrzeń. Zdarzają się nawet niedoróbki psujące grę, które wymagają powtarzania całych sekwencji – na szczęście punkty zapisu rozsiano dość gęsto, więc aż tak mnie to nie denerwowało. Niemniej jednak Star Trek to jedna z najbardziej dziurawych gier, jakie widziałem na tej generacji konsol. W tym roku mogą konkurować z nią takie „perełki” jak The Walking Dead: Survival Instinct czy Aliens: Colonial Marines. Słowem Star Trek musiałby spędzić jeszcze kilka dobrych miesięcy w warsztacie, żeby zdołano zatuszować te niedoróbki. Lifting pewnie pomógłby w odbiorze tej pozycji, ale to jedyne, co dałoby się zrobić, bo obawiam się, że jej wady sięgają zbyt głęboko, aby można było uratować ją przed katastrofą.

Zastosujmy proste porównanie: o ile takie Deadly Premonition pod fasadą baboli, topornego sterowania i mizerności wizualnej kryje naprawdę intrygującą opowieść oraz ambitną rozrywkę, tak Star Trek jest kulawym zlepkiem paru dobrze znanych tytułów. Dead Space, Mass Effect, Uncharted, Crysis, Portal i... Super Mario Galaxy – takie nazwy przychodzą na myśl po przejściu kampanii. Z pierwszego z tych dzieł wzięto hakowanie w postaci minigierek i „przeloty”, kiedy tylko omijamy kosmiczne lub planetarne śmieci. Z drugiego ogólny styl strzelania i chłodną stylistykę. Uncharted reprezentują fragmenty platformowe, zrealizowane w podobnie uproszczony sposób. Fani Crysisa rozpoznają motyw przejmowania działek czy skradania się – namiastkę swobody działania. Skąd skojarzenia z Portalem i Super Mario Galaxy? Chodzi o wykorzystanie systemu teleportacji w połączeniu z „butami grawitacyjnymi” (wybaczcie brak fachowej terminologii). Te podobieństwa brzmią świetnie na papierze i pewnie dobrze zaindeksują się w przeglądarce, ale w praktyce zostały wykonane pokracznie. Pozorna złożoność rozgrywki Star Treka jest przez to największym utrapieniem gry. Lepiej byłoby zrobić jedną rzecz porządnie niż serwować osiem zepsutych motywów.

Recenzja gry Star Trek - Kirk i Spock śmiało kroczą w kierunku katastrofy - ilustracja #4

W grze Star Trek można usłyszeć głosy wielu aktorów i aktorek znanych z filmu J.J. Abramsa. Użyczyli oni zresztą także swoich wizerunków. Akurat ten aspekt wypadł naprawdę fajnie – słychać, że Chris Pine, Zachary Quinto i reszta ekipy wczuwają się w swoje role. Z tego względu mam propozycję: zróbmy z tej produkcji słuchowisko radiowe. Uratujemy w ten sposób to, co jest w niej najlepsze. Ech...

Postaram się krótko omówić każdy z wymienionych czynników. Numer jeden: w Star Treku strzelanie jest całkowicie nijakie i właściwie jedyną zaletą tak zwanych starć z wrogami okazuje się odpowiednio wysoki poziom trudności (nie ma mowy o szarżowaniu). Rodzajów broni występuje kilka i każdy oferuje coś innego, ale – szczerze mówiąc – nie ma wśród nich niczego godnego zapamiętania. Tym bardziej że efekty niektórych pocisków są wręcz komiczne – najlepszym przykładem niech będzie plazma, której rozbryzgi wyglądają jak zielona breja. Oczywiście autorzy trochę kombinują, wprowadzając pociski ogłuszające, które pozwalają podbiec i położyć wroga jednym ruchem. Szkoda, że te „widowiskowe” ciosy wyglądają, jakby ich nie było – to najmniej efektowne „nokauty”, jakie widziałem. Niewątpliwie miło, że pomyślano o zwolennikach ideologii pacyfistycznej i dodano skradanie, związane często z opcjonalnymi wyzwaniami (sugerującymi, aby nie atakować wrogów lub poszukać alternatywnej ścieżki). Warto by było jednak dołożyć do niego jakąkolwiek formę wskazania, kiedy jesteśmy ukryci – inną niż używanie nieporęczne tricodera. Bez tego działanie w cieniu jest raczej działaniem na chybił trafił. „Zobaczą mnie czy nie?” – mam wrażenie, że aby uzyskać odpowiedź na to pytanie, gra uruchamia maszynę losującą.

Rozgrywka nie sprowadza się tylko do strzelania, ale nie wiem, czy to zaleta. - 2013-05-02
Rozgrywka nie sprowadza się tylko do strzelania, ale nie wiem, czy to zaleta.

Fazery na pełną moc?

Wokół wspomnianego tricodera, czyli czegoś w stylu filtru detektywistycznego z Batman: Arkham Asylum, skupia się nadbudowa rozgrywki: od minigierek reprezentujących hakowanie, przez skanowanie obiektów w celu zdobycia punktów doświadczenia, aż po sprawdzanie, gdzie znajdują się panele sterowania (na podglądzie widzimy, jak powiązane są ze sobą różne urządzenia). Dzielnie przeczesywałem pierwsze poziomy w poszukiwaniu dodatkowych obiektów, aby szybko zdobyć nowe umiejętności dla mojego Spocka. Trafiłem na bodajże dwa z nich i jeden audiolog – żadna ze znajdziek nie sprawiła mi ani krzty radości. Powód jest prosty: system doskonalenia kompletnie nie ma zastosowania, bo postacie niczym się nie różnią, a ścieżki rozwoju oferują tylko drobiazgi.

Audiologi także mają wartość zerową – scenariusz Star Treka jest ostentacyjnie prostacki i naprawdę nie wiem, po co miałbym słuchać dodatkowych nagrań. Fabułę streścić można w sposób następujący: zła rasa obcych, która na śniadanie zjada całe planety, kradnie potężne urządzenie. Nie wiem po co, skoro jej własna technologia dosłownie potrafi roznosić w pył ciała niebieskie. Kirk i Spock ruszają we dwójkę, aby ratować wszechświat. Koniec. Ach, zapomniałbym, że jest jeszcze dziewczyna. Nie zgadniecie: dziewczyna została porwana! Tak więc Kirk i Spock ruszają, aby ratować wszechświat. I dziewczynę. I to w zasadzie wszystko, co trzeba wiedzieć. Żebyśmy zrozumieli się dobrze: doceniam prostotę historii w prostych grach. Lubię jednak, kiedy nawet te nieskomplikowane opowieści co jakiś czas przynajmniej udają, że coś znaczą. To sugerowałoby, że scenarzyści wierzą w przynajmniej szczątkową inteligencję odbiorcy.

Złe potwory chcą zniszczyć wszechświat – oto zarys fabuły gry. - 2013-05-02
Złe potwory chcą zniszczyć wszechświat – oto zarys fabuły gry.

Wykorzystanie tricodera mogło otworzyć wiele opcjonalnych taktyk i zagrań – można nim przejmować kontrolę nad działkami, dezaktywować miny, śledzić ruch przeciwników itd. Niestety, to tylko mrzonki, bo wszelkie próby bawienia się dostępnym sprzętem są skutecznie psute przez kiepski design poziomów, w których zwykle nie ma miejsca na eksperymenty, oraz przez przypadkowe zachowanie przeciwników. Część z nich ma trochę oleju w głowie – potrafi się schować, wycofać, szarżować pod osłoną granatu dymnego i strzelać dość celnie. Najczęściej jednak jaszczuropodobne kreatury gapią się w przestrzeń, blokują na obiektach albo biegają jak oszalałe. Grając w pojedynkę, jesteśmy też skazani na „humory” sztucznej inteligencji partnera, który zwykle ratuje nas z opałów, ale w walce pełni rolę symboliczną. Czasami sobie gdzieś strzeli, innym razem zalegnie kilkadziesiąt metrów z tyłu. Mimo to uczciwie trzeba przyznać, że kampanię da się przejść bez żywego kompana – przetestowałem w ten sposób większość misji, także fragmenty z zabawą grawitacją i teleportacją. Brrr... na myśl o nich aż przeszły mnie ciarki, bo to, co świetnie sprawdzało się w Portalu i Super Mario Galaxy, tutaj jest psychodelicznym koszmarem.

Recenzja gry Star Trek - Kirk i Spock śmiało kroczą w kierunku katastrofy - ilustracja #3

Jedną z atrakcji dla zagorzałych fanów Star Treka będzie pewnie możliwość pokierowania USS Enterprise, a nawet pochodzenia po mostku dowodzenia i paru korytarzach. Podkreślam, że trzeba być naprawdę fanatykiem, aby docenić ten aspekt. Scen na pokładzie statku jest bowiem niewiele, a obecne tam postacie mają do powiedzenia ledwie kilka zdań. Wspomniane sterowanie USS Enterprise to tylko przerywnik, podczas którego aktywujemy osłony i strzelamy do wrogów.

Zawroty głowy

Wyobraźcie sobie, że tkwicie na fragmentach stacji kosmicznej w kosmosie i musicie połapać się, gdzie jest góra, a gdzie dół. Dodatkowo należy wypatrzyć miejsce, w które można przenieść towarzysza, aby posunąć się naprzód. Zapomniałbym o tym, że sterowanie jest toporne jak cholera, a samo narzędzie do teleportacji cechuje się kapryśnością: raz działa, a raz nie. I jeszcze jedno: w razie porażki trzeba powtarzać prawie całą sekwencję od początku. W tym sensie można powiedzieć, że Star Trek hartuje ducha, kształtuje osobowość i uczy determinacji – wiele kosztowało mnie przedostanie się przez niektóre z rozdziałów gry. Nie chodzi już tylko o feralne zagadki, które ogólnie mogłyby być fajne. Ciężką przeprawą są nawet przeloty na szynach, kiedy postacie nurkują w dół kanionu albo pędzą przez przestrzeń kosmiczną. Pomijam tu kompletnie śmieszność takich momentów, bo byłbym w stanie je zdzierżyć, gdyby nie to, że ich widowiskowość została okupiona kiepską widocznością, przez którą kilkanaście razy powtarzałem niejeden z nich. Podobnie było z pozornie ciekawą sceną kontrolowania USS Enterprise. „Skąd strzelają? Do kogo ja mam strzelać? Co się właściwie dzieje?” – myślałem, próbując przebrnąć przez ten potworny fragment.

Widowiskowe przeloty z kiepską widocznością – prawdziwy koszmar. - 2013-05-02
Widowiskowe przeloty z kiepską widocznością – prawdziwy koszmar.

Na deser zostawiłem sobie najzabawniejszy dla mnie aspekt Star Treka – scenki platformowe. Wygląda to tak, jakby ktoś wziął system z Uncharted i bardzo długo myślał, jak go popsuć. W teorii wszystko działa identycznie – postacie chwytają się automatycznie krawędzi wskazanych na tle innych obiektów. Dlaczego więc tak często nie wiedziałem, gdzie mogę lub powinienem skoczyć? Co z zabawnym zachowaniem bohaterów, którzy raz się łapią, a innym razem spadają w przepaść? Jak w wielu innych przypadkach miałem wrażenie, że tę grę robiono w latach 90., kiedy deweloperzy dopiero „odkrywali” trójwymiarowy aspekt rozgrywki. Niemal gotowy produkt został jakimś cudem przeniesiony w czasie do roku 2013, aby zadziwiać ludzi swoją antycznością. Brzmi to trochę jak odcinek serialowego Star Treka, ale naprawdę nie wiem, jak inaczej można to wytłumaczyć.

Recenzja gry Star Trek - Kirk i Spock śmiało kroczą w kierunku katastrofy - ilustracja #2

Pierwotny plan zakładał, że zrecenzujemy wersję na peceta – na tej platformie zwykle można przecież liczyć na najładniejszą grafikę. Niestety, Star Trek odmówił posłuszeństwa i za żadne skarby nie chciał uruchomić się na moim komputerze. Przyznam, że coś takiego jeszcze mi się nie zdarzyło na tej stacjonarnej maszynie i wierzyłem, że to przypadłość laptopów. Twórcy wypuścili już łatkę, która powinna poprawić tak poważne błędy – aktualizacja waży aż 2,5 GB, co trochę mówi o stanie gry.

Mała katastrofa

W całej tej beznadziei pewnym ratunkiem jest dwuosobowy tryb współpracy. Przyznaję, że podczas gry z żywym Spockiem czy Kirkiem zabawa trochę nabiera tempa i charakteru. Szkoda tylko, że wyszukiwarka jest powolna, a dołączyć do właściwej rozgrywki można jedynie wtedy, gdy partner dotrze do punktu zapisu. Inną sprawą jest to, że kooperacja sprowadza się do typowych pomysłów: wspólnego otwierania drzwi czy podsadzania się. Mało tutaj osłaniania się czy innych tego typu kombinacji. Poza tym główną atrakcją niewątpliwie są wspomniane błędy, z których fajniej się śmiać, kiedy obok lub po drugiej stronie headseta znajduje się inna osoba. Nawet traktując Star Treka w tej dość smutnej, bo obraźliwej kategorii, narażamy się na irytację i rozczarowanie. Tytuł ten na każdym kroku potyka się o własne pomysły i nie potrafi zrealizować dobrze właściwie żadnego z nich.

Kooperacja nieco ratuje grę, ale nawet tutaj zdarzają się błędy. - 2013-05-02
Kooperacja nieco ratuje grę, ale nawet tutaj zdarzają się błędy.

Paradoksalnie podczas tej przejażdżki złożonej z pozbawionych emocji walk, nieciekawych wątków fabularnych, najeżonych błędami lokacji oraz zagmatwanych łamigłówek, najlepiej bawiłem się, rozwiązując proste minigierki. Przynajmniej działały i nie wymagały nieludzkiej determinacji, aby przeć naprzód. Star Trek wciąż jest produkcją posiadającą wszystkie elementy, których oczekujemy po reprezentantach gatunku. Co z tego, skoro niemal każdy z nich został wykonany w sposób naganny. W tej misji Kirk i Spock stają przed bardzo trudnym zadaniem uratowania wszechświata i rozumiem, że wielu graczy mu nie sprosta. Bynajmniej nie dlatego, że gra jest trudna, lecz ze względu na to, iż okazuje się, mówiąc dobitnie, małą katastrofą.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...