Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Rust Recenzja gry

Recenzja gry 20 lutego 2018, 15:00

Recenzja gry Rust - czy survival ze Steama ciągle bawi?

Sandboksowy survival, który niedawno opuścił Early Access, a o którym chyba wszyscy słyszeli. To w końcu tutaj długość przyrodzenia naszej postaci zależna była od Steam_ID. Czy oprócz takiej rewelacji gra oferuje coś więcej?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Rust to nowe dzieło zespołu deweloperskiego odpowiedzialnego za Garry’s Mod. Ekipa z Facepunch Studios postanowiła stworzyć własny projekt sandboksowego survivalu, korzystając z trwającej w tamtym okresie mody na ten gatunek. Wczesny dostęp rozpoczął się 11 grudnia 2013 roku, a po kilku latach deweloperzy w końcu wyznaczyli datę premiery finalnej wersji Rusta – na 8 lutego 2018 roku! Czy po takim czasie warto zwrócić uwagę na ten tytuł? Tak, jeśli tylko niestraszne Wam umieranie, a także sami potraficie nadać swojej zabawie cel, bo „Rdza” nie zrobi tego za Was.

Tylko ja, kamień i pochodnia.

Człowiek człowiekowi Rustem...

PLUSY:
  1. prawdziwie survivalowy klimat;
  2. rozbudowany crafting, oferujący sporo możliwości;
  3. trudna walka bez żadnych celowników czy ułatwień;
  4. przykuwająca oko grafika;
  5. dynamiczna społeczność...
MINUSY:
  1. ...która jest aż nadto aktywna i może odstraszyć nowe osoby;
  2. mnóstwo drobnych niedoróbek, jak szarżujący znikąd niedźwiedź czy nagłe wychłodzenie na śniegu;
  3. nie do końca udana optymalizacja – gra sprawia problemy nawet na nowym sprzęcie;
  4. w grze brakuje celu – to czysty sandbox (co dla niektórych jest zaletą).

Moja przygoda z tą Rustem rozpoczęła się podobnie jak w przypadku większości nowych uczestników zabawy. W ciągu pierwszych pięciu minut zostałem zabity przez innego gracza. Zanim jednak do tego doszło, dowiedziałem się kilku rzeczy o tym tytule. Przykładowo odkryłem, że nie mam wpływu na wygląd czy płeć sterowanej przeze mnie postaci. Ta bowiem wybierana jest losowo i została na stałe przypisana do mojego konta. Nietypowe rozwiązanie, które mnie akurat przypadło do gustu. Kilka sekund później uśmiech znikł z mojej twarzy, gdy odkryłem, że mój rudzielec jest całkiem nagi. Dodatkowo za wyposażenie startowe służyły mi kamień oraz pochodnia. Jak żyć, panie premierze?

Ano, nie żyć! W takim stanie początkowym jesteśmy idealną ofiarą dla innych graczy. Zwierzyna okazuje się tutaj naszym najmniejszym zmartwieniem. To właśnie innych nagich tubylców powinniśmy się wystrzegać najbardziej. Nawet gdy proszą o rozejm czy pomoc – nie dajcie się zwieść. Rust wyposażony został we wbudowany komunikator głosowy, mający imitować rozmowę. Komunikacja pomiędzy graczami jest zatem ograniczona do pewnego zasięgu słyszalności innego głosu. Nie zmienia to jednak faktu, że w nocy słychać okazjonalne wycie. I nigdy nie wiadomo, czy to wilki, czy jakiś przyszły nieboszczyk.

Tak, powyższy opis może Was zniechęcić. Warto jednak od samego początku nastawić się na to, że Rust to pełnokrwisty survival i cała zabawa polega tu na próbie przeżycia. Nie będzie łatwo, ale gdy już zaczniemy wykorzystywać nasz kamień, zrobi się prościej. Startowe narzędzie służy do zdobycia drewna oraz większej ilości kamieni. Wspomniane surowce stanowią absolutne minimum, niezbędne do przesunięcia się nieco wyżej w łańcuchu pokarmowym.

Rust kiedyś, a dziś

Gra zaczynała jako pozycja survivalowa z przeciwnikami w postaci zombie. Aktualnie mutanci to dodatek do rozgrywki, a największym zagrożeniem są sami ludzie. Zmodyfikowano również działanie craftingu, pozbyto się drzewka specjalizacji czy poziomów. W zasadzie w obecnej wersji Rusta każdy może tworzyć wszystko, a ogranicza nas jedynie dostęp do odpowiednich schematów. Wcześniej produkcja ta posiadała nieco więcej elementów RPG, które w pewien sposób dawały kontrolę nad tym, co się dzieje. Na ten moment Rust jest chaotyczny, chociaż zarazem bardziej survivalowy.

Pokarm również bywa zdradliwy

Ja niestety nie miałem zbyt wiele szczęścia i gra za każdym razem lokowała mnie na niegościnnym terenie. Nauczyłem się jednak radzić sobie nawet w takich warunkach. Polowałem na innych graczy, rozbijałem im głowy, a następnie pozyskiwałem ludzkie mięso. Dieta ta nie była najlepsza, ale pozwoliła na napełnienie żołądka. Co prawda szybko odkryłem, że taki posiłek wzmaga pragnienie, a picie wody z oceanu to kiepski pomysł. Po kolejnej śmierci byłem bogatszy o nowe doświadczenia.

Jak jednak widać, nie byłem sam! Świeże mięso?

Postanowiłem urozmaicić menu, polując na zwierzęta. O ile konie i kury to betka, bo dzięki łukowi łatwo je ustrzelić, tak dziki i niedźwiedzie stanowią większy problem. Są bowiem agresywne i niestety również nas atakują. Niedocenienie przeciwnika potrafi sprawić, że to on posili się nami, a nie my nim. Nie mogę jednak zrozumieć, dlaczego cała zwierzyna w grze pozostawia po sobie piersi z kurczaka. Tak przynajmniej opisywane jest mięso w polskiej wersji językowej (warto dodać, że spolszczenie nie jest kompletne).

Po jakimś czasie uznałem jednak, że moja przygoda z Rustem nie ma wielkiego sensu, jeśli gram solo. Postanowiłem więc namówić znajomego do wspólnej zabawy. Całość od razu nabrała rumieńców. Zbieranie surowców nie było już takie mozolne, a człowiek przestał narzekać na pusty żołądek. Na dodatek inni nadzy gracze zaniechali nękania mnie, gdy zauważyli, że mam drużynę. Dlatego od razu polecam granie z kimś. Samotny wilk ma szanse w Ruście tylko wtedy, jeśli posiada już doświadczenie z tym tytułem.

Dobrze przemyślana baza to podstawa sukcesu

Nie samym survivalem jednak człowiek żyje! Crafting jest również niezwykle istotnym elementem tej gry. I nie chodzi tylko o tworzenie broni, ale również o postawienie bazy. W końcu koczowniczy tryb życia na dłuższą metę nie ma sensu. Budowanie okazuje się proste i intuicyjne. Potrzebujemy planów, które sami opracowujemy, a następnie z menu wybieramy interesujące nas elementy, jak fundamenty, ściany czy dach – oczywiście pod warunkiem, że mamy potrzebne materiały. Za pomocą młotka da się naprawiać oraz ulepszać wzniesione przez nas struktury. Jest to o tyle istotne, że niezabezpieczona baza szybko skusi szabrowników.

Warto przy tym zwrócić uwagę na sufit. W Ruście występuje współczynnik stabilności i jeśli zbudujemy zbyt przestrzenną budowlę, to bez podpierających strop kolumn dach się zapadnie. Fundamenty z kolei to pierwszy element wymagający wzmocnienia. Wystarczy bowiem, że inny gracz zniszczy ich część, a przy okazji runie przylegająca ściana. Drzwi oraz zamek odgrywają równie ważną rolę. Uczulam na to, byście nie popełnili tego samego błędu, który mnie się przydarzył. Jak już stworzycie drzwi z zamkiem na klucz, doróbcie sobie kopię i zostawcie ją wewnątrz domostwa.

Może się bowiem okazać, że umrzecie. Jeżeli jesteście w posiadaniu śpiwora lub łóżka, gra pozwoli Wam się w nim odrodzić. Niemniej, jeśli takie wygodne miejsce do spania będzie w Waszej bazie, a Wy nie zostawicie w środku klucza, to nie wydostaniecie się na zewnątrz. Z drugiej strony sam zamek na klucz to również słabe zabezpieczenie – jeśli zdarzy się Wam zginąć niedaleko domu, wróg może z Waszych zwłok zabrać klucz i wejść do Waszego lokum.

Szafa do autoryzacji to również niezbędny przedmiot, o czym przekonałem się po kolejnym zgonie. Dzięki niej nikt inny oprócz nas nie może budować dookoła. Stawiamy ją w centrum bazy i dzięki temu nikt nie stworzy sobie schodów prowadzących na nasz dach. Niestety, utrzymanie autoryzacji kosztuje tym więcej, im bardziej rozbudowane mamy domostwo. Warto zatem nie przesadzać z wielkością swoich czterech kątów.

Chociaż i tak wszyscy umrzemy

Tego wszystkiego nauczyłem się w ciągu kilku pierwszych godzin zabawy. Samouczek w Ruście jest, niestety, bardzo lakoniczny i realia poznajemy z czasem sami. Okazuje się bowiem, że żyjemy w świecie po wybuchu bomby atomowej. Fauna i flora powoli wracają do normy, a my podczas swojej walki o przetrwanie natykamy się na różne pozostałości po dawnej cywilizacji. Mowa o supermarketach, fabrykach, kopalniach czy stoczniach. Poukrywane tam dobra przydają się w naszej walce o lepszy byt. Należy jednak na nie uważać.

Kuszą bowiem nie tylko innych graczy. Takie miejsca często posiadają wysoką radiację, a bez odpowiedniego ekwipunku nie będziemy w stanie przeżyć skażenia. Do tego, skoro coś jest radioaktywne, to może zmutować jakiś organizm żywy, np. wilka czy niedźwiedzia. Takie mutanty bywają niebezpieczne i potrafią napsuć krwi. Z drugiej strony zazwyczaj oferują niezły loot.

Na szczęście znalazłem własne ciało!

To nie jedyne niebezpieczeństwa w Ruście. Oprócz głodu i pragnienia grozi nam wyziębienie oraz przegrzanie. Nie możemy pływać w wodzie zbyt długo, bowiem będziemy cali mokrzy i temperatura organizmu wyraźnie spadnie. Ognisko z kolei zapewnia ciepło, ale zbyt bliskie stanie przy nim może nas przypiec. Śnieg wydaje się fantastyczny, dopóki nie postawimy na nim stopy. Wtedy momentalnie wychładzamy całe ciało. Co ciekawe, zejście z niego automatycznie wyrównuję naszą temperaturę. „Prawdziwy” survival!

Gdy natomiast usłyszycie helikopter, to najlepiej rozbierzcie się do naga i schowajcie do plecaka broń dystansową. Ta maszyna okazjonalnie lata sobie po świecie gry i atakuje graczy, którzy mogą jej zagrozić. Bezbronnych nie tknie, więc możecie być spokojni. Widziałem śmiałków, którzy jednak zaatakowali ten helikopter bojowy. No cóż, od tego momentu kibicowałem AH-64 Apache!

W naturze nic nie ginie

W Rust śmierć miewa pozytywy. Wraz ze znajomym znaleźliśmy zwęglone resztki wojowników i przywłaszczyliśmy sobie to, co z nich zostało. To w zasadzie jeden z głównych sposobów na rozwój w grze. O ile sporo receptur posiadamy już na początku, tak jest to jedynie pakiet podstawowy. Lepsze zabawki nie są od razu dostępne. Uzależnieni bowiem jesteśmy od znajdowanych schematów. Te zawierają losowy przepis na jakiś przedmiot, który da się stworzyć. Bowiem to, że np. zdobyliśmy rewolwer, nie oznacza, że możemy go potem swobodnie skonstruować. Do tego potrzeba właśnie schematu lub maszyny, która nam go zrobi.

Majestatyczne spotkanie z naturą...

Zabawę zaczynamy z kamieniem. Potem mamy siekierkę i kilof, włócznię oraz łuk. Szybko przekonacie się jednak, że te narzędzia to zdecydowanie za mało. Zwłaszcza gdy nabierzecie ochoty na „zrajdowanie” jakiegoś obozu. Uprzedzam jednak, że pierwszy „pistolet” (w cudzysłowie, bo pistolet to w tym przypadku za dużo powiedziane) może wybuchnąć nam w rękach, a granat z puszki po fasoli pewnie okaże się niewypałem. Lub mieć spóźniony zapłon i eksplodować podczas podnoszenia – tak też bywa.

Rust to gra o umieraniu. Nie dajcie się zwieść opowiadaniom o PvP, survivalu czy nawet sandboksie. Większość czasu spędzicie na zastanawianiu się, jak przeżyć. Dorobicie się paranoi, zaczniecie tworzyć w głowie scenariusze, które w rzeczywistości się nie zrealizują. Kiedy uwierzycie, że wszystko jest w porządku – położycie postać spać i wylogujecie się z gry (nasz awatar dosłownie śpi, gdy nas nie ma). Następnego dnia obudzicie się martwi i zastaniecie Waszą bazę zrujnowaną, a odkładane zapasy rozgrabione.

Nic nie trwa wiecznie

Rust udowadnia, że nic w życiu nie jest wieczne. Mamy bowiem codzienną walkę o byt oraz lepsze jutro, które wcale może nie nastąpić. Nawet jeśli się Wam powiedzie i znajdziecie się na szczycie łańcucha pokarmowego, to i tak ostatecznie przegracie. Pokona Was czystka serwera (wipe). Ta bowiem następuje przynajmniej raz w miesiącu, czyli co aktualizację gry. Tracicie wtedy cały swój dobytek i zaczynacie od nowa. Taki właśnie jest już Rust, więc nie warto się do niczego przywiązywać – przecież to tylko dobra materialne. Nie mam pojęcia, czy takie było zamierzenie deweloperów, ale po dłuższym obcowaniu z Rustem człowiek zaczyna nabierać do wszystkiego dystansu.

...nie skończyło się dla mnie zbyt dobrze

Dla kogo jest ta pozycja? Przede wszystkim dla osób, które lubią dreszczyk emocji wynikający z ciągłego zagrożenia. PvP to tutaj chleb powszedni, a gracz ma po prostu starać się przeżyć kolejny dzień. Śmierć puka tu do każdych drzwi i przybiera różne formy. Z drugiej strony dawno nie spotkałem produkcji, która w taki sposób „uczyłaby” braku zaufania do drugiej osoby. Poważnie, nie ma mowy, bym kogoś teraz wpuścił do domu, jak zastuka w nocy. Już raz dałem się na to w grze nabrać – nagi dzikus stanął za drzwiami, a gdy poświeciłem pochodnią, wyskoczył na mnie z włócznią. Reszty opowiadać nie ma sensu, bo to historia jakich wiele w tej grze.

I niedługo potem znowu umarłem. Spokojnie, przyzwyczaiłem się.

Zdaję sobie sprawę, że opis Rusta brzmi momentami dość przerażająco. Z drugiej strony nie ma co ukrywać – omawiana produkcja jest brutalna. W końcu to survival, więc liczy się tylko przetrwanie. Dlatego zdecydowanie polecam zabawę w zgranej ekipie oraz na serwerze po niedawnej czystce. Do dyspozycji macie światy oficjalne, jak i te stworzone przez społeczność. Znajdą się również serwery zmodowane, posiadające odpowiednio zmienione zasady czy wprowadzające nowe elementy. Rust oferuje chętnym nawet tryb battle royale. Ten tytuł jest jednym z pierwszych, który wprowadził tę nowość u siebie, i to przed PUBG.

Nie jest to gra dla wszystkich. Deweloperzy obiecali, że projekt będzie cały czas ulepszany, nawet po premierze. Co miesiąc mają być wprowadzane kolejne aktualizacje. I ja im wierzę, bo we wczesnym dostępie Rust rozwinął się i zmienił kilka razy. Niemniej po oficjalnym debiucie cena gry podskoczyła, a jakość już niekoniecznie. Z drugiej jednak strony, kto miał kupić Rusta, ten już go nabył, korzystając z różnych promocji.

Przydałby się jakiś cel

Ciemno już, zgasły wszystkie światła.

Największą bolączką gry jest jej cel ostateczny. Oczywiście mamy do czynienia z czystym sandboksem, więc próżno tu szukać zadań czy misji. Gracz robi, co chce, zatem sam musi stworzyć sobie plan oraz pomysł na zabawę. Niemniej brakuje motywatorów. Przykładowo w ARK: Survival Evolved możemy uznać za cel rozwój technologiczny lub łapanie coraz potężniejszych dinozaurów. Poza tym nasza postać w grze studia Wildcard rozwija się – awansuje na wyższe poziomy i posiada statystyki.

W Rust natomiast wygląda to zupełnie inaczej. Żywotność świata to maksymalnie miesiąc, a możemy trafić na serwer, który resetuje się co tydzień (warto szukać w sieci takich informacji lub pytać o to ludzi w grze). W tym czasie właściwie nie do końca się rozwijamy. Zawsze może nas ktoś „zrajdować”. Nie da się zabezpieczyć bazy tak, aby była nienaruszalna. Wystarczy bowiem, że pojawi się ktoś z ładunkami C4. Momentami strach się wylogować, bo tak naprawdę to właśnie wtedy jesteśmy najbardziej bezbronni. Z drugiej strony, posiadając lepszy sprzęt, nadal musimy strzec się dzikusów z łukiem czy włócznią. Wystarczy bowiem chwilka nieuwagi i już widzimy ekran zgonu.

Grafika i optymalizacja

Pod względem graficznym Rust przeszedł długą drogę. Początkowo gra wyglądała bardziej kreskówkowo, z czasem zyskała mroczniejszy klimat. Aktualnie skłania się bardziej w stronę fotorealistycznej oprawy. Krótko po premierze wypuszczono sporą aktualizację wizualną, która odświeżyła świat tej produkcji. Uważam, że teraz jest zdecydowanie lepiej, niż było.

Co zaś się tyczy optymalizacji, to również nastąpiła tu pewna poprawa, choć nie oznacza to, że jest dobrze. O ile Wiedźmin 3 na moim rocznym sprzęcie chodzi bez zająknięcia przy wysokich detalach, tak Rust potrafi zamarudzić. Wczytywanie świata gry trwa długo, a podczas samej zabawy doświadczyłem regularnych spadków FPS-ów. Dodam, że grałem ze średnimi ustawieniami graficznymi. Pokuszę się o stwierdzenie, że aktualnie to ARK: Survival Evolved radzi sobie lepiej pod tym względem.

RPG to to nie jest, ale jakieś tam statystyki są, jak np. ochrona przed zimnem.

Mimo wszystko polecam wypróbować Rusta. Drugiego takiego tytułu nie spotkałem, a także takiej społeczności, która gotowa jest skoczyć każdemu do gardła. Jest to nietypowe doświadczenie, które pobudza pierwotne instynkty. Ciężko mi sobie wyobrazić, abym zagrywał się w tę produkcję, chociaż jestem przekonany, że odpalę ją od czasu do czasu. Ten dreszczyk emocji jest bowiem całkiem uzależniający.

O AUTORZE

Z Rustem spędziłem ponad 50 godzin – z czego większość w Early Access – grając na różnych serwerach. Z „Rdzą” mam do czynienia od 2014 roku, kiedy to produkcja ta prezentowała się inaczej niż wersja aktualna, czyli finalna. Popremierowy Rust wydaje mi się ciekawszy, chociaż nie jestem w stanie przeboleć usunięcia poziomów.

Odpowiadając na niezadane pytania – moje Steam_ID okazało się niebywale długie, ale kolor włosów nie odpowiada rzeczywistemu. ;-)

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry Rust zdobyliśmy we własnym zakresie.

Patryk Manelski

Patryk Manelski

Chciał być informatykiem, potem policjantem, a skończyło się na „dziennikarzeniu” na UŚ. Tam odkrył, że można połączyć pasję do grania z pisaniem. Następnie bytował w kilku redakcjach, próbując przekonać wszystkich, że gry MMO są najlepsze na świecie. Tak trafił do działu publicystyki na GOL-u, gdzie niestrudzenie kontynuuje swoją misję – bez większych sukcesów. W przerwach od walenia z axa hoduje cyfrowe pomidory, bawiąc się w wirtualnego farmera. Nie mając własnego ogródka, zadowala się opieką nad drzewkiem bonsai. Kręci go też jazda na rowerze, zaś czytać lubi mangę i fantastykę. A co najważniejsze, pochodzi z Sosnowca, gdzie zresztą mieszka i z czego jest dumny!

więcej

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...

Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet
Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet

Recenzja gry

Mało które uniwersum tak wspaniale nadaje się na soczystego slashera jak Warhammer 40k. Miałem pewne obawy o Space Marine’a 2 – zwłaszcza że twórcy odwołali otwartą betę - te jednak wkrótce zniknęły jak czaszka heretyka pod butem sługi Imperatora.