Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Punch Club Recenzja gry

Recenzja gry 22 stycznia 2016, 16:00

autor: Luc

Recenzja gry Punch Club – symulator Rocky’ego kończy walkę przed czasem

Na rozpoczęcie kariery bokserskiej dla większości z nas jest już za późno. Marzenia o założeniu rękawic i powalczeniu o pas mistrzowski możemy jednak zrealizować w Punch Clubie – niezależnej produkcji, która szturmem podbija Steama i AppStore.

Recenzja powstała na bazie wersji PC. Dotyczy również wersji AND, iOS

PLUSY:
  • wielowarstwowy rozwój bohatera;
  • emocjonujące potyczki;
  • mnóstwo humoru na każdym kroku;
  • szereg odniesień do kultowych filmów i postaci;
  • dobrze odtworzony klimat retro w oprawie graficznej;
  • obecność syndromu „jeszcze jednej walki” – po prostu wciąga!
MINUSY:
  • po pewnym czasie zabawa staje się powtarzalna;
  • problemy z balansem rozgrywki w końcowej fazie;
  • uboga ścieżka dźwiękowa.

Boks to jeden z tych sportów, które od zawsze robiły na mnie ogromne wrażenie. Nie chodzi jedynie o samą koncepcję, ale przede wszystkim o to, jak wiele trzeba poświęcić, aby dojść na szczyt. Choć można to powiedzieć niemal o każdej dyscyplinie, boks wydaje się pod tym względem wyjątkowy – historie największych mistrzów wagi ciężkiej to w końcu doskonały materiał na hollywoodzkie scenariusze, w których pełno jest wyrzeczeń, bólu, marzeń, ulicznych dramatów i brutalnych zderzeń ze światem wielkich pieniędzy. Choć niezmiennie podziwiam tych, którzy tę drogę przeszli, chyba nigdy do końca nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo bywa ona trudna i wyboista. Punch Club stara się to nam w nieco uproszczony sposób uświadomić i mimo że nie spodziewałem się po nim niczego specjalnego, okazuje się w tym zaskakująco dobry.

Pierwsza zasada Podziemnego kręgu

Na wstępie wyjaśnijmy od razu jedną rzecz – Punch Club to nie żadna gra akcji, w której wduszamy tysiące przycisków przekładających się na ciosy podczas walki. Produkcji tej znacznie bliżej do tworu łączącego cechy strategii, RPG oraz sportowego menadżera, co w dużym skrócie przekłada się na coś, co można by określić symulatorem kariery bokserskiej. Naszego bohatera poznajemy, kiedy jest jeszcze małym, niewinnym brzdącem – wychowywany przez lubującego się w walce ojca, w pewnym momencie zostaje osierocony. Po dorośnięciu nie pozostaje mu nic innego, jak odszukać mordercę i dokonać zemsty – aby to jednak osiągnąć, musi najpierw nauczyć się walczyć.

Odwieczne pytanie – pakować czy nie pakować?

Na dobrą sprawę zaczynamy więc od zera – poznając nowe osoby oraz doskonaląc swoje umiejętności, z wolna pniemy się ku górze. Podczas tej „wspinaczki” dowiadujemy się jednak o kilku dodatkowych elementach naszej tragicznej historii z dzieciństwa – czym był Punch Club, jaką rolę pełnią pewne tajemnicze amulety, co stało się z naszym bratem... Niestety, cała fabuła jest dość mocno naciągana, podobnie jak finalny zwrot akcji, i pod tym względem gra nikogo nie zachwyci. Na szczęście w produkcjach tego typu nie to jest ważne. Widujemy różne postacie, rozmawiamy z nimi w kółko o tym samym, modląc się przy tym, by jak najszybciej skończyły swoje opowiastki, pozwoliwszy nam przejść do tego, co naprawdę istotne – obijania twarzy kolejnym przeciwnikom i trenowania.

Sam mechanizm rozwoju bohatera w teorii wydaje się stosunkowo prosty. Mamy łącznie cztery parametry: zdrowie, głód, energię oraz zadowolenie, o które musimy na bieżąco dbać, a także trzy główne atrybuty definiujące naszego wojownika. Siła, zwinność i szybkość decydują o tym, w jaki sposób walczymy w ringu, ale ich skuteczne trenowanie wymaga utrzymywania poprzednich czterech czynników na odpowiednio wysokim poziomie. Żeby tego dokonać, zapewniamy bohaterowi rozrywkę, kupujemy mu jedzenie i wykonujemy jeszcze szereg innych czynności, które niestety kosztują oraz zabierają sporo czasu. Balansowanie między obowiązkami a przyjemnościami w rzeczywistości okazuje się skomplikowanym procesem, a upływający pomiędzy walkami czas także odbija się na protagoniście – koniec doby oznacza spadek naszych umiejętności. Doprowadzenie do tego, aby ciągle je rozwijać, a jednocześnie nie zostać bez grosza przy duszy i dbać o pozostałe aspekty życia jest w praktyce szalenie trudne i zanim udało mi się wypracować odpowiedni „schemat działań”, minęło naprawdę sporo czasu.

Odwieczne pytanie – pakować czy nie pakować?

Być jak Tyson, Ali albo Kliczko

Rozwijać się jednak trzeba, bowiem tylko w ten sposób możemy zapewnić sobie sukces w czekających nas walkach. W końcu to na nich cały Punch Club się opiera i mimo że element ten funkcjonuje całkowicie inaczej, niż się tego spodziewałem, akurat w tym miejscu gra pokazuje swój prawdziwy charakter. Wszystkie potyczki prowadzone są automatycznie i nie mamy wpływu na wykonywane przez wojownika ruchy. Możemy jednak zadecydować o tym, z jakich umiejętności nasz bokser będzie korzystać, a to wprowadza zaskakująco dużo głębi do tego aspektu rozgrywki. Dobieranie ich w taki sposób, by wykorzystać wszystkie słabości przeciwnika, sprawia sporą frajdę, ale nie tyle, ile obserwowanie skuteczności wybranej taktyki w praktyce. A im bardziej rozwinięta jest nasza postać, tym więcej wyborów nas czeka. W tym miejscu muszę jedno Punch Clubowi przyznać – chociaż podczas walk jesteśmy jedynie widzami, każdym starciem emocjonowałem się równo mocno co prawdziwymi zmaganiami wagi ciężkiej. Gra fantastycznie oddaje charakter pojedynków i właśnie dzięki temu niesamowicie wciąga, wywołując tym samym syndrom „jeszcze jednej walki”. Naprawdę nie pamiętam żadnej innej produkcji w ostatnich latach, przy której zdarzało mi się wymachiwać rękoma przed ekranem bez spoglądania na zegarek – a dokładnie tak w tym przypadku było.

Częste wizyty na siłowni i wsparcie przyjaciół to klucz do sukcesu.

Niemniej, im więcej czasu spędzamy z Punch Clubem, tym bardziej oczywiste staje się, jak tytuł ten jest powtarzalny. Rutyna to wprawdzie nieodłączny element życia każdego sportowca, ale w pewnym momencie robi się to lekko uciążliwe. Wprawdzie nasza kariera podzielona jest na kilka etapów i po sukcesach w amatorskim ringu przechodzimy na zawodowstwo, w międzyczasie biorąc udział także w walkach ulicznych czy też odwiedzając Rosję, ale na dobrą sprawę za każdym razem wszystko sprowadza się do powtarzania tych samych czynności. Tak jak wspominałem wcześniej, znalezienie „złotego środka” to proces satysfakcjonujący i długotrwały, ale gdy w końcu wypracowałem skuteczny schemat, wszystko zaczęło iść z górki. Zdobycie mistrzostwa świata i „zemsta” zajęły mi w świecie gry łącznie 220 dni. Przez ponad połowę tego czasu tkwiłem w lidze amatorskiej, ale gdy postawiłem na zwinność, uniki i kontry, okazało się nagle, że w niecałe 100 dni wspiąłem się na sam światowy szczyt, nie przegrywając praktycznie żadnej walki. Nie zrozumcie mnie źle – pojedynki wciąż są emocjonujące, ale po przekroczeniu pewnego poziomu rozwoju postaci rozgrywka w Punch Clubie w drastyczny sposób przyśpiesza, a to z kolei prowadzi do oczywistej konkluzji. W kwestii balansu tempa progresji twórcom lekko powinęła się noga. Niemniej nawet przebijanie się przez kolejnych przeciwników w ekspresowym tempie potrafi wywołać uśmiech, choć ten gościł na mojej twarzy także z nieco innego powodu.

Dwóch na jednego? Ci biedni panowie jeszcze nie wiedzą, co ich czeka.

Opuszczona garda

Przyczyną takiego stanu rzeczy jest... wszechobecny humor. Podczas eksploracji mapy miasta i poznawania kolejnych osób co chwilę natrafiamy na przezabawne sytuacje oraz nieszczególnie subtelne, ale dobrze zrealizowane nawiązania do popkultury minionego wieku. Z oczywistych względów w trakcie rozgrywki pojawia się mnóstwo odniesień do kultowego Podziemnego kręgu, ale twórcy umieścili w grze także szereg innych ikonicznych postaci. Charakterystyczne motywy czy bohaterowie Gwiezdnych wojen, Żółwi ninja, Street Fightera, Rocky’ego, Ojca chrzestnego, Mortal Kombat czy WWE. przewijają się przez nią nieustannie i nadają całości dość specyficzny klimat retro. Sprawdza się to świetnie, choć i bez kojarzenia poszczególnych facjat Punch Club potrafi bawić.

Pewien urok ma również oprawa graficzna. W tym przypadku postawiono na 16-bitowe modele oraz stosunkowo proste animacje, ale jeśli ktoś lubi pikselowy artyzm, z pewnością nie będzie narzekać. Niestety, nawet zakładając bezgraniczną miłość do oldskulu, ciężko w grze strawić ścieżkę dźwiękową. Ukończenie Punch Clubu zajęło mi nieco ponad osiem godzin, podczas których przez 90% czasu wysłuchiwałem identycznie brzmiących utworów. Początkowo wpadają one nawet w ucho i zachęcają do dalszych wysiłków, ale po dłuższym obcowaniu z grą zaczynają po prostu działać na nerwy.

W Punch Clubie aż roi się od nawiązań do kultowych filmów i postaci.

Koniec rundy

Niemniej produkcję tę można bez wątpienia zakwalifikować do kategorii „udane”. Z pozoru wydaje się prosta, ale przy bliższym kontakcie oferuje zaskakująco dużo głębi... choć ta po pewnym czasie ustępuje miejsca rutynie. Pomimo powtarzalności Punch Club od początku do końca jest jednak tytułem satysfakcjonującym i budzącym autentyczne emocje – a za niewielkie pieniądze, jakich potrzeba do nabycia gry, trudno o lepszy „pakiet”. Ponadto, z uwagi na swoją specyfikę, pozycja ta wydaje się wręcz stworzona dla platform mobilnych. Wersja na iOS-a jest już dostępna, niedługo doczekamy się także edycji na Androida – jeżeli posiadacie odpowiednio mocne smartfony bądź tablety, rekomendowałbym zapoznanie się z tym tytułem właśnie w takiej formie. Nie oznacza to oczywiście, że pecetowemu wydaniu Punch Clubu czegoś brakuje – jest wręcz przeciwnie! Gra również na blaszaku niesamowicie wciąga, trafiając precyzyjnym prostym dokładnie tam, gdzie życzyli sobie tego twórcy – w serca graczy szukających małych, niezależnych dzieł.

Mistrzostwo świata to nie jedyny cel w naszym życiu.

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Danteveli_ Ekspert 9 stycznia 2016

(PC) Cykl filmowy o perypetiach filadelfijskiego boksera o imieniu Rocky należy do moich faworytów. Dlatego też z chęcią sięgam po wszelkiej maści produkcje uderzające w tony tego klasyka. Właśnie to sprawiło, że zainteresowałem się dziwadełkiem promowanym jako symulator życia boksera z elementami RPG. Czy warto było zainteresować się Punch Club?

7.0
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego

Recenzja gry

Nie, Ara: History Untold - wbrew hasłom marketingowym - nie będzie kolejną alternatywą dla serii Civilization. Jednak nie jest to wada, bo gra ma na siebie własny pomysł i realizuje go sprawnie, choć nie zawsze konsekwentnie.

Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki
Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki

Recenzja gry

Po 20 godzinach, które spędziłem z 63 Days, miałem w sobie mnóstwo sprzecznych emocji. Z jednej strony uważam, że to przeciętna gra z aspiracją do ponadprzeciętnej – z drugiej zaś liczba błędów i nielogicznych rozwiązań przeraża.

Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy
Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy

Recenzja gry

Gdy pierwszy raz uruchomiłem Frostpunka 2, byłem pełen obaw. Twórcy ewidentnie chcieli poeksperymentować z konwencją, zmienić formułę i zaoferować coś nowego. Czy jednak wyszło to grze na dobre?