Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Planescape Torment: Enhanced Edition Recenzja gry

Recenzja gry 26 czerwca 2017, 15:00

Recenzja gry Planescape Torment: Enhanced Edition – małe odświeżenie wielkiego RPG

18 lat i jednego duchowego następcę później Planescape: Torment wciąż pozostaje wspaniałą grą RPG. Ale czy Enhanced Edition to propozycja warta grzechu? Odpowiedź nie jest jednoznaczna, bo studio Beamdog specjalnie się nie natrudziło, szykując remaster...

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  1. to wciąż to samo, wybitne Planescape: Torment – z niesamowitą kreacją świata...
  2. ...fascynującą, głęboką fabułą...
  3. ...niezapomnianymi postaciami...
  4. ...czy też świetną ścieżką dźwiękową;
  5. remaster jest dostępny z kultową lokalizacją pierwowzoru;
  6. miło się patrzy na odnowiony interfejs oraz podrasowane postacie w wysokiej rozdzielczości...
MINUSY:
  1. ...choć summa summarum remaster nie wprowadza tak znaczących zmian, by uzasadniały one jego cenę;
  2. archaiczne rozwiązania w mechanice rozgrywki i – rzadziej – projekcie lokacji/zadań;
  3. brak kompatybilności z modami i zapisami ze starej wersji gry.

Wszyscy fani gier ze słowem „Torment” w tytule długo będą wspominać rok 2017. Najpierw, pod koniec lutego, studio inXile Entertainment spełniło obietnicę złożoną koszmarnie długie pięć lat wcześniej i dostarczyło grę Torment: Tides of Numenera – pozycję bardzo dobrą, choć nie przez wszystkich fanów „Udręki” uznaną za nowe bożyszcze gatunku RPG. Natomiast ledwie półtora miesiąca później szczęścia na tej samej ścieżce spróbowała firma Beamdog, wypuszczając odświeżoną wersję arcykultowego Planescape: Torment. Dlaczego piszemy o tym dopiero teraz? Bo właśnie teraz na rynek trafia polskie pudełkowe wydanie, przygotowane przez CDP w duchu erpegowej klasyki z przełomu tysiącleci.

W tej recenzji postaram się dokonać podwójnej oceny Enhanced Edition, zarówno jako remastera samego w sobie, jak i gry jako całości – choć widoczna powyżej nota dotyczy samego odświeżenia gry. Czy po prawie dwóch dekadach Planescape: Torment wciąż pozostaje jednym z największych „rolplejów” w dziejach? Czy jego gwiazda nie zblakła w obliczu późniejszych premier (a zwłaszcza wspomnianego Tides of Numenera)? Pewnie wielu z Was uzna to za pytania retoryczne – i słusznie. Po dziś dzień wytrzymanie porównania z Tormentem to dla większości gier RPG udręka nie do zniesienia.

Hej, szefie. Dobrze się czujesz?

Mimo iż minęło niecałe osiemnaście lat, chyba na palcach jednej ręki policzyć można gry RPG, które choćby zbliżyły się poziomem do Planescape: Torment, jeśli chodzi o niezwykłość przedstawionego świata. Przez lata nic się nie zmieniło – Wieloświat nadal wprawia w osłupienie. To mroczne uniwersum – a raczej multiwersum – od pierwszych chwil spędzonych w Kostnicy budzi fascynację, mieszając na każdym planie fantasy z science fiction, magię z zaawansowaną technologią, metafizyczne refleksje z przyziemnymi problemami, przygnębiający patos z nutką humoru. Za każdym portalem na każdym zakręcie w Sigil – Mieście Drzwi – kryją się nieskończone tajemnice i cuda, których odkrywanie pochłania gracza bez reszty na dziesiątki (jeśli nie więcej) godzin.

A przecież na dodatek w tym niezwykłym świecie toczy się równie niezwykła – i równie fascynująca – opowieść. Badanie tajemnicy nieśmiertelności Bezimiennego i poszukiwanie odpowiedzi na pytanie „co może zmienić naturę człowieka?” wciąż jest poruszającym, jedynym w swoim rodzaju przeżyciem, które prawie nie ma sobie równych na tle tego, co oferują gry RPG. Emocje wyzwalają przede wszystkim relacje ze spotykanymi postaciami, zwłaszcza tymi dołączającymi do drużyny – potępionymi duszami, które z jednej strony stanowią galerię niebywałych indywiduów, a z drugiej kierują się zrozumiałymi, ludzkimi motywacjami i uczuciami, budząc sympatię... i współczucie.

Na taki, a nie inny odbiór Tormenta wpływają również inne, nieco bardziej przyziemne komponenty gry. Świetnie napisane teksty, niesamowicie budujące klimat dzięki łączeniu wypowiedzi bohaterów z opisową narracją (pod koniec lat 90. był to niespotykany zabieg, dziś jest już trochę bardziej upowszechniony). Niezliczone – i znaczące – wybory, dające całą gamę opcji w odniesieniu zarówno do rozwiązywania problemów, jak i odgrywania postaci. Nastrojowa muzyka skomponowana przez Marka Morgana. Lokacje narysowane w mistrzowskim stylu, wywołujące z jednej strony przygnębienie, ale i ekscytację z drugiej. Nawet mechanika – choć dziś już leciwa – oparta na trochę uproszczonych zasadach drugiej edycji Advanced Dungeons & Dragons, pozwala przeżywać wspaniałą opowieść, nie odciągając uwagi gracza w stronę tabel z dziesiątkami statystyk postaci. To wszystko składa się na magnum opus nieistniejącego już studia Black Isle.

Porównanie remastera z pierwowzorem w bazowej rozdzielczości 640x480 (w rogu). Ten drugi może wydawać się nawet ładniejszy… dopóki wszystko się nie rozpaćka po rozciągnięciu na pełny ekran.

W ogólnym zarysie mechanika Tormenta jest archaiczna, ale znalazło się w niej też kilka rozwiązań wyprzedzających swoje czasy – jak choćby koło wyboru umiejętności/przedmiotów.

Szpicuj siem, trepie!

Czy zatem fakt, że Planescape: Torment po dziś dzień błyszczy pod względem klimatu, fabuły, dialogów itp., oznacza, iż nie zestarzało się ani trochę? Tak dobrze niestety nie jest. Myszką trąci przede wszystkim wspomniana mechanika rozgrywki – klasyczne przełożenie zasad systemu AD&D na język gry wideo, opracowane na gruncie Infinity Engine’u, nie sprawdza się już zbyt dobrze. Zwłaszcza rzucanie zaklęć i sztuczna inteligencja postaci potrafią wywołać uśmiech politowania – czarowanie jest mocno nieintuicyjne, z kolei bohaterowie i przeciwnicy bywają rozbrajająco bezradni choćby w wyszukiwaniu ścieżek. Poza tym wspomniany system, mimo swojej złożoności, pozostawia graczowi bardzo mało swobody, np. w kwestii doboru umiejętności postaci. Razi to tym bardziej dziś, gdy taki zespół jak inXile (a raczej Monte Cook) pokazał w Tides of Numenera, że da się opracować mechanikę, która nie będzie zanadto skomplikowana, a zarazem otworzy przed graczem całkiem bogate możliwości kształtowania bohatera.

Ponadto nowy Torment ekipy Briana Fargo udowodnił, że Planescape’a można nieco ulepszyć również od strony projektu lokacji i/lub zadań. Wprawdzie pierwowzór też da się przejść, nie walcząc z nikim (prawie), ale często wiąże się to nie z podejmowaniem odpowiednich decyzji fabularnych, tylko z omijaniem przypadkowych grup bandytów i potworów, które zasiedlają Wieloświat nie mniej licznie niż przeciwnicy w takim Pillars of Eternity albo Tyranny. Co gorsza, robi się to, albo wykorzystując topornie działającą umiejętność skradania się (dotyczy tylko łotrzyków), albo po prostu przebiegając obok, zanim opóźniona SI zda sobie sprawę z obecności drużyny... albo stosując jeszcze dziwniejsze taktyki. Niezbyt piękny to obrazek na tle drobiazgowo zaprojektowanych kryzysów w Tides of Numenera. Ale i tak mamy do czynienia z niczym więcej jak rysą na diamencie, jakim jest Planescape: Torment.

Słowo „archaiczny” przystaje też do pewnych fabularnych wąskich gardeł Tormenta. Kto zawiesił się na Alei Uporczywych Westchnień, szukając bezowocnie młota i/lub łomu, ten wie, o czym mówię.

Poznałem nowe przekleństwa!

Dobra, tyle o Tormencie jako takim, rozprawmy się wreszcie z tym, co prezentuje sobą remaster. Beamdog zabrał się do sprawy w mniej więcej podobny sposób jak w przypadku odświeżonych wersji obu Wrót Baldura i Icewind Dale. Łatwo poznać rękę tego producenta po takich opcjonalnych „bajerach” jak wygładzone obwódki wokół postaci czy wyszarzenie ekranu podczas pauzy – no i oczywiście wsparcie dla wysokich rozdzielczości. Ale są też różnice względem poprzednich gier w wersjach Enhanced Edition.

Tym razem deweloper skupił się raczej na rozszerzeniu oryginału pod względem technicznym niż merytorycznym. Przede wszystkim dostajemy garść użytecznych funkcji, których dziwnym trafem wcześniej brakowało, jak możliwość podświetlenia interaktywnych obiektów na ekranie czy dziennik bojowy, zapisujący informacje o rzutach i innych działaniach w trakcie walki i nie tylko. Przearanżowano też menu, narysowano od nowa okna interfejsu (ale zachowując ich klasyczny styl i układ), a nawet zwiększono liczbę klatek animacji – zwłaszcza postaci. W efekcie obsługa Tormenta stała się wygodniejsza, a w dodatku na grę znowu da się patrzeć z niejaką przyjemnością.

Recenzja gry Planescape Torment: Enhanced Edition – małe odświeżenie wielkiego RPG - ilustracja #2

W odróżnieniu od odświeżonych „Baldurów” (a zwłaszcza drugiej części) Planescape Torment: Enhanced Edition zostało od razu udostępnione w pełnej polskiej wersji językowej – tej samej, którą przed laty wsławiła się firma CD Projekt. Nie dość, że w lokalizacji udział wzięli znani aktorzy, to jeszcze tłumacze brawurowo poradzili sobie z wyzwaniem, jakim było przełożenie bezliku neologizmów i slangowych zwrotów funkcjonujących w Sferach. Szkoda tylko, że przy okazji nowego wydania nie pokuszono się o dodatkową korektę, bo zostało trochę językowych baboli (głównie interpunkcyjnych).

Prawie każdą funkcję dodaną w Enhanced Edition da się wyłączyć, by cieszyć się Tormentem rodem z roku 1999.

Ale garść zmian na lepsze nie oznacza, że Enhanced Edition jest świetnym remasterem. Tak naprawdę w kwestii grafiki Beamdog nie zrobił prawie nic. Oryginalne lokacje zachowano praktycznie w tej samej jakości, umożliwiając tylko wyświetlanie większego wycinka mapy – po „zbliżeniu” obrazu (jeszcze jedna nowa funkcja) piksele zaczynają bić po oczach tak samo jak w wersji z 1999 roku. Zresztą wcale nie trzeba „scrollować” widoku, by się o tym przekonać na własne oczy – już rozpaćkane intro (i reszta podobnych cut-scenek w 3D) pokazuje, że deweloperowi nie chciało się pogrzebać w oprawie wizualnej – wbrew temu, do czego stara się przekonać graczy w broszurach reklamowych. Słowem, niewiele jest tu rzeczy, których nie dałoby się osiągnąć z modami.

No i trudno przeoczyć fakt, że poprzednie odświeżone gry tego producenta oferowały dodatkową zawartość, a remaster Tormenta nie. Pewnie większość z Was zakrzyknie teraz: „I bardzo dobrze, wara od legendy!”. Ale przecież prac nad Enhanced Edition doglądał sam Chris Avellone – naczelny projektant pierwowzoru. Czy nie można było zaangażować go bardziej i przygotować pod jego okiem (czyt. dochowując wierności oryginałowi) chociaż części zawartości, która miała się znaleźć w Tormencie już w roku 1999, ale ostatecznie została odrzucona? Niejeden fan dałby się pokroić, żeby zobaczyć alternatywne zakończenia, spotkać Panią Bólu, wykonać dodatkowe zadania czy dorwać się do pamiętnika Nie-Sławy... Ba, wystarczyło zintegrować z grą popularny mod Unfinished Business, który zadbał o część z tych rzeczy. Ale Beamdog, choć deklarował taki zamiar, ostatecznie wydał „goły” pierwowzór.

Przed zakupem Enhanced Edition dwa razy zastanowić się powinni zwłaszcza entuzjaści modów – bez odpowiednich aktualizacji stare przeróbki nie działają z nową wersją gry. Na tę chwilę dotyczy to np. moda Unfinished Business.

Karach śpiewa czysto

Recenzja gry Planescape Torment: Enhanced Edition – małe odświeżenie wielkiego RPG - ilustracja #5

Torment czy Torment?

Pewnie część z Was nurtuje pytanie, która pozycja jest lepsza – oryginalne Planescape: Torment czy jego duchowy następca, Torment: Tides of Numenera. Pozwolę sobie postąpić przewrotnie i nie udzielić na nie odpowiedzi – bo nie ma sensu tego robić. W obu przypadkach mamy do czynienia z grami RPG najwyższej klasy, zdecydowanie wyróżniającymi się na tle reszty „rolplejów” za sprawą realiów i metafizycznej głębi – ergo wypada zapoznać się tak z jednym, jak i z drugim tytułem. Jednak gdybym miał decydować o kolejności, zacząłbym od Planescape’a.

Czy zatem, podsumowując, odświeżone Planescape: Torment jest produktem wartym zakupu? Jak zwykle – to zależy. Jeżeli jakimś cudem nie weszliście wcześniej w posiadanie wielkiego dzieła Black Isle Studios, a nie macie alergii na gatunek RPG, jest to dla Was pozycja obowiązkowa. Od strony merytorycznej gra praktycznie się nie zestarzała, a z garścią ulepszeń oferowanych przez studio Beamdog troszkę łatwiej będzie Wam znieść archaizmy w mechanice rozgrywki. Zatracenie na dziesiątki godzin i silne wzruszenia gwarantowane.

Ale jeśli posiadacie już oryginalną wersję (np. na GOG.com) i ją ukończyliście... cóż, w takiej sytuacji remaster jest Wam raczej zbędny. Deweloper poszedł po linii najmniejszego oporu, doklejając do gry parę funkcji, które równie dobrze można sobie zapewnić modami. Jasne, miło jest dostać wszystko w jednej paczce – zwłaszcza takiej, która nie rodzi obaw o wzajemną kompatybilność poszczególnych przeróbek – ale czy są to atrakcje warte ok. 60–80 zł (zależnie od wydania)? Śmiem wątpić. Ja mimo wszystko zaopatrzę się w pudełkowy egzemplarz Enhanced Edition – ale wyłącznie z kolekcjonerskich pobudek. Gdyby nie elegancki box, proponowany przez CDP, nie tknąłbym odświeżonej edycji kijem. Szkoda, że zmarnowano niepowtarzalną okazję, by przypomnieć branży gier o Wieloświecie z prawdziwym przytupem. A może jeszcze wyjdzie z tego remastera coś dobrego...?

O AUTORZE

Z oryginalną wersją Planescape: Torment spędziłem ongiś dziesiątki godzin (a może i więcej?), remasterowi z oczywistych względów poświęciłem mniej czasu. Szacunkiem graniczącym z uwielbieniem darzę obie „Udręki” – zarówno oryginał z 1999 roku, jak i Tides of Numenera.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry Planescape Torment: Enhanced Edition zdobyliśmy we własnym zakresie.

Krzysztof Mysiak

Krzysztof Mysiak

Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.

więcej

Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem
Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem

Recenzja gry

Metaphor: ReFantazio to ogromne, naprawdę ogromne jRPG, w którym przepiękna oprawa audiowizualna idzie w parze z angażującym systemem walki i genialnymi projektami przeciwników - szkoda, że w warstwie fabularnej nie wszystko zagrało tak, jak powinno.

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.