Narcosis Recenzja gry
Recenzja gry Narcosis – walka o przetrwanie z oceanem, lękiem i własnym błędnikiem
Narcosis to horror mocno osadzony w rzeczywistości, który w swoich najlepszych momentach potrafi wywołać paranoiczny lęk przed tym, co czai się w głębinach. Niestety, częściej straszy tu kiepskie przystosowanie do technologii VR.
- klaustrofobiczny klimat wywołujący paranoiczny lęk;
- potęgujące atmosferę grozy, celowo toporne sterowanie kombinezonem;
- prosty, ale solidny scenariusz ze świetnym zakończeniem;
- szczegółowo zaprojektowane lokacje;
- straszy bez sięgania po paranormalne wątki…
- ... jeśli nie liczyć na siłę wplecionych w fabułę wizji protagonisty;
- krótka i, za sprawą porozrzucanych wszędzie butli z tlenem, dość prosta;
- nawet niezbyt długie sesje przy użyciu wirtualnej rzeczywistości mogą wywołać mocny dyskomfort;
- kiepsko zoptymalizowana na PC.
Światło w zbiornikach wodnych rzadko sięga głębiej niż na 200 metrów. Poniżej tego poziomu zaczyna się koszmar: kałamarnice potrafiące zaatakować pechowego nurka oraz ryby, które przeraziłyby swym wyglądem ksenomorfa. Zanurzając się jeszcze dalej, wchodzimy na nieznane terytorium: ludzkość zbadała bowiem zaledwie kilka procent powierzchni oceanów. To dobre powody, by być śmiertelnie przerażonym na myśl o samotnej eksploracji jakiegokolwiek zbiornika wodnego większego niż okoliczny basen. Tymczasem Narcosis każe nam zejść na głębokość ponad 3 kilometrów, zaszyć się w kombinezonie nazywanym pieszczotliwie „kroczącą trumną” i podjąć rozpaczliwą walkę o przetrwanie. Deweloperzy nawet nie musieli się starać – ten horror pisał się sam.
Na tę chwilę Narcosis jest dostępne w wersji na PC, Oculus Rift oraz HTC Vive. W połowie kwietnia gra ma trafić także na Xboksa One, choć na konsoli Microsoftu nie będzie oczywiście wspierać wirtualnej rzeczywistości. Co z posiadaczami PlayStation 4? Niewykluczone, że otrzymają oni ten tytuł w niedalekiej przyszłości ze wsparciem dla PlayStation VR, jednak na razie brak oficjalnej zapowiedzi.
Debiutancki projekt Honor Code stawia nas w roli nurka głębinowego, który po katastrofalnym w skutkach trzęsieniu ziemi musi znaleźć sposób, by wydostać się na powierzchnię. To proste założenie sprawdza się w praktyce zdecydowanie lepiej, niż kolejna historia o chciwych korporacjach czy tajnych placówkach badawczych na dnie oceanu. Niestety, sami deweloperzy chyba nie mieli aż takiej wiary w swoją wizję: najwidoczniej uznali, że same głębiny nie są dostatecznie przerażające i postanowili przyprawić je solidną dawką sztampowych wizji, mających przedstawić zmagania bohatera ze szwankującą psychiką. Wybór się nie opłacił, bo sceny, w których umysł protagonisty serwuje nam dziwaczne zwidy, mają zdecydowanie słabszy efekt, niż samotne błąkanie się w poszukiwaniu kolejnej butli z tlenem.
Mimo tego, że straszaki nie zawsze działają, trzeba przyznać, że Narcosis od samego początku chwyta gracza za gardło i nie puszcza nawet w momentach, w których nic nam nie grozi. Ten niezależny horror nie jest szczególnie straszny: jego moc leży gdzie indziej. Przemierzanie oceanicznego dna w towarzystwie agresywnych zębaczy czy śmiertelnie groźnych krabów pacyficznych, w dodatku w kombinezonie, który skutecznie ogranicza widoczność i czyni każdy ruch ociężałym, jest po prostu skrajnie niekomfortowe. To zdecydowanie najmocniejszy punkt tej gry, choć można było zrobić go jeszcze lepiej – walka o przetrwanie stałaby się bardziej emocjonująca, gdyby twórcy nie postanowili umieszczać butli z tlenem praktycznie na każdym kroku.
Ogólnie jednak twórcom udało się spełnić swoje obietnice: bez paranormalnych wątków, złowrogich eksperymentów czy gargantuicznych potworów stworzyli survival, który wywołuje poczucie dziwnego lęku nawet w momentach, gdy na horyzoncie nie czai się żadne krwiożercze stworzenie i nie grozi nam rychłe uduszenie się. To w dużej mierze zasługa dobrze poprowadzonej fabuły, która – pomimo bardzo prostego w swych założeniach scenariusza – działa doskonale, a zakończenie wywołuje niezwykle intensywne emocje. Groza sytuacji łączy się tu z beznamiętną, chłodną narracją przedstawioną w formie wywiadu – wszystko to wzbudza w Narcosis paranoiczny strach przed tym, co czai się w nieprzeniknionych głębinach oceanu.
Ze względu na swoją specyfikę gra najlepiej powinna sprawdzać się w wirtualnej rzeczywistości. Ograniczona widoczność, powolne ruchy – ten tytuł wręcz prosi się o skorzystanie z HTC Vive lub Oculus Rifta. I skłamałbym, gdybym nie przyznał, że zabawa w goglach nie dostarcza zdecydowanie mocniejszych wrażeń. Problem w tym, że po kilkudziesięciu minutach na dnie oceanu na własnej skórze przekonałem się, że Narcosis jest kiepsko przystosowane do obsługi tej technologii. Tytuł naprawdę nieprzyjemnie bawi się z naszym błędnikiem, co w moim przypadku szybko zaowocowało długimi nudnościami. W związku z tym ukończenie gry musiałem rozłożyć na trzy sesje, i to pomimo faktu, że dotarcie do napisów końcowych zajęło mi około czterech godzin.
Długość rozgrywki również możemy wpisać na listę wad tej produkcji, chociaż w przypadku produkcji kierowanych przede wszystkim na urządzenia wykorzystujące wirtualną rzeczywistość już zdążyliśmy się chyba przyzwyczaić, że da się je zaliczyć w jeden wieczór. Narcosis to niestety kolejna pozycja, która cierpi na tę samą bolączkę, a w dodatku nieszczególnie kusi, by podejść do niej po raz drugi. Co prawda możemy po raz kolejny przeczesać ruiny podwodnych kompleksów oraz mroczne jaskinie, aby znaleźć tam ciała pozostałych członków załogi czy przedmioty do nich należące, ale ja szczerze mówiąc nie czułem takiej potrzeby.
Debiutancki projekt Honor Code cierpi również na problemy techniczne. Mowa tu przede wszystkim o kiepskiej optymalizacji: na moim komputerze, bez większych problemów radzącym sobie z nowymi tytułami w rozdzielczości Ultra HD, gra nie utrzymywała 60 klatek, co źle wróży posiadaczom słabszego sprzętu. To szczególnie dziwne biorąc pod uwagę fakt, że Narcosis pod względem oprawy graficznej żadnym dziełem sztuki nie jest – spora część ekranu non stop jest ukryta w mroku, modele postaci wyglądają średnio, zaś otoczenie, choć szczegółowe, w teorii nie powinno sprawiać problemów mocnym PC-tom.
Ostatecznie tytuł ten to miks elementów wykonanych wzorowo i spektakularnie popsutych. Poświęconego czasu jednak nie żałuję: atmosfera, dobrze rozpisany scenariusz i poczucie klaustrofobicznego lęku zdecydowanie do mnie przemówiły. Ale mimo tego trudno jest mi Narcosis polecić. Głównie za sprawą kiepskiego przystosowania do technologii wirtualnej rzeczywistości, lecz również z powodu problemów technicznych i krótkiego czasu rozgrywki. Debiut Honor Code ma oczywiście wciągające momenty, ale niestety – zamiast talasofobii zostaje po nim tylko choroba morska.
O AUTORZE
Narcosis testowałem zarówno w wersji na HTC Vive, jak i na „klasyczne” PC. Ukończenie fabuły zajęło mi około czterech godzin, choć na dłuższy czas zaciąłem się w jednym miejscu – możliwe więc, że Wam uda się dotrzeć do napisów końcowych zdecydowanie szybciej. Warto przy tym zaznaczyć, że produkcja Honor Code to dla mnie niechlubny wyjątek pośród tytułów wykorzystujących wirtualną rzeczywistość – jak dotąd przy żadnej innej grze nie miałem zawrotów głowy czy nudności.
ZASTRZEŻENIE
Kopię gry Narcosis na PC otrzymaliśmy nieodpłatnie od firmy Honor Code.