Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Horizon: Zero Dawn Recenzja gry

Recenzja gry 20 lutego 2017, 09:01

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Horizon Zero Dawn – więcej takiego postapo!

Na Horizon Zero Dawn czekaliśmy długo, niecierpliwie chłonąc kolejne materiały graficzne, serwowane przez twórców. Teraz, po kilkudziesięciu godzinach z tytułem, wiemy, że było warto wyglądać tego sandboksowego RPG-a. To kolejny świetny „ex” PlayStation.

Recenzja powstała na bazie wersji PS4.

PLUSY:
  1. przepiękna i szalenie szczegółowa oprawa graficzna;
  2. płynna i przyjemna mechanika walki oraz duży nacisk na skradanie się;
  3. im dłużej się gra, tym bardziej urzeka;
  4. nienachalna i idealnie pasująca muzyka;
  5. całkiem interesująca, pomimo pewnej przewidywalności, fabuła.
MINUSY:
  1. słaby początek gry;
  2. kiepskie dialogi i drewniana mimika, przez co postacie wyglądają jak manekiny;
  3. mało inteligentni przeciwnicy;
  4. drobne błędy.

Ileż razy już to przerabialiśmy? Buntujące się przeciwko swoim twórcom maszyny opanowują świat, doprowadzając do zagłady ludzkości. Dopiero współczesne nam lub nawet przyszłe pokolenia będą w stanie stworzyć prawdziwie niszczycielską realną potęgę sterowaną przez sztuczną inteligencję. To, co dzisiaj zaczyna się jako niewinna zabawa, jutro może skończyć się całkowitą katastrofą – wyzerowaniem cywilizacji. Niemal jak w Terminatorze Jamesa Camerona. Dzieło studia Guerrilla Games podejmuje ten temat, przenosząc nas w odległą przyszłość, w której technologicznie rozwinięte społeczeństwo stanowi dawno zapomnianą przeszłość. Ludzie w Horizon: Zero Dawn to prymitywne istoty żyjące w ciągłym strachu przed maszynami… i przed ludźmi z innych plemion – tu akurat nic się nie zmieniło.

Czujki to podstawowa jednostka robotów. Ich pokonanie nie nastręcza wielkich trudności, ale mogą być groźne w większych skupiskach.

W poszukiwaniu tożsamości Aloy

Aloy z plemienia Nora jest wyrzutkiem. Kimś, z kim się nie rozmawia, nie handluje, a wręcz przepędza, rzucając kamieniami. Dziewczyna nie zna swojego pochodzenia, a wychowujący ją Rost – także wyrzutek – nie ma zamiaru dzielić się z nią sekretami. Mimo to jako mentor i trener przygotowuje Aloy do próby mającej przywrócić wkraczającą w dorosłość dziewczynę społeczeństwu. Ograniczona przestrzeń sąsiedztwa rodzinnej wioski młodej kobiety wkrótce zmieni się w wielki świat, istniejący tylko po to, byśmy jako gracze nie nudzili się w trakcie jego eksploracji, podczas której bohaterka pozna swoje dziedzictwo.

Fabuła Horizon: Zero Dawn brzmi sztampowo i raczej nie różni się od dziesiątków podobnych opowieści. Oto postać rzucona przez los w wir wydarzeń odkrywa tajemnicę swojego pochodzenia, zdobywając coraz więcej informacji na temat przeszłości nie tylko swojej, ale także otaczającego ją świata. Niczym Odyseusz przeżywa kolejne przygody, aby w końcu dotrzeć do upragnionego celu podróży. Nie ma co owijać w bawełnę – fabuła gry nie jest specjalnie ambitna. Bywa też przewidywalna. Jednak pomimo licznych mielizn na pewno nie jest nudna.

Co więcej, im bardziej się rozwija, tym ciekawsza się staje. To ważne spostrzeżenie, ponieważ pierwsze dwie, a nawet trzy godziny zabawy w otwartym świecie postapokaliptycznej przyszłości okazały się dla mnie niezwykle bolesne. Nudne, przegadane i – szczerze mówiąc – nawet niezbyt przyjemne dla oka.

Recenzja gry Horizon Zero Dawn – więcej takiego postapo! - ilustracja #2

Czy Horizon: Zero Dawn to gra RPG?

Konwersacje z NPC pozwalające wybierać jedną z trzech postaw (siłową, rozumową lub emocjonalną) i mające mniejszy lub większy wpływ na przyszłe wydarzenia, a także trzy drzewka umiejętności, rzemiosło, zarządzanie ekwipunkiem oraz modyfikacje broni i pancerzy – wszystko to cechy charakterystyczne dla gier RPG. Czy zatem Horizon: Zero Dawn może być traktowane jak pełnoprawna gra fabularna? Wszak mamy tu niewiele mniej treści niż w uważanym za erpegowego akcyjniaka Wiedźminie 3. Jeżeli uznamy wymienione wyżej atrybuty za spełniające definicję gatunku, to tak. Dzieło studia Guerrilla Games jest grą RPG. Jeżeli to za mało, warto zauważyć, że to świetna gra akcji z otwartym światem wypełnionym po brzegi atrakcjami.

Słaby początek

Odniosłem wrażenie, jakby wszystkie niedociągnięcia i minusy gry, z których twórcy niewątpliwie zdawali sobie sprawę, z pełną premedytacją trafiły na sam początek zabawy. Lokacja, w której zaczynamy przygodę, nie jest specjalnie ładna, na dodatek wygląda na pustawą. Liniowy charakter pierwszych misji też nie pomaga – wrażenie względnej swobody mija, kiedy co chwilę raczeni jesteśmy przerywnikiem w postaci drętwej rozmowy manekinów, a polskie głosy postaci brzmią tak beznadziejnie beznamiętne, jakby przebywało się na zebraniu koła niezbyt utalentowanych literatów.

Do tego wszystkiego dochodzi nie najlepsze tłumaczenie dialogów, najwyraźniej robione przez kilka osób bez znajomości kontekstu całej rozmowy, przez co trafiają się takie kwiatki (cytuję z pamięci i na pewno niezbyt dokładnie):

– Zejdź w końcu z tego dachu! – wydziera się kobieta do pijanego mężczyzny.

– Nie zejdę z tego dachu! – ripostuje pijak.

Jednym z uproszczonych elementów charakterystycznych dla gier RPG jest możliwość podjęcia decyzji mającej wpływ na późniejsze wydarzenia. W Horizon mają one dość ograniczony charakter, jednak trafiają się i takie, które mają bardziej dalekosiężne skutki.

Podporządkowywanie sobie niebezpiecznych stworów wymaga ich zdominowania. W ten sposób zyskujemy nie tylko sprzymierzeńców, ale także wierzchowce.

Po kilkudziesięciu minutach dałem sobie spokój z dubbingiem i ustawiłem w grze język angielski z polskimi napisami. Szkoda, że obcojęzyczni aktorzy też niespecjalnie się popisali – z kilkoma wyjątkami – ale już do końca zabawy nie ryzykowałem ponownej zmiany.

Właśnie, dialogi. Jak wspomniałem, na początku gry zdarzają się wyjątkowo nieciekawe pogawędki, ale jeszcze bardziej rażą modele postaci. Są pięknie wykonane, z teksturami ostrymi jak żyleta, ale zachowują się, niestety, jak manekiny. Sztywne ruchy i dziwaczna mimika (przez długi czas miałem wrażenie, że postacie przemawiają brwiami – tak śmiesznie nimi ruszały w trakcie konwersacji), oczy o pustym spojrzeniu. Nie wygląda to dobrze. Sama prezentacja rozmów też nie powala. Kamera po prostu na zmianę pokazuje interlokutorów – zupełnie tak, jakby twórcom zabrakło czasu na lepsze wyreżyserowanie tego elementu gry. Dziwne, bo na tym tle świetnie wypadają wszelkie cut-scenki.

Im dalej, tym lepiej

Świat przyszłości to nie tylko prymitywna infrastruktura. Fabryki pradawnych wciąż działają!

I kiedy po tych trzech pierwszych godzinach w końcu wyruszyłem, by poznać resztę uniwersum gry, stało się coś, czego się nie spodziewałem. Z każdą kolejną minutą ten zrujnowany świat robił się coraz ciekawszy, coraz bardziej wciągający. Ani się obejrzałem, a już po uszy siedziałem w intrydze, poznając, wręcz chłonąc to, co przygotowali Holendrzy z Guerrilla Games. Grafika, muzyka, mechanika rozwoju postaci i walki z przerośniętymi maszynami – wszystko to składa się na wspaniałą przygodę, która wciągnęła mnie bez reszty na kolejne trzydzieści godzin.

Nie ma co się oszukiwać. Owo coraz lepsze wrażenie to głównie zasługa prześlicznej oprawy graficznej. Tereny, po których przychodzi nam się poruszać, są mocno zróżnicowane. Od śnieżnych pustkowi, przez zielone doliny, na spieczonej słońcem pustyni kończąc – w każdym z tych miejsc gra generuje niezapomniane widoczki. Kampania marketingowa skupiała się głównie na zalesionej przestrzeni, ale niech Was nie zdziwi, jeżeli w pewnym momencie zwiedzana okolica zacznie przypominać Monument Valley – wszak akcja rozgrywa się na obszarze zniszczonych Stanów Zjednoczonych.

Wystarczy się trochę rozejrzeć, by dostrzec wioski i faktorie handlowo-graniczne, ruiny zniszczonych przez czas i klimat drapaczy chmur, wciąż działające fabryki robotów czy nawet wielkie miasto, do którego kierujemy się jeszcze w dość początkowej fazie rozgrywki. Odradzająca się cywilizacja pokazana została w mniej i bardziej zaawansowanych formach. W obozie pełnym bandytów wyposażonych w prymitywną broń do walki wręcz nagle pojawia się herszt trzymający wielką „pukawę”, zwiniętą z jakiejś groźnej machiny. O dziwo, taki miszmasz pomysłów zupełnie nie psuje immersji.

Jeden z magicznych momentów oprawy graficznej.

Standardowy element rozbudowanych sandboksów: ikonki, wskaźniki...

Elektroniczni mordercy

Recenzja gry Horizon Zero Dawn – więcej takiego postapo! - ilustracja #4

Recenzja gry została napisana w efekcie zabawy na normalnym poziomie trudności. Wyższe poziomy oferują odpowiednio trudniejsze wyzwania – przeciwnicy otrzymują mniej obrażeń, a zioła lecznicze przywracają mniejszą liczbę punktów życia. Warto podkreślić, że już na standardowym poziomie gra oferuje całkiem poważne wyzwanie, potrafiąc sprowadzić nas do parteru nawet pod koniec kampanii.

Kwintesencją zabawy nie są jednak walki z ludźmi (choć tych nie brakuje), tylko zmagania z maszynami terroryzującymi świat przyszłości. Na samym początku Aloy znajduje urządzenie komunikacyjne, nazywane w grze fokusem, a służące przede wszystkim do oznaczania wrogów czy wyszukiwania podatnych na zniszczenia miejsc w pancerzach robotów. Naszym zadaniem jest taki dobór broni do celu, by osiągać jak największą skuteczność. W związku z tym zdecydowano się na wprowadzenie kilku rodzajów obrażeń i odporności.

Odnalezienie szybciej ulegających uszkodzeniu części pancerza mocno ułatwia starcie, a w późniejszej fazie rozgrywki jest wręcz nieodzowne. Wykorzystując zdobytą w ten sposób wiedzę, wkraczamy do akcji. Fokus służy także do tropienia śladów. Wtedy, niczym Geralt w Wiedźminie, podążamy za wirtualnie naniesionymi na powierzchnię śladami pozostawionymi przez cele misji. Warto także wspomnieć o innej ciekawej funkcji tego urządzenia, pozwalającej na wyświetlenie marszruty patrolu, co upraszcza przekradanie się pomiędzy wrogami.

Tu kolejna niespodzianka. Bawiąc się w podchody z przeciwnikami, gros czasu spędzamy na skradaniu się. Wysoka trawa i niektóre obiekty sprzyjają takiemu podejściu i zadawaniu krytycznych obrażeń. W przypadku silniejszych wrogów niebagatelną rolę odgrywa też przygotowanie pola walki. Pomagają w tym liczne gadżety, z których najprzydatniejsze są tzw. potykacze, czyli znajdujące się pod napięciem liny, które – jeśli rozmieści się je w strategicznych punktach – ułatwiają rozprawienie się z robotami. Oprócz tego mamy kilka rodzajów min czy szeroko reklamowaną w przedpremierowych filmikach linkę, która potrafi ograniczyć ruchy oponenta, przytrzymując go w pewnej odległości.

Od czasu do czasu będziemy mieli okazję skorzystać z bardziej zaawansowanych pukawek.

Jak już być może zauważyliście, bardzo istotna jest tu taktyka. Warto posiadać także kilka pancerzy wraz z modyfikatorami, czyniącymi postać odporną na niektóre obrażenia – a w miarę postępów w grze i eksploracji kotłów, będących de facto działającymi fabrykami, wciąż produkującymi maszyny, stopniowo będziemy mogli zdominować coraz więcej modeli machin. Dzięki temu wraz z nauczeniem się odpowiedniej umiejętności staną się one naszymi sojusznikami lub wręcz wierzchowcami, na grzbiecie których będziemy zwiedzać kolejne zakamarki mapy.

Sztuczna inteligencja jest sztuczna

Na granicy „światów”.

Recenzja gry Horizon Zero Dawn – więcej takiego postapo! - ilustracja #2

W świecie gry znajduje się całe mrowie ognisk, które po pierwszym dotarciu do nich stają się także punktami zapisu oraz docelowymi miejscami pozwalającymi na szybką podróż. Co ciekawe, aby odbyć ową szybką podróż w Horizon: Zero Dawn, musimy posiadać specjalny pakiet obozowy. W praktyce jednak owych pakietów jest na tyle dużo, że samodzielne wykonywanie ich z dostępnych w plecaku surowców okazuje się właściwie zbędne, a możemy także zdobyć przedmiot, który w ogóle pozwala na darmową szybką podróż.

Trochę szkoda, że tę niemal idealną mechanikę starć psuje głupia sztuczna inteligencja sterująca przeciwnikami. Infiltrując wrogi obóz i zabijając nieprzyjaciół po cichu, często przekonujemy się, że maszyny nie zwracają uwagi na leżące wokół zwłoki ludzkich sojuszników. Kiedy człowiek zobaczy poległego towarzysza, pędzi najczęściej w kierunku ciała, zatrzymując się przed nim i wystawiając na strzał. W ten sposób można skosić pół plutonu bandziorów. Albo robotów, bo one też podobnie reagują na własne straty.

Nawet jeżeli coś nam wyjątkowo pójdzie nie tak i zaalarmujemy kilkunastu przeciwników, ale nie damy się wykryć i na jakiś czas schowamy się w jakiejś dziurze, tamci – jak gdyby nigdy nic – w końcu przestaną dostrzegać niebezpieczeństwo i wrócą do poprzednich zajęć. Żeby było jasne: animacje, sposób prezentacji walki i satysfakcja z unieszkodliwiana wrogów są niesamowite, ale działanie sztucznej inteligencji bezwzględnie powinno ulec poprawie.

I kudłate, i łaciate, pręgowane, i skrzydlate...

Powitajcie mechaniczną Płotkę.

Nauka i zbieractwo

Wspomniałem o umiejętnościach. Zostały one pogrupowane w trzy drzewka, dzięki którym rozwijamy zdolności tropicielki, wojowniczki i/lub karmicielki. Te ostatnie ułatwiają zbieranie surowców, odzyskiwanie min czy dominację nad maszynami, które oddają nam często nieocenione usługi, m.in. pozwalając na szybsze podróżowanie. Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to do tego, że w trakcie biegania tam i z powrotem dwukrotnie udało mi się zablokować postać na zupełnie otwartym terenie. Bez możliwości poruszenia się w którąkolwiek stronę musiałem ratować się załadowaniem ostatniego zapisu.

Horizon: Zero Dawn zmusza do poszukiwania surowców. Dzięki zrywanym roślinom, pędom młodych drzewek czy częściom pozostawionym przez pokonane maszyny i ludzi jesteśmy w stanie produkować amunicję i leczyć postać. Na szczęście zbieractwo w dziele Holendrów nie zostało aż tak ekstremalnie potraktowane jak w Far Cry Primal, w której to pozycji bardzo mocno dawało się we znaki.

Grafika w Horizon jest prześliczna i naprawdę „ma momenty”.

Więcej takiego postapo!

Poza słabym początkiem gry, kiepską sztuczną inteligencją wrogów i brakiem porządnych animacji w trakcie konwersacji właściwie niewiele można dziełu studia Guerrilla Games zarzucić. Fabularnie zdecydowanie nie jest to produkcja wybitna, ale nie ma co wymagać od sandboksa skomplikowanej i pełnej niuansów historii. Uważam, że autorom i tak udało się stworzyć obszerne tło dla wydarzeń, w czym oczywiście zasługa mnóstwa „znajdziek” w postaci nagrań audio czy tekstów.

Poza tym świat Aloy poznajemy także dzięki konwersacjom, choć tu muszę się przyznać, że w przypadku misji pobocznych starałem się przeklikiwać dialogi, szybko czytając napisy i nie czekając na zakończenie kwestii wypowiadanej przez aktora. Co mi się bardzo rzadko zdarza. Chcę natomiast pochwalić oprawę muzyczną gry. Jest nienachalna i wprost cudownie koi uszy w trakcie przemierzania tego całkiem sporego postapokaliptycznego uniwersum.

Po takiej sobie ostatniej części serii Killzone gra Horizon: Zero Dawn jawi się jako powrót Holendrów do pierwszej ligi tytułów tworzonych z myślą o PlayStation 4. W żadnej mierze nie jest to produkt idealny i wiele można mu zarzucić – oprócz jednego. Dzięki zróżnicowanym krajobrazom, pięknej grafice i satysfakcjonującej mechanice walki wciąga jak bagno. Trzeba tylko przebrnąć przez nijaki początek, a potem jest już coraz lepiej. Mam nadzieję, że to nie ostatnie słowo Guerrilli w tym temacie.

O AUTORZE

Zabawa w Horizon: Zero Dawn do momentu powstania tego tekstu zajęła mi nieco ponad trzydzieści dwie godziny, w trakcie których poznałem zakończenie przygody. Nie wypełniłem wszystkich misji pobocznych, nie zdążyłem także odbić wszystkich obozów z rąk bandytów i wykonać zadań na terenach łowieckich. Ze względu na styl gry, jaki preferuję w tytułach oferujących otwarty świat (lubię nieśpiesznie dawkować sobie przyjemność), sądzę, że w przypadku szybszego tempa przejście kampanii okaże się krótsze o co najmniej kilka godzin. Grałem na PlayStation 4 Pro.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry Horizon: Zero Dawn w wersji na PlayStation 4 otrzymaliśmy nieodpłatnie od polskiego oddziału firmy Sony.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

kALWa888 Ekspert 22 kwietnia 2022

(PS4) Nie mój typ zabawy. Miszmasz tego co jest obecnie najpopularniejsze. Płytki system walki (choć pod kilkoma względami i tak ciekawszy od dużej ilości ówczesnych gier), nudny otwarty świat i mimo ciekawej otoczki, raczej nieporywająca fabuła. Robi się lepiej pod jej koniec, choć wciąż konkluzja potrafi rozczarować. Ślicznie natomiast wygląda i brzmi, ale to już standard. Ma też ciekawą stylistykę, ale nie przyćmiewa niższej jakości pozostałych elementów. Nie polecam i nie odradzam, mimo wszystko grało się całkiem przyjemnie, choć należy tu unikać wyższych poziomów trudności, bo nie mają balansu.

6.5

sekret_mnicha Ekspert 5 października 2020

(PC) Wiedźmin 3 Light umieszczony w świetnym uniwersum, z bardzo fajną (choć pozbawioną zaskoczeń) fabułą i dającą się lubić główną bohaterką. Do tego rewelacyjne maszyny, polowanie i zwiedzanie okraszone piękną grafiką. Gra jest na 9/10, ale za błędy w pecetowym porcie odejmuję punkt.

8.0

WildCamel Ekspert 3 marca 2017

(PS4) ...dawno żaden sandboks mnie tak nie wciągnął. Tak, tak – historia jest przeciętna, a dialogi bywają drętwe, ale nie o to w Horizon Zero Dawn chodzi. Fenomenalna oprawa, świetny pomysł na świat i dopracowany system walki, powodują, że z przyjemnością brnąłem dalej i dalej, poznając tajemnice ludzi i maszyn. Końcówka może lekko nużyła, ale gra jako całość – bardzo dobra.

8.5

AraszTVGRY Ekspert 22 lutego 2017

(PS4) W Horizon: Zero Dawn grało mi się naprawdę dobrze, a miejscami wręcz świetnie. Wszystko dzięki pięknemu światu, sympatycznej bohaterce, prostej, ale fajnie przedstawionej historii, a przede wszystkim dzięki rewelacyjnym starciom z mechanicznymi potworami. Bez wątpienia przygody Aloy potrafią wciągnąć. Największym problemem, moim zdaniem, jest wtórność rozwiązań oraz masa zapożyczeń przez co gra miejscami traci na unikatowej tożsamości. Mimo wszystko zdecydowanie warto się z nią zapoznać.

8.0

U.V. Impaler Ekspert 21 lutego 2017

(PS4) Zaskakujący dobry sandboks od zespołu, który dotąd kojarzony był głównie z FPS-ami. Przemyślana rozgrywka nie nudzi się nawet po kilkudziesięciu godzinach, a różnorodny garnitur maszyn sprawia, że eksploracja świata potrafi być wyzwaniem do samego końca. Minusem z pewnością jest bardzo słaba polska wersja językowa, a także konstrukcja dialogów, w których niektóre wypowiedzi po prostu nie pasują do siebie. Liczyłem też mocniej na fabułę, ta okazał się zbyt przewidywalna. Mimo tych wad Horizon stanowi udany miks rozwiązań z Far Cry: Primal, nowych odsłon serii Tomb Raider, a nawet Wiedźmina 3.

8.0
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!