Homeworld Remastered Collection Recenzja gry
Recenzja gry Homeworld Remastered Collection - nowe szaty cesarza
Gearbox Software podjęło się wielkiego wyzwania. Odświeżenie serii Homeworld to trudne zadanie, które bardzo łatwo mogło się nie udać. W tej recenzji sprawdzamy, czy rzeczywiście mamy do czynienia z jedną z najlepszych reedycji ostatnich lat.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- poprawiona oprawa wizualna (nawet w rozdzielczości 4K);
- oryginalna muzyka i na nowo nagrane głosy;
- wsparcie dla modów;
- satysfakcjonujący poziom trudności;
- wymaga myślenia;
- to wciąż te same, dobre Homeworldy.
- wpadki związane ze sztuczną inteligencją i skryptami.
Podczas postępowania upadłościowego firmy THQ jedną z cenionych, choć nieco zapomnianych już marek, wystawionych na licytację, był Homeworld. Gdy okazało się, że Gearbox Software za 1,35 mln dolarów nabyło prawa do dwóch części serii, niektórzy fani zaczęli się zastanawiać, co to może oznaczać dla przyszłości tych świetnych RTS-ów. Kilka miesięcy czekaliśmy na informację, że zarówno pierwsza, jak i druga odsłona cyklu zostanie poddana gruntownemu przebudowaniu na potrzeby wymagań współczesnego gracza. Półtora roku później Homeworld Remastered Collection ujrzało światło dzienne, a mnie miło jest donieść, że oto pojawiła się jedna z najlepszych reedycji ostatnich lat.
Powodów do obaw było sporo. Znane i docenione gry w rodzaju Grim Fandango czy Heroes of Might & Magic III także wyszły niedawno w odświeżonych wersjach HD i obie pozostawiały sporo do życzenia. Z kolei firma Gearbox ma na swoim koncie ostatnio tyle samo sukcesów (seria Borderlands), co porażek (Aliens: Colonial Marines). Na szczęście do pracy nad odświeżoną wersją musieli zostać zatrudnieni ludzie pełni szacunku dla oryginału, bo „nowy stary” Homeworld okazuje się w zasadzie dokładnie taki, jaki być powinien. Zainteresowani gracze otrzymają całkiem pokaźny pakiet: poza zremasterowanymi obiema częściami gry paczka zawiera też klasyczne produkcje Relic Entertainment i zunifikowany dla obu odsłon tryb multiplayer.
Homeworld to RTS, który ponad 15 lat temu zachwycił świeżym podejściem do tematu kosmicznych strategii. Bezkres międzygwiezdnej pustki przestał być niewidzialnym stołem, po którym „jeżdżą” sobie statki. W tej grze przestrzeń była prawdziwie przestrzenna i trójwymiarowa. I to się nie zmieniło – pojazdy mogą poruszać się w każdym kierunku, a zaskakujący wroga atak od góry nie okaże się niczym wyjątkowym. To pierwsza ważna rzecz. Drugą jest stała armia, która przechodzi z misji na misję. Homeworld w 100% rozgrywa się w kosmosie, brakuje więc klasycznej, rozbudowywanej ciągle bazy. Mamy tu główny statek matkę, który produkuje wszystkie inne pojazdy. To, co powstanie podczas danej misji i co przetrwa batalię, przechodzi dalej. Takie podejście do mechaniki wymusza perspektywiczne myślenie, bo ukończenie zadania rzutem na taśmę, z kilkoma ledwie zipiącymi myśliwcami zwykle oznacza sromotną porażkę w kolejnym wyzwaniu.
Siłą serii jest bardzo dobrze napisana historia obejmująca 31 misji składających się na obie gry. To prawdziwa kosmiczna epopeja i jedyny w swoim rodzaju fantastyczno-naukowy „film drogi”. Podzieleni na klany Kushanowie znajdują na swojej planecie wrak potężnego statku kosmicznego, a w nim mapę prowadzącą do ich pradawnego domu. Dzięki pozyskanej z owego pojazdu technologii są w stanie udać się w długą i niebezpieczną podróż, tym samym łamiąc zakaz, o istnieniu którego nawet nie wiedzieli. Chodzi o tworzenie pojazdów zdolnych korzystać z hiperprzestrzeni do pokonywania wielkich odległości. Złowrogie imperium Taiidanów w pierwszej grze i okrutni Vagyrowie w drugiej będą wyciągać swoje metalowe macki w stronę dzielnych wygnańców. Oczywiście znajdą się tu pewne ograne motywy, ale całość przedstawiona za pomocą klimatycznych, utrzymanych w odcieniach szarości filmików i cudownej gry głosów buduje niezwykłą atmosferę (seria Homeworld to dowód na to, że można stworzyć przejmującą opowieść bez pokazywania twarzy bohaterów).
Wszystko to jest zasługą ludzi z Relic Entertainment, którzy sprawili, że w 1999 i 2003 roku marka Homeworld oznaczała najwyższą jakość. Ekipa Gearbox Software miała trudne zadanie, chcąc ulepszyć obie gry do współczesnych standardów, a przy tym zachować wszystko to, co czyniło oryginały wyjątkowymi. Wyszło niemal idealnie.
Na pierwszy ogień idzie oczywiście oprawa graficzna nowej edycji. Prześlicznie kolorowe kosmiczne tła, pełne detali pojazdy z zachowaniem skali (najmniejszy z myśliwców to pchełka w porównaniu ze statkiem matką, ale dzięki odpowiedniemu ustawieniu kamery można obserwować najdrobniejsze elementy na każdym z nich), wysokiej jakości tekstury, oślepiające eksplozje i świetna optymalizacja sprawią, że każdy pecetowiec poczuje się usatysfakcjonowany. Szczególnie gdy zajrzy do dostępnych opcji – ustawić można niemal wszystko: od jakości tekstur przez przeróżne efekty (tak, głębię ostrości da się wyłączyć) aż po wielkość interfejsu. Pierwszorzędna robota, którą zapewne jeszcze bardziej docenią posiadacze sprzętu radzącego sobie z rozdzielczościami rzędu 5120×2880 pikseli.
Wielki nieobecny - jedyny poważny brak w tej kolekcji stanowi nieobecność genialnego Homeworlda: Cataclysm, który pojawił się zaledwie rok po pierwszej grze z serii. Ponieważ jednak jest to dzieło Barking Dog Studios (a nie Relic Entertainment), nie było ono częścią umowy THQ z Gearboxem. Zresztą – i tak podobno kod źródłowy zaginął. Starcie z kosmiczną Bestią podczas 17 misji zdobyło swego czasu wielkie uznanie, mam więc nadzieję, że nowy właściciel praw do marki zechce kiedyś wznowić tę grę ku uciesze wszystkich fanów.
Audio również prezentuje niezwykle wysoki poziom – muzyka autorstwa Paula Ruskaya robi tak samo duże wrażenie jak na przełomie stuleci (można pokusić się o stwierdzenie, że to soundtrack tworzy połowę atmosfery), zaś dialogi zostały nagrane na nowo przez tych samych aktorów (za wyjątkiem zmarłego w 2014 roku Campbella Lane’a, narratora, którego kwestie oczyszczono i ponownie wykorzystano). Cała reszta, czyli pingi, piki, szumy, wybuchy i inne techno-kosmiczne dźwięki nie pozostają w tyle. Słuchanie tego to prawdziwa przyjemność.
Najważniejsze jednak jest to, jak się w Homeworld Remastered Collection gra. Krótka odpowiedź: wyśmienicie. Dzięki przyjętym założeniom obie części zrobiłyby niemałe wrażenie, nawet gdyby po raz pierwszy pojawiły się dzisiaj. Coraz większa złożoność misji (bez obaw, jest samouczek pozwalający szybko opanować niezbędne podstawy, choć trzeba zaznaczyć, że wszystkiego nie wyjaśnia) powoduje, że każdy kolejny sukces sprawia wielką satysfakcję. Przy okazji w ogóle nie odczuwałem frustracji z powodu konieczności powtarzania misji (raz nawet cofnąłem się o dwie, żeby przejść Garden of Kadesh i Cathedral of Kadesh w pierwszym Homeworldzie z optymalnymi zasobami), a czas poza graniem z miłą chęcią poświęcałem na opracowywanie w myślach innych taktyk. To naprawdę ogromna frajda, a posiadana pod koniec zmagań międzygwiezdna armada będzie każdego napawać dumą.
Punktem wyjścia dla tej reedycji był silnik Homeworlda 2. Ta decyzja pociągnęła za sobą nieco zmian, które nie wszystkim muszą się spodobać, ale w mojej ocenie wyszły one na dobre całemu produktowi. Obie gry posiadają teraz jeden rodzaj interfejsu, który usprawnia sterowanie, likwiduje np. konieczność korzystania z okienkowego menu z poleceniami (choć oczywiście można to robić) i pozwala zaznaczać całe grupy statków także z poziomu mapy (czego w oryginalnym Homeworldzie robić się nie dało). Nie musimy także martwić się o zasoby paliwa, a różne rodzaje formacji bojowych naszych jednostek wyglądają identycznie w obu częściach gry. Ważną rzeczą jest zachowanie małych statków. W „jedynce” każdy myśliwiec to osobny obiekt, zaś „dwójka” jako najmniejszą jednostkę traktuje składający się z pięciu pojazdów szwadron – z tego też powodu w pierwszym Homeworldzie małe statki nie zawsze sprawują się tak, jak byśmy tego oczekiwali. Mówiąc bez ogródek, wydają się „głupsze”, ale gdyby ktoś nie zwrócił mi na to uwagi, nie odczułbym tego jako wady. Tak po prostu jest i zupełnie nie przeszkadza to w czerpaniu radości z zabawy (chyba że niedawno graliście w klasyczne produkcje Relica – wówczas wrażenie może być nieco mniej pozytywne).
Dzięki ujednoliceniu całości Homeworld 1 i 2 jawią się teraz jako jedna bardzo długa gra. W kontynuacji oczywiście znajdziemy sporo nowości, dzięki czemu nie ma mowy o nudzie. Poza wspomnianymi wyżej szwadronami gracze mogą ulepszać wszystkie posiadane typy jednostek i tworzyć platformy strzelnicze (np. do ochrony miejsc wydobywania surowców), a niektóre jednostki zyskały nowe funkcje (np. do naprawiania uszkodzonych maszyn można używać „zbieraczy” – znika konieczność budowania przeznaczonych do tego pojazdów). Pod względem prezencji, przywiązania do detali, serca włożonego w proces odświeżania i grywalności obie części stoją na równie wysokim poziomie. Dla wielu osób bardzo ważną cechą tego wydania będzie wbudowana współpraca z modami. Przez lata cała seria doczekała się mnóstwa ciekawych modyfikacji, które bez problemu można aktywować podczas gry w klasyczne odsłony, a jestem pewien, że za jakiś czas także wersje HD otrzymają swoją dawkę fanowskich poprawek.
Do tej beczki słodkości dodam małą łyżkę dziegciu. Twórcom nie udało się uniknąć kilku drobnych wpadek. Pomijając już wspomniane wyżej zachowanie AI, zdarzyło się kilkakrotnie, że mój resource collector zamiast dostarczać lub zbierać surowce, po prostu stawał w miejscu. Pojazd poruszał się tak, jakby dalej leciał, ale wydawanie automatycznej komendy nie przynosiło efektu – dopiero ręczne wyznaczenie innej ścieżki pozwalało jednostce wrócić do pierwotnego trybu. Innym razem w jednej z misji dwukrotnie nie uruchomiły się skrypty odpowiedzialne za rozwój fabuły – wróg nie atakował, a cele nie były zaznaczone. Pomogło wczytanie punktu zapisu. To na szczęście jedyne poważniejsze zgrzyty.
Decyzja o odświeżeniu akurat serii Homeworld była dość odważna, zważywszy na trend upraszczania wielu nowych produkcji. Na szczęście przy niewielkiej liczbie tworzonych RTS-ów zawsze znajdzie się miejsce dla starej marki z wielkim potencjałem. Homeworld Remastered Collection to pakiet przygotowany przez fanów i dla fanów. Pieczołowicie odrestaurowane klasyczne strategie prezentują się wyśmienicie, model rozgrywki nie zestarzał się ani trochę, satysfakcja z zabawy okazuje się tak samo duża jak przed laty, a możliwość zdobycia nowej rzeszy sympatyków wydaje się bezcenna.