Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Guardians of Middle-Earth Recenzja gry

Recenzja gry 19 grudnia 2012, 10:54

autor: Maciej Kozłowski

Recenzja gry Guardians of Middle-Earth – League of Legends spotyka Władcę Pierścieni

Guardians of Middle-Earth to odważna próba przeniesienia mechaniki MOBA na konsole. Czy na padzie da się dobrze dżunglować?

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PS3

PLUSY:
  • pierwsza pełnoprawna MOBA na konsole;
  • dynamiczna, intensywna i emocjonująca rozgrywka;
  • dostosowanie mechaniki gry do specyfiki konsoli;
  • nieinwazyjne mikropłatności;
  • zróżnicowani bohaterowie;
  • uniwersum Władcy Pierścieni.
MINUSY:
  • niedopracowanie techniczne – zwłaszcza lagi i rozłączenia;
  • podczas meczu nie można kupować przedmiotów;
  • sztuczna inteligencja;
  • oprawa;
  • brak balansu między postaciami.

Władca Pierścieni wciąż żyje. W ostatnich latach pojawiło się kilka produkcji nawiązujących do dzieł mistrza, że wspomnę choćby LEGO Lord of the Rings czy Wojnę na Północy. W dobie rozbudowanych gier typu MOBA (takich jak League of Legends czy Dota 2) i ich niesłychanej popularności nie dziwi wcale szturm również na tę twierdzę – niezdobytą dotychczas przez ludy Śródziemia. Rezultat prac Monolith Productions jest co prawda ciekawy, ale brakuje mu ostatecznego szlifu.

W każdej grze opartej na mechanice Defence of the Ancients chodzi mniej więcej o to samo. Dwie pięcioosobowe drużyny bohaterów walczą ze sobą na niewielkiej arenie, a ich celem jest zlikwidowanie bazy wroga. Aby to osiągnąć, herosi muszą przedrzeć się przez zastępy słabowitych żołnierzy, zniszczyć odporne wieże oraz zyskać strategiczną przewagę nad przeciwnikiem – najlepiej poprzez zamachy na wrażych postaciach. W tej kwestii Guardians of Middle-Earth nie próbuje wymyślić koła na nowo – wszystkie wymienione elementy znajdują się w grze i zostały doskonale dostosowane do specyfiki konsoli. Również przejmowanie punktów kontrolnych (gwarantujących odpowiednie premie) oraz korzystanie z umiejętności nabywanych wraz z kolejnymi poziomami doświadczenia znalazło tu swoje miejsce i zostało dobrze zaimplementowane. Rozwój bohaterów, zabijanie przeciwników i wykorzystywanie poszczególnych atutów postaci – to w zasadzie sedno zabawy, z której można czerpać nielichą przyjemność. Szkoda tylko, że rozgrywka jako taka pozostaje niezbyt skomplikowana, a kolejne mecze są bardzo do siebie podobne.

Powodem tego stanu rzeczy jest bardzo kontrowersyjna decyzja twórców – w grze nie otrzymuje się złota za zabijanie potworów ani bohaterów, a co za tym idzie – brakuje tu również sklepiku z przedmiotami. Wniosek jest oczywisty – w trakcie rozgrywki nie da się w żaden sposób dostosowywać postaci do sytuacji na polu bitwy. Zapomnieć można o jakichkolwiek odmiennych buildach pomiędzy bohaterami tego samego rodzaju – Gandalf zawsze będzie tym samym długobrodym starcem i absolutnie niczym nas nie zaskoczy. Znacznie ogranicza to różnorodność poszczególnych starć – zazwyczaj przebiegają one w identyczny sposób. Takie postawienie sprawy każe też zastanowić się nad sensownością „dżunglowania” (czyli zabijania potworów niezależnych) – wszak nie otrzymuje się za to złota. Jedynym celem eksterminacji wrogów jest więc awans postaci do maksymalnego, czternastego, poziomu.

Pod koniec gry większość postaci dochodzi do 14, maksymalnego, poziomu doświadczenia. - 2012-12-19
Pod koniec gry większość postaci dochodzi do 14, maksymalnego, poziomu doświadczenia.

Aby nie było jednak aż tak źle, twórcy pozwolili na różnicowanie postaci poza rozgrywką – za zdobyte w poszczególnych meczach fundusze możemy nabyć jednorazowe eliksiry, wzmacniające kryształy (układane w odpowiednie zestawy) oraz potężne komendy. Gracze zaznajomieni z League of Legends bez trudu znajdą tu analogię do run, specjalizacji oraz czarów przywoływacza – trudno więc mówić o jakiejkolwiek oryginalności. Aby być bezstronnym, trzeba jednak przyznać, że rozwijanie poszczególnych podopiecznych sprawia sporo radości – szkoda jedynie, że progres ograniczono do poziomu metagry. Prosty awans postaci na wyższy level to często zbyt mało – pod koniec meczu na ogół wszyscy dobijają do finalnego pułapu zaawansowania, przez co satysfakcja z osiągniętych na polu bitwy sukcesów jest zdecydowanie mniejsza.

Poza zredukowaniem elementu ekonomicznego Guardians of Middle-Earth oferuje jeszcze jedną nowinkę – możliwość rozbudowy bazy. Podobnie jak w (niesłusznie zapomnianym) Demigodzie wieże strażnicze da się ulepszać, a zwykłych żołnierzy można zastępować wielkimi trollami czy groźnymi pająkami. Kolejne stopnie drabinki odblokowuje się wraz z awansem bohatera – wystarczy, że wysokopoziomowy heros podejdzie do sojuszniczej baszty i wybierze jedną z czterech opcji, by po chwili cieszyć się dodatkowymi efektami. Dodaje to zabawie nieco głębi i sprawia, że staje się ona ciekawsza. Warto zwrócić uwagę na fakt, że w większości (niemal identycznych) trybów gry istnieje dwudziestominutowy limit czasu – po jego przekroczeniu zliczane są wszystkie zabójstwa i asysty, a wynik decyduje o wygranej którejś z drużyn. Dzięki temu prostemu zabiegowi całość staje się bardziej dynamiczna i emocjonująca.

Widzisz tę grafikę i wiesz – to musi być MOBA. - 2012-12-19
Widzisz tę grafikę i wiesz – to musi być MOBA.

W grze możemy pokierować jednym z dwudziestu dwóch bohaterów znanych głównie z kart powieści Tolkiena (w nadchodzących dodatkach DLC dojdzie kolejnych ośmiu). Wśród nich nie zabrakło kultowych postaci, takich jak Legolas, Sauron czy Gollum. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by zagrać którymś z mniej znanych herosów (np. Eowiną, Arathornem lub niekanonicznym Agandaurem) – oni również zostali ciekawie przedstawieni i doskonale wpisują się w filozofię zabawy. Każdy z bohaterów dysponuje czterema unikalnymi umiejętnościami i znacznie różni się od pozostałych – co należy rozumieć jako zaletę. Pomińmy przy tym fakt, że starcie czarnoksiężnika z Angmaru z Hildifonsem Tukiem nie ma najmniejszego sensu z perspektywy historii uniwersum – wszak nie o fabułę tu chodzi, a o radosną młóckę!

Kiedy kilka postaci korzysta z umiejętności, na ekranie praktycznie nic nie widać. - 2012-12-19
Kiedy kilka postaci korzysta z umiejętności, na ekranie praktycznie nic nie widać.

Poszczególni herosi dzielą się na klasy – jedni idealnie sprawdzają się w walce wręcz, podczas gdy inni wolą strzelać z łuku. Polem bitwy jak zawsze manipulują magowie, a cały zespół wspierają wszelkiej maści kapłani i obrońcy. Szkoda tylko, że niektóre postacie są tragicznie niezbalansowane. Agandaur potrafi zabić całą drużynę przy pomocy jednego czaru, natomiast Galadriela jest praktycznie bezużyteczna. Można się co prawda spierać, czy role bohaterów nie sprawdzają się lepiej (lub gorzej) w zależności od konkretnych sytuacji – umówmy się jednak, że dwie dostępne w tej chwili mapy nie oferują zbyt wielkiego zróżnicowania w tym zakresie. Na pierwszej, stanowiącej jeden tylko korytarz, bezkonkurencyjni będą czarodzieje zadający potężne obrażenia obszarowe, natomiast na drugiej, klasycznej, podzielonej na trzy „ścieżki, wszechpotężni okażą się zabójcy (np. Gollum). Osobnym problemem jest również to, że niektórzy herosi nie mają najmniejszych szans w starciu z innymi – np. Legolas będzie zawsze ustępował Uglúkowi. Problem zostałby rozwiązany, gdyby dało się kupować odpowiednie przedmioty – ale tych, jak już wiemy, nie ma w ogóle.

Nawet jeśli przeciwnik posiada potężniejszą postać niż my, to jednak zawsze istnieje szansa na zwycięstwo – wszak wróg może nas nie trafić. Guardians of Middle-Earth w dużym stopniu stawia na zręczność i precyzję graczy – poszczególne ciosy muszą być wymierzane bardzo dokładnie, w przeciwnym razie po prostu chybiają celu (chociaż raz wystrzelone pociski „ścigają” uciekającego, ale namierzonego wcześniej wroga). Duży aplauz należy się twórcom za to, jak dobrze dostosowali sterowanie postaciami i specyfikę gry do wyzwań oferowanych przez konsolowe pady. Pole ataku poszczególnych bohaterów jest na tyle szerokie, by trafienie przeciwnika nie sprawiało wielkich kłopotów, ale również na tyle wąskie, by zmusić gracza do wytrwałego treningu. Chociaż każdy z herosów dysponuje całą serią różnorodnych umiejętności i dodatkowych możliwości (komendy, eliksiry), kierowanie nimi pozostaje intuicyjne i wygodne. Pozwala to na łatwe „wejście” w grę.

Powrót króla (?)

Guardians of Middle-Earth ma sporo wad. Do tych wymienionych wcześniej warto dodać: brzydką oprawę, zbyt efektowne czary (często nie wiadomo, co się dzieje) oraz niedociągnięcia techniczne. Szczególnie ten ostatni element potrafi zaboleć – lagi są tu na porządku dziennym, podobnie jak przypadkowe rozłączenia (nie można powrócić do raz opuszczonej rozgrywki!) oraz długi czas oczekiwania na pozostałych graczy (nawet do 10 minut). Do tego AI komputerowych bohaterów – zastępujących żywych uczestników zabawy – jest absolutnie beznadziejne. Skąd więc tak wysoka ocena tej pozycji?

Ułamki sekund potrafią zadecydować o zwycięstwie lub porażce. - 2012-12-19
Ułamki sekund potrafią zadecydować o zwycięstwie lub porażce.

Wynika ona głównie z bezkonkurencyjności tytułu na rynku konsol (Awesomenauts to zupełnie inna gra) oraz autentycznej, niczym nie skrępowanej radości, jaką sprawia udział w zmaganiach. Chociaż w najnowszym dziele Monolith Productions aż roi się od wad, to jednak nie sposób odmówić mu swoistego uroku. Rozgrywka pozostaje przyjemna niezależnie, czy jesteśmy weteranami gatunku, czy też totalnymi leszczami. Uproszczenia mogą razić znawców tematu, jednak nie czynią tej produkcji niegrywalną – co najwyżej mniej rozbudowaną. Jako medium dostarczające prostej rozrywki Guardians of Middle-Earth sprawdza się bardzo dobrze. A o to przecież chodzi.

Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego

Recenzja gry

Nie, Ara: History Untold - wbrew hasłom marketingowym - nie będzie kolejną alternatywą dla serii Civilization. Jednak nie jest to wada, bo gra ma na siebie własny pomysł i realizuje go sprawnie, choć nie zawsze konsekwentnie.

Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki
Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki

Recenzja gry

Po 20 godzinach, które spędziłem z 63 Days, miałem w sobie mnóstwo sprzecznych emocji. Z jednej strony uważam, że to przeciętna gra z aspiracją do ponadprzeciętnej – z drugiej zaś liczba błędów i nielogicznych rozwiązań przeraża.

Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy
Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy

Recenzja gry

Gdy pierwszy raz uruchomiłem Frostpunka 2, byłem pełen obaw. Twórcy ewidentnie chcieli poeksperymentować z konwencją, zmienić formułę i zaoferować coś nowego. Czy jednak wyszło to grze na dobre?