Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Divinity: Grzech Pierworodny Recenzja gry

Recenzja gry 10 lipca 2014, 14:40

autor: Luc

Recenzja gry Divinity: Original Sin - klasyczny, turowy RPG warty grzechu

Jeszcze do niedawna wydawało się, że gatunek klasycznych gier RPG już na dobre zniknął ze sceny. Dzięki Kickstarterowi i Divinity: Grzech Pierworodny od studia Larian jego wielki renesans właśnie się rozpoczął.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • świetnie uchwycona esencja klasycznych gier RPG;
  • rozbudowany i wciągający świat;
  • sporo zadań pobocznych;
  • oprawa audiowizualna;
  • dualistyczny system dialogów;
  • stawiający na taktykę system walki;
  • bardzo wymagające zagadki;
  • dający sporo frajdy tryb kooperacji.
MINUSY:
  • drobne problemy z kamerą oraz interfejsem;
  • sztuczni i plastikowi towarzysze;
  • opóźniona polska wersja językowa.

Fani gier RPG z pewnością nie mają w ostatnich latach powodów do narzekań – rynek gier wideo wręcz tonie w zalewie kolejnych produkcji stawiających na rozwój bohatera, rzucanie potężnych czarów oraz walkę ze smokami pilnującymi pękających w szwach skarbców. Co więcej, kolejne wielkie hity już są w drodze i zawitają na naszych dyskach za kilka tygodni lub miesięcy. I choć epickie przygody, jakie przeżywamy, wcielając się w Geralta czy Dovahkiina potrafią totalnie pochłonąć, nijak mają się do tych, których uświadczyliśmy w złotym okresie klasycznych erpegów. Studio Larian w 2002 roku, tworząc pierwszą odsłonę serii – Divine Divinity – stawiało zaledwie pierwsze kroki w branży, efekt końcowy okazał się jednak zaskakująco udany. Produkcja, łącząca zręcznościową walkę niczym z Diablo i poziom otwartości świata bliski Baldur’s Gate, została bardzo ciepło przyjęta przez wszystkich fanów gatunku, dając twórcom motywację do dalszej pracy nad światem Rivellonu. Po kilku latach przerwy mamy okazję zagościć tam ponownie.

Niech się dzieje wola nieba

Recenzja gry Divinity: Original Sin - klasyczny, turowy RPG warty grzechu - ilustracja #2

Choć zbiórka pieniędzy na Divinity: Grzech Pierworodny nie zakończyła się żadnym rekordem, ilość zebranych środków i tak ponad dwukrotnie przewyższyła minimum. Mimo to funduszy nie starczyło na implementację wszystkich interesujących rozwiązań – tym, z czego ostatecznie zrezygnowano, był m.in. niezwykle ciekawie zapowiadający się system wpływu pogody oraz pory dnia na siłę zaklęć.

Choć akcja nowego Divinity toczy się w tym samym uniwersum, całość rozgrywa się na długo przed wydarzeniami z pierwszej części. Wcielając się w dwójkę bohaterów – członków potężnego zakonu Łowców Źródła – wyruszamy do nieznanej nam, nadmorskiej mieściny, aby zbadać tajemniczą sprawę morderstwa tamtejszego radnego. Jak to w grach tego typu bywa, z pozoru nieskomplikowana sprawa szybko przeradza się w zdecydowanie większą intrygę, której rozwikłanie zresztą także spada na nasze barki. Poszukując kolejnych poszlak, natrafiamy na coraz to nowsze ślady, które prowadzą nas ostatecznie na trop o wiele poważniejszego problemu. Ruszamy więc przed siebie, zwiedzając kolejne upiorne grobowce, błądząc po bezkresnych jaskiniach, przedzierając się przez pustynie czy choćby odwiedzając inne wymiary. Wszystko po to, aby wypełnić nie tylko obowiązek każdego Łowcy Źródła, ale także swoje przeznaczenie.

Chwila zadumy przed czekającą nas przygodą.

Oprócz misji ściśle powiązanych z głównym wątkiem dwójka naszych bohaterów może zaangażować się także w multum pobocznych aktywności. Dodatkowych zadań jest sporo i choć w większości sprowadzają się jedynie do przyniesienia odpowiedniej osobie danego przedmiotu, wykonywałem je wszystkie z przyjemnością. Satysfakcja z wykonanego zadania – nawet tak trywialnego jak pokonanie zwariowanego bałwana – jest ogromna, zwłaszcza jeśli do jego ukończenia potrzeba rozwiązania skomplikowanego rebusu. Zagadki w Divinity: Grzech Pierworodny od samego początku potrafią zaleźć za skórę. Choć przy niektórych z nich mój Łowca Źródła musiał na kilkadziesiąt minut stać się Łowcą Pojedynczych Pikseli, to kiedy udało mi się całość ostatecznie rozwiązać, poczucie frustracji szybko ustępowało ogromnej dumie. Ukrywanie za krzakami malutkich przełączników otwierających drzwi na drugim końcu mapy to wprawdzie przejaw czystego sadyzmu ze strony twórców, należy jednak pamiętać, że to na takich elementach budowano w końcu najlepsze gry tego gatunku.

Recenzja gry Divinity: Original Sin - klasyczny, turowy RPG warty grzechu - ilustracja #4

Divinity: Grzech Pierworodny w Polsce ukaże się 18 lipca, czyli 3 tygodnie po premierze światowej. Dłuższe oczekiwanie na produkt miała osłodzić myśl, że dotrze on do nas w polskiej wersji językowej. Niestety, wydawca nie zdążył dopieścić tłumaczenia i łatka polonizująca trafi do użytkowników dopiero na przełomie sierpnia i września.

O dwóch takich, co w grę grali

Jeśli zdarzy się, że samodzielnie nie jesteśmy jednak w stanie poradzić sobie z daną zagadką lub po prostu znudziło nas samotne granie, możemy do wspólnej gry zaprosić naszych przyjaciół. Choć początkowo do trybu kooperacji byłem nastawiony dosyć negatywnie, okazało się, że dzięki grze we dwoje tytuł zyskuje całkowicie nowe oblicze. Duży wpływ ma na to bez wątpienia system podwójnego prowadzenia dialogów – każdy z głównych bohaterów ma swoje zdanie na dany temat, a kiedy nie zgadza się z towarzyszem, konflikt rozwiązuje przy pomocy niezawodnego „papier, kamień, nożyce”.

Nawet orkowie sięgają po cywilizowane sposoby rozwiązywania konfliktów!

O ile w przypadku samotnego grania wymaga to porządnego wczucia się w rolę i chwilami zakrawa na pierwsze objawy schizofrenii, to w kooperacji sprawdza się naprawdę świetnie i każdą okazję do dialogu przekuwa w doskonałą zabawę. Swoje opinie stosunkowo często wtrącają także nasi towarzysze, choć akurat ten element nie należy do szczególnie udanych. Ich historie oraz narzucone osobowości w samej końcówce gry wprawdzie nabierają rumieńców, jednak przez większość czasu rzucają drętwymi frazesami i trudno pozbyć się wrażenia, że ich kwestie pisano na kolanie. Gdyby nie fakt, iż bywają przydatni w walce, mój duet Łowców najprawdopodobniej podróżowałby jedynie we własnym gronie.

Walcz wszystkim, co popadnie

No właśnie, walka. Nie samą rozmową człowiek w końcu żyje, więc w przerwach pomiędzy kolejnymi dialogami nasi protegowani chętnie sięgają po broń. W przeciwieństwie do wcześniejszych części cyklu, Divinity: Grzech Pierworodny oferuje graczom w pełni turowy tryb walki. I to zresztą nie byle jaki, bo kładący bardzo mocny nacisk na strategię, pozycjonowanie postaci i umiejętność odpowiedniego korzystania z otoczenia oraz reakcji pomiędzy poszczególnymi żywiołami. Choć do tej pory nie zdawałem sobie z tego sprawy, to chyba właśnie tego elementu najbardziej brakuje mi we współczesnych produkcjach. Konieczność planowania przebiegu walki w Divinity naprawdę mnie urzekła, a obmyślanie odpowiednich kombinacji czarów dla zmaksymalizowania obrażeń daje nadspodziewanie dużo frajdy i czyni z każdego starcia całkowicie inne doświadczenie. Jeśli dodamy do tego naprawdę wysoki poziom trudności potyczek, otrzymujemy w efekcie jeden z ciekawszych oraz bardziej angażujących systemów, który zyskuje jeszcze dodatkowe punkty podczas wymagających walk z bossami.

Odpowiednie połączenie czarów oraz otaczających nas obiektów to klucz do sukcesu.

Podczas wspomnianych starć wychodzi jednak na jaw prawdopodobnie największa wada Divinity – praca kamery, mocno utrudniająca celowanie w przeciwników, oraz toporny interfejs. Choć na pierwszy rzut oka wszystko wygląda doskonale, przy dłuższym obcowaniu z tytułem przynajmniej kilkanaście razy przekląłem twórców za fuszerkę, której się w tej kwestii dopuścili. Kamera często niespodziewanie zmienia swoją pozycję, a postacie, w które próbujemy trafić, w dosyć losowy sposób podrygują – często prowadzi to do sytuacji, w której klikamy tuż obok bestii, a nasz bohater zamiast zadać śmiertelny cios, zaczyna po prostu biec w kierunku przeciwnika. Setki razy podczas rozgrywki zdarzyło mi się także „przeskakiwać” własną turę z powodu zbyt długiego przytrzymania klawisza lub przypadkowego, podwójnego naciśnięcia spacji. Brak jakichkolwiek zabezpieczeń w tym zakresie często budzi sporą frustrację i rujnuje wszystkie posunięcia, jakie zdążyliśmy sobie w trakcie walki rozplanować. Jakby tego było mało, gra nie pozwala na jakiekolwiek szybkie anulowanie rozpoczętych dialogów, przez co omyłkowe kliknięcie na którąś z postaci wiąże się z koniecznością furiackiego machania myszką po całym ekranie. W gruncie rzeczy są to jednak niewielkie niedogodności, do których po pewnym czasie byłem w stanie się przyzwyczaić, choć nie ukrywam, że nawet po blisko 50 godzinach gry wciąż nie mogę wyjść z podziwu, iż nie wyłapano tych problemów podczas testów.

Zrobiona na bóstwo

Równie zaskakująco – choć w tym przypadku w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu – gra prezentuje się od strony audiowizualnej. Przez całą rozgrywkę akcję oglądamy oczywiście z rzutu izometrycznego. Lokacje, które zwiedzamy, są wyjątkowo szczegółowe i równie efektownie prezentują się nawet na bardzo dużych zbliżeniach. Widok falujących, pojedynczych ździebeł trawy, siadających na kwiatach motyli czy choćby pryskająca przy ciosach czerwona posoka, to tylko jedne z wielu detali budujących świat pełen zachwycających widoków, przy których chwilami po prostu aż musiałem się zatrzymać.

Piękne widoki na każdym kroku. Aż chce się zwiedzać.

W napawaniu się malowniczym krajobrazem pomaga także rewelacyjnie skomponowana ścieżka dźwiękowa. Świetnie wpasowuje się w wydarzenia na ekranie i doskonale buduje nastrój przeżywanych przygód. Choć wsłuchiwałem się w nią przez kilkadziesiąt godzin, ani przez chwilę nie miałem jej dosyć. W porównaniu do poprzednich odsłon część utworów brzmi wprawdzie dziwnie znajomo, ale biorąc pod uwagę, na jak wysokim poziomie od zawsze stały kompozycje autorstwa Kiryła Pokrowskiego, trudno czynić z tego jakikolwiek zarzut.

Jaki koniec czeka naszych bohaterów?

Grzech nie zagrać!

Pomimo kilku drobnych wad gra prezentuje się naprawdę znakomicie i z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu, kto zdążył zatęsknić za rozgrywką tego typu. Wsparcie dla społeczności moderskiej to dodatkowa obietnica, że nawet po ukończeniu oficjalnej kampanii pozycja wciąż będzie miała fanom sporo do zaoferowania.

Muszę jednak przyznać, że spośród czterech wielkich erpegów ufundowanych na Kickstarterze (oprócz Divinity mam na myśli Torment: Tides of Numenera, Pillars of Eternity oraz Wasteland 2) na Grzech Pierworodny czekałem akurat z najmniejszym entuzjazmem. Czas spędzony na przemierzaniu Rivellonu okazał się jednak szalenie udany, czyniąc tym samym tytuł studia Larian prawdopodobnie najlepszym izometrycznym RPG od czasów Baldur’s Gate II. Jeśli tak ma wyglądać przyszłość tego zapomnianego gatunku, to czekają nas naprawdę wspaniałe czasy.

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

DalethTichy VIP 11 stycznia 2020

(PC) Doceniam mechanikę walki w tej grze, dlatego polecam tą produkcję, ale świat gry i fabuła, to patchworkowa robótka, podbierająca gotowe rozwiązania z innych tworów fantasy. Nic oryginalnego.

6.5
Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem
Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem

Recenzja gry

Metaphor: ReFantazio to ogromne, naprawdę ogromne jRPG, w którym przepiękna oprawa audiowizualna idzie w parze z angażującym systemem walki i genialnymi projektami przeciwników - szkoda, że w warstwie fabularnej nie wszystko zagrało tak, jak powinno.

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.