Crush Your Enemies Recenzja gry
autor: Michał Wasiak
Recenzja gry Crush Your Enemies - Barbarzyńcy w trasie
Wszyscy mieszkańcy idyllicznych krain fantasy miejcie się na baczności! Oto horda cywilizowanych inaczej uciekła z lochów polskiego studia Vile Monarch, by palić, rabować i gwałcić!
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- dynamiczna rozgrywka;
- klimat totalnej parodii;
- niezła muzyka;
- międzyplatformowy multiplayer.
- wątpliwy sens wydania tej gry na PC;
- uciążliwe sterowanie;
- oskryptowana SI;
- nierówny poziom żartów;
- problemy z wydajnością na słabszym sprzęcie;
- cena.
Dawno, dawno temu, w fantastycznej krainie Generii poczciwi mieszkańcy wiedli swoje żywoty pod mądrym panowaniem Króla Krzyśka. Niestety świat ma tendencję do zwiększania swojej entropii i tak spokój ów został zakłócony przez bandę niewychowanych barbarzyńców pod przywództwem straszliwego Broga i jego fajtłapowatego syna Fuzguda. Ich marsz, mający początkowo za cel jedynie anihilację wszystkiego, co się rusza, wkrótce nabiera jednak głębszego sensu, gdy na jaw wychodzą słowa tajemniczej przepowiedni. Według niej każdy, kto posiądzie sutek śpiącego bóstwa, sam może stać się bogiem. Tak czy siak, aby go zdobyć, trzeba zmiażdżyć wrogów, więc choć motywacja i okoliczności się zmieniają, rezultat jest taki sam…
Tak oto przedstawia się osnowa fabularna najnowszego dzieła polskiego studia Vile Monarch, twórców absurdalnego, lecz przy tym całkiem udanego symulatora obrażania pod tytułem „Oh… Sir!”. Tym razem Polacy postanowili spróbować swoich sił w gatunku RTS. W Crush Your Enemies dowodzimy oddziałami wspomnianych barbarzyńców w trakcie szybkich, trwających zaledwie kilka minut bitew. Oprawa graficzna jest niezwykle prosta i przywodzi na myśl stare gry na Game Boya. Grać zaś możemy zarówno w pojedynkę, biorąc udział w kampanii, jak również ze znajomymi, rozgrywając potyczkę w trybie dla wielu graczy. Całość jest przy tym dosadną parodią klasycznych motywów fantasy.
Przemoc jest rozwiązaniem
Starcia w Crush your Enemies toczą się na planszach złożonych z kwadratowych pól. Przemieszczamy po nich oddziały, liczące maksymalnie 50 pikselowych ludków, reprezentujących różne profesje: od prostaczków – uniwersalnej, lecz słabej w boju piechoty, poprzez łuczników, wojaków, tarczowników, szybkich zwiadowców, na wspierających inne oddziały czarownikach kończąc. Nasze jednostki mogą swobodnie poruszać się po swoim terenie, lecz przed dostaniem się w okolice przeciwnika muszą wcześniej przekopać wrogie pola, by je zająć. Początkową liczbę wojsk powiększamy w chatkach rozpłodowych, zaś w specjalnych budynkach możemy przydzielać ludkom odpowiednie profesje. Gdy nasze oddziały spotykają się z jednostkami wroga, rozpoczyna się walka, o której wyniku decyduje liczebność grupy oraz jej rodzaj – zgodnie z zasadą „kamień-papier-nożyce”. W części bitew funkcjonuje prosty system surowców, oparty na zbieranej przez prostaczków żywności oraz drewnie, pozwalających na rekrutację ludków i konstrukcję budynków.
Tempo bitew jest iście zawrotne, dlatego istotny jest przegląd pola przed walką i opracowanie strategii. Oprócz uniwersalnego celu „zmiażdż wszystkich wrogów” istnieją również poboczne zadania, które decydują o tym, czy na końcu batalii otrzymamy jedną, dwie, czy trzy głowy nabite na pikę. Owa punktacja ma znaczenie w kampanii, gdzie zbierana sława pozwala rozgrywać kolejne misje. Tu liczy się także piwo, produkowane przez zdobyte po drodze wioseczki. Dzięki złotemu trunkowi możemy bowiem kupić kilka przydatnych w bitwie gadżetów, takich jak nadmuchiwany barbarzyńca, czy wzmacniająca oddział gorzałka.
System bitewny sprawdza się nieźle, zaś starcia, przy całej swojej prostocie, sprawiają sporo frajdy. W bardzo szybkim tempie musimy bowiem decydować, ilu wojaków będzie pracować nad liczebnością armii, a ilu ruszy na front, jak również wybrać w jakich profesjach zostaną wyszkoleni. Do tego dochodzą kluczowe punkty na mapie, jak choćby wieże obronne, które można obsadzić tak, by prowadziły zabójczy ostrzał pobliskich wrogów. Sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie i wymaga ciągłego dopasowywania strategii. Mam jednak wrażenie, że ogólna formuła rozgrywki bardziej niż na PC, nadaje się do gry na urządzenia mobilne (na które Crush your Enemies również wyszedł). Tego, że pecetowa wersja gry jest portem z Androida i iOS, dowodzi także system sterowania. ewidentnie zaprojektowany nie do obsługi myszą, lecz dotykowym ekranem. Aby wydawać w porę rozkazy, ganiamy gryzoniem jak obłąkani. Wysłanie w bój wojaków to aż trzy kliknięcia, zaś gdy chcemy dokładniej podzielić oddział, musimy zmierzyć się z niewygodnym w obsłudze suwakiem. Przy tak dużym tempie zabawy powoduje to opóźnienia, mogące kosztować nas zwycięstwo. Szkoda, że twórcy nie opracowali systemu skrótów klawiszowych, które mogłyby znacząco poprawić ten aspekt.
Trzeba również przyznać, że komputer nie jest szczególnie wymagającym przeciwnikiem. W każdej bitwie wróg działa według określonego skryptu, który sam w sobie jest dosyć skuteczny, lecz gdy znajdziemy w nim lukę, AI nie potrafi się zreflektować. W efekcie całą kampanię można bez większych problemów przejść w kilka godzin. W tym kontekście obiecujący wydaje się więc tryb wieloosobowy, pozwalający na rozegranie krótkiej partyjki z wylosowanym z sieci przeciwnikiem, bądź też z jednym z naszych znajomych – i to bez konieczności używania tej samej platformy przez obu graczy.
Brutalne realia
Crush Your Enemies w kampanii dla jednego gracza bez przerwy raczy nas różnej maści barbarzyńskimi żartami, dialogi zaś to salwy bluzgów i ciętych ripost. Cieszą liczne nawiązania do znanych motywów fantasy i kultowych gier komputerowych. Oczywiście, jak na polską grę przystało, wszystko to przygotowano także w naszym języku ojczystym. Wiele z serwowanych tekstów jest naprawdę zabawnych, a czasem wręcz błyskotliwych. Poziom humoru nie jest jednak równy i grze zdarzają się gorsze, mało śmieszne momenty, niezbyt skutecznie maskowane większym zagęszczeniem przekleństw.
Wizualnie Crush Your Enemies prezentuje się jak na indyka przystało – dosyć oldskulowo. Pikselowo-komiksowa grafika dobrze pasuje do ogólnego klimatu produkcji, jednak o jakichś szczególnych doznaniach estetycznych musimy zapomnieć. Nieźle wypadła za to muzyka, szczególnie orkiestrowe i gitarowe kawałki.
Biorąc pod uwagę poziom technicznego zaawansowania, Crush Your Enemies powinno bez problemu ruszyć nawet na programatorze od pralki. Tymczasem, ku mojemu niemałemu zdziwieniu, gra uskuteczniła pokaz klatek, gdy działała na zintegrowanym układzie graficznym i dopiero zaprzęgnięcie do pracy dedykowanej karty zapewniło odpowiednią płynność. Fakt ten może stanowić problem dla posiadaczy komputerów skonfigurowanych do pracy biurowej. Tymczasem to właśnie oni, łaknący krwi z powodu mnóstwa wiszących nad głową projektów, mieli być jedną z kluczowych grup odbiorców szybkiej barbarzyńskiej sieczki.
Pozostańmy przy tabletach
Crush your Enemies ma szansę, by odnieść spory sukces na urządzeniach mobilnych z większymi ekranami, szczególnie jeśli twórcy utrzymają obecny kierunek i nie naładują gry nachalnymi mikropłatnościami. Wątpię jednak, by wydawanie tego tytułu na komputery osobiste było trafną decyzją. Toporne sterowanie myszą i wygórowana jak na tak prostą grę cena (około 40 zł w momencie premiery) mogą skutecznie zniechęcić pecetowych graczy. Poza tym komu będzie chciało się rozsiadać przed monitorem, by rozegrać kilkuminutową potyczkę, którą równie dobrze uskuteczni na tablecie?