Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Bravely Default II Recenzja gry

Recenzja gry 25 lutego 2021, 14:00

Recenzja gry Bravely Default 2 - bardziej default niż bravely

Bravely Default 2 - długo wyczekiwany jRPG na konsolę Nintendo Switch - okazał się dobrą, rzemieślniczą robotą, niepozbawioną wad i problemów szacownego gatunku. Pozycja dla fanów starych, japońskich gier, którzy nie boją się wielogodzinnego grindu.

Recenzja powstała na bazie wersji Switch.

PLUSY:
  1. pod maską znajduje się wyśmienite jRPG;
  2. masa zawartości (multum klas postaci, tona przedmiotów);
  3. sympatyczna minigra karciana;
  4. kilkadziesiąt godzin rozrywki;
  5. monumentalna oprawa muzyczna;
  6. wysoki poziom trudności, który ucieszy hardkorowych fanów gatunku.
MINUSY:
  1. sztampowe postaci i fabuła, którą przeszliście już dziesiątki razy w innych jRPG-ach;
  2. męczące i niepotrzebne questy poboczne;
  3. stosunkowo dużo loadingów, które wkurzają.

Oldskulowość w grach, niczym miecz przeznaczenia, ma dwa ostrza. Jednym jest sprawdzona, znana i lubiana formuła. Drugim zaś wtórność. Co ciekawe, na obu tych polach Bravely Default 2 się wyróżnia. Otrzymujemy bowiem bardzo solidne jRPG ze wszystkimi tropami, które uwielbiają fani gatunku. Patrzysz na słodkie wizerunki postaci, poznajesz imię księżniczki (Gloria), dowiadujesz się, że trzeba odzyskać skradzione kryształy czterech żywiołów – i bum, od razu wiesz, co trafiło w twoje ręce. Nic cię tu niemiło nie zaskoczy, żadna mechanika nie będzie obca. Wszystko wykonano zgodne z Instrukcją Projektowania Typowych Gier jRPG. To trochę jak oglądanie kolejnej ekranizacji Dumy i uprzedzenia czy poznawanie różnych wersji początków Batmana. Nie oczekujemy nowinek – jesteśmy ciekawi, jak twórcy poradzili sobie raz jeszcze opowiadając tę znaną wszystkim historię.

Oto Gloria, księżniczka jednego z królestw ze świata gry.

Niestety, Bravely Default 2, jak wiele tego typu bezpiecznych gier (ot, choćby seria Assassin’s Creed), jest po prostu szalenie przewidywalne. To formuła, którą widzieliśmy już tyle razy na przestrzeni ostatnich 30 lat, czy to zwiedzając różne linie czasowe w Chrono Trigger, czy ścierając się z Sephirotem, czy wreszcie – biorąc nowszy przykład – nudząc się w zbyt długim i powtarzalnym Octopath Traveler. Niestety, nie dodając wiele od siebie do klasyki Bravely Default 2 staje się po prostu odtwórczym klonem. To bardzo solidna rzemieślnicza robota, a pod względem jRPG-owych mechanizmów rozgrywki wręcz znakomita, ale za serce nie łapie.

jRPG-owanie

Recenzja gry Bravely Default 2 - bardziej default niż bravely - ilustracja #2Recenzja gry Bravely Default 2 - bardziej default niż bravely - ilustracja #3

Grafika w grze jest nierówna. Malowane pejzaże miast są śliczne, ale już otwarty świat straszy przedpotopową oprawą...

Pokemony zajmują wyjątkowe miejsce w sercach fanów na całym świecie. Ale nie w moim – a jednym z powodów jest ich stagnacja. Najnowsza odsłona nie wprowadziła w starutką mechanikę wielu zmian czy nowinek. W efekcie błyskawicznie się nią znudziłem – bo co to za frajda, gdy w grze brakuje wyzwania – i nawet się nie łudzę, że kiedyś do niej wrócę.

Pod tym względem seria Bravely Default prezentuje całkowicie odmienne podejście. Twórcy chcą dogodzić przede wszystkim hardkorowym miłośnikom jRPG-ów, starając się zapewnić im odpowiedni poziom wyzwania i sporo zawartości do odkrycia. I wyszło im to naprawdę świetnie – ba, może nawet zbyt dobrze, szczególnie z tym poziomem trudności, ale o tym za chwilę. Zaczniemy od rozwoju postaci i systemu walki.

Nie ma to jak wygrana!

Tytuł gry, dziwny na pierwszy rzut oka, wygląda jak z Generatora Nazw Japońskich RPG-ów. Cokolwiek by o nim nie sądzić, odwołuje się do kluczowej mechaniki serii. W trakcie turowych starć z wrogami możemy wykonać jakąś akcję, np. zaatakować wroga, rzucić czar czy odpalić jedną z wielu umiejętności dwóch aktywnych w trakcie starcia klas postaci. Klasyka gatunku. Poza tym jednak gra daje nam opcję zachomikowania sobie akcji. Robimy to wybierając opcję default. Odwrotnie działa brave, które pozwala wykonać do trzech dodatkowych ruchów w danej turze (możemy je wykonać też na zapas, kosztem przyszłych tur). Odpowiednie balansowanie tymi decyzjami jest więc kluczowe – może nie w starciach ze zwykłymi mobkami, ale już w walkach z bossami wychodzi jak ważny jest ten taktyczny aspekt gry, bo mądre wybory będą decydować o sukcesie bądź porażce. W efekcie walki zawsze wymagają uwagi i nie wystarczy maszować jednego ataku – a to duży komplement w tym gatunku.

A MOŻE PARTYJKA W GWINTA?

W Bravely Default 2 nie zabrakło karcianej minigry zwanej Bind and Divide (w skrócie B’n’D). To prosta karcianka, w której naszym celem jest zająć większy od przeciwnika obszar niewielkiej mapy. W świecie gry spotykamy postaci, z którymi możemy się mierzyć, zdobywać ich karty (ulepszając w tej sposób naszą talię), i awansować w rankingu. Mała rzecz, a cieszy.

Walcz i płacz

Wymagający system walki doskonale współgra z rozbudowanym rozwojem postaci. W drużynie co prawda mamy zawsze te same cztery postaci (i dobrze, nie ma nic gorszego niż musieć wybierać z szerokiej ekipy, kto znajdzie się na polu bitwy), ale za to klas postaci (zwanych oczywiście zawodami – jobs) jest cała masa. Przez całą grę odkrywamy kolejne z nich – i choć niektóre są do siebie podobne, kombinacji naszej drużyny i tak mamy całe multum, bo każdy może wybrać sobie dwie aktywne klasy (oczywiście, żeby w pełni z nich korzystać, to dany bohater czy bohaterka muszą ją wcześniej wylevelować). Nie wątpię, że jRPG-owi wyjadacze szybko rozgryzą, które zawody są potężne, odniosłem bowiem wrażenie, że balans bywa w tej grze… nierówny.

Bój to nie będzie nasz ostatni.

A jak walki z bossam? Oj, pamiętam, jak denerwowałem się, gdy trafiłem na potężnego przeciwnika, który po prostu zmiatał moja drużynę z powierzchni ziemi. I szczerze – mam w związku z tym mieszane uczucia, bo ostatecznie jedynym sposobem na pokonanie tak silnego wroga okazywała się… godzina, dwie czy nawet trzy grindu. Tak, to jeden z tych klasycznych jRPG-owych tropów – cała klasyka gatunku pełna jest przecież gier, w których losowe starcia były równie obowiązkowe, co męczące. Bravely Default 2 w paru miejscach mnie jednak złamało – odkładałem Switcha po kilku nieudanych starciach z bossem (a jedno takie starcie to nawet kilkanaście minut) z poczuciem, że jutro czeka mnie przykry obowiązek – żmudny grind. Końcówkę gry przechodziłem na łatwym poziomie trudności, który wcale nie okazał się taki prosty. Ostrzegam więc, jeśli stworzycie sobie złą kompozycję klas postaci, albo nie lubicie grindować, to wasz Switch zacznie latać po waszym mieszkaniu.

GRINDUJ ALBO… CZEKAJ?

Tak, Bravely Default 2 to trudna gra. Kiedy więc potwory kopią nam tyłki, a boss traktuje naszą drużynę niczym worki treningowe, to możemy albo grindować, albo… poczekać.

W grze wprowadzono ciekawy w teorii system wysyłania statku morskiego na wyprawy. Gdy mamy uśpioną konsolę, nasz bohater zbiera różne nagrody. Przy odrobinie szczęścia po takiej nocnej ekspedycji będziemy mogli solidnie wzmocnić bohaterów. A jak działa ten system w praktyce? Tak sobie, wiele bowiem zależy od szczęścia – możemy zdobyć mocne boosty punktów doświadczenia, albo kompletnie niepotrzebną nam w danym momencie gotówkę. Niestety, ale mnie te wyprawy w zasadzie gry nie ułatwiły.

W Bravely Default 2 nie zabrakło też tony ekwipunku, który możemy przydzielać postaciom (bądź wybrać opcję automatycznego doboru najlepszego – zdaniem gry – zestawu), dodatkowych umiejętności pasywnych, które wzmacniają naszych herosów. Ba, są nawet proste zadania poboczne, choć akurat ja szybko z nich zrezygnowałem, bo to zwyczajna zapchajdziura, w stylu przynieś, podaj, pozamiataj. I to dosłownie. Odpadłem po tym, gdy miałem zanieść jedzenie pewnemu mężczyźnie – musiałem latać do niego trzy razy, a raz zażyczył sobie… widelca. Mam wrażenie, że miało to być zabawne, ale, cóż, okazało się tylko wkurzające.

Defaultowe postaci

Dawno są tak nie oczytałem i nie nasłuchałem dialogów. Czwórka postaci, którymi kierujemy w Bravely Default 2, po prostu uwielbia ze sobą (i z innymi też) gadać – więc w ciągu tych kilkudziesięciu godzin, które zajmuje kampania, trudno ich dobrze nie poznać. Cóż jednak z tego, jeśli pisząc ten tekst, nie do końca pamiętam ich imiona. Niestety, bohaterowie w grze – zarówno ci nasi, jaki i typowi NPC-e – są papierowi. Napisano ich w sztampowy sposób – dobrzy są ofiarni i heroiczni aż do bólu, zaś ci źli uwielbiają złowieszczo śmiać się sami do siebie. Efekt nie jest ani szczególnie humorystyczny, ani interesujący.

Skoro postaci nie są szczególnie ciekawe, to może historia ciągnie grę? Niestety, ale składa się ona z banałów i ogranych motywów oraz dłużących się dialogów, a zwroty akcji są zapowiadanie z tak dużym wyprzedzeniem, że zaskoczą one chyba tylko największe gapy. W efekcie tylko kilka momentów zrobiło na mnie większe wrażenie. Historii nie pomaga sposób, w jaki ją opowiedziano, bo w Bravely Default 2 w zasadzie brak cut-scenek. Zdecydowana większość wydarzeń opowiadana jest przez postaci stojące w linii na ekranie. Nawet te niezbyt częste cut-scenki trzymają się tej konwencji. W efekcie wszystko opiera się na rozmowach, łamiąc zasadę „show, don’t tell”. Pełno jest też sytuacji, gdy pokonany przeciwnik po prostu ucieka z pola bitwy, a nasze postaci, niczym zagubione dzieci, patrzą na to bez żadnej reakcji.

TO MOŻE ŚWIAT?

Skoro postaci czy historia nie są zbyt ciekawe, to może świat gry potrafi zachwycić? Niestety nie, to sztampowy setting fantasy w klimatach lekko średniowiecznych. Owszem, pejzaże miast są malownicze, a monumentalna muzyka buduje świetny klimat w czasie starć, ale na powrót do Excillant, bo tak się nazywa kontynent z gry (tak, musiałem tę nazwę sprawdzić w Internecie), nie mam większej ochoty.

Mam świadomość, że taka konwencja, pełna patosu i oklepanych tropów, znajdzie swoich admiratorów. Dla mnie jednak to było doświadczenie raczej z tych obojętnych – bo nawet nie negatywnych. O ile historię śledziłem sobie jednym okiem, o tyle rozwój postaci i ciekawe (a także cholernie trudne) walki taktyczne były tym, co ciągnęło mnie ku zakończeniu gry. Od tego, co uważacie za ważniejsze, zależeć będzie Wasz odbiór Bravely Default 2.

jRPG, które możesz poznać

Każde lochy to oczywiście masa losowych starć z potworami.

Spędziłem z Bravely Default 2 długie dwa tygodnie i był to istny rollercoaster emocji. Od początkowego dystansu dla graficznego stylu chibi, przez wciągnięcie się w dopracowane i rozbudowane mechanizmy taktycznej walki, aż po okazjonalną wściekłość na wysoki poziom trudności (nie lubię przegrywać) czy wreszcie obojętność, z jaką pozostawiła mnie przewidywalna historia i papierowe postaci.

Nie bawiłem się w tym czasie źle, ale nie będę też długo wspominał Bravely Default 2. To po prostu jedna z tych gier, które szybko zapomnę. Nie ma tutaj odpowiedników rozmowy Clouda z Tifą na placu zabaw, postaci na miarę Dragon Questa 8 lub Final Fantasy IX czy odjechanego settingu w stylu Disgaeai. Jest za to świetny system rozwoju postaci, wymagający taktycznego zamysłu system walki i trudni bossowie. Ostatecznie wychodzi z tego raczej bezpieczna i mocno oldskulowa produkcja. Idealna, jeśli macie ochotę na typowego jRPG-a. A jeśli szukacie czegoś świeżego? To nie znajdzie tego tutaj.

O AUTORZE

Nie jestem hardkorowym fanem jRPG-ów, ale od czasu do czasu mam ochotę wpaść w rutynę losowych walk, grindowania i świetnej muzyki, która jest znakiem rozpoznawczym erpegów z Japonii. Bravely Default 2 nie trafi na szczyt mojej listy najlepszych produkcji tego typu, w które do tej pory grałem. Na jej czele ciągle i niezmiennie jest Chrono Trigger.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry dostaliśmy za darmo od czeskiej firmy Conquest, oficjalnego reprezentanta Nintendo w Polsce.

Adam Zechenter

Adam Zechenter

W GRYOnline.pl pojawił się w 2014 roku jako specjalista od gier mobilnych i free-to-play. Potem przez wiele lat prowadził publicystykę, a od 2018 roku pełni funkcję zastępcy redaktora naczelnego. Obecnie szefuje działowi wideo i prowadzi podcast GRYOnline.pl. Studiował filologię klasyczną i historię (gdzie został szefem Koła Naukowego); wcześniej stworzył fanowską stronę o Tolkienie. Uwielbia gry akcji, RPG-i, strzelanki i strategie. Kiedyś kochał Baldur’s Gate 1 i 2, dziś najczęściej zagrywa się na PS5 i od myszki woli pada. Najwięcej godzin (bo blisko 2000) nabił w World of Tanks. Miłośnik książek i historii, czasami grywa w squasha, stara się też nie jeść mięsa.

więcej

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.

Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę
Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę

Recenzja gry

Kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie planuje przekazać kodów do Shattered Space przed premierą, zacząłem zadawać sobie pytania. Czy stan techniczny jest zły? A może historia jest zwyczajnie nudna? Moje obawy były uzasadnione, choć tylko częściowo.