Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Bayonetta 3 Recenzja gry

Źródło fot. PlatinumGames
i
Recenzja gry 25 października 2022, 15:00

Recenzja gry Bayonetta 3 - w tym szaleństwie jest... za grzecznie

Ze wszystkich gier, które mnie rozczarowały, Bayonetta 3 jest zdecydowanie tą najlepszą. PlatinumGames pokazuje, że nie utraciło swojej szalonej werwy, i ponownie zaprasza do tańca z tytułową wiedźmą.

Recenzja powstała na bazie wersji Switch.

Zmysłowa i absolutnie cudowna Bayonetta powraca (czy aby na pewno?) po ośmiu latach nieobecności. Najnowsze dzieło PlatinumGames już przed premierą budziło obawy. Najpierw trwająca kilka lat nieznośna cisza, która mogła sugerować problemy produkcyjne i niepewność co do jakości efektu końcowego. Następnie Hellena Taylor (oryginalna aktorka głosowa Bayonetty) znalazła się w centrum burzliwej afery, która miała miejsce na chwilę przed zaplanowaną premierą. Teraz gra trafia na rynek i podejrzewam, że z uwagi na kilka aspektów może podzielić fanów. Sam nie jestem do końca pewny, co o niej myśleć, i paradoksalnie stanowi to według mnie najlepszą rekomendację, jaką mogę wystawić tej produkcji.

Na początku wyjaśnijmy sobie kwestię dla wielu najważniejszą. Jeśli obawialiście się, że PlatinumGames „nie dowiezie”, możecie już odetchnąć z ulgą. Bayonettę 3 cechuje świetna jakość – gra godnie reprezentuje segment najlepszych oraz najważniejszych tytułów tej ekipy. Pod względem prezencji i ogólnego działania nie widać tu oznak domniemanego piekła produkcyjnego. Biorąc pod uwagę standardy Switcha – gra wygląda (choć rozdzielczość boli) i działa super. Całość jest szalenie dynamiczna podczas walki, zabójczo efekciarska i intensywna, a przy tym doskonale responsywna i czasem doprawdy ekscytująca. Zaznaczam jednak, że grałem głównie w trybie stacjonarnym i to na nim opieram swoje wrażenia

Witajcie w Bayoversum obłędu

PLUSY:
  1. ponownie świetny system walki, ciekawe typy broni i zmiany w mechanice;
  2. pomysłowo skonstruowana z uwagi na rozgrywkę postać Violi;
  3. dobra optymalizacja w trybie stacjonarnym;
  4. eksperymentowanie z formułą;
  5. część fantastycznie zrealizowanych momentów;
  6. sporo wyzwań i zawartości.
MINUSY:
  1. najgorsi przeciwnicy w serii;
  2. widocznie ugrzeczniony charakter;
  3. niewykorzystany potencjał multiwersum;
  4. rozczarowujące kwestie artystyczne;
  5. nierówne tempo gry;
  6. doceniam zmiany w kierunku, ale nie jestem do niego przekonany.

Tym razem Bayonetta mierzy się z największym zagrożeniem w swojej dotychczasowej karierze i stawia czoła istocie określanej mianem Osobliwości. Działania antagonisty zwiastują nie tyle koniec świata, co apokalipsę całego multiwersum. Sprawę komplikuje dodatkowa armia niebezpiecznego wroga, który do walki z tytułową wiedźmą wystawia biologiczną broń w postaci homunkulusów. Te, w przeciwieństwie do aniołów z Paradiso, nie są apetycznym kąskiem dla demonów naszej bohaterki. Bayonetta zmuszona jest więc do zawarcia nowych paktów oraz do wyruszenia w podróż przez wieloświat wraz ze wszystkimi konsekwencjami, jakie taka wyprawa może ze sobą nieść.

Jeśli spodziewaliście się, że Bayonetta 3 pójdzie śladem drugiej odsłony serii i będzie po prostu kolejnym do bólu odtwórczym sequelem, to czeka Was nieliche zaskoczenie. PlatinumGames postanowiło trochę poeksperymentować i zmienić parę elementów gry, podejmując też kilka ryzykownych decyzji. Tak, to dalej slasher z krwi i kości, kładący przede wszystkim nacisk na efekciarską walkę oraz akrobatyczne akcje. Część rzeczy twórcy robią jednak inaczej i widać również, że postanowili odejść od maksymalnie zręcznościowego charakteru gry w stylu arcade na rzecz czegoś w domyśle bardziej rozbudowanego i rozszerzonego.

Bayonetta rusza się jak nigdy wcześniej

Całe japońskie wariactwo pozostało na szczęście na miejscu i autorzy nie hamowali swojej wyobraźni. Bayonetta pięknie tańczy na polu walki i dysponuje absurdalnie szalonym arsenałem. W jednej chwili potrafi wystrzelić z magicznego kapelusza radiowozem, by następnie kontrolować tłum za pomocą ognistego jojo. Możemy rozszarpywać wrogów pazurami lub przecinać piłą mechaniczną, by za chwilę zmiażdżyć ich wielką wieżą zegarową.

W trakcie walki dzieje się tyle, że łatwo o autentyczny zawrót głowy. Gdy opanujemy ten pozorny chaos, przeradza się on w absolutnie przepiękny spektakl szaleństwa pełen widoków, jakie zapewnić potrafią tylko Japończycy. To wszystko dostarcza doznań porównywalnych z zastrzykiem adrenaliny, a do tego wygląda i rusza się wprost bajecznie!

Z jednej strony Bayonetta 3 oferuje fantastyczny system walki, który dalej opiera się na spowalnianiu czasu poprzez umiejętne uniki oraz na mechanice Dodge Offset (wykonywanie uników w taki sposób, aby nie przerywać rozpoczętego combo). Trzon rozgrywki sam w sobie jest cudowny, choć potrafi być przytłaczający. Gracz zostaje rzucony na głęboką wodę i zapewne wielu z Was będzie po prostu „mashowało” przyciski, czołgając się przez kolejne etapy. Gwarantuję jednak, że im więcej czasu poświęcicie systemowi walki, tym bardziej zaczniecie go rozumieć i wyciągać prawdziwe „mięcho” z rozgrywki, a tym samym – gra dostarczy Wam dużo więcej zabawy. To przede wszystkim produkcja polegająca na zmysłowym tańcu z wrogami.

Skoro jesteśmy przy systemie walki, muszę wspomnieć, że debiutująca w tej części Viola również dodaje nieco kolorytu rozgrywce. Jej styl promuje w większym stopniu defensywne podejście nastawione na parowanie ataków. Generalnie uwielbiam nią walczyć i faktycznie odróżnia się od Bayonetty, oferując zgoła odmienne doznanie. Szkoda, że nie dostała większej liczby własnych etapów, bo naprawdę chciałbym spędzić z nią dużo więcej czasu.

Godzilla zmieniła Tokio w morze ognia!

PlatinumGames kocha duże potwory i miłość do kaiju widoczna jest w całej grze, będąc poniekąd jednym z głównych motywów przewodnich obok multiwersowego szaleństwa. Bayonetta nie walczy już sama – w większym stopniu towarzyszą jej olbrzymie demony, które teraz możemy przywołać podczas walki i nimi sterować. Świeża mechanika została bardzo fajnie zaimplementowana do znanego systemu, który swoją drogą nieco uproszczono.

Do dyspozycji mamy kilka demonów, które możemy zmieniać w locie, płynnie lawirując między dostępnymi opcjami i narzędziami. Każdy dysponuje własnymi atakami, combosami i drzewkiem rozwoju. Nie dość, że wygląda to super, to jeszcze nadaje formule walki bardziej rześki charakter. Demony pełnią też funkcję finiszerów, którymi możemy zakończyć standardowe combosy Bayonetty. Jest to przede wszystkim nowość faktycznie odczuwalna w trakcie gry, która niezmiernie przypadła mi do gustu. Cały ten aspekt kaiju sprawia zresztą wrażenie, jakby Bayonetta 3 była prawdziwym poligonem doświadczalnym dla kilku mechanik, które będą fundamentalne dla Projectu G.G. – kolejnej gry PlatinumGames.

Zabierz mnie na Księżyc

Wydawałoby się, że nie będę miał żadnych zastrzeżeń, ale... Bayonetta 3 ma naprawdę koszmarne, rozczarowujące i nudne projekty przeciwników – zarówno pod względem wizualnym, jak i mechanicznym. Homunkulusy wypadają moim zdaniem absolutnie najgorzej z całej serii – to samo dotyczy, niestety, również bossów. Poza oczywiście paroma wyjątkami, które znowu zapewniły wprost magiczne momenty i sekwencje zrealizowane wręcz nieziemsko. Generalnie jednak antagoniści nie mają za grosz charyzmy i kompletnie nic nie wzbudzają. Żadnego z nich wspominać nie będę.

Gdzie ta eksperymentalna formuła, o której wspomniałem na początku? Już do niej przechodzę, bo Bayonetta 3 posiada także drugą stronę medalu, do której najwidoczniej nie jestem do końca przekonany. Studio postanowiło bardziej otworzyć etapy i poszerzyć eksplorację świata gry. Lokacje są zdecydowanie większe i obszerniejsze. Mają też więcej poukrywanych sekretów, odnóg i miejsc do zwiedzania. Nie zabrakło nawet prostych zagadek środowiskowych oraz momentów typowo platformowych. Wszystko w imię większego urozmaicenia rozgrywki, która teraz nie sprowadza się wyłącznie do walki. Oczywiście to dalej do bólu liniowa pozycja, która tylko od czasu do czasu serwuje semiotwarte momenty. Czy taki kierunek przypadł mi do gustu? Nie do końca, choć doceniam chęć eksperymentowania.

Mam generalnie problem z tempem tej gry. Wielokrotnie brałem udział w starciach z przeciwnikami, którzy nie stanowili większego wyzwania, ale byli do bólu upierdliwi i męczący. Kiedy indziej pojedynki kończyły się za szybko i zanim zacząłem się na dobre bawić, już znów musiałem latać po mapie. Sama eksploracja, choć przyjemna, nie jest w sumie niczym szczególnym w realizacji i straszy pustką. Niestety, odniosłem wrażenie, że zamiast przemyślanego rozbudowania doświadczenia chodziło po prostu o wydłużenie zabawy. Stworzyło to scenariusz, w którym ten zachwalany na początku recenzji system walki nie może często odpowiednio wybrzmieć. Moje odczucia lawirowały od pozytywnych po totalną beznamiętność, a czasem (na szczęście rzadziej) i irytację.

Wiedźma już nie taka czarująca

Na koniec zostawiłem kwestie artystyczne, bo część tych zarzutów możecie śmiało zignorować jako marudzenie nieukontentowanego fana. Nie podoba mi się to, w jaki ton narracyjny poszli twórcy, zwiększając dramaturgię wydarzeń, ale mniejsza z tym. Bayonetta 3 zawodzi przede wszystkim pod względem stylu. To gra w dużej mierze pozbawiona dotychczasowego seksapilu i naprawdę mocno ugrzeczniona!

Zapomnijcie o przesadnym wizualizowaniu przerysowanej przemocy, a seksualizacji naszej heroiny też znajdziecie tutaj niewiele. W samej bohaterce próżno szukać jej dotychczasowego sadyzmu czy aż tak wyuzdanego charakteru – to zdecydowanie najgrzeczniejsza interpretacja tej postaci. Boli to tym bardziej, że to przecież przygoda z gatunku „character driven” – fani kochają osobowość wiedźmy, jej interakcje z postaciami i sceny, w jakich bierze udział. „Trójka” ogromnie mnie pod tym względem zawiodła.

Bayonetta 3 to generalnie bardzo solidna gra i najlepszy przedstawiciel gatunku od premiery Devil May Cry 5. Widać, że włożono w nią masę serducha i wysiłku oraz że kombinowano, jak wpuścić do serii trochę świeżego powietrza. To bardzo wdzięczny temat do dyskusji, na który bym się chętnie rozpisał jeszcze bardziej! Jednocześnie jest to dla mnie rozczarowująca kontynuacja. Na pierwszy rzut oka wszystko znajduje się na swoim miejscu, a nowości uważam za udane i ciekawe. Zawiodła jednak sztuka detali i parę pomniejszych decyzji, które w połączeniu z obranym kierunkiem artystycznym sprawiły, że nie jestem przekonany do całokształtu. Nie odmówię tej przygodzie wspaniałych momentów i chwilami bawiłem się bardzo dobrze, ale ani razu nie poczułem szczerego zachwytu, choć bardzo bym tego chciał.

ZASTRZEŻENIE

Przedpremierowy dostęp do gry otrzymaliśmy od firmy ConQuest.

Sebastian Kasparek

Sebastian Kasparek

W GRYOnline najlepiej czuje się w dziale publicystyki, a czasem zajmuje się również recenzjami. Fan kultury wszelakiej, który sięga po dzieła zarówno z górnej, jak i z najniższej półki. Najbardziej lubi zanurzać się w grach niszowych i w produkcjach ciężkich do jednoznacznego zdefiniowania. Docenia analityczne i krytyczne podejście przy obcowaniu z tworami kultury. Preferuje gry unikalne, dziwne, szalone wizualnie i odważnie poruszające ciekawsze zagadnienia narracyjne. Uzależniony od produkcji wysokooktanowych, bijatyk, wielkich robotów i klimatów arcade. Miłośnik studia Grasshopper Manufacture. Lubi nadrabiać zapomniane „hidden gemy” sprzed lat, zwłaszcza z Japonii. Ciekawy gier i ludzi stojących za nimi. Silnie uzależniony od kina. Psychofan Madsa Mikkelsena i Takashiego Kitano. Kocha również mangi Inio Asano i estetykę Tsutomu Niheia. Na forum pisze pod ksywką Junkie.

więcej

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!