Batman: Arkham VR Recenzja gry
Recenzja gry Batman: Arkham VR - ciekawy, choć krótki eksperyment
Zawsze chciałem zostać superbohaterem. Dzięki studiu Rocksteady i ich finalnym rozdziale przygody z Mrocznym Rycerzem w końcu mam taką możliwość. Sprawdziliśmy jak w akcji prezentuje się Batman: Arkham VR i... jest przede wszystkim za krótko.
Recenzja powstała na bazie wersji PS4.
- możliwość wcielenia się w superbohatera z zupełnie nowej perspektywy;
- ciekawa historia łącząca się z wydarzeniami przedstawionymi w serii Arkham;
- detektywistyczna część zajęcia Batmana;
- oryginalni aktorzy głosowi z gier;
- końcówka jak z koszmaru.
- dość krótka;
- uciążliwa kalibracja, która i tak nie daje idealnych rezultatów.
Wielu fanów komiksów, seriali czy filmów o superbohaterach niejednokrotnie chciało w pełni wcielić się w swojego idola. Czy miałby to być Iron Man, Flash czy Doktor Strange, stanie się taką osobą na jakiś czas otwarłoby przed nami nowe możliwości. Dziś, dzięki technologii wirtualnej rzeczywistości, możemy zacząć od Batmana. Studio Rocksteady, które doskonale znane jest z serii Arkham (Batman: Arkham Asylum, Batman: Arkam City oraz Batman: Arkham Knight) przygotowało grę na PlayStation VR – Batman: Arkham VR – i muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że wcielenie się w Mrocznego Rycerza może być tak wciągające.
Gra rozpoczyna się od sceny morderstwa rodziców Bruce’a (czy ktoś naprawdę spodziewał się, że obejdzie się bez tego?). Następnie zostajemy przeniesieni do posiadłości Wayne’ów, gdzie mamy okazję samodzielnie dostać się do kryjówki Batmana. Poprzez proces zakładania stroju oraz doskonale znanych gadżetów, przechodzimy swoisty samouczek i poznajemy sposób kontrolowania naszego podopiecznego. Następnie, już w samej jaskini, rozpoczyna się właściwa historia: Alfred nie może skontaktować się zarówno z Robinem jak i Nightwingiem, więc to na nas spoczywa zadanie odnalezienia swoich pomocników.
O tak, zawsze chciałem powiedzieć „Jestem Batman”! (oficjalny obrazek dostarczony przez producenta gry)
Nie należy spodziewać się jednak niezwykle długiej oraz zawiłej opowieści, ponieważ Arkham VR należy do gatunku tzw. VR experience – swoistego dema, które prezentuje w ten sposób możliwości rozgrywki w wirtualnej rzeczywistości. Oznacza to, że z dziełem Rocksteady spędzimy od 60 do 90 minut, czyli całość ukończymy w trakcie jednego posiedzenia (co też zdecydowanie polecam). Następnie dostępna jest swego rodzaju Nowa Gra Plus, w trakcie której dodatkowo możemy rozwiązać zagadki Enigmy (tym razem obyło się bez zbierania setek trofeów).
W trakcie poznawania historii będziemy korzystać z trzech gadżetów: Pazura (linki z hakiem), skanera dowodów oraz batarangu. Gadżety zawieszone są u naszego pasa, który – poza rękami – jest jedyną widoczną częścią naszej postaci, choć kiedy natrafimy na lustra widzimy Batmana w całości. W Arkham VR wykorzystywane są kontrolery Move, więc całość sprawia wrażenie operowania gadżetami własnoręcznie (przy pomocy skanera badamy ciała w kostnicy lub sterujemy hologramem ukazującym projekcję przeszłości). O ile samo rozwiązanie jest ciekawe, gra nie wymaga od nas prawie żadnej dokładności – rzucenie batarangiem do celu powoduje, że gadżet sam trafi tam, gdzie trafić powinien. Z drugiej strony, kiedy w trakcie treningu celności chcemy uderzyć w konkretną tarcze, bardzo często gra rejestruje rzut w sąsiadujący obiekt.
Skoro już o dokładności mowa, warto wspomnieć o kalibracji gry. Przy każdym uruchomieniu Arkham VR musimy wybrać jedną z dwóch opcji – granie na stojąco lub na siedząco – przy czym gra zaleca pierwszą z tych opcji, z którą zdecydowanie się zgadzam – imersja jest dużo większa kiedy stoimy. Proces kalibracji wymaga jednak od nas ustawienia się w konkretnej odległości od kamery, a także nachylenia jej pod odpowiednim kątem. Pomimo tej kalibracji, zdarzało się od czasu do czasu, że sięgając kontrolerami po jakiś oddalony obiekt, Move nie były rejestrowane lub następowały drobne przeskoki obrazu. Ciężko jednak zrzucić to na karb problemów samej gry – to bardziej wina niedoskonałości technologii w śledzeniu ruchów gracza.
Zdecydowanym plusem jest za to zatrudnienie aktorów głosowych, których doskonale kojarzymy z serii Arkham. Dodatkowo, twórcy korzystają z pewnych rozwiązań stosowanych już w poprzednich produkcjach (jak choćby zabawy naszą percepcją, halucynacje), które tutaj potrafią jeszcze mocniej zdezorientować dzięki wykorzystaniu wirtualnej rzeczywistości. Po zakończeniu swojej przygody w Arkham VR byłem zadowolony z tego, czego doświadczyłem, wzdrygnąłem się nawet kilka razy. Niezwykłym przeżyciem jest stopniowe zauważanie, że pewne wydarzenia stają się nielogiczne.
Zawsze mogę na Ciebie liczyć, Alfredzie, kiedy zapomnę klucza od fortepianu (oficjalny obrazek dostarczony przez producenta gry)
Swoją przygodę z Batman: Arkham VR uznaję za udaną. Choć gra jest trochę przykrótka i czasami ma problemy z odpowiednią rejestracją naszych ruchów, poznanie tej historii bezpośrednio z oczu Batmana jest nadzwyczajnym przeżyciem. Rozwiązywanie prostych zagadek, rekonstrukcja wydarzeń czy stanie oko w oko z odwiecznymi rywalami Mrocznego Rycerza już poznaliśmy, ale w wirtualnej rzeczywistości jest to zupełnie inny poziom. Rocksteady kończy swoją przygodę z Batmanem, a nam pozostaje tylko czekać aż studio przedstawi swoją wizję kolejnego komiksowego bohatera. Potencjał VR-owy takich gier jest ogromny, więc chętnie zagrałbym w więcej tego typu produkcji. Proszę tylko o jedno: niech będą dłuższe. Nie ma nic gorszego niż powiedzenie sobie na koniec „Ale… to już wszystko?”.