Angry Birds 2 Recenzja gry
autor: Kamil Zwijacz
Recenzja gry Angry Birds 2 – ptaki się sprzedały
Po kilku głównych i pobocznych odsłonach serii Angry Birds, firma Rovio zdecydowała się wydać część drugą (yhm…), w której największa nowinka nie do końca jest tym, czego oczekiwali gracze.
- znana i lubiana rozgrywka;
- kilka nowinek, w tym możliwość wybrania typu ptaka przed oddaniem strzału;
- interaktywne elementy otoczenia (wiatraki, kwiaty, portale itd.);
- setki poziomów;
- losowe generowanie się każdego poziomu przed kolejną próbą zaliczenia go;
- zdecydowanie najładniejsza odsłona serii.
- okropny system energii i mikropłatności;
- rozgrywka stworzona z myślą o wyłudzaniu pieniędzy;
- czasem kilka minut grania = 2 godziny czekania (albo mniej złotówek na koncie).
Seria Angry Birds, czy się to komuś podoba czy nie, jest jedną z najważniejszych marek w historii branży gier. To jedna z tych produkcji, które spopularyzowały zabawę na urządzeniach mobilnych do tego stopnia, że dziś rynek ten wart jest miliardy dolarów, a takie Game of War generuje milion „baksów” przychodu… dziennie. Nie wiadomo dokładnie, ile pieniędzy przynoszą firmie Rovio Wściekłe Ptaki, ale z pewnością są to astronomiczne kwoty (wszystkie części zostały pobrane do dziś przeszło trzy miliardy razy!), więc przy okazji Angry Birds 2 Finowie postanowili zaszaleć na całej linii i stworzyć tytuł, który dosłownie i w przenośni będzie maszynką do generowania pieniędzy.
Wielu fanów serii narzekało od dawna na odcinanie kuponów i tworzenie kolejnych takich samych odsłon, więc tym razem deweloperzy wprowadzili wiele nowości. Problem w tym, że niestety dostarczyli też kolejnego powodu do marudzenia.
Ptasie jaja
Umówmy się, historia opowiada w serii Angry Birds nigdy nie była specjalnie angażująca. Ot, trafialiśmy do krainy, w której żyją ptaki składające jaja. Te z kolei są przysmakiem świnek, które co rusz próbują przywłaszczyć sobie te ptasie skarby. W kolejnych odsłonach bawiliśmy się w więc w odzyskiwanie skradzionych jajek (tudzież albumu ze zdjęciami, co miało miejsce w Angry Birds Stella). Nie inaczej jest tym razem, gdyż ponownie pomagamy Redowi i reszcie ekipy pokonać złe, zielone prosiaki, które nie wyciągnęły żadnych wniosków z poprzednich potyczek i ponownie wkurzyły – i tak już wściekłe – ptaki.
Podczas zabawy pojawiają się starzy znajomi, a więc wspomniany już Red, Chuck, paczka The Blues, Matilda, Terence, Bomb oraz nowy członek zespołu – Silver. Każdy z bohaterów dysponuje unikalną mocą i właściwościami. Czerwony bohater wyrzuca z siebie podmuch, którym możemy przy odrobinie szczęścia przewrócić całą konstrukcję. Żółty dynamicznie przyśpiesza, doskonale przebijając się przez drewniane elementy. Niebieski ptaszek rozdziela się na trzy egzemplarze i bez problemu niszczy lód, czarny wybucha, biały podczas lotu znosi wybuchowe jajo, duży czerwony jest… duży, a srebrny zatacza w powietrzu pętlę i nurkuje w dół rozbijając kamień na proch. Fani serii raczej nie będą zaskoczeni.
Ptaki na wymarciu?
Angry Birds 2 jest trochę mylącym tytułem, gdyż od momentu debiutu pierwszej części doczekaliśmy się szeregu kolejnych, obszernych pozycji, ale najwidoczniej Rovio numerując najnowszy tytuł, chciało pokazać, że tym razem w końcu mamy do czynienia z pełnoprawnym sequelem, wnoszącym szereg nowych rozwiązań do oklepanej już formuły. Po części jest to prawda, ale tylko po części. Rozgrywka sama w sobie jest dokładnie taka, jaką znamy od dobrych kilku lat. Podczas zabawy strzelamy więc ptakami z procy do świnek chowających się w rozmaitych budowlach. Gameplay opiera się głównie na realistycznie odwzorowanej fizyce – i to właściwie wszystko. Każdy kto grał w dowolną odsłonę z poprzednich lat doskonale wie, o co chodzi. Nie oznacza to jednak, że zabrakło jakichkolwiek nowinek.
Przede wszystkim poziomy są teraz wieloetapowe. Każdy układ składa się przynajmniej z dwóch części, na których znajdują się oczywiście odmienne budowle oraz interaktywne elementy uatrakcyjniające rozgrywkę. W związku z tym rozgrywka wymusza oszczędzanie amunicji, gdyż dany etap może się składać nawet z pięciu osobnych części, a do dyspozycji otrzymujemy tylko kilka ptaków. Na szczęście niszczenie zabudowań zapewnia nam dopływ punktów, a po napełnieniu nimi specjalnego paska, otrzymujemy dodatkowego ptaka. Mimo wszystko w późniejszych etapach przeważnie zawsze brakuje „amunicji”, zwłaszcza podczas potyczek z bossami, których najlepiej strącić w przepaść (pojedyncze trafienie zabiera im tylko małą część życia), co jednak nie jest zbyt łatwym zadaniem.
Red, wybieram Ciebie!
Obecnie Angry Birds to nie tylko znana seria gier wideo. Od dłuższego czasu w życiu codziennym towarzyszą nam rozmaite zabawki, gry stołowe, nietrudno znaleźć w sklepach napoje firmowane Wściekłymi Ptakami, plecaki, zeszyty itd. Ponadto kręcone są kolejne odcinki kreskówki, powstaje pełnometrażowy film, a w kilku miejscach na świecie założono tematyczne parki rozrywki.
Kolejną nowinką Angry Birds 2 są… karty. Naturalnie tytuł nie ma nic wspólnego z takim Hearthstone: Heroes of Warcraft, gdyż w tym przypadku mają one walor czysto estetyczny – są na nich po prostu zaprezentowane poszczególne ptaszyska. Nasza „talia” składa się z kilku egzemplarzy, z których wyświetlane są tylko trzy. Pomiędzy tymi widocznymi możemy się przełączać przed oddaniem strzału, wybierając danego ptaka. Jeżeli więc przed nami stoi wieża zbudowana głównie z lodowych tafli, a w talii widnieją The Blues, to warto wybrać właśnie niebieskie ptaszory do następnego lotu.
System ten w praniu sprawdza się doskonale i stanowi główną atrakcję najnowszych Angry Birdsów. Wprowadza do zabawy element taktyczny, który w połączeniu z mocno ograniczoną liczbą ptaków i elementami pokroju dmuchających wiatraków, balonów unoszących świnki i portali przenoszących z jednego miejsca w drugie, wymusza na nas bardzo ostrożne i przemyślane ruchy. Strzelanie czym popadnie sprawdza się może w pierwszych etapach, a później zaczynają się już prawdziwe schody i właściwa rozgrywka, która, co tu dużo pisać, jest trudniejsza niż we wcześniejszych odsłonach, ale też bardziej satysfakcjonująca. Mimo wszystko w dalszym ciągu trzeba także liczyć na szczęście, gdyż kolejne karty, zdobywane przez napełnianie specjalnego paska (pisałem o tym wcześniej), dobierane są w losowy sposób, więc kiedy bardzo potrzeba nam Reda, dostajemy np. Chucka. Bywa…
Abrakadabra, czary mary – wskakuj na arenę, stary
Podczas zabawy często przydają się czary, które potrafią znacznie ułatwić rozgrywkę. Oczywiście na starcie otrzymujemy kilka sztuk za darmo, a później trzeba za nie płacić (czy to pieniędzmi czy otrzymywanymi od czasu do czasu diamentami). Deweloperzy umożliwili nam np. przywołanie złotych kaczek, które spadają z nieba na zabudowania prosiaków. Da się także zamrozić wszystkie wieże czy też nakarmić jedną świnkę papryką, która zapali głodomora i doprowadzi go do eksplozji. Niestety tego typu atrakcje są zarezerwowane głównie dla osób płacących za rozgrywkę, ale to akurat nie jest nic zaskakującego.
Niezbyt szczególnym rozwiązaniem jest także Arena, w której codziennie stajemy przed nowymi zadaniami, sprowadzającymi się oczywiście do walczenia ze świnkami. Gracze trafiają do nieskończenie długiego poziomu, na którym muszą nabić jak najwyższy wynik. W ten sposób walczymy o miejsce w rankingu i ptasie pióra, podnoszące poziom naszych podopiecznych, a co za tym idzie dające dostęp do nowych lig. Problem w tym, że mamy tylko jedną próbę, a za kolejne podejścia trzeba płacić, ewentualnie obejrzeć reklamę (niestety można tylko jeden raz), ewentualnie poczekać kilka godzin.
Ptaki to drogie w utrzymaniu zwierzęta
Jeżeli doczytaliście do tego momentu, to zaczęło Wam pewnie świtać, że ptaki stały się jakieś takie pazerne i przestały się zadowalać byle jakim ziarnem. Mikropłatności w tym tytule są naprawdę uciążliwe i wydawać pieniądze pasowałoby niemal na wszystko – od uzupełniania żyć, przez bilety na Arenę i czary, aż po dodatkowe karty z ptakami, czyli swego rodzaju kontynuację. Niestety kryształy, będące wirtualną walutą, to towar iście luksusowy. 80 kamieni kosztuje około 5 zł, a nie starcza nawet na kontynuację czy uzupełnienie żyć (trzeba na to 99 kryształów). Nie ma jednak tego złego, przecież możemy wydać 15 zł na zakup 260 kryształów, dzięki którym wykupimy w razie potrzeby (a przyda się na pewno) dwie kontynuacje i nawet na jakieś czary zostanie (ich koszt zaczyna się od 20 świecidełek wzwyż). Na przejście kilu poziomów powinno wystarczyć. Oczywiście nie brakuje także opcji dla bogatych (5700 świecących kamyczków za ponad 250 zł), a w swej szczodrości Rovio umożliwiło również zdobywanie waluty podczas zabawy. Ostro zaciskając pasa, można nawet na coś uzbierać po kilkunastu poziomach.
To jednak nic, gdyż największą nowością Angry Birds 2 jest popularny w dzisiejszych czasach system energii, w którym otrzymujemy kilka żyć, a po ich wykorzystaniu musimy odczekać określony czas (od kilkunastu minut do kilku godzin), by móc bawić się dalej. W tym przypadku dostajemy pięć serduszek, które w późniejszych etapach bardzo łatwo stracić na jednym poziomie – zdarzyło mi się podchodzić do jednego etapu parę razy, oczywiście po wymuszonych przerwach, co przyznam było dość męczące.
Gra w porządku, ale…
System ekonomiczny jest po prostu bezczelny, a cała gra wydaje się być zaprojektowana właśnie pod niego. Nie mam nic przeciwko wspieraniu twórców drobnymi zakupami, ale w tym przypadku po prostu przesadzono. Wystarczy wspomnieć, że np. podczas walk z bossami, które są dość wymagające, nie można używać czarów, więc stosunkowo tani sposób na ułatwienie sobie życia odpada. Ba, na normalnych poziomach można otrzymać dodatkowego ptaka po obejrzeniu reklamy, jednak podczas spotkań z szefami nic z tego. Można za to wykupić kontynuację za 99 kryształów…
A co powiecie na fakt, że budowle i dostępne ptaki zmieniają się nieco przy każdej próbie, więc nie da się wypracować jakiejś ogólnej taktyki działania, gdyż za każdym razem trzeba grać inaczej i liczyć na szczęście. Z jednej strony jest to dobre rozwiązanie, gdyż zapewnia większe wyzwanie, jednak ze względu na słaby system mikropłatności, dodatkowe utrudnienie rozgrywki jeszcze bardziej potęguje efekt zachęcania gracza do wydawania pieniędzy.
Wszystko to sprawia, że zabawa w Angry Birds 2 dość szybko zaczyna męczyć. Rozgrywka jest na tyle dobra, że chce się toczyć kolejne pojedynki, ale po prostu nie ma jak, no chyba, ze dysponujecie naprawdę zasobnym portfelem, albo ogromnymi umiejętnościami. Oczywiście mówię tu o dłuższych sesjach (o ile można tak nazwać zabawę przez 20 minut), bo w przypadku osób grających w przerwach w pracy czy szkole sytuacja jest nieco lepsza (serduszka odnowią się przed kolejną przerwą), ale jeżeli ktoś chce się wygodnie rozłożyć na kanapie i popykać, to nie zdąży dobrze się rozgrzać, a już mu się życia skończą. Można się pobawić w przestawianie zegara w urządzeniu, ale chyba nie o to w tym wszystkim chodzi. Wniosek jest jeden, choć raczej nikt nie wierzy w jego realizację: Rovio, dajce nam płatną wersję!
Na przykładzie serii Angry Birds można świetnie zobrazować, jak na przestrzeni kilku lat zmienił się system monetyzacji gier mobilnych. Pierwsza odsłona cyklu była płatna (na iOS) i umożliwiała kupowanie rozmaitych dodatków, ale grę można było bez problemu ukończyć bez dalszego płacenia. Kolejne odsłony są albo płatne (kosztują kilka złotych i są pozbawione reklam) albo darmowe (z reklamami), a obie wersje posiadają opcjonalne mikropłatności Najnowsza część jest darmowa, nie ma płatnej wersji, podczas rozgrywki często z własnej woli oglądamy reklamy, by otrzymać dodatkowe ptaki itd., a jeżeli chcemy normalnie grać, musimy wydać sporo pieniędzy, albo uzbroić się w mnóstwo cierpliwości i samozaparcia. Śmiało można powiedzieć, że „kiedyś to były czasy”…
Znak czasów?
Angry Birds 2 to gra z najwyższej mobilnej półki, którą ciągnie w dół koszmarny system energii i mikropłatności. Szkoda, bo tak naprawdę jest to z pewnością najładniejsza (doskonała animacja i przywiązanie do detali) i najbardziej zaawansowana część Angry Birds, która jednak mocno trzyma się znanych i lubianych zasad. Miłośnicy marki byliby więc wniebowzięci, gdyby nie zepsuty na całej linii system ekonomiczny, mocno zaburzający pozytywne wrażenia. Z racji, ze jest to gra free-to-play, to spróbować oczywiście warto, ale nie wyobrażam sobie, by ktoś z Was miał tyle cierpliwości, by przejść wszystkie kilkaset poziomów bez wydawania pieniędzy. Nie należę do skąpców, kilka razy skusiłem się nawet na stosunkowo drogie (jak na Angry Birds, które przecież na telefonach można mieć za darmo), pudełkowe wydania komputerowych odsłon serii, ale to co zrobiono w tym przypadku zakrawa na żart. 15 zł za dwie kontynuacje i trzy podstawowe czary – serio?
Druga opinia – 7/10
Prawdziwy dramat związany z Angry Birds 2 polega na tym, że w zasadzie to… bardzo przyjemna gra. Pierwsze kilkanaście etapów przechodzi się błyskawiczne, a następne są na tyle trudne, że zaliczenie ich daje prawdziwą satysfakcję. Gra jest śliczna, rozgrywka dopracowana, a ilość detali cieszy oko. Problem jednak w tym, że zaimplementowany system energii zepsuje wielu graczom tę przyjemność z gry.
Dla części osób nie będzie to problemem, gdyż i tak grają krótko, albo zupełnie się nie przejmują przymusową przerwą (a nawet cieszą, bo to znak, że warto zająć się czymś innym). Takim graczom sugerowałbym dodanie co najmniej dwóch punktów do ostatecznej oceny Angry Birds 2.
A o tym jak różnie można postrzegać system mikropłatności i jego wpływ na ocenę danej gry świadczą pierwsze recenzje Angry Birds 2 – na co dzień krytyczne TouchArcade dało produkcji 10/10, wpływowy w mobilnym świecie Pocket Gamer przyznał grze 7/10, a Destructoid ocenił ją na niskie 5/10.
WildCamel