BioShock Infinite: Burial at Sea - Episode Two Recenzja gry
autor: Jerzy Bartoszewicz
Recenzja drugiego epizodu dodatku Burial at Sea do gry BioShock Infinite
Ken Levine zapowiadał, że podwójne fabularne rozszerzenie do Bioshock: Infinite będzie niczym list miłosny do fanów serii. Podczas gdy pierwszy epizod okazał się jednak „tylko” dobry, drugi nadrabia to z nawiązką.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- bardzo przyzwoita długość dodatku – około sześć godzin dobrej zabawy;
- mnóstwo ciekawostek i smaczków dla fanów serii;
- momentami mocno psychodeliczny i mroczny klimat;
- możliwość wcielenia się w Elizabeth;
- ładna grafika, duże przywiązanie do detali;
- rozgrywka nastawiona na skradanie się i ciche eliminowanie przeciwników...
- ...których daje się trochę zbyt łatwo oszukiwać;
- zakończenie wciąż pozostawia kilka pytań bez odpowiedzi.
Rok po premierze BioShock Infinite możemy wreszcie sprawdzić, czy druga część fabularnego rozszerzenia DLC odpowiada na liczne pytania wciąż jątrzące umysły graczy po ukończeniu podstawowej wersji gry oraz pierwszego dodatku, którego finał wydawał się trochę na siłę urwany. Po pierwszych kilkunastu minutach obcowania z Burial at Sea – Episode Two możemy się jednak przekonać, że był to przemyślany i zamierzony ruch scenarzystów, a kilkugodzinna przygoda, w której dane jest nam wcielić się w równie piękną, co inteligentną Elizabeth, wyjaśnia wiele nierozwiązanych kwestii. Ponadto w fantastyczny sposób łączy niektóre motywy i wydarzenia znane z Infinite oraz te z pierwszego BioShocka. Tym samym, jest to DLC które zdecydowanie warto poznać dopiero wtedy, gdy zaliczymy obie gry, wraz z pierwszym epizodem Burial at Sea. W innym wypadku zepsujemy sobie po prostu zabawę.
Pisząc o fabule dodatku bardzo ciężko uniknąć poważnych spoilerów, toteż ograniczę się jedynie do ogólnego zarysu wydarzeń. Historia obraca się wokół misji, którą Elizabeth musi wykonać dla Atlasa, uwięzionego wraz ze swoimi ludźmi w opuszczonym domu towarowym należącym niegdyś do Franka Fontaine’a. Stawką jest życie Sully – małej dziewczynki, której odnalezienie i uratowanie było celem przyświecającym pojawieniu się bohaterki w Rapture. Planujący dokonanie przewrotu w mieście Atlas chce za wszelką cenę wydostać się z pułapki zastawionej przez Ryana, a jedyną osobą znającą rozwiązanie problemu wydaje się koreański naukowiec Yi Suchong. Wizyta w jego laboratoriach owocuje zresztą poznaniem wielu interesujących ciekawostek, dotyczących nie tylko technologii znanych z pierwszej części cyklu, ale także m.in. kilku szczegółów dotyczących pochodzenia Szczebiota oraz tego skąd wzięły się podobieństwa wynalazków Rapture i Columbii.
Chociaż drugi epizod Burial at Sea zdecydowanie przewyższa pierwszy pod względem fabularnym, należy odnotować przede wszystkim fakt, że mocno różni się od niego pod kątem realizacji samej rozgrywki. Z założenia przygody Elizabeth są uproszczoną wersją skradanki ukazanej z perspektywy pierwszej osoby. W efekcie produkt przypomina nieco Dishonored, a pierwsze skrzypce gra nowy plazmid: Podglądacz, dający bohaterce czasową niewidzialność i zdolność widzenia przez ściany przeciwników oraz innych kluczowych obiektów. Poza nim mamy także do dyspozycji nieśmiertelne i zawsze przydatne Opętanie, plazmid Dziadka Mroza wprowadzony w pierwszym epizodzie DLC, a także drugą nowość, czyli Żelazną Skórę, działającą podobnie do obronnej funkcji wigoru Zwrot do Nadawcy, znanego z BioShock Infinite. Oczywiście gra nie opiera się tylko na „czarach”; Elizabeth korzysta również z niewielkiego arsenału. Poza rewolwerem, strzelbą i mikrofalowym Podgrzewaczem, wprowadzonym w pierwszym epizodzie DLC, dołączyła do niego jednoręczna, elegancka kusza. Możemy ją załadować jednym z trzech rodzajów bełtów – zawierających środek usypiający działający na jednego wroga, obszarowy gaz obezwładniający lub sygnalizator dźwiękowy, przyciągający znajdujących się w pobliżu przeciwników.
Ponieważ Elizabeth ma stosunkowo niewielkie szanse w bezpośredniej walce, wszystkie te gadżety musimy wykorzystywać do cichego eliminowania wrogów lub w ostateczności do błyskawicznego masowego obezwładnienia nadciągającej grupy, gdy zostaniemy wykryci. Podstawą jest więc skradanie się, podczas którego musimy zwracać uwagę nie tylko na to, by znajdować się poza zasięgiem wzroku wrogów (prezentowanego w postaci pojawiającego się nad głowami wskaźnika zaalarmowania) lecz także na unikanie kałuż i potłuczonego szkła, po których stąpanie robi dużo hałasu. Trzeba przyznać, że te proste mechanizmy sprawdzają się całkiem nieźle w praktyce, lecz niestety zakradanie się od tyłu i nokautowanie przeciwników uderzeniem Skyhooka stanowi wyzwanie jedynie na początku.
Łatwość ta bierze się z faktu, że gdy udaje nam się rozwinąć Podglądacza za pomocą chemikaliów modyfikujących plazmidy, możemy korzystać z niewidzialności bez zużycia Ewy, czyli „many”. W rezultacie wystarczy podkraść się swobodnie do przeciwników i zamierać jedynie na moment w bezruchu, jeśli wymaga tego sytuacja. Później równie skuteczną metodą staje się przyciąganie wszystkich wrogów w jedno miejsce przy pomocy bełtów z sygnalizatorem dźwiękowym, a następnie masowe „gazowanie” ich za pomocą drugiego typu amunicji. Wytrawni miłośnicy skradanek będą mieć więc uzasadnione powody do narzekania, że mechanizmy z rozgrywki w Burial at Sea – Episode Two można trochę zbyt łatwo oszukać.
Na poznawaniu intrygującej fabuły i cichym nokautowaniu wrogów zabawa się jednak nie kończy. Jednym ze znaków rozpoznawczych serii zawsze była eksploracja i tak jest również w tym przypadku. Ciekawą nowością jest to, że Elizabeth może przekradać się szybami wentylacyjnymi, pozwalającymi na omijanie niektórych zbyt odsłoniętych przestrzeni. Nierzadko znajdujemy w nich poukrywane przedmioty i pieniądze. Nie zabrakło także otwierania zamków wytrychami, czyli jednego ze znaków rozpoznawczych bohaterki. Towarzyszy temu prosta minigra, polegająca na zatrzymaniu wytrycha nad jednym z trzech rodzajów zapadek, z których dwa są specjalne. Poruszenie czerwonych skutkuje uruchomieniem alarmu, niebieskich zaś zdobyciem bełtu z sygnalizatorem dźwiękowym. Obojętnie jednak którą zapadkę poruszymy, zawsze udaje nam się otworzyć zamek. Podobnie jak w Infinite, tutaj również musimy jednak liczyć się z tym, że otworzenie niektórych drzwi wymaga zużycia wielu wytrychów jednocześnie.
Od strony audiowizualnej Burial at Sea – Episode Two prezentuje równie wysoki poziom, co podstawowa wersja gry i pierwszy dodatek. Lokacje nadal cieszą oko projektem i mnóstwem detali, z fantastycznymi zdobieniami w stylu art deco na czele. Dotyczy to z resztą także używanej przez Elizabeth broni. Ponieważ Rapture utrzymane jest w klimacie tzw. dieselpunka, podczas rozgrywki natrafiamy również na mnóstwo fascynująco wyglądających, retro-futurystycznych maszyn. Najbardziej spodobała mi się wizyta w centrum serwisowania batyskafów, sprzedawanych mieszkańcom podwodnego miasta niczym samochody osobowe. Były one zresztą wzorowane na wyglądzie aut z epoki, a to właśnie przez detale takie jak ten świat Bioshocka po raz kolejny potrafi zachwycić warstwą artystyczną. Świetnie prezentuje się także oprawa audio, w której nie zabrakło przygrywających w okolicy, charakterystycznych dla czasów jazzowych klasyków.
Drugie fabularne rozszerzenie do zeszłorocznego hitu stanowi więc połączenie eksploracji niezwykle klimatycznych miejsc, cichego eliminowania przeciwników, poznawania intrygująco skonstruowanej fabuły oraz licznych ciekawostek z uniwersum, a raczej uniwersów, które znamy z serii. Na plus należy zaliczyć fakt, że ukończenie przygody Elizabeth zajmuje aż sześć godzin, co jest przyzwoitym wynikiem jak na dodatek DLC. Ponadto, Ken Levine po raz kolejny zaserwował nam zapadający w pamięć, nieco szokujący finał, pod względem klimatu ocierający się o to, co możemy doznać w podstawowej wersji gry. I chociaż nadal można by się przyczepić, że twórcy nie odpowiedzieli na wszystkie możliwe pytania, tak naprawdę po ukończeniu Burial at Sea – Episode Two zasmucił mnie jedynie fakt, że to definitywny koniec opowieści o Elizabeth i Bookerze DeWittcie. Warto jednak pamiętać, że wszechświat zbudowany jest z nieskończonej liczby rzeczywistości, więc kto wie, może kiedyś jeszcze się z tą dwójką spotkamy...