Mass Effect 3 Recenzja gry
Recenzja dodatku Extended Cut do gry Mass Effect 3 - czy warto było czekać na rozszerzone zakończenie?
Extended Cut do Mass Effect 3 oferuje graczom upragniony epilog i wyjaśnia kilka kwestii. Sprawdzamy, czy finał tej historii nabrał większego sensu.
Mało które zakończenie gry wywołuje takie kontrowersje, jakie wzbudził finał nowego Mass Effecta, stanowiący zwieńczenie nie tylko trzeciej części, ale i całej sagi o Shepardzie i jego/jej kompanach. BioWare przez jakiś czas nie chciało przyjąć słów krytyki do wiadomości, ale w końcu twórcy uznali, że rzeczywiście można by nieco tu i ówdzie poprawić. Tak narodziła się idea bezpłatnego DLC zatytułowanego Extended Cut.
Zadaniem tego małego rozszerzenia jest rozwinąć i wyjaśnić wszelkie nieścisłości, które towarzyszyły oryginalnemu zakończeniu. Nie uświadczymy tu nowych poziomów czy sprzętu, a jedynie wydłużone konwersacje i dodatkowe scenki przerywnikowe. Czy warto było czekać 3 miesiące na jakieś 30 minut bonusów?
Z przyczyn oczywistych w tekście znajdują się istotne spoilery, niemniej czuję się w obowiązku, by Was przed nimi ostrzec. Jeśli nie miałeś wcześniej do czynienia z grą Mass Effect 3, wiedz że, czytając kolejne akapity, możesz popsuć sobie zabawę!
Najpierw mała uwaga – wszystkie nowe elementy zostały dodane już po zniszczeniu Żniwiarza strzegącego drogi do Cytadeli. Sugerowane przez twórców rozpoczęcie zabawy od ataku na bazę Cerberusa jest moim zdaniem totalnie bez sensu, bo tam nie uświadczycie niczego nowego (podobno wydłużona została konwersacja z proteańską wirtualną inteligencją, ale jeśli tylko „podobno” i nie da się tego zauważyć podczas zwykłego grania, to się nie liczy). Nie traćcie więc niepotrzebnie 2 godzin, jeśli nie macie ochoty powtarzać przy okazji wszystkich pojedynków.
Mój Shepard, obrzydliwie dobry zbawca galaktyki, w trakcie całej swojej podróży ratował kogo tylko mógł, rozkochał w sobie Ashley, pogodził gethów i quarian. Smutno mi było, kiedy ten encyklopedyczny bohater – niezależnie od wybranej opcji zakończenia – w efekcie izolował od siebie wszystkie cywilizacje i przenosił galaktykę o kilka wieków wstecz. Brakowało mi porządnego epilogu, jakiejś konkretnej nadziei na to, że świat bez mojego herosa sobie poradzi. Teraz taką nadzieję mam.
Każda z trzech podstawowych opcji finału została solidnie rozbudowana i choć główne założenia pozostają takie same, to w momencie gdy w Mass Effekcie 3 już wyświetlała się lista płac, Extended Cut oferuje jeszcze spory epilog. Dowiadujemy się, co stało się z naszymi kompanami, i zaglądamy na kilka planet, które mieliśmy okazję odwiedzić podczas zabawy. Dzięki dodatkowym scenom możemy być pewni słuszności dokonanych wyborów. Zakończenie, w którym Shepard wybiera kontrolę nad wrogiem, zamienia go we wszechpotężnego wirtualnego boga, który w swej dobroci pomaga odbudować i ochronić świat – narratorem opisującym te wydarzenia jest sam komandor. Synteza kończy się śmiercią naszego bohatera, który poświęca się w imię ostatecznego stadium ewolucji. O dalszym ciągu w tym wypadku opowiada wdzięczna Shepardowi EDI.
„Czerwone” zakończenie, w którym wszystkie syntetyczne formy życia zostały zniszczone, jest jedynym, w którym bohater może przeżyć (gra teraz łaskawiej traktuje licznik zasobów wojennych i mój Shepard ponownie zaczął oddychać, choć na tym samym zapisie wcześniej owej bonusowej scenki nie otrzymałem), a narratorem twierdzącym, że mimo zniszczeń wszystko da się odbudować, jest admirał Hackett. BioWare postanowiło także załatać (mniej lub bardziej udolnie) kilka fabularnych dziur i teraz m.in. dokładnie widzimy, jak Normandia zabiera rannych towarzyszy podczas biegu do promienia, mamy także okazję ujrzeć ewakuację floty tuż przed odpaleniem Tygla.
Zanim dokonamy ostatecznego wyboru, mamy również szansę dokładniej przepytać naszego przezroczystego rozmówcę, który stara się lepiej wyjaśnić, kim jest, skąd wzięli się Żniwiarze i próbuje bardziej szczegółowo opisać konsekwencje wszystkich finałowych opcji. Nie można nie wspomnieć, że Extended Cut posiada zupełnie nowe zakończenie – tzw. odmowę (refusal). Przez trzy gry Shepard postępował wedle własnego widzimisię, często rezygnując ze wszystkich proponowanych rozwiązań danej sytuacji, brakowało więc takiego „goń się, gwiezdny chłopaku” na końcu ME3. Teraz, podczas konwersacji z Katalizatorem, możemy w kilku miejscach podjąć taką decyzję, a jej skutki – choć przewidywalne – wydają się logiczne i powinny usatysfakcjonować wszystkich przeciwników happy endów. Najwyraźniej jak bardzo się chce (czyt. gdy fani odpowiednio mocno krzyczą), to można!
BioWare dobrze zrobiło, oferując Extended Cut i nie żądając zań pieniędzy, ale zastanawiam się, co by było w przypadku pokazania dokładnie takich zakończeń już w oryginale (co powinno mieć miejsce). Wtedy słynna teoria o indoktrynacji najpewniej w ogóle by się nie pojawiła (a jeśli nawet, to nie zdobyłaby takiej popularności, bo DLC wyraźnie podkreśla realność wszystkich obserwowanych wydarzeń), ale wiele drobnych rzeczy nadal nie znalazłoby satysfakcjonującego wyjaśnienia. Wielka szkoda, że zrezygnowano z pierwotnego szkicu historii autorstwa Drew Karpyshyna – tego opowiadającego o zagrażającej całej galaktyce ciemnej energii i związanym z tym faktycznym przeznaczeniu Żniwiarzy – to mogło być naprawdę COŚ. Tymczasem jest tylko i aż nieźle. Podstawowych założeń finału, zgodnie z zapowiedziami, nie zmieniono, więc moje niespecjalnie wygórowane oczekiwania zostały zaspokojone.