Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 14 września 2001, 11:03

autor: Leszek Baczyński

Railroad Tycoon II - recenzja gry

RailRoad Tycoon 2 jest kontynuacją Sid Meier's RailRoad Tycoon wydanej przez MicroProse. Gracz wciela się w rolę przedsiębiorcy kolejowego, którego celem jest zostanie tytułowym magnatem kolejowym.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Fiuuuuuuuuuuu!!! Fu,Fu,Fu,Fu...Sz,Sz,Sz,Sz...Tuk,Tuk...Tuk,Tuk...Tuk,Tuk..

- Co się dzieje ??? - potworny gwizd lokomotywy wyrwał mnie ze snu i postawił na nogi!

- Która godzina? Gdzie ja jestem? Musiałem się chyba zdrzemnąć troszkę. Zaraz postawię wodę i zaparzę sobie herbatkę w blaszanym kubeczku z napisem „Railroad Tycoon II”. To mój ulubiony kubek. Znalazłem go w paczce, którą jakiś życzliwy nadawca wysłał do mnie. Oprócz niego nie było już tam wiele przydatnych rzeczy. Jakaś gazeta czy instrukcja i dwie srebrne płytki, których przeznaczenia nie mogę się domyślić. Ludzie produkują dzisiaj takie rzeczy, że człowiek sam nie wie do czego służą. I jak na złość wysyłają je setkami koleją, pewnie w jednym celu. Byśmy mieli pełne ręce roboty i nie zanudzili się tu na śmierć.

Pora odsunąć zasłony w oknach. Jaki widok mam za nimi? Nic ciekawego, wierzcie mi. Za szybką „monitora” (ponieważ tak zwykli nazywać okna moi zwierzchnicy), widzę przeważnie przekrwiony wzrok mego nowego szefa. Właśnie się obudził i włączając swój komputer uruchomił grę pt. „Railroad Tycoon II – Złota Edycja”.

Dla niego to tylko gra i zabawa, ale dla mnie zaczyna się kolejny dzień harówy. Tak, tak, ta „gra” to świat w którym żyję, pracuję i staram się najlepiej jak potrafię wypełniać polecenia swych dyrektorów.

Kim jestem? Pozwólcie że się przedstawię. Jestem prezesem linii kolejowych we wspomnianej grze. Niektórzy mówią o mnie „O! Taki mały komputerowy ludzik mieszkający w żelaznej skrzynce”!. Ale co oni tam wiedzą?

Ile mam lat? Nie wiem. Nie wiem nawet kto był moim ojcem (choć mówiono mi, że było ich kilku – ale wstyd!). Pracowali w firmie PopTop Software i zajmowali się tworzeniem „gier komputerowych”. Co to takiego te „gry”, nie mam pojęcia. Zresztą co mnie to obchodzi. Najważniejsze że jestem prezesem.

Wybaczcie, że się nie przedstawiam, ale moje imię i nazwisko nic Wam nie powie. Każdy dyrektor nadaje mi nowe. Przeważnie jest to jakaś ksywka lub skrót od imienia aktualnego właściciela programu. A że sprzedano ich kilkadziesiąt tysięcy na całym świecie (tak, tak, to prawdziwy hit rynkowy – zwłaszcza Złota Edycja), to i imion mam tyle samo, co dyrektorów (o ile nie więcej).

Moi zwierzchnicy i właściciele to prawdziwa mieszanka. Nigdy człowiek nie wie na jakiego trafi. Czasami są to żółtodzioby, czasami wytrawni specjaliści. Przeważnie jednak to zwykli ludzie. Piszę przeważnie, ponieważ zdarzają się naprawdę ciekawe przypadki. Ich styl pracy jest różny. Jedni wpadną tylko zajrzeć na godzinkę, by sprawdzić jak idzie ruch w interesie (i tych lubię najbardziej). Siadam sobie wtedy wygodnie w fotelu przy telegramie, albo pod semaforem i czytam ulubione książki. W gabinetowej biblioteczce mam całkiem spory zbiór (rarytasy takie jak np. „O psie, który jeździł koleją”, „Morderstwo w Orient Ekspresie”, czy „Anna Karenina”). Wiersze także lubię. Pamiętam jak mama czytała mi taki jeden pt. „Lokomotywa”. Na pewno go znacie: „Stoi na stacji lokomotywa, ciężka, ogromna i pot z niej spływa...”. Prawda, że brzmi znajomo?

Kiedy byłem już trochę starszy sięgałem po bardziej ambitne pozycje, np. „W Poroninie”. To prawdziwa klasyka. Kto bowiem nie zna tych złotymi zgłoskami pisanych wersów:

Na małej stacji w wiosce Poronin,

Gdy pociąg stanął wśród zgrzytu szyn,

Wysiadł z wagonu ojciec, a po nim

Raźno na peron wyskoczył syn...”?.

No dobrze, dobrze. Już wracam do przerwanej myśli.

Drugi typ dyrektorów to pracoholicy i maniacy. Męczą człowieka przez 24 godziny lub dłużej, aż mi nieraz ręce opadają ze zmęczenia. Najgorsi są tacy, co to potrafią nie spać po kilka dni! Ciągle coś poprawiają, coś kupują, każą modernizować lokomotywy, budować nowe stacje, wyciągać księgi rachunkowe i sprawdzać indeksy giełdowe. Oni pewnie nie potrzebują snu, ale ja tak! Chodzę wtedy niewyspany z oczkami na zapałkach i ręce mi się trzęsą, ponieważ nie mam nawet czasu napić się herbatki z mojego kubeczka.

Wybaczcie mi, że się tak rozgadałem o tych książkach i lokomotywach, ale tatuś, a właściwie kilku tatusiów (co za wstyd!) zawsze mi powtarzali:

Pamiętaj syneczku, że „Kto ma w głowie olej, ten idzie na kolej”.

No to co miałem robić? Poszedłem. I nie żałuję. Dziś jestem prezesem i mogę sobie palić cygarka w skórzanym fotelu, podczas gdy inni muszą zasuwać (jak chociażby recenzenci tych cudacznych „gier” – cokolwiek ten termin oznacza).

Tak więc kimkolwiek by nie byli, wszyscy dyrektorzy mają ten sam cel. Chcą zostać Magnatami Kolejowymi przez ogromniaste M. Gdybyście wiedzieli, jakie decyzje człowiek musi wykonywać, pewnie złapalibyście się za głowy. Ale o tym za chwilę.

Ten, który będzie dzisiaj próbował zasłużyć na miano Magnata Kolejnictwa dał mi imię „leo987”. Nie wiem ile nocy trzeba nie spać, żeby dać takie pokręcone imię prezesowi spółki. No ale co ja mogę na to poradzić? Na domiar złego, życiorys wymyślił mi nie mniej ciekawy niż imię. W personalia wpisano mi więc tekst brzmiący mniej więcej tak: „leo987 – lekkoduch i romantyk, którego tatuś pragnął uczynić człowiekiem zamożnym, statecznym i szanowanym (co prawdę mówiąc nie bardzo mu się udało)”. Zobaczcie sobie w galerii! Pozostawię to bez komentarza.

No, ale za to dzisiaj będzie wyjątkowy dzień! Zabieram Was bowiem na wycieczkę, by pokazać Wam mój świat. Naprawdę bardzo się cieszę że przyszliście. Pomyślałem sobie, że skoro już tu jesteście i postanowiliście posłuchać mojej opowieści o „Railroad Tycoon II – Złota Edycja”, to zapraszam Was w tę podróż. Czym pojedziemy? Oczywiście koleją!

Proszę Wsiadać! Drzwi Zamykać! Odjazd!!!

GRA czyli „Wsiąść Do Pociągu Byle Jakiego...”

Na dobry początek proponuję udać się do wagonu restauracyjnego w celu konsumpcji, byśmy mieli siły na całodniową podróż. Przepraszam, czy jedliście już śniadanko? Coś bladziutko wyglądacie. Czyżby początki „choroby lokomocyjnej”?

Zanim pojawili się kelnerzy pasażerowie usiedli wygodnie przy stolikach, a prezes opowiedział im historię swego kolejowego świata. Okazało się , że dawno, dawno temu (1990 r.) ziemia ta nosiła nazwę „Railroad Tycoon” i zajmowała obszar około 700 kB (to taki miejscowy odpowiednik hektara). W owych czasach żył na niej tylko jeden człowiek. Nazywał się Sid Meier i zajmował się głównie górnictwem odkrywkowym. Sid był bardzo pracowity - w pocie czoła wydobywał kopaliny w postaci gier wszelkiego rodzaju. Kiedy więc pewnego dnia wydobył kolej żelazną, sława „Railroad Tycoon’a” obiegła cały świat.

Wkrótce do krainy tej zaczęli przybywać setkami osadnicy. Zasiedlając nowe tereny w znacznym stopniu przyczynili się do powstania pierwszych pól uprawnych i farm, które z czasem przekształciły się w miasta, a później w ogromne metropolie.

W roku 1996 roku odbyła się pierwsza elekcja stanowa, w której wybrano nowego burmistrza. Ten nieznacznie zmodyfikował nazwę krainy, dodając do niej człon „Deluxe”. Od tej pory zwano więc ją „Railroad Tycoon – Deluxe”, a powierzchnia liczyła sobie dobre 7 MB (czyli 7 tys. hektarów).

W miarę upływu lat obszar ten przeszedł niesamowitą metamorfozę, której efekty możecie dziś Państwo podziwiać w moim towarzystwie – rzekł prezes i wziął do ręki kartę dań. Na stylowej i oprawionej skórą okładce widniał napis „Menu Główne”.

- Taaaakkk.....Co my tu mamy.....? – mruknął pod nosem.

Karta przedstawiała się następująco:

Zupy:

  • Graj (to takie zupki jak np. kampania lub scenariusz),
  • Graj z innymi (talerz dla kilku osób używających TCP/IP, IPX, Modemu lub kabelka szeregowego),

Drugie danie:

  • Edytor (coś jak pizza: można sobie dowolnie wybrać zestaw składników i surówek),

Desery:

  • Najlepsze wyniki (czyli lista gości którzy odwiedzili naszą restaurację i zapłacili najwyższe rachunki za obiadek),

Napoje:

  • Autorzy (lista kucharzy i mistrzów patelni. To sami specjaliści z dyplomami – innych nie zatrudniamy).

Kiedy każdy już sobie zamówił wybrane danie, prezes podjął swą przerwaną opowieść.

Pytacie Państwo na czym polega ma praca. Otóż, moim podstawowym zadaniem jest stworzenie zyskownego przedsiębiorstwa (kampanii kolejowej). Dysponując określonym kapitałem (swoim jak i udziałowców) staram się rozwijać swe linie kolejowe poprzez budowę dróg żelaznych docierając do najdalszych zakątków znanego mi świata.

Tu prezes wyciągnął mapę i rozłożył ją na stole.

Możecie tu Państwo zobaczyć, iż świat gry składa się z 27 osobnych stanów (scenariuszy) i podzielony jest na dwie części (kampanie). Obie (kampania klasyczna i kampania „second century”) umożliwiają rozegranie po 6 połączonych scenariuszy każda.

Dodatkowo każdą rozgrywkę poprzedza filmowy wstęp i dokładny opis zadań do wykonania.

Pasażerowie patrzyli na mapę z uwagą. Widzieli umieszczone na niej miejscowości leżące pośród gór, łąk, jezior i mórz, na prawie wszystkich kontynentach. Mapa zawierała także bardzo dokładne dane, dotyczące wielkości osad, farm i zakładów przemysłowych wraz z ilością produkowanych przez nie towarów. Dzięki temu łatwym było określenie które surowce produkują poszczególne z nich, a które poszukują.

Zadaniem prezesa było połączenie ich wszystkich linią kolejową. Do jego dyspozycji oddano zarówno tory pojedyncze jak i podwójne. Kiedy wytyczona trasa przechodziła przez rzekę, budowano mosty np. drewniane lub kamienne.

Docierając do nowego miejsca (np. huty, wioski, młyna itp.) prezes zakładał nowe stacje. Miał do dyspozycji trzy ich rodzaje: stację małą, średnią i dużą. Zasięg ich oddziaływania był wprost proporcjonalny do ich wielkości. Nowopowstałą stację dołączano do istniejącej sieci dróg i można było już wysyłać do niej pociąg z określonym typem wagonów (w zależności jakie surowce bądź towary wytwarzano w jej pobliżu).

Wznoszenie stacji kolejowych wraz z ich infrastrukturą (budynki i urządzenia takie jak np. urzędy pocztowe, lokomotywownie, magazyny, hotele, restauracje i inne) - oto polityka jaką posługiwał się prezes przy realizacji swych zadań.

Kiedy pasażerowie pytali go czemu służą te wszystkie budynki, ten cierpliwie wyjaśniał im ich przeznaczenie. Okazało się że dają one premie i pomagają lepiej obsługiwać ruch na stacji, co miało bezpośredni wpływ na obroty spółki, a tym samym dochody prezesa.

Jak pan sobie z tym wszystkim radzi? – pytali zdziwieni goście.

Oczywiście nie zajmuję się wszystkim osobiście – rzekł prezes - W mej pracy pomagają mi menedżerowie, z których każdy specjalizuje się w innej dziedzinie. Czasami są to więc świetni budowniczy (premia do budowy torów), czasami znakomici finansiści (zniżki przy zakupach). Jest ich bardzo wielu i można dowolnie wybierać w ofertach.

O wszystkim jednak decydują przede wszystkim pociągi - ich lokomotywy i skład wagonów oraz czas w jakim przemieszczają się po mapie, podążając od miasta do miasta, wsi lub fabryki. Do wyboru mamy więc prawie 51 lokomotyw (o silnikach parowych, spalinowo-elektrycznych i elektrycznych) przewożących ponad 34 rodzaje towarów w około 50 typach wagonów (np. żywność, surowce do dalszego przerobu, ludzi, pocztę i wiele, wiele innych).

Jedynym ograniczeniem było to, iż każda lokomotywa mogła ciągnąć za sobą jedynie sześć wagonów. Po za tym trzeba było uważać na takie parametry i własności lokomotywy jak: koszt, utrzymanie, paliwo, przyspieszenie, niezawodność, maksymalna prędkość, poziom wody, zapas piasku itp. Niedopatrzenie któregoś z nich mogło skończyć się bowiem awarią pociągu, a przez to obniżeniem dochodów.

Prawdziwym utrapieniem prezesa nie były jednak awarie, lecz spędzająca mu sen z powiek konkurencja. Ile to razy sprytni przeciwnicy handlowi ubiegli go w dotarciu do przemysłowych obszarów, albo skutecznie próbowali podkupić akcje jego spółki na giełdzie? Niektórzy nawet wynajmowali opryszków rabujących wyładowane towarami pociągi. Niejednokrotnie, by dostać się na nowe obszary, prezes musiał korzystać z konkurencyjnych linii kolejowych płacąc horrendalnie wysokie opłaty za przejazd.

Nie dziwił więc nikogo zbytnio fakt, że kiedy tylko mógł, korzystał z telegrafu i porozumiewał się ze swym maklerem giełdowym, pytając go o ceny akcji, wysokość dywidendy oraz sprawdzał dochody i obroty spółki, którą zarządzał. Oczywiście mógł wybierać spośród trzech modeli finansowych występujących w grze (takich jak: model podstawowy, zaawansowany lub mistrzowski) na czterech poziomach trudności.

Prowadził więc w dzienniku notatki o dochodach, bilansie, rysował mapę polityczną, prawa koncesji, dbał o poprawne stosunki z sąsiadami, i troszczył się o finanse (emisja obligacji, akcji, ich skup, zmiany dywidendy, fuzje itd.).

Kiedy w kasie brakowało pieniędzy grał na giełdzie, która oferowała takie warianty jak: kupno z marżą lub krótką sprzedaż.

Co roku opracowywał raport finansowy ze swej działalności, na podstawie którego jego szefowie podnosili bądź obniżali wysokość jego zarobków (w zależności od stopnia zadowolenia i uzyskanych, bądź utraconych sum).

By skutecznie kontrolować tak szczegółowe posunięcia do dyspozycji prezesa oddano 10 stopniową skalę upływu czasu z dodatkową możliwością zatrzymania go. Zrobiono to zapewne w trosce o kolor jego czuprynki, która z pewnością byłyby siwiuteńka, gdyby nie wspomniana opcja.

Tak więc goście poznawszy wszystkie te czynniki szczerze mu współczuli, przyznając zgodnie, że nie było mu łatwo (zwłaszcza, że świat gry był bardziej złożony niż to co przed chwilą usłyszeli).

Pociąg biegł po szynach (ponieważ pociągi biegają nie jeżdżą – sami możecie się o tym przekonać, czytając tabliczki z napisami : „Podczas biegu pociągu nie wychylać się i nie otwierać drzwi”), a pasażerowie siedzieli w wygodnych fotelach, racząc się herbatką z kubeczków dołączonych do gry. Atmosfera była przyjemna i humorki dopisywały.

Prezes widząc zadowolone twarze gości rzucił kolejną propozycję:

A może sprawdzimy co widać z okien naszego pociągu? Mamy tu piękne okolice...

GRAFIKA I DŹWIĘK czyli „Trzech Pasażerów Pociąg Wiózł...”

Otworzono więc wypolerowane na błysk okna i oczom pasażerów ukazał się widok w rozdzielczości 1024 x 768 pikseli w 16-to bitowym kolorze. Jechali przez cudowną krainę (opracowaną przez kolejnych tatusiów prezesa, zwanych grafikami).

Mijali lasy, farmy, fabryki, gospodarstwa rolne i pastwiska. Zielone łąki i urodzajne pola uprawne. Kiedy przejeżdżali przez maleńkie miasteczka z ich dworcami, mogli podziwiać znajdujące się w ich pobliżu budynki, magazyny, hoteliki i restauracje. W urzędach pocztowych listonosze pakowali listy, na peronach stali ludzie, w oddali zaś ryczało bydło wożone ze wsi do miast.

Stacje prezentowały różne style architektoniczne. Niektóre z nich były więc zbudowane w stylu wiktoriańskim, inne zaś w charakteryzowały orientalne kształty. Było ich oczywiście znacznie więcej.

Największy zachwyt pasażerów wzbudzały jednak pociągi, które ich mijały, lub które widzieli na stacjach. Przepięknie opracowane lokomotywy i ich wagony budziły zachwyt gości, którzy patrząc na nie wyobrażali sobie jak będą one wyglądać w przyszłości.

Co powiecie Państwo na temat pociągów elektrycznych i lokomotyw napędzanych prądem? – pytał prezes swych gości.

W przyszłości zapewne nasze dzieci będą takimi jeździły – odpowiadali mu pasażerowie.

Takie to miłe rozmowy raz po raz przerywane były gwizdem lokomotyw i stukotem żelaznych kół. Z głośników odbiorników radiowych umieszczonych w przedziałach płynęła bluesowa muzyka idealnie pasująca do odgłosów otoczenia.

Jaki ten kraj jest piękny - zachwycano się, opierając się łokciami o framugi okien, nazywanych potocznie interfejsem. Musieli je robić zdolni stolarze, gdyż wszystko było ładnie wykonane z desek nie posiadających sęków i zadziorów. No i oczywiście pokryto je lakierem. Otwieranie okien nie nastręczało zaś podróżnym najmniejszych problemów. Zresztą wszędzie znajdowały się instrukcje , co i jak robić, by przypadkiem nie przyciąć sobie paluchów lub, co gorsza, nie wypaść przez okno pędzącego ekspresu.

Jedyną rzeczą, która zdziwiła gości była dołączona do gry gazeta (instrukcja). Ludzie pracujący w drukarni Play-it (wydawcy owej gry) wpadli na pomysł, by umieścić w niej tylko pierwsze cztery z dziesięciu rozdziałów opisujących świat „Railroad Tycoon II – Złota Edycja”. Na szczęście cała instrukcja znajdowała się na srebrnych płytkach dołączonych do paczki. Dlaczego zdecydowano się na umieszczenie pełnej instrukcji w formie elektronicznej i wycięcie sześciu rozdziałów z jej wersji drukowanej pozostanie słodką tajemnicą dyrektorów ze spółki Play-it. Sam prezes jednak nie był tym faktem zachwycony, ponieważ w jego opinii nie było to zachowanie profesjonalne, zwłaszcza w „Złotej Edycji” (musiał sobie dodrukować sześć brakujących rozdziałów + dodatek).

Takie działanie wydawcy spowodowało pogorszenie jego samopoczucia, choć był to właściwie jedyny poważny zgrzyt żelaznych kół tego pociągu.

Prezesa zdziwił także fakt, iż jakkolwiek wszystkie występujące w grze napisy były w języku polskim, to jednak lektor mówił po angielsku. Na szczęście wydawca lojalnie poinformował o tym nabywcę, umieszczając na pudełku informację, iż jest to TEKSTOWA WERSJA POLSKA.

Ponad to prezes nie podzielał zdania wydawcy, który na stronach podręcznika co rusz pisał: „Prawdą oczywistą jest dla producentów gier komputerowych, że nikt nie czyta instrukcji”, „...zakładamy że należysz do 10% użytkowników, którzy czytają instrukcje”, „...docierając tak daleko (strona 8 - format koperty) zademonstrowałeś już swoją wolę przeczytania instrukcji” itd.

Sytuację w gazecie (podręczniku) uratowały zamieszczone na jej stronach informacje o historii kolei, sylwetkach i życiorysach prawdziwych „rekinów” kolejnictwa, oraz umieszczone na dodatkowej płytce kompletnej polskiej strony internetowej (w trybie offline) dotyczącej gry i zawierającej nowe mapy (np. Polski) i różne dodatki (porady, tabele, łatki itp.).

Gwizd lokomotywy oznajmił podróżnym, że oto zbliżają się do stacji końcowej i wnet trzeba będzie opuścić przedziały. Stojąc na korytarzu patrzyli na zachodzące za horyzontem słońce, które oświetlało ich twarze pomarańczowo-czerwonym blaskiem wieczoru.

ZAKOŃCZENIE czyli „Patrzeć Jak Wszystko Zostaje W Tyle” („Albo Nie Płacz Kiedy Odjadę”)

Kiedy pociąg zatrzymał się na stacji goście opuścili przedziały. Stali teraz na peronie oczekując na dyliżanse, które odwiozą ich do domów lub hoteli. Prezes stanął na stopniach wagonu i zwrócił się do nich tymi słowami:

Nasza wycieczka dobiegła końca. Zanim jednak się pożegnam, mam do Państwa maleńką prośbę. Odwiedzajcie mnie tak często jak tylko możecie. Zawsze znajdę dla Was czas i chętnie pojadę w kolejną podróż koleją. Czeka tu bowiem na Was bogaty świat lokomotyw i wagonów, miast i miasteczek, oraz pasażerów i towarów, które muszą dotrzeć do miejsca swego przeznaczenia. Wśród nich znajduje się małe pudełko zawierające dwie srebrne płytki, jakąś gazetę lub instrukcję i żelazny kubeczek z napisem „Railroad Tycoon II”. Kubeczek ten czeka na prawdziwych Magnatów Kolejowych, do których grona z pewnością mogę Was już teraz zaliczyć.

A teraz: „Komu w drogę - temu czas! Kto jedzie, to jedzie, a kto zostaje, ten zostaje” – rzucił na pożegnanie leo987 i zniknął w przedziale wagonu. Konduktor zagwizdał i krzyknął:

Proszę Wsiadać! Drzwi Zamykać! Ooodjazd!!!

Fiuuuuuuuuuuu!!! Fu,Fu,Fu,Fu...Sz,Sz,Sz,Sz...Tuk,Tuk...Tuk,Tuk...Tuk,Tuk..

Stojący na peronie pasażerowie stali patrząc za odjeżdżającym pociągiem. Spędzili udany (mam nadzieję) dzień w krainie „Railroad Tycoon II – Złota Edycja”. Zanim jednak rozeszli się do domów, z uchylonego okna odjeżdżającego pociągu do uszu ich dotarł tubalny głos prezesa śpiewającego sobie wesoło stary kolejowy szlagier:

Nie płacz, kiedy odjadę, sercem będę przy Tobie,

Nie płacz, kiedy odjadę, zostawię Ci tę melodię.

Piosenkę, która przypomni niezapomniane te chwile,

Kiedy o Railroad Tycoon opowiadałem zawile...:))))”

Leszek „leo987” Baczyński

Prezes Zarządu

Dyrektor Generalny Spółki „KOLEJE LEO” S.A.

Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego

Recenzja gry

Nie, Ara: History Untold - wbrew hasłom marketingowym - nie będzie kolejną alternatywą dla serii Civilization. Jednak nie jest to wada, bo gra ma na siebie własny pomysł i realizuje go sprawnie, choć nie zawsze konsekwentnie.

Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki
Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki

Recenzja gry

Po 20 godzinach, które spędziłem z 63 Days, miałem w sobie mnóstwo sprzecznych emocji. Z jednej strony uważam, że to przeciętna gra z aspiracją do ponadprzeciętnej – z drugiej zaś liczba błędów i nielogicznych rozwiązań przeraża.

Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy
Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy

Recenzja gry

Gdy pierwszy raz uruchomiłem Frostpunka 2, byłem pełen obaw. Twórcy ewidentnie chcieli poeksperymentować z konwencją, zmienić formułę i zaoferować coś nowego. Czy jednak wyszło to grze na dobre?