Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 25 września 2006, 14:45

autor: Artur Cnotalski

Pirates of the Caribbean: The Legend of Jack Sparrow - recenzja gry

Legend of Jack Sparrow to zręcznościówka z gatunku tych prostszych. System walki opiera się tu na dwóch klawiszach (uzupełnianych o kolejne dwa podczas strzelania), z których złożyć możemy (aż) trzyciosowe komba...

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Przenoszeniem filmów na ekrany komputerów od lat zajmuje się Electronic Arts, a rezultaty tego są różne – od w miarę udanych tytułów opartych na Władcy Pierścieni, po dość mizerne gry o Harrym Potterze. Tym razem panowie z Bethesdy postanowili pokazać, co potrafią, wykorzystując jako bazę kinowy hit, jakim bez wątpienia są Piraci z Karaibów. O rezultacie ich wysiłków przeczytać można poniżej.

Na dobry początek warto zaznaczyć, że gra nie opiera się bezpośrednio na wydarzeniach z pierwszego, ani drugiego filmu – zawiera dość luźne odwołania do pierwszej części, jednak większość wydarzeń rozgrywa się między Klątwą Czarnej Perły a Skrzynią Umarlaka. Sytuacja, w jakiej lądują bohaterowie, do najlepszych nie należy – zdradzeni Jack Sparrow oraz William Turner stoją przed szeroką widownią, chętną zobaczyć egzekucję dwóch piratów. By kupić sobie czas i wyjaśnić pewne „nieścisłości” Jack zaczyna opowiadać o swoich przygodach... podkolorowując historię, kiedy tylko może. Tutaj właśnie zaczyna się gra.

O czym marzą piraci...

... A właściwie chwilę wcześniej, gdyż w misji treningowej przyjdzie nam zdobyć fort, w którym później ma dojść do egzekucji obu panów. Tak czy inaczej, obaj panowie stają naprzeciw hordom piratów, żołnierzy i bestii nie z tego świata ratując przed zniszczeniem Port Royale, niszcząc hiszpańskie okręty, uwalniając swoich kamratów z kopalni czy rąk innych złoczyńców, którzy poza prochem strzelniczym i mieczami używają także mrocznej magii – słowem, przeżywają przygody. Narrację Jacka kilkukrotnie przerywają komentarze Willa oraz Elizabeth, nie zgadzających się zupełnie z wersją zdarzeń przedstawioną przez kapitana, jednak ich wstawki ani nie bawią, ani nie ubarwiają opowieści... niestety. W grze będziemy mieli okazję zobaczyć niektóre z legend krążących o Jacku, jak choćby tę, że opuścił Rumową Wyspę na grzbietach wielkich żółwi oraz jak udało mu się zdobyć miasto bez oddania nawet pojedynczego strzału.

Legend of Jack Sparrow to zręcznościówka z gatunku tych prostszych. System walki opiera się tu na dwóch klawiszach (uzupełnianych o kolejne dwa podczas strzelania), z których złożyć możemy (aż) trzyciosowe komba... które w praktyce sprawdzają się zazwyczaj znacznie gorzej niż pojedyncze ciosy, gdyż potrafią minąć przeciwnika (sic), którego atakujemy. Pewną próbą zamaskowania nudy są mini-gry, które twórcy zaimplementowali niemal za każdym załomem, ale jako że sprowadzają się one zazwyczaj do szybkiego wklepywania kombinacji klawiszy, obracania drążkiem analogowym, czy też umiejętności naciskania wciąż tego samego przycisku, nie należą do zbyt atrakcyjnych. Jak w żadnej zręcznościówce, tak i w Piratach z Karaibów zabraknąć nie mogło sekretów, które, podobnie jak wiele innych aspektów gry potraktowano niestety po macoszemu. Owszem, na każdej planszy znaleźć możemy (lepiej lub gorzej) poukrywane fragmenty mapy skarbów, a podczas dwóch (z dwudziestu czterech) misji otrzymać możemy nawet ulepszenie broni, jednak ilość dodatków nie zachwyca, a ich jakość daleka jest od zadowalającej.

Gra w statki w wydaniu Jacka Sparrowa.

Podczas gry obejmiemy kontrolę nad Kapitanem Sparrowem oraz, wymiennie, Willem i Elizabeth. Ich obecność w poszczególnych misjach wydaje się kaprysem twórców, bowiem poza kilkoma wyjątkami (takimi jak Rum Island czy rezydencja gubernatora Port Royale) zostały one dodane tylko po to, by ubarwić opowieść snutą przez Jacka. Umiejętności bojowe naszych bohaterów rozwijamy za pomocą złota, które znaleźć możemy w skrzyniach ze skarbami oraz przy zwłokach pokonanych przeciwników. Każda postać dysponuje osobną pulą pieniędzy na ulepszenia, jednak ilość złota zliczana jest dla wszystkich po równo, niezależnie od tego, kto otworzył skrzynię czy zebrał leżące na ziemi monety. Takie rozwiązanie sprawia, że większość ulepszeń jesteśmy w stanie wykupić już w połowie gry, szczególnie, że w żadnej misji nie da się narzekać na niedobór skarbów. Jeśli chodzi o ulepszenia mieczy, o których wspomniałem wcześniej, to są one przede wszystkim wizualne – ilość obrażeń jakie zadajemy poszczególnymi rodzajami broni nie zmienia się w sposób zbyt wyraźny, natomiast w późniejszych etapach biegamy z piracką wersją mieczy świetlnych... co prezentuje się dość zabawnie.

Inteligencja przeciwników komputerowych nie należy do zbyt zaawansowanych – zdarza im się blokować o przeszkody (lub siebie wzajemnie), lub też po prostu zatrzymywać się i stać bezczynnie, dopóki nie zostaną zaatakowani (ten problem dotyczy głównie bossów). By ją nadrobić, twórcy sztucznie wyśrubowali w niektórych miejscach poziom trudności, co w połączeniu z bugami (eksplodujące beczki zmieniające nagle tor lotu z prostej na parabolę, zacinanie się gry podczas filmików) daje mieszankę przeznaczoną dla naprawdę wytrwałych graczy. Jednocześnie, mimo sporej liczby misji, grę da się ukończyć podczas jednego popołudniowego posiedzenia (o ile nie znudzi nas ona wcześniej).

Wspomniałem już o korzystaniu z drążka analogowego, co w przypadku pecetów nie jest zbyt popularnym rozwiązaniem. Niestety, jest to właśnie jeden z momentów, w których uświadamiamy sobie, że gra przygotowana było czysto pod konsolę, a na komputery stacjonarne przeniesiono ją raczej przez ‘grzeczność’, niż z jakiegokolwiek innego powodu. Już pierwsza misja wyraźnie pokazuje nam, że nie posiadając pada nie mamy szans ukończyć Legendy Jacka Sparrowa – drzwi, naprzeciw których stajemy po około trzech minutach gry, nie dadzą się otworzyć, jeśli z pomocą drążka analogowego nie przekręcimy trzymającej je korby. Wykorzystanie klawiatury możliwe jest tylko w przypadku zabawy w trybie Co-op, kiedy jedna osoba gra na padzie a druga na klawiszach, jednak w przypadku tego tytułu raczej trudno będzie znaleźć osobę chętną do dzielenia niedoli pojedynczego gracza.

Grafika Legendy... stanowi jeden z jej poważniejszych minusów. Nie dość, że gra prezentuje się na poziomie, który za zadowalający można było uznać dwa-trzy lata temu, to graficzne „kwiatki”, jakie przyjdzie nam oglądać podczas zabawy, rażą oczy. Zastosowane tekstury są niewyraźne i rozmazane, a liczba przygotowanych modeli postaci, w zestawieniu z liczbą przeciwników napotykanych na każdym etapie, daje wrażenie wojny z armią klonów. Dodatkowo miecze nie chcą utrzymać się w rękach naszych bohaterów, lewitując przed lub za nimi, a dziury w modelach obiektów sprawiają, że wybuch prochu tuż pod naszymi nogami nie zadaje nam najmniejszych obrażeń, a eksplozja odrobinę dalej odrzuca nas przez całą długość planszy.

Latający pirat i jego wierna beczka...

Oprawa dźwiękowa powinna zaś ucieszyć fanów Johnny’ego Deppa – aktor podkłada głos swojemu cyfrowemu odpowiednikowi, jest jednak jedynym aktorem występującym w filmie, który pojawia się także w grze – pozostałe głosy należą do zatrudnionych przez twórców aktorów, z których niektórzy (na przykład Will) wypadają dobrze, inni natomiast wprost tragicznie (szczególnie denerwuje piskliwy głos Elizabeth, który przy dłuższym kontakcie potrafi naprawdę zmęczyć ucho). Muzyka, której autorem jest Inon Zur, znany z drugiej części Syberii oraz trylogii Prince of Persia, w przypadku Piratów z Karaibów niknie w tle. Wyjątkiem jest tutaj utwór z menu, którego słuchałem z przyjemnością.

Nowe dziecko Bethesdy prezentuje się bardzo słabo, nie tylko jako konwersja z konsoli, ale jako gra w ogóle. Wysoki poziom, do którego przyzwyczaili nas twórcy Morrowinda i Obliviona, w Piratach z Karaibów ginie gdzieś i nie ratuje go nawet świetna marka, jaką jest kinowy hit. Developerskie studio 7 Studios nigdy dotąd nie zagrzało miejsca u żadnego z wydawców, a ich najnowsze dziecko raczej tej sytuacji nie poprawi. Legenda Jacka Sparrowa przeznaczona jest tylko i wyłącznie dla ludzi, którzy nie mogą przejść obojętnie obok żadnej zręcznościówki – a i ci powinni wyposażyć się w sporą dawkę cierpliwości.

Artur „SirArtus” Cnotalski

PLUSY:

  • Piraci z Karaibów;
  • głos Johnny’ego Deppa.

MINUSY:

  • w zasadzie cała reszta.
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!