Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 6 stycznia 2004, 13:34

autor: Krzysztof Marcinkiewicz

Piraci Nowego Świata - recenzja gry

Piraci Nowego Świata to przygodowa gra akcji i zarazem rozbudowana symulacja morska rozgrywająca się w okresie panowania potężnych okrętów żaglowych pływających pod banderą „czaszki”, przygotowana przez zespół Ascaron (twórcy m.in. Port Royale).

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Rok 2003 był bardzo atrakcyjny dla fanów morskich rabusiów, zwanych także piratami. Na ekranach kin wyświetlana była amerykańska superprodukcja Piraci z Karaibów. Odniosła ona na tyle wielki sukces, że już zapowiedziano prace nad jej kontynuacją. Wszystko wskazuje bowiem na to, że amerykańska kinematografia na nowo zwróciła uwagę na korsarzy i pirackie szelmy. Stagnacja na tym polu miała miejsce od premiery filmu Wyspa Piratów (1994), której koszta produkcji były tak wielkie, że wytwórnia Corolco postawiła wszystko na jedna kartę i zadłużyła się na kolosalne pieniądze. Niestety... film nie zarobił nawet na pokrycie długów, przez co wytwórnia została zamknięta na cztery spusty, a temat piratów w filmach był przez producentów omijany. Teraz to się zmienia, a rynek gier komputerowych również nie może narzekać: Twórcy Sea Dogs podpisali kontrakt z wytwórnią Disneya (producent filmu Piraci z Karaibów) na mocy którego druga część ich gry stała się oficjalną adaptacją tego obrazu; Sid Meier zapowiedział prace nad kontynuacją kultowych Piratów, zaś niemiecka firma Ascaron wydała absolutny megahit gatunku i pogromcę Pirates (1987), którzy przez ostatnie 16 lat byli niepokonani. Mowa oczywiście o Port Royale, która bazowała na formule znanej z dzieła Sida Meiera i uzupełniała ją o wątki ekonomiczne-gospodarcze znane chociażby z Anno 1503. Podobnie jak w przypadku Piratów z Karaibów, Port Royale odniosła wielki sukces moralny i komercyjny. Nic więc dziwnego, że jej twórcy zapowiedzieli prace nad sequelem, zaś jeszcze pod koniec 2003 roku wydali inny tytuł, ściśle bazujący na schemacie Port Royale – Piraci Nowego Świata. Tym razem zrezygnowano z wątków ekonomicznych i postanowiono skupić się na samych morskich przygodach. Dlatego właśnie Piratom Nowego Świata bliżej jest do miana następczyni Pirates niż Port Royale.

Gra rzuca nas w piracką codzienność Morza Śródziemnego w drugiej połowie XVI wieku, a konkretnie w rok 1570, kiedy to miała miejsce w tym regionie świata hiszpańska dominacja. Pierwsze dziesięć lat z życia naszego pirata spędzimy na samouczku, który zapozna nas z elementarną wiedzą na temat naszej łupieżczej działalności na Karaibach. Niestety, nie ma możliwości pominięcia samouczka, więc każdy (nawet najbardziej doświadczony pirat z Port Royale) będzie musiał go przejść. Wbrew pozorom pierwsze zadanie do najłatwiejszych wcale nie należy. Naszą misją jest zdobycie dla Hiszpanii trzech portów. Nie mogą to jednak być pierwsze lepsze porty, to byłoby zbyt proste. Zabawę zaczynamy więc z marnej klasy okrętem z pięćdziesięcioosobową załogą i niewielką ilością dział. Zanim zabierzemy się za poważne misje musimy wyrobić sobie odpowiednią reputację, która otworzy nam bramy do przychylności gubernatorów portów. Zdobywamy więc doświadczenie atakując napotkane okręty nieprzyjacielskich flag, lub po prostu innych piratów, powiększając w ten sposób swoją flotę, fortunę i ulepszając reputację. Ma ona kluczowe znaczenie w określeniu poziomu trudności danej rozgrywki. Im lepszą reputacją się cieszymy w portach danej nacji, tym lepsze ceny towarów zyskujemy na targowisku, bądź bardziej atrakcyjne oferty kupna naszych okrętów w stoczni, tudzież po prostu Gubernatorzy dają nam ciekawsze misje z o wiele większą nagrodą pieniężną za ich realizację. W pewnym momencie któryś z gubernatorów powierzy nam pierwszą misję dyplomatyczną, której wykonanie zagwarantuje nam kolejne, aż wreszcie poznamy lokalizację pierwszego z trzech docelowych portów. Wszystko to musimy zrobić w przeciągu dziesięciu lat, jeśli nam się uda, wówczas otrzymamy dostęp do nowych scenariuszy z danego okresu, a także możliwość ich realizacji pod banderą różnych państw.

Gra podzielona więc została na cztery trzydziestoletnie okresy. Pierwszy to „Hiszpańska Dominacja” w okresie 1570-1600. Kolejne to „Francja Rośnie w Siłę” w latach 1600-1630, „Postępy Anglii” (1630-1660) i wreszcie „Schyłek Hiszpańskiego Imperium”. W przeciągu tych 120 lat naszym zadaniem będzie żeglować po Karaibach, rabować, plądrować i pracować nad reputacją postrachu Morza Śródziemnego. Zakres historyczny Piratów Nowego Świata zamyka się mniej więcej w momencie, w którym Port Royale (drugie po Tortudze miasto, które było wielką bazą bukanierów) pochłonęło wielkie trzęsienie ziemi w 1692 roku. Co ciekawe, port ten, zwany „Speluną Antyli” i „Babilonem Karaibów”, zatonął w otchłani morza, pozostawiając po sobie jedynie stwierdzenia, że była to kara niebios, które nie mogły dłużej znieść rozpusty i zła, jakie pleniło się w kraju. Państwie, które miast piratów i rabusiów powinno być biblijnym rajem... przynajmniej według Krzysztofa Kolumba. Cały ten okres przepłyniemy poprzez 16 scenariuszy, które zostały chronologicznie posegregowane. Co więcej, na początku zabawy mamy dostęp wyłącznie do jednej misji, oraz jednego państwa. Wraz z jej ukończeniem odsłania się kolejna i analogicznie dzieje się dalej. Słowem, aby móc ukończyć grę musimy przebrnąć przez wszystkie scenariusze – niektóre będą nam narzucać banderę pod którą chcemy żeglować, inne dadzą nam wolny wybór. Wiedzieć jednak trzeba, że wybór innej, niż sugerowana, bandery wiązać się będzie ze wzrostem poziomu trudności.

Niezależnie od tego w którym z okresów aktualnie się znajdujemy, na bieżąco będziemy informowani o postępach historycznych jakie w rzeczywistości miały miejsce. Dojdzie więc do eskalacji konfliktów zbrojnych pomiędzy poszczególnymi państwami, a my, w zależności od tego pod jaką banderą żeglujemy, będziemy musieli bronić interesów naszej ojczyzny. Oczywiście pod warunkiem, że zależy nam dobrej reputacji u naszych rodaków. Jeśli zapragniemy się zbuntować i wspomóc wroga, to także mamy taką możliwość. Drastycznie zmieni to nastawienie naszych rodaków do naszej osoby i będziemy ścigani listem gończym w każdym porcie ojczystym. W przeciągu tego zarysu historycznego ważną rolę pełnić będzie wspomniane miasto Port Royale, z którym powiązanych będzie wiele zadań i przez który przepłynie szeroka struga pirackiego złota i łupów. W Piratach Nowego Świata rywalizują ze sobą cztery państwa, które odegrały kluczowe role w rozwoju historii Karaibów, są to mianowicie Hiszpanie, Francuzi, Holendrzy i Anglicy. To, pod czyją banderą rozpoczynamy daną misję nie oznacza, że nie możemy próbować sympatyzować z innymi nacjami, nawet wbrew oficjalnej polityce rodzinnego rządu.

Każdy scenariusz zakłada nam realizację głównego celu w przeciągu określonej ilości lat. Zanim będziemy gotowi na jego wypełnienie musimy wykonać szereg zadań podrzędnych, które wzmocnią naszą pozycję na morzu, a także zapewnią odpowiednie zaplecze. Nie można przecież rzucić się na port dysponując kilkoma działami i marną ilością piratów. Nawet jeśli rozgromimy portowe działa, to miejska ludność wyrżnie nas w pień nim zdążymy wysiąść z okrętu na ląd. Zadania są bardzo zróżnicowane, od prostych zleceń transportowych, po misje ratunkowe i zwiadowcze, czasami będziemy musieli po prostu zapolować na konkretnego pirata, albo po prostu odizolować jakiś port od wszelkich okrętów, które będą chciały weń wpłynąć lub zeń wypłynąć. Pod tym kątem Piraci Nowego Świata nas nie rozczarują, autorzy przygotowali cała gamę misji, dzięki którym przeżyjemy na Karaibach mnóstwo fantastycznych przygód.

W efekcie gra wbrew narzucanym celom staje się nieliniowa. Co prawda musimy spełnić w danym okresie czasowym jakiś ważny dla fabuły cel, ale sposób jego realizacji i przygody jakie przeżyjemy dążąc do niego, zależy wyłącznie od nas i naszych decyzji. A skoro przy decyzjach jesteśmy, to trzeba wiedzieć, że podejmowanie się realizacji niektórych zadań pobocznych sprawi, że uaktywnią się nam jedne, a inne zablokują. Tak samo to, co wyczyniać będziemy na morzu wpływać będzie na misje jakie zostaną nam zaoferowane do realizacji. W efekcie otrzymujemy grę, której praktycznie nie ma możliwości, aby dwa raz w ten sam sposób ukończyć.

Omawiając misje i zadania poboczne, które otrzymujemy w tawernie lub (te ważniejsze i dyplomatyczne) od Gubernatorów, trzeba wspomnieć o możliwości odpoczynku od nich. Jeśli wykonaliśmy już ileś tam zadań pobocznych i nie chcemy znowu ścigać się z czasem, aby spełnić kolejne zlecenia, to zawsze możemy oddać się jednej z kolejnych zalet Piratów Nowego Świata. Co prawda handel nie odgrywa już tak ważnej roli jak w Port Royale, ale graczom zostawiono możliwość dorobienia się w taki sposób fortuny. Niekoniecznie musi to odpowiadać załodze i jeśli będzie się ona zbyt długo nudzić to może dojść do buntu. Istnieje sposób na zyskanie na czasie wśród naszych kamratów - wystarczy wypełnić ładownię pożywieniem i rumem, aby na jakiś czas móc cieszyć się bytem kupca. Jeśli handel nas nuży, to zawsze możemy popływać po okolicy i atakować napotkane okręty, plądrować je, zatapiać lub przejmować tylko po to, by sprzedać je w najbliższym porcie. Zawsze też możemy wcielić się w łowcę piratów! W każdym porcie znajduje się słup z listami gończymi za morskimi rabusiami! Wystarczy się z nimi zapoznać i wyruszyć na szerokie wody w poszukiwaniu złoczyńców. Za schwytanie piratów możemy dostać niezłą nagrodę w portach, które go ścigają listem gończym. Taka forma odpoczynku od głównego celu scenariusza nie może trwać zbyt długo. Czas nieubłaganie zbliża się ku terminowi realizacji misji i jeśli do tego momentu go nie wykonamy, wówczas wszystko trzeba zacząć od początku.

Wykonując misje, czy zadania poboczne, w końcu będziemy musieli wziąć udział w bitwie morskiej, a w późniejszym etapie rozgrywki w ataku na port. Twórcy gry wprowadzili kilka modyfikacji w tym polu grywalności. Wszystko nadal jest po staremu jeśli chodzi o wizualizację mapy – na tej wielkiej, obrazującej Karaiby, pływamy z portu do portu, zaś bitwy morskie prowadzimy na niewielkich, zamkniętych sektorach. Zmiany dotyczą sposobu sterowania okrętem, jak i ich ilością. W przeciwieństwie do Port Royale nie możemy już mieć wielkiej floty, tutaj ogranicza się ona do niecałego tuzina. Co więcej, w bitwach morskich brać może udział tylko jeden z okrętów dostępnych w naszej flocie. Przed każdym atakiem, lub obroną, wybieramy statek, który ma brać udział w walce. Jest to o tyle trudna sprawa, że jeśli atakujemy przeciwnika który liczy sobie kilka statków we flocie, wówczas nasz jeden okręt musi stawić czoła kilku. Może jest to i mało sprawiedliwe, ale podnosi poziom trudności, a niekiedy nadaje grze smaczku hazardu, gdy mamy podjąć decyzję ataku na przeciwnika o przewyższającej naszą liczbie okrętów. W końcu realizacja najtrudniejszych wyzwań przynosi największą satysfakcję!

Ważnym elementem grywalności jest nasza załoga, oraz jej morale, które nieustannie musimy monitorować. Brak żywności i rumu na pokładzie to najgorsze co może ci się przytrafić, gdyż załoga zacznie być nerwowa i agresywna. To z kolei bardzo często prowadzi do buntu i do porzucenia cię na bezludnej wyspie, żebyś zdechł z głodu niczym kapitan Jack Sparrow w Piratach z Karaibów. Aby się przed tym uchronić, trzeba pamiętać o kilku sprawach. Przede wszystkich załoga okrętu pirackiego musi plądrować, walczyć, zatapiać i zdobywać. Można robić przerwy, ale jeśli będą one trwać zbyt długo, to nasi piraci zaczną się nudzić i wpadać im do głowy będą głupie pomysły (takie jak wyżej wspomniany bunt). Opóźnić ich buntowniczą naturę można poprzez dostawy rumu i żywności do naszych ładowni, lub po prostu atakując jakieś okręty lub porty. Buntu jednak nie da się uniknąć i trzeba o tym pamiętać. Co jakiś czas po prostu trzeba podzielić łupy pośród członków załogi i wymienić ją na nową. Na szczęście w Piratach Nowego Świata nie ma czegoś takiego jak poziom doświadczenia załogi, więc nie musimy się martwić o to, że zastępujemy doświadczoną w wielu bitwach morskich ekipę na kompletnych żółtodziobów, którzy nie rozróżniają rufy od dzioba. Wszystko zmierza do tego, że każdy pirat prędzej czy później chce nacieszyć się zdobytą fortuną. Na nic nasze zmagania, aby zgromadzić jak największe bogactwo. Prędzej czy później łajdactwo z naszej załogi zapragnie przepuścić należną im część na rozpusty wszelakiej maści i nic na to nie możemy poradzić.

Kolejne zmiany dotyczą sterowania naszym okrętem. Już nie wskazujemy gdzie on ma płynąć, sterujemy nim na bieżąco. Za pomocą lewego przycisku myszki przemieszczamy się, musimy jednak tak manewrować myszką, aby statek płynął tam, gdzie chcemy. Prawym przyciskiem strzelamy z armat. Bitwy stały się bardziej zręcznościowe niż taktyczne, ale dzięki temu są one o wiele bardziej dynamiczne i podnoszą poziom adrenaliny we krwi. Tylko od naszej zręczności i zdolności szybkiego podejmowania strategicznych decyzji będzie zależeć nasze zwycięstwo. Jeśli będziemy zbyt wolni, albo niecelni, wówczas nawet trzy klasy słabszy statek może nas zatopić.

Skoro już przy zmianach jesteśmy, to modyfikacjom uległ także panel portu. Zmienił się on na taki, który bardziej przypomina Heroes of Might & Magic niźli Port Royale. Powód jest bardzo prosty – zrezygnowano z możliwości budowy własnych struktur, więc nie trzeba było generować dynamicznych portów. W zamian otrzymaliśmy ładną bitmapkę z wizerunkiem portu i, w sposób analogiczny do serii HoMM, wybieramy sobie budynek, do którego chcemy „wejść”. Wybór nie jest duży – możemy udać się do stoczni (handel i naprawa okrętów), tawerny (plotki, hazard i zdobywanie misji), na targowisko (handel dobrami, a także uzbrojeniem i najem piratów oraz ewentualnych osadników – niezbędne w przypadku misji transportowych osadników z portu A do B), do Gubernatora (poboczne misje dyplomatyczne, a także takie, które umożliwią nam pośrednio lub bezpośrednio realizację calu danego scenariusza), jest jeszcze słup z listami gończymi i pomost, symbolizujący wyjście z okna portowego. Pozostałe elementy gry pozostały niezmienne i garściami czerpią z poprzedniej gry Ascaronu, a konkretnie z Port Royale. Jeśli więc jesteście zaznajomieni z mechaniką grywalności tego tytułu, to bez trudu odnajdziecie się w realiach PNŚ.

Piraci Nowego Świata to znakomite urozmaicenie Port Royale i każdy, kto zakupił wcześniejszy produkt Ascaronu, koniecznie powinien mieć w swojej kolekcji dzisiaj omawianą grę. Tylko w ten sposób przekonacie się dlaczego przez ostatnie 16 lat żadnej firmie nie udało się rozgromić potęgi Pirates Sida Meiera. Powiodło się za to Ascaronowi i to aż dwukrotnie: najpierw poprzez Port Royale, a teraz dzięki Piratom Nowego Świata. Jeśli Sid Meier nie wysili się ze swoimi Pirates 2, to Port Royale 2 raz jeszcze zostanie wyklęte przez ojca Piratów i popleczników Firaxis. Przygodę zaczniemy jako jeden z kapitanów przyczyniających się do hiszpańskiej dominacji na Morzu Śródziemnym, a skończymy na podbijaniu miast tego państwa pod banderami innych krajów. Zmierzch pirackiego świata nastąpi mniej więcej z tragedia miasta Port Royale w 1692 roku. Ale póki co, te 120 lat należeć będzie w pełni do nas i tylko od naszej pomysłowości zależeć będzie jak zostaniemy zapamiętani przez historię Karaibów. Pirackie Eldorado czeka na śmiałków, którzy nie zawahają się dążyć po trupach w realizacji swoich celów.

Krzysztof „Kokosz” Marcinkiewicz

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!